Demon - Rozdział 10 - (SW)
(STARA WERSJA - NOWA WERSJA TO "DEMON ODRODZENIE")
"Spotkanie"
Imperium Feniksa
Rok 551 nowej ery – 1912 rok imperialny
30 lutego, zima
Szpital imienia Rafaela Zerdinga w Walencji - Region Walencji
5 dzień Wielkiej Wojny Kontynentalnej
Oddychał powoli. Zimne powietrze wypełniało mu płuca i zapewniało minimalną ulgę poranionej części ciała schowanej za bandażami. Ławka w ogrodach szpitalnych nie należała do najwygodniejszych, ale nie miał zamiaru narzekać. Rany okazały się zbyt poważne, by nawet z pomocą specyfiku dokonać na nich operacji. Przez to został wysłany na rekonwalescencje w południowym regionie Imperium – Walencji, którego stolicą było miasto o tej samej nazwie. Francis Adler mógł zarzucić mieszkańcom regionu wiele, ale na pewno nie kreatywności.
To nie było dla niego naturalne. Odkąd pamiętał: służył. Teraz jednak został odsunięty od służby. Jego oddział został tymczasowo połączony z oddziałem kotów i z tego co wie przeprowadza serię ataków dywersyjnych na tyłach wroga, by kupić czas Imperialnej Armii.
W mgnieniu oka, regionalny konflikt zamienił się w wojnę kontynentalną. Wywiad Imperium był zbyt pewny siebie. Widząc straty Varsian w walce z Finicją nie założyli że są one spowodowane pychą głównego dowództwa carstwa, którzy nie spodziewając się takiego oporu ze strony republiki, przygotowali niewielkie siły i zapasy, nie mówiąc o używaniu w większości oddziałów karnych, a nie poborowych żołnierzy. Teraz, po roku walk, kiedy Varsia zebrała odpowiednie zapasy i dozbroiła jednostki, ich armia była w praktyce lepiej przygotowana niż armia Imperium, która dopiero ogłosiła oficjalną mobilizację. Na froncie sytuacja wyglądała nieciekawie dla obu stron. Varsjanie przebili się zarówno na wschodzie, jak i na zachodzie kontynentu, zdobywając wielokilometrowy pas ziemi, jednak równocześnie w samym centrum utrzymał się wyłom stworzony przez poświęcenie I Korpusu Ekspedycyjnego. Imperium nie było w pełni zmobilizowane, Republika straciła część swojej linii umocnień, narażając na upadek cały front, a Varsianie nie mieli możliwości wykorzystania aktualnej przewagi, przez samą długość frontu, ciągnącego się w poprzek całego kontynentu. Na razie, obie armie wykonywały pojedyncze ataki, próbując ustawić linie frontu na naturalnych przeszkodach: rzekach, górach i głębokich kotlinach szykując się do rozpoczęcia faktycznej rozgrywki.
W tym wszystkim pojawia się jeszcze element polityki i dyplomacji na razie niezaangażowanych państw, które mogą wesprzeć którąś ze stron, lub wykorzystać osłabienie obu. Społeczność Varsji nie przyjęła pozytywnie eskalacji konfliktu, podobnie społeczeństwo Imperium, które uznało że rząd bezmyślnie wciągnął państwo do czyjejś wojny. W obu przypadkach wzrosła popularność socjalistów i spokrewnionych z nimi komunistów – „Rewolucjonistów Ludu Pracującego”. „Socjaliści z Południa” albo jak oficjalnie się określali: Związek Socjalistycznych Republik Zatrolii (Zatrolia – nazwa kontynentu) najpewniej już szykowali się by wykorzystać osłabienie Imperium, które już wielokrotnie krzyżowało ich plany i zatrzymywało ekspansję czerwonych ideałów. Kolejnym graczem na kontynencie była Diarchia. Potężny sąsiad Imperium i jego gospodarczy rywal. Jednakże Diarchia już wielokrotnie starała się utrzymać równowagę sił na kontynencie i jeśli będzie trzeba stanie w bok w bok z rywalem przeciw większemu zagrożeniu.
Oczywiście Adler nie przeczytał tego w trzymanej w rękach gazecie. Pamiętał je jeszcze z długiego szkolenia z przeszłości. W samej gazecie natomiast skrzył się wysiłek propagandowy prasy. Artykuły o wrogich zbrodniach, wezwania do broni, zachęcanie do kupowania bonów wojennych – nowego pomysłu Imperialnej Armii i wiele innych. Pisali nawet coś o nim, no może nie bezpośrednio, ale jeden z artykułów wspominał atak bombowy na „rezydencję” w Finicji, gdzie jeden z Imperialnych żołnierzy ocalił członkinie królewskiego rodu. Adler wiedział że nie dostanie za swoje poświęcenie medalu, a nawet jeśli, to nie będzie mógł mu go nikomu pokazać. Westchnął. Dni mu się strasznie dłużyły. Jedyny skrawek jego bitewnego życia jaśniał na skraju horyzontu gdzie ścierały się potężne armie.
Pogrążony w myślach dopiero po chwili usłyszał kroki przydzielonej mu sanitariuszki, Natalii Brand. Była to dwudziestoletnia dziewczyna o niebieskich oczach i długich zawiniętych w warkocz blond włosach. Była sanitariuszką z powołania i była w tym lepsza niż ktokolwiek mógł podejrzewać. Adler nawet ją lekko polubił, mimo że ich znajomość trwa zaledwie kilka dni. Jej moralność i przywiązanie do religii wydawało mu się zabawne. Szczególnie że chciała go nawrócić na wiarę Kościoła Światła.
- Znowu siedzisz na dworze – stwierdziła niezadowolona podchodząc.
Adler zerknął na nią przelotnie. Nosiła typowy biały strój sanitariuszki. Nic nadzwyczajnego. Uśmiechnął się rozbrajająco.
- Ciebie również miło widzieć Natalio. Jak obchód?
- Właśnie go kończę, jesteś ostatnim pacjentem na mojej liście – stanęła tuż przed nim. – Nie powinieneś tyle siedzieć na dworze, jest zimno, a twoje ciało jest osłabione. Nie chcę leczyć ci jeszcze zapalenia płuc.
Adler uśmiechnął się rozbawiony. Po ostatniej porcji specyfiku jakakolwiek bakteria czy wirus które miałyby zamiar osiąść w jego organizmie, zostałyby spalone w jego własnej krwi.
- Chłód pozwala mi ignorować rany. Przynosi mi ulgę.
- A mi przynosi pracy. Nie możesz wybrać innego miejsca do odpoczynku? Może kaplicy?
Adler wywrócił oczami, coś czół że dziś też nie da mu z tym spokoju.
- Jak już mówiłem droga Natalio, jestem Deistą. Nie uważam żeby Bóg, czy Bogowie, potrzebowali moich modlitw. Mam ważniejsze sprawy na głowie.
- Powinieneś wierzyć. Wraz z uzdrowieniem duszy przyjdzie i uzdrowienie ciała.
- HA! Moja droga! Po tym co robiłem, nie ważne w której religii, czeka mnie tylko Potępienie.
Natalia pokręciła głową. Odhaczyła jego pozycję na karcie i ruszyła z powrotem do szpitala. Nie miała ochoty go przekonywać. Zwykle kiedy mówiła o Bogu w oczach ludzi widać było radość, gniew, lub parszywą obojętność. Jednak oczy tego mężczyzny rozświetlała jedynie zginająca się ze śmiechu ironia. Cały majestat Boga i jego siła, którą tyle razy widziała w ludziach, dla niego był tylko kpiną.
Odeszła, a Adler pozostał na ławce czytając powoli dalsze artykuły w gazecie. Nie poczuł kiedy pewien znajomy pojawił się tuż przed nim.
- Jest całkiem ładna – oznajmił znajmy głos.
Oczy Adlera rozszerzyły się w przerażeniu i uniosły się znad gazety.
- To Ty…
„Czarnoksiężnik” kiwnął zadowolony głową. Siedział na murku po drugiej stronie ogrodowej ścieżki. Nadal w swoim fioletowym fraku, zakrywającą usta masce komedii w wysokim cylindrze.
- To Ja.
Wstał i zbliżył się o krok. Adler był nieuzbrojony i słaby, oraz nie wiedział czego może chcieć tajemniczy mąż. Ten zlustrował go i pokręcił głową.
- Co w zdaniu: „strzeż się śpiewu niebios” było niezrozumiałe? – Zapytał wciąż kręcąc głową. – Serio pytam. Bo widzę że mamy jakieś szczególne problemy z komunikacją. Mam wyraźniej mówić?
- Czego chcesz? – Zapytał Adler nie chcąc uczestniczyć w tej farsie.
- Wielu rzeczy… i żadnej z nich nie jesteś w stanie mi zapewnić, no może za wyjątkiem spełnienia swojej roli w tym świecie. To znacznie ułatwiłoby moje istnienie. Jednak jak widzę, dość uporczywie, choć nieskutecznie, próbujesz się zabić.
- Nie byłem wystarczająco szybki…
- Nie próbuj mnie okłamać. Specjalnie tak długo czekałeś. Specjalnie naraziłeś się na śmierć. Jestem jedynie ciekawy: dlaczego? Pragniesz śmierci? Nie, to chyba nie to. Masz zbyt wielką ambicję, jesteś zbyt chciwy by umrzeć nie posiadać czegoś co zaspokoi twoje pragnienie. Może więc było to dla tego żołnierza, by zachować się jak bohater? Nie to też nie pasuje. Gdybyś chciał być bohaterem nie nazywałbyś się Demonem, nie mówiąc już o ilości niewinnych istnień które zabiłeś by wykonać zadanie. Honor cię nie dotyczy. Pozostaje mi jeszcze jedna myśl – zrobiłeś to dla wrażeń, ekscytacji, adrenaliny. Czy uczucie zbliżającej się śmierci, widok zbliżających się eksplozji, nie sprawia że czujesz że żyjesz? – Pytał powoli i podawał możliwe odpowiedzi. Następnie ponownie usiadł naprzeciwko pochylił się i zapytał. – Które z nich jest poprawną odpowiedzią?
Adler milczał. Levit, bo tak jak pamiętał nazywał się czarnoksiężnik, miał rację. W tamtym momencie coś go powstrzymało przed ukryciem się przed pewną śmiercią. Sam zastanawiał się nad tym od kilku dni. Odchylił głowę do tyłu i odpowiedział.
- Najpewniej wszystkiego po trochu.
Levit aż mocniej się pochylił.
- O, a to ciekawe. Kontynuuj.
- Nie tak dawno, mój przeciwnik, wróg, nazwał mnie człowiekiem… i to na łożu śmierci, a kiedy wracam między sojuszników zamieniam się w proste narzędzie – westchnął i uśmiechnął się kwaśno. – Trudno nie mieć dylematów egzystencjalnych w takiej sytuacji.
- Nie doceniają cię. Nie dostrzegają twojego poświęcenia. Zarówno wrogowie, jak i sojusznicy. Dobrze wiesz że po obu stronach są ci którzy widzą w tobie Demona, Człowieka i figurę na szachownicy świata. Musisz się jednak zastanowić. Czy ignorancja, zarówno wrogów jak i sojuszników, nie przyniesie ci więcej niż ich wdzięczność…
Adler prychnął.
- Dość zgrabnie przeszedłeś z mojej wypowiedzi o egzystencji, do mojej chciwości – stwierdził. – Aż tak bardzo chcesz wiedzieć czego pragnę?
- Jak najbardziej. Jestem ciekawy, ciekawy czego pragniesz.
- Mogę cię okłamać.
- Możesz, ale tego nie zrobisz.
- Skąd ta pewność?
- Bo masz do mnie pytania i dobrze wiesz, że jeśli skłamiesz Ty, skłamię i Ja.
Milczeli przez chwilę.
- Powiedziałem to już Haizerowi. Mam zamiar z pionu przejść długą drogę by zostać królową na szachownicy…
- …nie mówisz całej prawdy – przerwał mu Levit. – Możesz oszukać wielu, ale nie mnie. Wiem że jesteś chciwy i to bardzo. Jesteś uparty, sukcesywny, a co ważniejsze skuteczny w swoich działaniach. Jesteś pionem, to prawda, ale pragniesz innej pozycji na szachownicy.
Demon Imperium przytaknął.
- Chcę dokonać niemożliwego. Jako pion… chcę zostać KRÓLEM. Pionem od którego wszystko zależy, którego nie można poświęcić dla zwycięstwa.
Levit milczał przez moment by następnie zachichotać rozbawiony.
- A co stanie się ze starym „królem” kiedy tego dokonasz?
Adler spojrzał na niego poważnie.
- „Umarł król. Niech żyje Król.” – odpowiedział bez mrugnięcia okiem.
Tym razem Levit śmiał się bez oporów, aż zginał w pół od przerażającego śmiechu. Po chwili umilkł.
- Właśnie To miałem nadzieję usłyszeć. Właśnie tego podejścia potrzebujesz. Cel uświęca środki mój drogi demonku. Trzymaj się tej drogi, a nieważne jaka będzie cena, osiągniesz zwycięstwo.
- Ale jakim kosztem? – zapytał Adler.
- Czy naprawdę cię to obchodzi? – Odpowiedział pytaniem na pytanie Levit.
Adler milczał. To się jeszcze okaże. Westchnął.
- Jeszcze nie wiem na pewno. Możliwe że tak, możliwe że nie.
- Na razie masz prawo być niezdecydowany, ale wkrótce będziesz musiał wybrać jedną z odpowiedzi – mówił Levit wpatrując się w Adlera, jego oczy w kolorze ognia i bursztynu obracały się niczym tornada piekieł, wypalając swój obraz w umyśle Adlera. – Powiedz mi, czekałeś tak długo jeszcze z powodu adrenaliny, prawda? Jestem ciekaw skąd wyszło to nastawienie.
Adler uniknął jego spojrzenia i zaczął wpatrywać się w ziemie. Po chwili odpowiedział.
- To ciało… jest przekleństwem. Jestem silniejszy, zdrowszy, starzeję się wolniej. Mam dwadzieścia trzy lata, a wyglądam jak nastolatek. Pod wpływem specyfiku nie czuję bólu, pragnienia, głodu, pożądania, radości czy nawet nienawiści. Walki stają się pustymi kartami faktów. Tak mało istotnych. Tylko kiedy nie używam specyfiku, tylko wtedy jestem wolny i tylko wtedy wiem że jestem żywą istotą, a nie jakąś maszyną z piekła rodem.
Levit pokiwał głową ze zrozumieniem, jednak zamiast zadawać kolejne pytania, milczał. Siedzieli naprzeciwko siebie, w ten zimny dzień, kiedy Wielka Wojna Kontynentalna dopiero się zaczęła.
Dwa demony, albo człowiek i czarnoksiężnik, albo ten który należał do świata i ten który był w nim tylko gościem. Dwie postacie wokół których w tamtym momencie kręcił się cały świat.
Adler wiedział na co czeka czarnoksiężnik. Na pytania. Jednak sam nie wiedział, czy chce jakiekolwiek zadać, ponieważ bał się odpowiedzi. Jednak nie mógł się powstrzymać.
- Ilu zginie?
- Przez twoje akcje? Miliony. Więcej niż mógłbyś zliczyć. Więcej niż mógłbyś ogarnąć wzrokiem. Więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
- Czy ich ofiara nie pójdzie na marne?
- To zależy. Śmierć jest zapisana na twojej ścieżce. Nie możesz jej uniknąć, możesz jedynie iść z nią w bok w bok. – Levit odchylił się lekko do tyłu i spojrzał w niebo. - Śmierć jest również potrzebna w tym świecie. Bez śmierci, życie jest niż nie warte, ale tego nie muszę ci chyba mówić… Wielu zginie, a każdy z nich będzie winny najstraszniejszemu grzechowi. Grzechowi pierworodnemu który narzucili wam bogowie, a może sama natura.
Adler patrzył na Levita nie rozumiejąc.
- Jakiemu grzechowi…?
Levit spojrzał mu w oczy. Tym razem jego oczy ognia i bursztynu, zatrzymały się, jakby zamarzły przez dojrzenie najgłębszych czeluści piekieł.
- Grzechowi życia.
Adler pokiwał głową i spojrzał mu w oczy.
- Zgaduję że nie mogę zadać więcej pytań.
- Zgadza się.
- Zgaduję też że chcesz mi coś jeszcze powiedzieć zanim znikniesz.
Levit wstał i pochylił się lekko.
- Nie tym razem. Minie sporo czasu zanim znów się spotkamy – odwrócił się i ruszył w dół drużki w stronę wyjścia. – Do zobaczenia, Wilczku.
Adler obserwował jak powoli się oddalał.
- Nie znikniesz w jakiś niesamowity sposób, jak ostatnio? – Rzucił za nim Adler. – Nie ostrzeżesz przed niebezpieczeństwem? Nie dasz rady?
Levit zatrzymał się i spojrzał przez ramię.
- Powiedziałem ci wszystko co powinieneś wiedzieć. Teraz od ciebie zależy ilu odpowie za swoje grzechy szybciej niż powinni. Ten świat bardzo szybko się zmieni. Bardzo szybko stanie przed sądem… i to Ja ocenię czy zasłużył na sprawiedliwy wyrok…
Słońce zniknęło za chmurami. Sylwetka czarnoksiężnika ukryła się w cieniu i zniknęła za zakrętem drużki. A Francis Adler, pion imperium, siedział samotnie na ławce w ogrodach szpitalnych. Wrócił do szpitala w momencie kiedy zaczął padać śnieg, a słońce chyliło się ku zachodowi. Nikt o nic nie pytał, choć wielu chciało, mimo że byli ślepi i głusi.
Ponieważ widzieli tylko samotnego rannego żołnierza który siedząc na ławce w ogrodach rozmawiał z samym sobą, bogiem, albo wcieleniem diabła.
Komentarze (14)
Większość dostaje jedynki.
Nie wszyscy, ale większość.
Osikaj bydlaka czy bydlakówę, i po prostu Pisz.
:)
Szczerze powiedziawszy jestem negatywnie zaskoczony częścią społeczności tego portalu.Dostaję wiele negatywnych ocen, bez wyjaśnienia za co? Osobiście mam w zwyczaju wyjaśnić dlaczego negatywnie oceniam dany tekst.
Może to przez złośliwość autorską, typową polską zawiść, albo moje faktyczne błędy, sam już nie wiem.
Ale jeśli mi ich ktoś nie wskaże mogę mieć trudności z ich zauważeniem.
Jeszcze raz dziękuję i życzę miłego dnia.
Pozdrawiam
Kapelusznik
Niestety nie byłam pilną uczennicą :(
Ortografki wyłapuje jakiś program.
A może poprawia też inne błędy? Nie wiem.
Zapytaj Cana.
Cierpliwości, na pewno ktoś przyjdzie, jeśli zainteresuje się twoim tekstem.
Napisz coś kontrowersyjnego, to przyfruną.
Have nice day.
:D
- Przez twoje akcje? Miliony. Więcej niż mógłbyś zliczyć. Więcej niż mógłbyś ogarnąć wzrokiem. Więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać" - to wręcz obrazuje to czego doko0nał Adolf zaczynając wojnę w 1939 roku. Mam nadzieję że dobrze kumam, ale takie mam skojarzenie czytając ten odcinek. 5 . Co do opowi, to już po raz kolejny dziwie się, że nie masz komentarzy. Dziwne, bardzo dziwne, ale podobnie jak ewoile i jej wiedźmin czy łowczyni (najlepsze teksty fantasy na portalu) czasami ludziska omijają jakieś teksty. Dlaczego nie wiem. Ale stworzyłeś swój świat i za to ci chwała.
podawałem jedynie tytuły, ponieważ skakałem z jednego końca akcji na drugi - np. "Kolej cesarska" jaką możesz znaleźć w moich publikach jest jakąś dekadę do przodu
Podobnie "SB-1" i kilka innych.
Część ludzi czytała, część nie
Dopiero teraz przemieniłem to w pełnoprawną serię.
Co do rozmowy z Bogiem, jesteś blisko, ale jak sam Levit powiedział: "i to Ja ocenię czy zasłużył na sprawiedliwy wyrok…" - brzmi to podobnie do Boga, ale jeśli pamiętasz ostatnie spotkanie z Levitem, powinieneś domyślić się do kogo nawiązuje jego Imię
dzięki za wskazanie "Ewoile" bo niestety chyba ją ominąłem, sam już nie wiem, ostatnio obserwuję sporo twórców...
Pozdrawiam
Kapelusznik
W wyszukiwarce wpisz "Kruk"
albo poszukaj autorki Ewoile
Znajdziesz nieoficjalną wersję wiedźmina :D
TO Dobrze że się nie domyślasz
hehehehe
To znaczy że część ludzi nie domyśla się jeszcze nawiązania
hehehehe
Levit faktycznie nie lubi ludzi, bo faktycznie sprawiają mu problemy
Ciekaw jestem jaka będzie wasza reakcja jak poznacie jego Prawdziwe imię
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania