Demon - "Kolej Cesarska" cz.3 - (SW)
(STARA WERSJA - NOWA WERSJA TO "DEMON ODRODZENIE")
Imperium Feniksa
564 rok nowej ery – 1926 rok imperialny
2 kwietnia, wiosna
Linia kolejowa F-12, ziemie Imperium
Lokomotywa stała na pośród łąk, ani jednej wioski w okolicy. Jednakże, zza wzgórza wyłonił się kształt. Mianowicie samochód. Ten trudząc się niemiłosiernie podjechał pod same tory i się zatrzymał. Adler czekał przy wejściu, a Maria Luisa spoglądała na samochód przez otwarte okno. Drzwi samochodu się otworzyły i wyszły z niego dwie osoby. Blond włosa dama w pięknej żółtej sukni, oraz ubrany na czarno kapitalista, kulejący na prawą nogę i opierający się o laskę. Spod ronda cylindra wysunęła się twarz Stephena Kruppa. Największego kapitalisty Imperium, a może i całego świata.
- Witajcie! – Krupp zakrzyknął radośnie. – Cóż za piękny dzień na postój pośród absolutnego bezludzia, nieprawdaż?
- Witaj przyjacielu, jak widzę nadal masz nietuzinkowe poczucie humoru - tu spojrzał na jego towarzyszkę. – Witaj Interio, dawno się nie widzieliśmy.
Dziewczyna która dawniej nosiła imię Anastazja Tayelland uśmiechnęła się delikatnie.
- Witaj Demonie Imperium – spojrzała na Luis. – Witam i ciebie „Gwiazdo Poranno Milenium”. Cieszę się z naszego spotkania.
Luisa spojrzała pytająco na Adlera.
- Interia przetrwała załamanie psychiczne. Ocaliłem ją w czasie jednej z bitew w czasie wojny Imperium z królestwem Tahganu. Od tamtego czasu ma wizje. Wie i przewiduje wydarzenia które są daleko i blisko. Mówi raczej zdawkowo i tajemniczo.
- Wizje?
- Cóż… nie ważne jak głupio to zabrzmi, ma ona niesamowitą umiejętność wyczuwania niebezpieczeństw. Nawet jeśli nie zadziała, nie zaszkodzi mieć ją w pobliżu.
Maria uniosła lekko brwi i wzruszyła ramionami.
- Cóż.. trudno mi się nie zgodzić. Może trochę „magii” się przyda w czasie tej podróży.
Na te słowa Krupp wchodzący do pociągu zatrzymał się nagle.
- A! Co do magii – tu sięgnął za pazuchę i wyciągnął butelkę whisky. – Dwudziestopięcioletnie. Takiej „magii” chyba w czasie podróży sobie nie odmówimy, prawda?
Adler prychnął rozbawiony i odezwał się kręcąc głową, cały czas patrząc na Stephena który teraz pomagał Interii wsiąść do pociągu.
- Za dużo pijesz.
Krupp zaśmiał się w odpowiedzi i poklepał swoją prawą nogę.
- Dobrze wiesz że socjalistyczna kula przeszyła mi nogę na wskroś. Na ironię, przeklęty czerwony używał karabinu mojej marki i to snajperskiego. Dobrze że był to ewolucjonistyczny idiota. Celował pewnie w głowę, a odległość i mój ruch doprowadziły że przeszył mi nogę. Cena za mój pech: będę kulał do końca życia.
- Cud że nie przestrzelił tętnicy – stwierdziła księżniczka.
- Przy takim kalibrze nie trzeba trafić w tętnice by zabić. Fala uderzeniowa była wystarczająco mocna że dostałem zawału. Gdyby nie Erwin Rommel i jego szybka reakcja, pewnie nie… he… nie kulałbym po tym świecie.
Zarechotał z ironią.
Wszyscy razem weszli do wagonu odpoczynkowego, gdzie po przedstawieniu się sobie nawzajem przeszli do przyjemnej rozmowy, oczywiście w towarzystwie przywiezionego whisky.
- Więc Wasza wysokość już wie… o pułapce na tych co ją zastawiają? – Zaytał Krupp.
- Wiem.
- To wyśmienicie. Według naszego wywiadu w całym imperium pozostało zaledwie około stu grup „Patriotów”, razem ich jest… kilka tysięcy, może, powyżej dziesięciu – tu uniósł palec. – Jednakże… jednakże nie mają między sobą prawie żadnej komunikacji. Ich zasoby do broni spadły prawie do zera. Wszystkie depozyty w Całym Imperium są chronione. Zostaje im okradanie sklepów lub broni prywatnej, a do tej nie mają za dużo amunicji. Więc co im pozostaje?
- Poddać się, lub ukryć się między cywilami – odpowiedział Hohenzolern.
- Obie poprawne odpowiedzi, ale żeby do tego doszło… musi zostać złapany Ostatni lider „Patriotów”.
- Kto?
- „Generał” Eryk Haizer – odpowiedział Adler.
- Ten „Haizer”? – Zapytał Hohenzollern, a widząc pytający wzrok swej Pani kontynuował. – Jeden z lepiej znanych „karierowiczów” z armii Imperium. Szalenie lojalny wobec tych którzy ciągną go ku gurze. Fanatyk. Nigdy nie przejmował się stratami, militarnymi czy cywilnymi. Według tego co wiem to awans dostał za „zlikwidowanie” oporu w dawniej znanym mieście Huta-Ludu.
- „Dawniej znanym”? – dopytywała się księżniczka.
Hohenzollern i Adler wymienili krótkie spojrzenia. Dwa ruchy głową i Adler kontynuował.
- Kiedy Rommel przeprowadził kontrofensywę i zepchnął czerwonych aż po góry w czasie wojny z socjalistami Hazier nie mógł pozwolić by cała chwała wpadła w ręce tak młodego dowódcy. Właśnie dlatego pojawił się na froncie i przejął kontrolę nad trzema dywizjami, które otoczyły wspomniane miasto… - Adler upił whisky. – Hazier nie wysłał nawet żądania kapitulacji. Rozkazał jednostkom artylerii strzelać, a lotnictwu zrzucić bomby zapalające na całe miasto. Potem kazał „zlikwidować” wszelki opór. Każdy podejrzany miał zostać rozstrzelany… - Odetchnął. – Przed Haizerem miasto miało… Prawie sto tysięcy mieszkańców, kiedy odszedł… nie ostała ćwierć, rannych i sparaliżowanych. Wraki ludzkie.
Księżniczka cały czas patrzyła na Adlera.
- Zrobiłeś coś podobnego. W czasie rewolty w mieście Derkirk. Kiedy Imperium toczyło wojnę z Tahganem. Niektórzy twierdzili że to co zrobiłeś sprowokowało czerwonych.
Adler kiwnął głową.
- To prawda. Nasze akcje były podobne, ale się różniły. Po pierwsze, dałem im szansę na kapitulację. Osobiście pojechałem na spotkanie z przywódcą rewolucjonistów. Nakazałem całkowitą kapitulację. Odmówił. Zaproponowałem więc ewakuację cywili. Odmówił. Więcej, postawił żądania. Chciał czołgów, amunicji, dostępu do wody i elektryczności dla miasta. Oraz uznania go jako „wolne miasto”. Nie mogłem się zgodzić. Odjechałem. – Adler znowu upił ze szklanki. – Kiedy wróciłem do punktu dowodzenia. Okazało się że miał zakładników. Ustawił ich tak bym ich widział. Kazał im biec i zaczął strzelać w plecy. – Oczy Adlera zalśniły demonicznie. – To byli Moi ludzie. Nakazałem moim siłom stworzyć cztery wyłomy w ich obronie. Na wszystkie strony świata. Stworzyliśmy przejścia przez które ewakuowaliśmy wszystkich cywili jakich mogliśmy wyciągnąć. Kiedy to się udało, wycofaliśmy się z miasta. Czerwoni wiwatowali. Myśleli że się ich wystraszyliśmy. To miasto miało ponad trzysta tysięcy mieszkańców. Ich… było około sześciu tysięcy. Zrozumieli… że miasto zrobiło się puste, a są otoczeni przez jedne z najmłodszych jednostek w całej armii.
- A co ten fakt ma do rzeczy?
- To że te jednostki nie miały doświadczenia… - Adler uśmiechnął się lekko. - …a bardzo chciały je zdobyć… - tu wyszczerzył się w uśmiechu. – Szczególnie najmłodsze jednostki artylerii.
Na te słowa nastała długa cisza.
- Kazałem strzelać i nie przestawać. Przez dwanaście godzin. Waliła artyleria, czołgi, moździerze. Wszystko. Ignorowaliśmy białe flagi i głos przez radio błagający o litość. Kiedy pył opadł, kazałem sprowadzić wszystkich wrogów imperium. Kazałem im wykopać ich własne groby, a następnie… w stylu „rewolucyjnej demokracji” podzieliłem ich na komitety, po dziesięć osób. Każda grupa musiała wybrać… „przedstawiciela”. Ten lądował w grobie. Potem podzieliłem ich na pięcioosobowe komitety… i znowu kazałem wybrać przedstawiciela. Ten również trafiał do grobu. Wtedy kazałem im zasypać grób i puściłem ich wolno.
- Wolno? Rewolucjonistów? Czemu? – Księżniczka nie rozumiała.
Krupp zaśmiał się lekko i upił swego trunku.
- Ponieważ, moja Pani, umknął ci jeden szczegół w tej opowieści.
- Jaki?
- Pułkownik von Adler powiedział że „reprezentanci” trafili do grobu.
- I co w Tej części mi umknęło?
- Nie powiedział że byli martwi kiedy do niego trafiali.
Cisza. Wszystkie oczy spojrzały na Demona. Demona który miał twarz anioła ze skazą i oko w kolorze ogni piekieł. Z uśmiechem uniósł on trunek i oznajmił.
- Wszystkie płomienie oporu… muszą zostać ZDUSZONE.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania