Poprzednie częściDemon - Prolog - STARA WERSJA
Pokaż listęUkryj listę

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Demon Odrodzenie II - 24

Walencja

544 rok nowej ery – 1905 rok imperialny

3-4 Października

Valentia – Getto

 

Złoty błysk gadzich ślepi przeszywał go na wskroś. Bał się. Czuł najprawdziwszy strach. Byt znany z legend zamanifestował fragment swej mocy, na jego oczach. Francis Adler drżał, rozumiejąc, że jeśli to, co ujrzał, było prawdą, jakie jeszcze mity mają w sobie więcej niż krztynę prawdy? Ile opowieści o istotach zdolnych niszczyć góry, bytach zrodzonych z potęgi światła, jak i ciemności, było prawdziwych? Ile bajek dla dzieci, było prawdą?

Jak bardzo mały był on, Siły Specjalne… nie. Jak małe było Imperium, w porównaniu z ich potęgą?

Pytania te obijały się w jego głowie donośnym echem, kiedy Arnold stopniowo wracał do ludzkiej formy.

 

Arnold uśmiechnął się lekko, a ogień w jego oczach zniknął. Wyrównał oddech i zwrócił wzrok na stojącą nadal pod ścianą dziewczynę.

- Witaj Angeliko. Jak widzę, kłopoty cię nie opuszczają.

Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale w pierwszym momencie pochyliła się i zakryła usta dłonią, widocznie powstrzymując wymioty. Właśnie w tym momencie, Adler doznał kolejnego szoku.

Dziewczyna miała skrzydła – najprawdziwsze ANIELSKIE skrzydła. Lekko brudne, to fakt, ale nadal – najprawdziwsze skrzydła. Wychodziły z jej pleców pomiędzy miednicą a łopatkami. Kontrastowały one dość znacząco z cuchnącym gettem i… cóż – ich właścicielką.

- Na litość niebios, Arni – dziewczyna pokręciła głową. - Znowu mnie uratowałeś. Mogłam nie wyjść z tego spotkania cało. Pomyśleć, że dziwka nie może już dupy dawać!

- Prostytutka. Angeliko: Prostytutka – Arnold wyglądał na zrezygnowanego. - Powinnaś mieć trochę dumy. Masz w sobie...

- Oszczędź mi swoich mów Arni – dziewczyna uciszyła go machnięciem ręki. - Jestem ekskluzywną anielską dziwką z getta – oznajmiła cynicznie. - Nie mam czasu na dumę – tutaj dostrzegła Adlera. - A ten to kto?

Arnold, widocznie niezadowolony, że zmieniła temat, zachęcił Adlera, by się zbliżył. Nie mając wiele więcej opcji, faktycznie podszedł.

- Angeliko Be’avi, Franciszek Eagle.

Oczy dziewczyny naraz zapłonęły i wściekle ruszyła na Adlera.

- Czyli to Ty! - Anielica złapała go za pały płaszcza. - Pierdzielony gnojku!

- Co? - zdezorientowany chłopak nie próbował się wyrywać, połamane kości i tak by mu na to nie pozwoliły. - O co ci chodzi?

- Doprowadziłeś do bankructwa całą masę moich klientów! - warknęła. - Przez ciebie musiałam dawać dupy na ulicy!

W pierwszej chwili nie miał najmniejszego pomysłu, o co może jej chodzić. Będąc pod wpływem, wciąż rosnącego szoku spojrzał na Arnolda, który widocznie niezadowolony, odezwał się poirytowanym głosem.

- Wielu uczniów wykorzystuje pieniądze swej rodziny, by zabawić się w mieście… - tutaj pomasował skronie. - I chciałbym powiedzieć, że robią to tylko chłopacy.

O… to z pewnością ciekawa informacja.

- Doprowadziłeś do kryzysu i to tuż przed sezonem! - Anielica była wściekła.

- Wystarczy – Arnold pochwycił ją i odsunął od Adlera. - Wydaje mi się, że do niego dotarło. Zresztą, możesz być delikatniejsza, ma połamane żebra i nie tylko. Ponadto, nie zrobił tego przecie specjalnie.

Dziewczyna przestała się wściekle wiercić i prychnęła zirytowana.

- Hm! Może, ale nie zmienia to faktu, że interes wczoraj się właściwie zatrzymał w „Anielskich Wrotach” i ponad połowa rezerwacji została odwołana – Angelika nadal nie była zadowolona. - Dziewczyny zostały wysłane na ulice, by sprowadzić klientów, a zaczyna robić się zimno.

- I niebezpiecznie – dodał Arnold, spoglądając na trupy. - Będę musiał pogadać z Madame, chodź z nami. Wydaję mi się, że nie chcesz większej ilości przygód.

Dziewczyna kiwnęła głową i bez zbędnych komentarzy ruszyła przodem. Adler, nadal lekko zdezorientowany, szedł za Arnoldem, rozglądając się zaintrygowany. Świat, który obserwował, znacząco różnił się od świata elit. Tam byli tylko ludzie „czystej krwi”, piękne bale, drogie ubrania, równie drogie alkohole oraz wszechobecny zapach cygar.

Tutaj?

Tutaj było zupełnie inaczej. Mutanty i mieszanki, piękni i zdeformowani, schlani i naćpani, krążyli po przeklętych ulicach getta, nazywając je swym domem. Przeklętym schronieniem przed zewnętrznym światem, który ich odrzucił.

Arnold nie naciskał na rozmowę. Kroczył przodem, widocznie pozwalając Adlerowi… skosztować i przetrawić obraz drugiej rzeczywistości.

 

Spacer nie trwał mimo wszystko długo. Dotarli do dość dużego i… zaskakująco ładnego budynku? Tak, w jakiś, nie do końca zrozumiały dla niego sposób, oto stał. Wysoki na cztery piętra, pięknie ozdobiony i zadbany (jak na getto) budynek, nad którym obszernym wejściem stała rzeźba anielicy w erotycznym rozkroku, pod którym wymalowane zostało imię tegoż, jakże nietypowego, domu uciech. Tuż przed wejściem stał elegancko ubrany czarnoskóry młodzieniec, o czerwonych oczach, przypominających rozgrzane węgle.

- Witamy w Anielskich Wrotach – uśmiechnął się szeroko. - A, Pan Arnold! Witamy serdecznie.

- Witaj Edwardzie – przywitał go młodzieniec. - Czy Madame jest na miejscu?

- Jest w środku – tutaj przeniósł wzrok na Angelikę. - Coś się stało?

- Puryści – odpowiedziała dziewczyna.

- Trupy? - chłopak widocznie nie widział potrzeby zadawania innych pytań.

- Cztery – potwierdził Arnold. - Będzie trzeba skontaktować się z Domem Operowym.

- Oczywiście. Natychmiast poślę po ich reprezentanta.

- Wyślij też po inne dziewczyny, które wyszły dziś na miasto. Niech wracają, najszybciej jak mogą.

- Madame nie będzie zadowolona. Mamy mały kryzys.

- Wiem – tutaj wskazał na Adlera. - Ironicznie prowadzę powód tegoż kryzysu.

- Oho? - czerwone oczy błysnęły. - Niedawny rycerz Eweliny Vazy, we własnej osobie. Jakże fascynujące. Witam w Anielskich Wrotach, gdzie bywalcami, BYŁA, znacząca ilość osób, które postawiły przeciw tobie pieniądze. Mam nadzieję, że doceni pan sporą ilość wolnej przestrzeni, jaką zapewnił pan, naszemu interesowi.

Adler westchnął. Oto manifestacja pasywnej-agresji stała tuż przed nim z pogiętym uśmiechem. Trochę za dużo zaskoczeń jak na jeden dzień – nawet jak dla niego. Zaczął się zastanawiać, czy nie ma na sobie jakiejś komicznej klątwy, która sprowadza na jego drogę manifestacje wszelkich możliwych charakterów i bytów znanych w świecie… a może to getta były ich pełne?

- Mam połamane wszystkie żebra – oznajmił. - Czy naprawdę trzeba mnie kopać w takim stanie? Nawet kiedy nie wiedziałem, że moje akcje będą miały taki efekt?

- Właśnie za to, że zrobił to pan nieświadomie, trzeba kopać, by był Pan bardziej ostrożny następnym razem i myślał nie tylko o swoim interesie – odpowiedział młodzieniec bezdusznie, otwierając drzwi. - Zapraszam do środka.

Wnętrze powitało ich dziwaczną mieszanką kwiatów, perfum, alkoholu, potu i spermy. Rozświetlane delikatnym światłem utrzymywało pomieszczenie w półcieniu oraz przyozdobione kolorami czerwieni i dębu. Parter składał się z rozległego baru, gdzie liczne, okryte czerwonymi obrusami stoły, zapraszały przyjemną atmosferą, oraz szeroką sceną, na której wykonywano typowe dla takiego miejsca, typy przedstawień. Nie było może bardzo dużo gości, ale nie było pusto. Głównie, rozluźnieni biznesmeni, rozkoszowali się dobrym trunkiem, towarzystwem kobiet i przedstawieniem na scenie, gdzie tańczyły dość skąpo ubrane tancerki.

Byłby to chyba najbardziej typowy burdel w historii, gdyby nie fakt, że chyba wszystkie dziewczyny były mutantkami. Anielskie skrzydła, łuski, gadzie oczy, futro, długie uszy, rogi nawet różnego rodzaju ogony! Chyba każda fantazja, mogła stać się w tym miejscu rzeczywistością!

Coś jednak zwróciło uwagę Adlera.

- Mówiłeś, że dziewczyny również odwiedzają to miejsce – stwierdził.

Zanim Arnold zdołał odpowiedzieć, zza baru doszedł go basowy damski głos.

- Atrakcje typu męskiego, znajdują się w drugiej części budynku, a jest tam równie pusto co tu.

Słowa wypowiedziała dość duża kobieta z lekką nadwagą. Sporego rozmiaru piersi, podtrzymywała czerwona suknia, zadbane włosy opadały na ramiona, a niebieskie oczy błyszczały inteligencją. Na jej widok, Arnold uśmiechnął się ciepło i schylił głowę.

- Madame.

- Arni! Kochany! Jak dobrze cię widzieć – Madame wyszła zza baru i podeszła do chłopaka. - Cóż to cię sprowadza? Interesy może?

- Nie do końca – nachylił się lekko. - Puryści weszli do getta, grozili Angelice, posłałem już Edwarda, by zajął się Operą i zwołaniem dziewczyn.

- Puryści? W getcie, ze wszystkich miejsc?

Nie trzeba było pytać, co się z nimi stało.

- Niestety. Nie wysyłaj dziewczyn na ulice. W mieście robi się niebezpiecznie. Musisz zwiększyć zabezpieczenia.

- Nie wiem, czy wiesz, ale mamy mały kryzys – Madame nie była widocznie zadowolona. - Bez tych parszywych gówniarzy, zyski znacząco spadły!

- Ale nie jesteś jeszcze na minusie – Arnold odpowiedział spokojnie. - Nie narażaj życia dziewczyn dla gównianych zysków z ulicy. Utrzymuj wysoki standard, to klienci sami przyjdą. Minął zaledwie jeden dzień, a ty już podejmujesz pochopne decyzje.

- Szybkie decyzje Arni, szybkie decyzje – Madame odpowiedziała zgryźliwie. - Ten parszywy rycerzyk zatrząsł całym biznesem. Burdele w całym mieście mają kłopoty, a sporo z nich w jeden dzień przeszło na straty! I teraz, na dokładkę, te bandy coraz częściej po mieście chodzą.

Tutaj, Adler już nie wytrzymał. Informacja do niego dotarła – jest zły, spieprzył sprawę dla wielu ludzi. Czuł się niesamowicie głupio. Oto walczył o swą pozycję lidera i nieświadomie utrudnił życie setkom, jeśli nie tysiącom osób, przez swoje akcje. Idiotyzm całej sytuacji go męczył, ale, widocznie musiał tego doświadczyć. Nie chciał wierzyć, żeby Arnold sprowadził go tutaj, tylko po to, by uświadomić mu, jaki wpływ miały jego akcje na prostytucję w mieście.

- Przepraszam – odezwał się zrezygnowanym głosem.

Madame spojrzała na niego zdezorientowana.

- Za co?

Arnold uśmiechnął się lekko.

- Madame, przed tobą wilk, o którym była mowa: Franciszek Eagle. Były rycerz Eweliny Vazy. Franciszku, przed tobą Madame, właścicielka i matrona Anielskich Wrót. Jedna z najbardziej wpływowych kobiet w całym mieście.

Adler przygotował się na kolejną paczkę obelg i przekleństw pod jego fałszywym imieniem. Czy tak smakuje zwycięstwo i zabezpieczenie swojej pozycji?

„Jebać takie zwycięstwo” - powtórzył swe słowa w myślach. - „… dosłownie”

Jakież było jego zaskoczenie, kiedy Madame zbliżyła się z zaniepokojoną miną i zaczęła oglądać jego rany.

- Na litość Sześciu! - Załamała ręce. - To wszystko z pojedynku?

- Tak – przytaknął Adler, pozwalając jej się obejrzeć. - Ostrożnie, nie jestem w najlepszym stanie.

- Co z żebrami?

- Wszystkie połamane.

- Prawa ręka?

- Została wybita z barku.

- Skroń?

- Bazyliszek.

Tutaj Madame momentalnie spojrzała na Arnolda. Ten uniósł dłonie w geście niewinności. Świadomość, że oto smok z Walencji, unika konfliktu z tą kobietą, jedynie podkreśliło, jak wielką ma władzę. Poirytowana, wypuściła z siebie głośne westchnięcie i następnie kiwnęła na jedną z dziewczyn. Ta, była piękna dziewczyna, starsza o kilka lat, o ciemnej czerwonej skórze, białych oczach, długich rogach i ogonie zakończonym strzałką. Wyglądała jak sukkub* z legend. Jej ubiór… znaczy… czy można było nazwać to ubiorem? Miał wątpliwości czy: szpilki z rajtuzami, majtki i metalowy biustonosz, który zakrywał tylko (i wyłącznie) sutki, mógł zostać zaliczony do ubioru.

- Zaprowadź go do łaźni i oddaj pod opiekę Rity – tu spojrzała na Arnolda. - Będzie na twój koszt.

Smok uśmiechnął się rozbawiony.

- Niech będzie, mimo wszystko trochę się przyczyniłem do tego stanu – wzruszył ramionami. - Jak skończysz, przyjdź na dach. Mamy sporo do obgadania.

W pierwszym momencie Adler chciał protestować, ale z drugiej strony… czemu nie? Odrzucił tytuł rycerza, uderzył księcia Imperium w twarz… zanim przyjdzie decyzja o jego egzekucji, może się trochę zabawić. Tak więc, bez oporu, ruszył za demoniczną dziewczyną w dół po schodach, gdzie miała znajdować się łaźnia.

 

***

 

Raz jeszcze, jak na getto, łaźnia znajdująca się w piwnicy, była bardzo, ale to bardzo imponująca. Białe kamienie, przynajmniej część z nich z marmuru. Całkiem nieźle zadbane i pełne ciemnoniebieskich, półnagich mutantek, o wielkich czarnych oczach i… Część z nich miała skrzela. Najprawdziwsze skrzela.

Francis Adler został zesłany do podziemi, by zaopiekowały się nim udomowione syreny.

- Dobra… - chłopak mruknął pod nosem. - Przestaję być zaskoczony.

- Co masz przez to na myśli? - demoniczna dziewczyna spojrzała na niego zaintrygowana.

Reszta również była zaciekawiona. Może, bo uważały go za atrakcyjnego albo bo był aktualnie jedynym klientem w łaźni. Tak czy inaczej, nie mógł zaprzeczyć, że będąc samemu w towarzystwie licznych i atrakcyjnych dziewczyn, nie było negatywnym doświadczeniem.

- A, wybacz. Pochodzę z Imperium, a pewnie wiesz, że sytuacja takich jak ty, nie jest tam zbyt przyjemna. To pierwszy raz, kiedy widzę tak wiele z was w jednym miejscu.

Dziewczyny spoglądały na niego uważnie. Widać, że cień przepływał po ich twarzach. Może uniknął określenia „mutant”, ale przecie wszyscy wiedzieli, o co chodzi. Imperium miało głęboką ideologię o czystości rasy… może nie egzekwowali jej tak brutalnie jak Detrończycy, ale nie można było zaprzeczyć, że sentyment przeciw mutantom, był dość silny w jego ojczyźnie. Demoniczna dziewczyna położyła mu dłonie na ramionach i lekko ścisnęła, zbliżając się od tyłu.

- A ty… co o nasz myślisz?

W odpowiedzi odwrócił się szybko i zaskoczył ją pocałunkiem. Dziewczyny wstrzymały oddech. Diablica odwzajemniła pocałunek z namiętnością. Kiedy się skończył, nawet na jej czerwonej twarzy, widać było rumieniec. Adler prychnął rozbawiony. Diablica była niesamowicie atrakcyjna.

- Może tego nie widać, ale w pewnych aspektach, jestem taki sam jak wy.

- Nie wyglądasz na mutanta – stwierdziła jedna z dziewcząt. - Chyba że mutację swą… - tutaj przeniosła wzrok na jego krocze - ...ukrywasz.

- Nie zabawiłbyś się z nami?

Naraz, dziewczyny, stały się bardzo zainteresowane. Widocznie lubią… agresywny romans? Nie miał zielonego pojęcia jak określić pocałunek prostytutki z zaskoczenia.

- Nie tym razem – Adler odsunął się lekko. - Wiele bym oddał, by spędzić z wami całą noc bez odpoczynku, ale niestety, jestem nadal ciężko ranny po pojedynku. Która z was to Rita? Madame powiedziała, że właśnie ona ma się mną „zająć”.

- To Ja.

Dziewczyny odsunęły się, by ukazać dość atrakcyjną dziewczynę, okrytą zaledwie ręcznikiem. Miała ciemnoniebieską skórę, duże inteligentne oczy, skrzela oraz… błony między palcami. Podeszła do niego i uśmiechnęła się lekko, spoglądając na koleżanki.

- Pomóżcie mi go rozebrać.

I tak powoli, został rozebrany. Początkowo podekscytowane dziewczyny, głównie po zdjęciu bielizny, naraz zmieniły swój wyraz twarzy. Ciało Adlera było całe w bliznach. Bandaże trzymały klatkę piersiową w miejscu, ale znaczące fioletowe plamy, wskazywały, że ciało ma jeszcze długą drogę. Diablica, niesamowicie zaniepokojona zakryła usta, widząc w jak krytycznym stanie, były jego plecy, naznaczone dziesiątkami małych blizn, zarówno z treningach, jak i pojedynku z wilkołakiem. Ten chłopak, mający mniej niż dwadzieścia lat, wyglądał tak, jakby drugie tyle spędził na polu bitwy. Prostytutki znały ciała weteranów, ale takiego jeszcze nie widziały.

- Na litość Sześciu – doszło go z boku.

- Słyszałam, że Franciszek Eagle jest doświadczonym wojownikiem, ale nie wierzyłam – oznajmiła Rita, równie zszokowana. - To wszystko z pojedynku?

- Niestety nie – Adler odpowiedział ze spokojnym uśmiechem. - Mówiłem, prawda? W oczach niektórych jestem potworem… bestią przeznaczoną do walki. Niewolnikiem tych, którzy trzymają prawdziwą władzę.

Dziewczyny wyglądały na prawdziwie smutne. Widząc jego stan na własne oczy, porzuciły negatywne podejście, za popsucie interesu. Mimo że żyły w takim, a nie innym środowisku, miały więcej serca niż cesarzowa… a może nawet więcej niż Ewelina. Jego żałosne życie, miało dla nich znaczenie. Dusza Adlera była na skraju płaczu. O ironio! Oto znalazł miejsce, gdzie okazano mu najprawdziwsze współczucie – a tym miejscem był burdel!

Rita podeszła do niego i przeleciała palcami po umięśnionym ciele. Uśmiechnęła się słodko.

- Tutaj nie musisz walczyć. Zajmę się tobą – tutaj spojrzała na koleżanki. - Wybaczcie, ale zatrzymam go w pełni dla siebie.

Diablica uśmiechnęła się spokojnie.

- Nie przepraszaj. Seks powinien być przyjemny dla obu stron – tutaj podeszła do Adlera i nachyliła się, szepcząc. - Jak tylko wydobrzejesz, zajrzyj ponownie – tutaj musnęła sterczący członek. - Pokażę ci sztuczki, których nie zna żadna księżniczka.

- Z pewnością skorzystam – zapewnił ją z uśmiechem.

- Dobrze. Idź już Deli – Rita odpędziła diablicę. - Ja się nim zajmę.

Dziewczyny rozeszły się, a Adler posłusznie podążył za Ritą do odosobnionej łaźni. Była w sam raz dla dwóch osób, a basenik był głęboki mniej więcej do pasa. Poprowadzony, Adler zanurzył się w czystej wodzie i odetchnął z ulgą. Woda była ciepła i ładnie pachniała. Utrzymywać tak czystą wodę i to ciepłą w środku getta, imponujące osiągnięcie.

- Zdejmę twoje bandaże. Postaraj się nie ruszać.

Adler się nie opierał, pozwolił Ricie, dokonać tego, co zamierzała. Zanurzony w wodzie, nie obciążał swojego ciała, więc obyło się bez bólu. Rita obserwowała jego reakcję uważnie, pilnując, by nie zrobić mu krzywdy. Jakże miłą odmianą była świadomość, że ktoś troszczy się o jego dobro… nawet jeśli im za to zapłacił. Rita, teraz naga, położyła się obok Adlera i delikatnie masowała jego ciało. Nie do końca rozumiał jak, ale wydawać by się mogło, że Rita układa połamane żebra w odpowiedniej pozycji. Naraz podniosła się do pozycji siedzącej, jej piersi zadrgały erotycznie, kiedy nachyliła się nad klientem.

- Weź głęboki oddech i nie opieraj się – poprosiła ze słodkim uśmiechem.

Nie zadając zbędnych pytań, Adler wziął głęboki oddech. W tym momencie Rita wepchnęła go pod wodę. Spodziewał się, że zaraz go wyciągnie, ale i ona weszła pod wodę. Jej wielkie czarne oczy, były ewidentnie przystosowane do przebywania pod wodą. Skrzela poruszały się płynnie. Uśmiechnęła się i pocałowała go namiętnie. Lekko zaskoczony, Adler chciał się opierać, ale naraz poczuł jak wraz z pocałunkiem, daje mu oddech.

Rita oddychała pod wodą i wraz z pocałunkiem, przekazywała mu każdy nowy oddech.

Z każdym poruszeniem klatki piersiowej, czuł się lepiej. Miał wrażenie, jakby wraz z pocałunkiem, przepływa przez niego lecznicza energia, która powoli regeneruje wszystkie rany. Po chwili Rita wyciągnęła go na powierzchnię i przerwała pocałunek z uśmiechem. Oddech świeżego powietrza wydawał się teraz głupią iluzją, tego prawdziwego, którego doświadczył pod wodą. Był podekscytowany, nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś tak wspaniałego. Czyżby właśnie poznał pocałunek syreny, który miał to sprowadzić szaleństwo na tylu żeglarzy?

- Podobało się? - Rita zapytała, przytulając się do niego czule.

- Było wspaniale.

- Było?

Rita podniosła się lekko, ukazując swe nagie ciało w całej okazałości. Stanęła nad nim w rozkroku i powoli zeszła na dół. Na wiadomej wysokości, pochyliła się i dłonią naprowadziła jego członek do swego wnętrza. Chłopak jęknął, odchylając głowę do tyłu. Rita uśmiechnęła się, wydając z siebie usatysfakcjonowany jęk. Byli połączeni. Pasowali do siebie idealnie i oboje mieli tego świadomość. Rita odchyliła się lekko, poruszając lekko biodrami, by pobudzić twardego członka, a otrzymawszy oczekiwaną reakcję, zachichotała, spoglądając na jęczącego partnera.

- Pierwszy raz?

Adler skrzywił się lekko, przypominając sobie przeklęte wspomnienie. Rita widocznie to zauważyła i chciała się odezwać, ale Adler uśmiechnął się uspokajająco, gładząc dłonie po jej pięknym ciele.

- Niestety nie – przyznał. - Moje pierwsze doświadczenia nie były najlepsze ani wywołane z mojej woli… - tutaj spojrzał na nią ze szczerym uśmiechem. - ...ale minęło już sporo czasu. I nigdy nie byłem z tak piękną i tak delikatną partnerką, jak ty.

Rita uśmiechnęła się, podniecona, przylegając do niego. Jej jędrne piersi, drżały wraz z każdym oddechem, kiedy spoglądali sobie w oczy.

- Sprawmy więc, by ten raz był dla nas obu… specjalny.

Złączyli się w pocałunku i raz jeszcze zeszli pod wodę. Świat przestał istnieć, zarówno dla Adlera, jak i dla Rity. Tylko pocałunek i rozkosz, były teraz istotne.

 

***

 

Cezary Domski wszedł powoli do swego gabinetu w fortecy Igetar. Był zmęczony. Dzień dłużył się bez końca. Jako pułkownik północnego garnizonu, musiał cały czas strzec granicy, która mimo jego starań nie była szczelna. Szczególnie w ostatnim miesiącu, odkryto zwiększenie się ilości przemytów, jednak były wykonywane tak dobrze, że nigdy nie zdołali złapać sprawcy. Pomasował skronie kładąc raport dzienny na stole, tuż obok zdjęć rodzinnych, w tym syna przebywajacego w szkole wojskowej w Valentii. Parszywy los. Nie dość, że przebywa w tak parszywym posterunku, to jego syn jest pewnie teraz indoktrynowany w wierność Imperium. Jęknął, przytłoczony ilością zmartwień.

- Ciężki dzień? - Odezwał się jaskółczy głos za jego plecami.

Pułkownik odwrócił się, by ujrzeć zarys czarnej postaci, stojącej w rogu ciemnego pokoju. Odgłos zamka pistoletu, przekonał go, by się nie ruszyć.

- Proszę się nie denerwować pułkowniku, nie jestem pańskim wrogiem.

- Po co więc pistolet?

- By nie zrobił pan czegoś głupiego, jak wezwania straży – odpowiedziała postać.

- Zrobię to, nawet za cenę własnego życia – odpowiedział pułkownik zadziornie.

- Nie… nie zrobi pan – odpowiedziała postać opuszczając broń. - Ponieważ, jeśli zginę, pański plan puczu, trafi na biurko rządu regencyjnego w Valentii… - postać zamruczała rozbawiona. - A obaj wiemy, jak ci zareagowaliby na pańską zdradę.

Domski skamieniał. W jakiś sposób jego plany wpadły w jego ręce? Nie wiedział. Musiał działać szybko, inaczej cały plan przepadnie!

- Czego chcesz?

- Czego Ja chcę? Moje pragnienia są tu mało warte, pułkowniku, ważne jest co Ty chcesz – odpowiedziała postać. - A chcesz niepodległej i niezależnej Walencji, czyż nie tak?

Pułkownik przełknął ślinę i po chwili kiwnął głową.

- Tak… tego chcę.

Postać zachichotała wychodząc z cienia. Pułkownik cofnął się, widząc stalową czaszkę, zamiast twarzy rozmówcy.

- Mówią mi Duch – oznajmił słowiczym głosem. - Chciałbym przedstawić panu pewną wizję.

- Wizję? - Dmowski spoglądał na niego, zaskoczony. - Jaką wizję.

Duch zamruczał zadowolony zbliżając się o kilka kroków.

- Wizję wyzwolenia Walencji, spod buta Imperium… plan, który wraz z Pańską pomocą, się uda.

 

Chłód przemknął po jego plecach, kiedy kiwnął głową.

- Dobrze – oznajmił. - Mów.

 

***

 

- Nie spieszyłeś się przyjacielu – Arnold uśmiechnął się serdecznie. - Jak wrażenia?

Adler wyglądał i czuł się jak nowo narodzony. Jego ciało wydawało się lekkie, nowe bandaże leżały dobrze i nie uciskały ran. No i był chwilę po najwspanialszym stosunku w jego życiu, trudno nie było ukryć zadowolenia. Brak poczucia winy okazywał się równie pomocny.

- Nie narzekam – przyznał się, wychodząc na dach.

Część dachu kamienicy była płaska z ewidentnie miejscem widokowym. Stały tam twa proste krzesła i stół, przy którym siedział teraz Arnold, popijając ze szklanki, jakiś bliżej nieokreślony trunek alkoholowy.

- Jak podobają ci się Anielskie Wrota?

Wskazał mu miejsce naprzeciwko.

- Dziwi mnie, w jak dobrym stanie jest cały budynek – usiadł.

- Madame, to najbardziej przedsiębiorcza kobieta, jaką znam. Prowadzi ponad dwanaście biznesów, ma kontakty zarówno z elitami, jak i półświatkiem, ma protekcję Domu Operowego oraz moją. Nie mówiąc już, że jej słowo jest absolutem w getcie i tylko przez nią, można wynajmować usługi mutantów, jednakowo do walki, pracy fizycznej, seksualnej czy szpiegowskiej. Jest bogata, ale dba o mieszkańców getta i jego interesy. Zaczęła działać tu dwie dekady temu, wystarczyła zaledwie jedna, by stała się tym, kim jest do dzisiaj.

- Imponujące – przyznał Adler. - Co to za „Dom Operowy”?

- Mafia – oznajmił Arnold, otwierając butelkę. - Handlarze informacjami i bronią. Moja rodzina prowadzi z nimi interesy od pokoleń – nalał trunku do dwóch szklanek. - Trzymają wysokie standardy - ...i do trzeciej. - Jak na mafię.

Adler spojrzał na niego pytająco.

- Po co trzecia?

- Toast – Arnold zignorował pytanie, biorąc szklankę i unosząc ją pod rozgwieżdżone niebo. - Za przypadek i przeznaczenie. Oby nigdy nie przerwały swego tańca. Do dna!

Szklanki dotknęły ust, a trunek spłynął gardłem w dół do żołądka. Wiśniówka jak nic i to mocna. Po opróżnieniu szkła trafiły na stół.

Trzecia szklanka również była pusta. Arnold jednak nie wydawał się w najmniejszym stopniu zaskoczony. Wydawać się mogło, że nie robił tego po raz pierwszy.

- Dobrze – Arnold oblizał usta. - Pytaj, a ja dam odpowiedzi, o ile je znam.

 

A Adler miał bardzo dużo pytań.

 

*Dla niewinnych dusz – sukkub to pomniejszy demon. W kulturze europejskiej – mężczyzna, który zabawia się z niewinnymi dziewicami i próbuje je zapłodnić antychrystem. W dalekowschodniej… kobiety, które pożywiają się energia życiową mężczyzn, wysysając ją poprzez spermę w czasie aktu… - czyli zupełnie jak normalne kobiety! (żartuję… chyba).

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Pontàrú 21.12.2019
    Ogólnie to tak: wszystko spoko i radzę ci jedynie przeczytać całość jeszcze raz na głos bo jest parę powtórzeń i błędów edycyjnych.
    I teraz, nie do końca rozumiem jak pojedynek Franciszka mógł "zrujnować" ekonomię wielkiego domu uciech. Jakie ci uczniowie sumy stawiali? Dom? Tony złota? No żeby nagle przez jeden pojedynek wielki burdel rozwijający się od 20 lat miał problemy? Jakoś nie rozumiem tej skali dlatego daję 4 bo jakoś trudno mi uwierzyć, żeby byle jaki pojedynek w liceum mógł wywołać aż takie efekty. I złość mutantów też mam wrażenie jakby sztuczna. Fochają się ale jakby nie ma za co? No nie wiem, nie wiem
  • Kapelusznik 21.12.2019
    Już wyjaśniam:
    Szkoła Walentii to nie liceum - to zespół szkół: od podstawówek, przez gimnazja, licea, po uniwersytety i różnego typu szkoły wyższe. (Wyspa Studencka - nie nazywa się tak bez powodu.)

    Wydzielone fragmenty wyspy są przeznaczone dla danych roczników.

    Dodatkowo na lądzie jest Szkoła Wojskowa - o której już było wspominane i szkoła marynarki

    Jako że Valentia jest bardzo znaną stolicą nauki - przedstawiciele wielu znamienitych rodów, bogatej szlachty, mieszczan itd. wysyłają tam swoje dzieci z dwóch powodów: wykształcenie i kontakty.

    Mówimy tu też o pojedynku gdzie tym który go wywołał był KSIĄŻĘ IMPERIUM FENIKSA - jednego z mocarstw kontynentu - przykuło to znaczącą uwagę.
    I - jak zostało wskazane w poprzednim odcinku - sam Arnold wygrał ponad 300 tys. koron - a to prawdziwa fortuna.
    A nie był jedynym który na Adlera stawiał - zaznaczone to będzie też w następnych odcinkach, ale Adler już stał się wrogiem nr. 1 większości uczniów, jako że postawili wielkie sumy (bo oczywiście że większość z tych gówniarzy jest rozrzutnych) a kiedy je stracili, dostali reprymendy od rodziny, która w końcu zainteresowała się ich finansami.

    To wszystko wpływa na burdele w mieście, z których wielu uczniów korzystało, wykorzystując pieniądze, wolny czas i status - zaznaczyłem to by ukazać, ten drugi biegun Valentii - z jednej strony stolica nauki - ale i burdelów - jako że korupcja przegniła jej fundamenty i ta dawniej wspaniała stolica, schodzi na psy

    Dotąd widzieliśmy tylko zewnętrzną, wypolerowaną powłokę - teraz zeszliśmy pod skórę i ujrzeliśmy zgniliznę.

    Pozdrawiam
  • Ozar 10.01.2020
    Kapelusznik Kolejny ciekawy odcinek. Na początku kiedy smok prowadził Adlera do burdelu mówiąc mu że przez niego ów przybytek stracił połowę klientów, byłem przekonany, że go tam zlinczują. Ale nie jakoś przeżył. Co do leczenia, albo może bardziej uzdrawiania w takich miejscach, to poza oczywiście tekstami fantasy, gdzie wielu autorów umieszcza tam kobiety umiejące leczyć spotkałem się z czymś takim w rzeczywistości. Czytałem, że przykładowo w wielu krajach Azji, tzw. panienki nie są tylko dla seksu, ale umieją także leczyć, choćby poprzez masaże czy leczenie energią. Fajnie to opisałeś, choć trochę wątpliwości wzbudziło we mnie to, że mający połamane żebra i mnóstwo innych kontuzji może się kochać. Ta scena z wodą znakomita, kurde sam bym nie wpadł na coś takiego. Także podobało mi się to, że Adler poczuł nad sobą opiekę jakiej nigdy nie dostał akurat w burdelu. Życie bywa przewrotne. Taka wisienka na torcie hahahahah. A na końcu duch znowu się pojawił. Ciekawie opisujesz swój świat. Ciekawi mnie jak dalej Adler sobie poradzi, bo w końcu będzie musiał opuścić ten radosny przybytek. 5 jak zwykle.
  • Kapelusznik 10.01.2020
    NO! A już się bałem że ma osoba została zapomniana - witam serdecznie!
    Odcinek miał być erotyczno-komiczno-ironiczny - i mieszanka zaskakująco zadziałała
    Co do leczenia - właśnie na informacjach ze wschodu się wzorowałem - jestem zaskoczony że o tym słyszałeś.
    Kochał się - ale pod wodą - uznałem że jest to... "bardziej" wiarygodne, niż gdyby kochał się w zwyczajny sposób.
    Ironia była jak najbardziej zamierzona
    Kolejny odcinek głównie opisujący świat - powinien cię mocno uradować.

    Jedno pytanie: Co myślisz o mutantach? Tutaj je znacznie bardziej zarysowałem niż w poprzednim odcinku.

    Pozdrawiam
    Kapelusznik

    PS. Twoje 5 się nie zapisało :(
  • Ozar 10.01.2020
    Już 5 weszła. Co do mutantów to trochę musisz uważać bo jak dasz ich za dużo to staną się nudni albo zbyt oczywiści. Co do leczenia to staram się czytać różne teksty w wielu tematach.
  • Kapelusznik 10.01.2020
    Spokojnie - jest ich ograniczona ilość, zostały dosłownie dwa typy do poznania bezpośrednio, może kilka innych - tych głównych - mutant zmieszany z mutantem da zupełnie nowego mutanta :)
  • Nefer 14.01.2020
    Prosze, proszę. scena erotyczna! Zupełnie udana, z oryginalnym pomysłem wykorzystania skrzeli. Za to duży plus. Rozpisywanie się o ekonomicznych problemach przybytków rozkoszy spowodowanych przez naszego bohatera uważam natomiast (podobnie jak Pontaru) za trochę naciągane i w sumie zbędne dla rozwoju akcji. Tym bardziej, że Adler zostaje ostatecznie przyjęty z wszystkimi honorami, że tak powiem. Opisy świata mutantów żywe i ciekawe.
    Trochę skrzypi natomiast język. Sporo powtórzeń wyrazów, trafiają się zdania ze złą składnią ("Tak czy inaczej, nie mógł zaprzeczyć, że będąc samemu w towarzystwie licznych i atrakcyjnych dziewczyn, nie było negatywnym doświadczeniem."). Początek trzeciego fragmentu tekstu to nagromadzenie czasownika "stać" itp. Brak starannej korekty. Dobre pomysły i fabuła to nie wszystko, język też jest ważny, w szczególności dla wygody czytelnika.
    Pozdrawiam.
  • Kapelusznik 14.01.2020
    Kiedy będę miał wolną chwilę poprawię
    Miło że scena erotyczna ci się spodobała - trochę nad nią myślałem - no i - znając twój kunszt - nie chciałem wyjść zbyt głupio.
    Nad sprawą ekonomiczną się jeszcze zastanowię - miał być to element komiczny zaraz po masakrze z poprzedniego odcinka - odskocznia, zmiana klimatu itd. może zmienię.
    Następny odcinek powinien ci się spodobać - Pontaru oznajmiła że to jej ulubiony - co uznaję w przypadku 25 odcinka II tomu, za niezły sukces - wiesz - rozpalenie ekscytacji tak daleko w opowieść.
    Dzięki za przybycie - i oczekuję twojej opinii o następnym odcinku.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania