Poprzednie częściDemon - Prolog - STARA WERSJA
Pokaż listęUkryj listę

Demon Odrodzenie II - 26

Walencja

544 rok nowej ery – 1905 rok imperialny

4 Października

Valentia – Getto

 

Ciemna noc otaczała ich ze wszystkich stron. Jedynie światła lamp ulicznych oświetlały ulicę. Ich kroki wybijały równy rytm. Miasto spało. Do wschodu słońca zostało kilka godzin, a oni dopiero wracali na Wyspę Studencką.

 

Adler nie wiedział, czy nie będzie to ostatni raz, kiedy zobaczy Ewelinę, zanim dowództwo go nie wezwie do siebie po całym incydencie. Miał szczerą nadzieję, że któryś z agentów zwyczajnie podejdzie do niego teraz i zabierze go ze sobą do jakiejś ciemnej nory Sił Specjalnych. Umknąłby zarówno przed furią tych, którzy przegrali zakłady, jak i bólem przebywania z Eweliną.

– Twe serce ciemnieje – Arnold odezwał się spokojnie.

Jego wzrok spoczął na smoku idącym półtora kroku przed nim.

– Dziwisz się?

– Nie. W pełni rozumiem. I może dlatego czuję taki niepokój. Pożądasz mocy ponad wszystko. Mocy, by decydować o własnym losie – tu spojrzał na niego przez ramię. – Gdyby bóg Spaczenia, mógł cię teraz usłyszeć, dałby ci tę moc…

– Ale i zabrał rozum i świadomość samego siebie – Adler odpowiedział gorzko. – Zamieniony w potwora.

Smok nie odpuszczał.

– Wielu twierdzi, że jesteś potworem już teraz.

Te słowa poraziły go jak prądem. Adler zatrzymał się i spojrzał na Arnolda wyczekująco. Ten uśmiechnął się lekko. Złote oczy mieniły się wielką inteligencją.

– Do czego zmierzasz?

– Gdybyś nie wiedział, o koszcie spaczenia – zaczął. – Czy bez wiedzy, jaką ci dałem… odmówiłbyś mu?

Adler skamieniał. Fakt. Wiedza, jaką przekazał mu Arnold, byłaby nieoceniona, gdyby magia naraz powróciła do tego świata. Byłby jednym z nielicznych, którzy wiedzieliby czego nie robić. Bez tej wiedzy… czy za obietnicę potęgi i siły, możliwości kontrolowania swojego własnego życia, byłby gotowy przyjąć pomoc Zerghota?

– Nie jestem pewny – odpowiedział po chwili. – Jest duże prawdopodobieństwo, żebym się zgodził.

– SzczególnieSzczególnie że mówimy o bogu z wielotysięcznym doświadczeniem – potwierdził Arnold i machnął ręką. – Ale nie zaprzątaj sobie tym głowy. Zapytałem z czystej ciekawości.

Smok odwrócił się i kontynuował marsz. Adler westchnął i ruszył za nim. Było to dziwne uczucie. Szedł ramię w ramię z mityczną bestią, do ich wspólnego domu. Dwa potwory, choć różniące się od siebie znacząco, nałożyły ludzką skórę i szły spokojnie ulicami Valentii.

Adler spojrzał na towarzysza i zastanowił się, na jaki neutralny temat mogą porozmawiać. Tematy związane z tajemnicami świata zaczynały go męczyć.

Nie musiał długo szukać go w głowie. Arnold lubił zaczepiać ludzi. Czas na zemstę.

– Co u Julii? – Adler zapytał o dziewczynę ze świątyni Dersylisa.

Cień wydawał się przejść po twarzy Arnolda, kiedy momentalnie zrozumiał cel pytania Adlera.

– Wszystko dobrze. Widziałem się z nią wczoraj, zanim przyszedłem po ciebie.

– Zaraz przed tym, jak poszliśmy do burdelu – stwierdził Adler.

Arnold westchnął.

– Cóż, nie powiedziałbym, że „nie zasłużyłem”, ale lekko przesadzasz.

– Przesadzam? Jesteście ewidentnie blisko, a ty poszedłeś do burdelu. Nic tam nie zrobiłeś, ale…

– Julia wie o mojej relacji z Madame – Arnold uciął jego wypowiedź. – Wie, że często zaglądam do Anielskich Wrót.

– Wie?

Arnold kontratakował z całą siłą.

– W przeciwieństwie do ciebie i Eweliny nie mamy między sobą tajemnic.

UF! To była bolesna riposta. Adler już zaczął żałować, że poruszył ten temat.

– Mam dobre powody, by je ukrywać.

Smocze oczy błysnęły rozbawione.

– Ja również.

– Jestem bękartem, a ona księżniczką.

– Należę do elit, kiedy ona pochodzi ze slumsów.

Demon zatrzymał się w miejscu, nie spuszczając wzroku ze smoka. Wiedział, że chce dać mu kolejną lekcję.

– Chcesz powiedzieć… że mimo wszystko, gdybym był wobec niej szczery… bylibyśmy razem?

Bolały go te słowa. Czyżby przepaść, jaką widział między nimi była zaledwie iluzją? Zaledwie niewielkim pęknięciem, które mógłby łatwo pokonać, gdyby patrzył z innej perspektywy? Arnold westchnął i położył mu dłoń na ramieniu.

– Nie, przyjacielu. To by nic nie pomogło. Zbyt wiele was różni, zbyt mocno strzeżecie swoich sekretów. Ewelina szczególnie… no i ja z Julią, mamy jednak sporo ze sobą wspólnego. Więcej niż ty z Eweliną – tu uśmiechnął się gorzko. – To był piękny sen, Franciszku Eaglu. Piękny sen, z którego musiałeś się wybudzić, prędzej czy później. Nie rozpaczaj, lecz ciesz się, że go miałeś… nie jest ostatnim, którego doświadczysz.

Spoglądali na siebie przez chwilę. Adler westchnął i pokiwał głową. Ruszyli dalej.

– Świat jest okrutny – stwierdził Adler, spoglądając w gwiazdy. – Wydawać by się mogło, że w momencie, kiedy wszystko się układa, trzeba usiąść z boku i zapytać: „kiedy się coś spierdoli”?

Smok prychnął rozbawiony trafnością wypowiedzi.

– Tak już niestety jest. Tragedia i komedia na zmianę. Fale przeznaczenia rozbijają się o kamień naszego życia… albo to fale naszego życia, rozbijają się o kamień przeznaczenia. Świat nigdy nie był łaskawy dla jego mieszkańców. W przeszłości może nawet bardziej niż teraz, tyle że nie mamy o tym pojęcia…

Tutaj zamilknął naraz. Stanęli. Oboje usłyszeli zmianę w otoczeniu. Oczy Cezariona zabłysły zaniepokojone. Spojrzał przez ramię, nastawiając uszu. Westchnął cicho.

– I chyba ma zamiar udowodnić mi, że jestem w błędzie.

Równocześnie ruszyli szybszym krokiem. Rany Adlera i zmęczenie Arnolda mocno ich ograniczały, ale widać było, że przyśpieszyli tempo. Niepokój malował się na ich twarzy.

– Wspominając o okrutnym świecie – zaczął Adler, zgrzytając zębami z bólu.

– Wykrakałem, nie ma co – Arnold syknął. – Zbliżają się i to szybko.

– Uzbrojeni.

– Wiem.

– Nie moi.

– Wiem, zbyt głośne kroki.

– Kto?

– Obawiam się, że osoby, które chcą się na tobie zemścić – stwierdził Arnold. – I na mnie również.

– Na tobie?

– A kto był twoim sekundantem?

Też racja. Adler nie pomyślał o tym, że Cezarion zaledwie będąc sekundantem w pojedynku i zwycięzcą w zakładzie, może być celem zemsty rozgoryczonych przegranych.

– Cholera – Adler syknął pod nosem. – W aktualnym stanie nic im nie zrobię.

– U mnie podobnie. Użyłem zbyt dużo mocy.

Skręcili w boczną uliczkę i naraz zwolnili. Wiedzieli, że nie uda im się uciec. Cholerników było więcej, niż się spodziewali… i nadbiegali ze wszystkich stron.

– Dużo ich.

– Dużo osób przegrało zakłady – stwierdził Arnold, stając w miejscu.

Adler jęknął, stając obok niego. Wiedzieli, że nie da im się już uciec.

Z przodu, środkiem ulicy, szła banda chłopaków z pałkami. Prowadziła ich dumnie idąca dziewczyna w niebieskiej sukni. Adler spojrzał na zdegustowaną twarz Arnolda. Cóż… to z pewnością oznacza, że jest niesamowicie pozytywną i dobrą osobą, nieprawdaż?

– Znajoma?

– Była narzeczona – odpowiedział lekko. – Cecylia de Washmit. Następczyni hrabstwa Eviet.

Adler uniósł brwi. Czyli nie tylko on miał nieudane związki z wysoko urodzonymi damami. Przynosiło mu to trochę satysfakcji, ale niewiele, szczególnie w sytuacji, w jakiej się znaleźli. Nie mógł jednak odpuścić pytania.

– Jak?

Nie wiadomo przecież czy przeżyją to starcie, warto więc zadać pytania, kiedy nadal ma szansę.

– Rodzina oryginalnie chciała, byśmy się pobrali, dla kontaktów z radą regencyjną, ale układ się załamał i tym samym zaręczyny. Zresztą dzięki niebiosom. Ta dziewczyna to sadystka najwyższego stopnia – oznajmił zdegustowany.

Arnold poruszył barkami, szykując się do walki. Adler w tym czasie sprawdził ukryte uzbrojenie: nóż oraz niewielką dawkę specyfiku, nie żeby mu ona pomogła w aktualnym stanie. Jęknął, ustawiając się obok Arnolda.

– Czyli jak większość z pysznych dziewczyn z wysokiego rodu?

Arnold spojrzał na niego z delikatnym błyskiem rozbawienia.

– Celne spostrzeżenie, chociaż nie w czasie – Arnold spojrzał za siebie, na kolejną grupę.

– Trzydziestu dwóch – policzył Adler.

– Trzydziestu ośmiu – poprawił go Arnold, spoglądając na jedyną boczną uliczkę, z której nie wyszli jeszcze draby Cecylii. – Chcą nas złapać i pewnie zabrać w ciche miejsce, by tłuc ile można.

– O! Czyli zarezerwowali dla nas jakąś ruderę? Jestem niemalże zaszczycony.

– Wątpliwe. Cecylia jest niesamowicie skąpa.

Adler spojrzał na niego zdumiony. Lista wydawała się nie mieć końca.

– Co jest z tą kobietą? Jak tak dalej pójdzie, okaże się że nie ma żadnych dobrych cech. Powiedzże ma w sobie coś dobrego, bo nie chce mi się wierzyć, że zaraz po spotkaniu smoka, poznam manifestację zła pod postacią kobiety.

Arnold zachichotał, spoglądając na Adlera z szczerym uśmiechem.

– Jest świetna w finansach i jest genialną artystką. Pięknie maluje i gra na pianinie.

– Jak jest świetna w finansach, to, czemu prowadzi tych, którzy przegrali zakłady? – Adler zapytał zdezorientowany. – Czyżby fakt, że źle postawiła pieniądze, ją tak wkurzył?

Arnold zaprzeczył, kręcąc głową.

– Znając nią, pewnie postawiła na was obu, ale chce zyskać przysługi u przyszłych baronów i hrabiów. Nasze pobicie jest dla niej inwestycją w przyszłość – Arnold stwierdził ciszej, kiedy Cecylia zaczęła się znacząco zbliżać. – Zbierze cały bank przysług naszym kosztem.

Na te słowa Adler jedynie westchnął i pokiwał głową. Nie mógł zarzucić jej takiego typu myślenia.

Cecylia zatrzymała się w odległości dziesięciu metrów przed nimi. Adler mógł jej się teraz przyjrzeć. Dziewczyna miała na sobie elegancką czarną suknię, złote i srebrne bransoletki ewidentnie wysokiej jakości, naszyjnik z pereł, diamentowe kolczyki i złotą spinkę do włosów. Sama w sobie, miała bardzo bladą cerę, rude włosy, oraz wyjątkowe oczy. W pierwszym momencie wydawały się piwne, ale prawe oko, było w połowie niebieskie*. Stojący po jej obuch stronach chłopacy spoglądali na nich wściekle. W oczach Cecylii nie było jednak nienawiści, była zwyczajna satysfakcja i pewność siebie. Dreszcz przeszedł po plecach Adlera, spostrzegając zbliżoną aurę do tej którą roztaczała cesarzowa.

– Witaj Arnoldzie, kochany – uśmiechnęła się jadowicie.

– Witaj Cecylio – Arnold uśmiechnął się do niej kwaśno. – Jak widzę ani łusek, ani jadu ci nie ubyło.

Cień przeszedł po twarzy dziewczyny. Adler patrzył na Arnolda, zaskoczony spostrzegając, że dotąd stoicki mężczyzna, manifestuje swoje uczucia w całej okazałości.

– Znowu byłeś w burdelu i zdradzałeś moje serce – jęknęła. – Ach Arnoldzie, dlaczegoż to czujesz takie pożądanie do brudnych mutantów? – Tu uniosła rozgniewany głos. – Albo do dziwek z pogańskich kaplic.

„Oho… czyli jest jak zwykle więcej do wypakowania niż sama chęć zemsty co?” – Adler pomyślał, oceniając swoje szanse. – „Gdyby tylko znała jego prawdziwą naturę”.

– Zgarnąłeś nasze pieniądze i wydałeś je na zmutowane dziwki?! – Warknął jeden z chłopaków.

– Nie – Arnold zaprzeczył, spoglądając na niego zimno. – Kupiłem lustro powiększające, dla ciebie w prezencie… żebyś mógł w końcu sprawdzić, czy masz kutasa między nogami.

Chłopak poczerwieniał i z rykiem rzucił się do przodu.

– SUKINSYN!

Zamachnął się pałką i uderzył z góry prosto na głowę Arnolda. Adler ze swoimi ranami nie miał szansy zareagować. Jego pomoc nie była jednak potrzebna.

Pałka roztrzaskała się przy uderzeniu. Chłopak zaśmiał się, lecz momentalnie zamilkł, spoglądając w płonące, tym razem na biało. Zimnym Ogniem północy. Krew spływała z czubka głowy smoka Valentii, kiedy białe oczy sparaliżowały chłopaka do szpiku kości.

Trudno opisać to, co odczuwał ten chłopak. Było jednak zimno, bardzo zimno. Wydawać by się mogło, że przez jego krew płyną gródki lodu, a serce kłują lodowe odłamki, przy każdym uderzeniu. Nawet same oczy, zamiast zamglone, są pokryte szronem, kiedy umysł, ciało i dusza równocześnie stanęły w miejscu, nie mogąc oprzeć się temu wzrokowi, który pochłaniał je w lodowej zamieci.

– Żałosne – skwitował Arnold.

Zamachnął się i uderzył chłopaka wierzchem dłoni. Uderzenie oderwało oponenta od ziemi, wprawiło w piruet i posłało na ziemię ze złamaną szczęką i połamanymi zębami.

Napastnicy, momentalnie cofnęli się przerażeni do szpiku kości.

Jedynie Cecylia spoglądała na Arnolda niewzruszona, może nawet z lekkim uśmiechem.

– Przeceniłaś swoje możliwości – stwierdził, spoglądając jej w oczy. – Ustąp.

Dziewczyna zachichotała, niewzruszona możliwościami Arnolda.

– Ależ mój kochany Arnoldzie. Nie mogę tego uczynić. Zdradziłeś moje serce, zaufanie uczniów, naszą wiarę i nawet rasę i to wszystko w przeciągu doby – odpowiedziała chłodno. – Musisz zostać ukarany… ponadto, cała grupa dziewczyn czeka już w wynajętym miejscu, by nacieszyć się twoim cierpieniem – tu uśmiechnęła się rozradowana. – A dobrze wiesz, że nie mogę ich zawieść.

– Popłynie krew – Arnold stwierdził cicho.

– Niech popłynie. Z chęcią popatrzę, jak walczysz, jak się starasz, jak upadasz i jak błagasz o litość. Ty i twój przyjaciel – tu spojrzała na Adlera. – Jakie to uczucie, Franciszku Eaglu, odrzucić rycerski tytuł i godność swojej własnej rasy w tak krótkim okresie? – Zapytała z uśmiechem. – Jak to jest odrzucić wszelką godność, honor i dumę, jako człowiek?

Adler spojrzał w jej oczy. Były jak oczy cesarzowej, był teraz tego pewny. Ta sama aura, ten sam ton głosu…

– HA HA HA HA HA HA! – Jego rechot rozerwał rosnące napięcie.

Cecylia uniosła brwi w całkowitym szoku. Spodziewała się jakiejś ostrej odpowiedzi po tym zabójczym wojowniku, a nie śmiechu. Adler w tym momencie zgiął się z bólu, w który wprawiał go śmiech i spojrzał na Cecylię krwiożerczo. Fakt, Cecylia była podobna do cesarzowej…

ALE NIĄ NIE BYŁA.

Za jej osobą nie stała siła i moc Imperium, nie stał ten sam status, ta sama władza, te same zasoby i surowce wszelkiego rodzaju. Była zaledwie parodią tego, z czym już się mierzył.

– Wspaniale… – oznajmił.

Cecylia wybałuszyła oczy.

– Coś, żeś powiedział? – Zapytała niedowierzająco.

– To było wspaniałe uczucie! – Adler zakrzyknął, szokując wszystkich, z wyjątkiem Arnolda. – Odrzucenie norm, zasad, kajdan, które mnie trzymały przy ziemi – zarechotał. – To było wspaniałe uczucie. Seks, jaki miałem z tą mutantką, przyniósł mi więcej satysfakcji i radości, niż niezliczone spacery i jazdy konne z Eweliną – Adler, Eagle, 001 i Demon, mówili teraz wspólnym potężnym głosem. – Satysfakcja z posiadania mocy, władzy, kontroli, dominacji, zwycięstwa i pewności siebie, kiedy spoglądasz oczy otchłani, a twe ciało wyje z bólu przy najmniejszym ruchu, wypełniło mnie ekstazą, jakiej ktoś taki jak ty nigdy nie zrozumie.

Cecylia, po raz pierwszy w życiu, cofnęła się w przerażeniu. Nawet zimne oczy Arnolda, nie miały na nią takiego wpływu. Oto stał przed nią ktoś, kto faktycznie ją przerażał. Adler rechotał.

– Masz pojęcie? Czy masz pojęcie, jaką satysfakcję przyniosła mi ta walka? Walka z godnym przeciwnikiem? Zapewnienie swojej dominacji? Swej władzy i potęgi, kiedy dotąd myślałem, że jestem prawdziwie bezsilny? Zaledwie kukiełką tańczącą ku radości innych?

Adler zaczynał rozumieć. W tamtych chwilach – kiedy zakochał się w Ewelinie, kiedy uratował Gabrielę, kiedy zarżnął wilkołaka, kiedy zdradził sekret Everhaustowi, kiedy szantażował Herr Doktora, kiedy dyskutował z Eweliną, kiedy się z nią nie zgadzał, kiedy kpił z księcia Hadriana, kiedy pokonał 66 i kiedy odrzucił Ewelinę…

BYŁ WOLNY.

To były jego decyzje, nie nikogo innego.

W tamtych chwilach BYŁ WOLNY I MIAŁ WŁADZĘ.

Właśnie to, opór, dominacja, władza i siła – to one były drogą, do której wolności pożądał – i to właśnie tą drogą do najprawdziwszej z wolności podąży.

Ciało naprężyło się, mimo bólu, gotowe do walki.

– Czy ktoś taki jak TY? – Zapytał cynicznie. – Rozumie prawdziwą miłość? Prawdziwą nienawiść? Prawdziwą wolność? – Tu wysunął nóż z ukrycia. – Nie. Nie wiesz. Jesteś ograniczona, przez swą własną moralność, kulturę, przywiązanie do tradycji i do swojej iluzji prawdziwej władzy, do jakiej nigdy nie uda cię się zbliżyć. HA HA HA! A ja… JA wiem, czym jest miłość, wiem, czym jest nienawiść, cierpienie, radość, honor, służba, wierność, dominacja, władza i co najważniejsze. WOLNOŚĆ – uśmiech nie znikał z jego twarzy. – Przyjrzyj się mi uważnie, dziewczyno – wymierzył w nią ostrzem. – Bo patrzysz na kogoś, kto nie ma już żadnych ograniczeń. Kogoś, kto nie ma już nic do stracenia. Przyjrzyj się uważnie, ponieważ jeśli ktoś nie zdoła mnie powstrzymać… będzie to ostatni widok w twoim życiu.

Cecylia zadrżała, przerażona do szpiku kości, nie tyle widząc krwiożerczość Eagla, ile i milczące poparcie Arnolda. W czasie pojedynku stanął w obronie niewinnych i postronnych. Wiedziała, że to zrobi, teraz jednak, spoglądając w jego zimne oczy… wiedziała, że jej nie uratuje.

– Brać ich! – Krzyknęła na otaczających ją drabów.

Chłopacy spojrzeli po sobie i rzucili się na dwójkę obrońców.

Ci pałki, pręty, łańcuchy, noże, a nawet kastety. Arnold i Adler? Pięści i pojedynczy nóż.

Walka nie była uczciwa.

Draby powinny przynieść broń palną.

Pierwszych trzech padło niemalże momentalnie. Arnold znokautował pierwszego, tworząc na twarzy nieszczęśnika efekt, jakby został trafiony patelnią, następnie wyrwał mu stalowy pręt i szybkim szerokim zamachem odstraszył kilku napastników, a jednego, mniej uważnego, trafił prosto w łeb, posyłając na ziemię, pewnie ze wstrząśnięciem mózgu. Adler w tym samym momencie uniknął dwóch ciosów, choć ledwo co, bo ranne ciało nie dawało mu zbyt wielkich możliwości, i odpowiedział szerokim cięciem noża, które rozcięło policzek innego idioty.

– KURWAAA! - Chłopak ryknął na cały głos, padając na ziemię. – MOJA TWARZ! MOJA TWARZ!

Te pierwsze sekundy walki wystraszyły resztę oponentów. Wielu rozsądniejszych, wycofało się na tyły, kilku od razu rzuciło broń i zaczęło spieprzać – co znacząco podniosło szacunek Adlera do tych nielicznych, inteligentnych, jednostek.

Nawoływania Cecylii i jej wezwania do boju przekonały resztę jednak do kontynuowania walki.

Przeciwnicy rzucili się na nich ponownie. Tym razem nie zdołali całkowicie uniknąć ataku. Adler dostał łańcuchem po nodze, pałka roztrzaskała się o plecy Arnolda. W zamian kolejnych czterech leżało na ziemi, zwijając się z bólu. Co raz jeszcze odstraszyło resztę, kupując im kilka cennych chwil. Oboje dyszeli i jęczeli. Ciało Adlera odmawiało mu posłuszeństwa, Arnold chwiał się na nogach, nie mogąc się oprzeć na swej magicznej mocy.

Widząc to, chłopacy zaatakowali ponownie, Adler odstraszył kilku, wykonując serię cięć i pchnięć, raniąc przynajmniej trzech, a Arnold powalił jednego nieszczęśnika, umiejętnym ciosem i kopnięciem w szczękę posłał w objęcia ciemności.

Przeciwnicy cofnęli się, utrzymując bezpieczną odległość. Nikt nie ważył się wykonać pierwszego kroku. Kupowało to dwójce cenne chwile, by złapać oddech i przygotować się do kolejnego ataku. Gdyby przeciwnicy kontynuowali bez przerwy, nie zdołaliby ich powstrzymać.

– Nie jest dobrze – stwierdził Adler. – Za dużo tych sukinsynów.

– Wiem… – tutaj Arnold spojrzał w niebo i uśmiechnął się lekko. – Właśnie dlatego wezwałem wsparcie.

Adler spojrzał za wzrokiem przyjaciela. Na niebie krążył cień bazyliszka.

Wyraźny gwizd rozciął powietrze, kiedy czarny jak noc bat uderzył naraz w plecy otaczających ich drabów. Wrzasnęli na całe gardło, kiedy niespodziewany atak pozostawił na ich ciałach głębokie rany. Zdezorientowani odwrócili się, by ujrzeć dziewczynę w czerwonych szatach z naciągniętym na głowę kapturem, pod którym błyszczały fioletowe oczy. Cecylia cofnęła się w szoku.

– Ty?!

Julia zamachnęła się batem, szykując się do kolejnego uderzenia.

– Łapy precz od mojego mężczyzny!

Draby cofnęły się zaskoczone atakiem ze strony tak drobnej dziewczyny. Arnold natomiast uśmiechał się szeroko, spoglądając na swą ukochaną. Seria uderzeń bata i draby rozstąpiły się w popłochu, pozwalając jej dobiec do Arnolda. Adlera ścisnęło serce, kiedy Julia momentalnie przytuliła się do Arnolda, który nie przestawał się uśmiechać.

– Wiedziałem, że zdążysz – oznajmił.

– Głupiec – mruknęła, wtulając się w jego ramię. – Że też muszę przychodzić ci z pomocą – tu spojrzała mu w oczy. – Czy jako mężczyzna nie masz pewnych obowiązków wobec swojej ukochanej?

– Wszystkie je spełniam – Arnold odpowiedział, składając na jej ustach pocałunek. – A ty spełniasz wszystkie wobec mnie.

Cecylia stała czerwona z wściekłości. Widać było, że gotuje się w swojej własnej krwi.

– Ty, ty, ty, ty, ty, ty – jąkała się, nie chcąc uwierzyć w to co widzi.

Adler nie mógł zaprzeczyć, że jej reakcja była niesamowicie satysfakcjonująca.

– Jak śmiesz kłaść swoje paskudne łapy na moim Arnoldzie?! - Cecylia wrzasnęła w końcu.

Oczy Julii zabłyszczały groźnie. Arnold nie przestawał się uśmiechać. Furia jego ukochanej napełniała go radością i dumą.

– „Twoim”? – Oczy Julii spoczęły na Cecylii. – A kim Ty do cholery jesteś, by grozić mojemu ukochanemu?

– Znaj swoje miejsce mutantko! – Cecylia warknęła groźnie. – Może innych oszukasz tymi swoimi szatami i kapturem, ale ja wiem, czym jesteś – uśmiechnęła się z satysfakcją. – Jesteś żałosnym potworem, pod tym kapturem…

Zanim zdążyła, dokończyć Arnold ściągnął Julii kaptur, ukazując dwa niewielkie rogi, nie większe od kciuka, wychodzące z głowy. Julia momentalnie odwróciła się do niego przodem. Zaczerwieniona. Cecylia spodziewała się pewnie innej sceny niż ta, która nastąpiła, ale była ona miłą odskocznią od toczącej się aktualnie walki.

– Arnold!

– Co? – Chłopak uśmiechnął się zawadiacko.

– Mówiłam ci, że nie lubię pokazywać moich rogów!

– A czemu się wstydzisz? – Pochylił się nad nią i złożył pocałunek na jej czole. – Dodają ci uroku.

Julia pisnęła, rumieniąc się, po same uczy i schowała twarz w dłonie. Cecylia spoglądała na nich oszołomiona. Widocznie jej umysł nie mógł zaakceptować miłości między człowiekiem i mutantem. Chociaż… w tym przypadku Adler nie był pewny czy rogi Julii jakkolwiek można porównać do tego, czym naprawdę był Arnold.

– Co? – Szlachcianka wyszeptała piskliwie.

Patrzyła, czerwona i oszołomiona na słodką scenę, gdzie Arnold otulał rękoma odwróconą do niego plecami Julię w ciepłym uścisku. Adler nie mógł sobie odpuścić dołączenie się do zabawy.

– Trudno się nie zgodzić – przyznał. – Masz naprawdę piękną dziewczynę przyjacielu.

Arnold już miał zamiar mu odpowiedzieć, by kontynuować atak na umysł Cecylii, kiedy jeden z drabów przytaknął, nie kryjąc swojej opinii.

– Popieram.

To chyba wprawiło wszystkich w jeszcze większy szok niż samo pojawienie się Julii, czy flirtowanie z nią Arnolda. Komentator rozejrzał się lekko zdezorientowany, po reszcie drabów.

– Co? Tylko ja mam słabość do rogatych dusz? – Zapytał z ironią.

– Stachu, kurwa, przecież napierdalamy się z tymi gośćmi – powiedział jeden z jego kumpli. – Możesz się chwalić miłością do mutantek kiedy indziej.

– No, żeś teraz powiedział Kacper – Stanisław spojrzał na niego z politowaniem. – A kto zdradza swą dziewczynę z aniołkami?

– Milcz, kurwa! – Kacper ewidentnie rozejrzał się zakłopotany. – Zamknij paszczę i pomóż nam dokończyć tę robotę.

Stachu, nie był jednak przekonany.

– Nie mam zamiaru. Nawet nie brałem zakładu, a moja „kochana” narzeczona kazała mi pobić gościa, którego lubię – tu spojrzał na Arnolda. – A teraz jego dziewczyna przyszła mu z pomocą… i ja mam z nimi walczyć? Nie – rzucił pałkę, którą trzymał w dłoniach. – Jebać to. Nie wiem jak wy, ale ja do nich nic nie mam. Zresztą, to nie tak, że nasze „ukochane” postawiły swoje pieniądze, a raczej nasze i swoich rodziców, prawda?

Znacząca większość drabów zamruczała zgodnie. Jeden z tych, który tego nie zrobił, podszedł do niego i wymierzył w niego palcem.

– Może Ty – rzucił jeden z chłopaków. – Ja straciłem fortunę!

– Ze swojej własnej głupoty, a ja napierdalać się ci nie zabraniam, baronie od siedmiu boleści – prychnął rozbawiony. – Ja mam nadal swoje hrabstwo i swoje pieniądze, a za moją niewdzięczną „ukochaną” walczyć nie będę – spojrzał po wszystkich. – Ci, co chcą walczyć, niech walczą dalej. A ci, co nie chcą… proponuję piwko i zabranie dziewczyn na jakąś imprezę, by nam nie marudziły. Kto idzie ze mną?

Aż dziw jak skuteczne były jego argumenty. Po ostatnich słowach większość z drabów rzuciła broń i ruszyła w swoją stronę. Nawet ci, którzy byli nieprzytomni, zostali podniesieni i zabrani z całą grupą. Na miejscu pozostało ośmiu. Adler oglądał całą scenę, rozbawiony, jak niewiele było trzeba, by uratować całą sytuację. Stachu spojrzał na Arnolda i uśmiechnął się krzywo.

– Wybacz za całą sytuację.

– Nie ma problemu – Arnold schylił głowę z szacunkiem. – Nie ma między nami złej krwi.

Oczywiście była jedna osoba, która nie była w stanie zaakceptować i tej sytuacji.

– CZEKAJCIE! – Cecylia panikowała. – Wracajcie! To mutant! I wasze narzeczone…

– Nasze narzeczone wysłały nas na walkę z jedną z najbardziej szanowanych osób w całej szkole – Stachu odbił piłeczkę. – Następnym razem niech same walczą. A do mutantów nic nie mam.

– Ale, ale – Cecylia nie dowierzała – Wasz status! Wasze pieniądze!

Stachu, spojrzał na nią krytycznie.

– Odchodzimy właśnie po to, by nie stracić obu, a co najważniejsze… utrzymać honor.

Z tymi słowami, niedawni przeciwnicy zniknęli za rogiem, zostawiając trójkę naszych bohaterów, Cecylię i ośmiu zdeterminowanych chłopaków.

Cecylia zacisnęła usta, zazgrzytała zębami i wbiła paznokcie w dłonie.

– Pierdoleni głupcy – syknęła. – Rozprawię się z nimi, zaraz po tym, jak rozprawię się z wami.

Arnold nonszalancko przytulił się do odwróconej plecami Julii mocniej i złożył kolejny pocałunek na jej głowie, wywołując jedynie jeszcze większą furię u Cecylii.

– Przegrałaś – oznajmił. – Odejdź teraz, a ocalisz znacznie więcej niż honor.

Oczy dziewczyny przeszły krwią, kiedy pochyliła się, biorąc w dłonie odrzucony nóż. Reszta drabów przyjęła lepsze pozycje, ewidentnie zdeterminowani, by zadowolić swoje damy… albo odzyskać honor. Cecylia chwyciła w obie dłonie, patrząc, na parę wściekła.

– Jeszcze zobaczymy.

Wszyscy rzucili się na siebie równocześnie. Cecylia miała ewidentnie zamiar zaatakować Julię, ale niespodziewane uderzenie bata, wybiło jej broń z dłoni, pozostawiając płytką ranę. Dziewczyna krzyknęła przerażona, spoglądając na swą własną krew. Najpewniej po raz pierwszy, doświadczając cierpienia i faktycznej rany.

W międzyczasie Arnold przyjął dwa potężne uderzenia na klatę, by odpowiedzieć serią ciosów, rozbrajając dwójkę przeciwników, obok, Adler ugiął się pod uderzeniem przeciwnika, ale bezlitosny cios między nogi, wykreślił rywala z listy walczących.

Pozostali przeciwnicy rzucili się na Julię i Arnolda, którzy nie byli w stanie ich powstrzymać. Nawet Julia, teraz zmuszona do walki na bardzo bliskim dystansie, nie mogła popisać się swoimi umiejętnościami.

– Zmutowana Suka! – Cecylia warknęła, rozglądając się za nożem który wypuściła. – Zraniłaś mnie! Więc teraz rozetnę twój brzuch i… AH!

Adler, uśmiechając się krwiożerczo, powalił ją na ziemię, usiadł na niej w rozkroku, unieruchamiając ją kompletnie i przyłożył zimne ostrze noża do gardła.

– NIE! – Cecylia pisnęła przerażona. – Przestań! Nie waż się!

Walka momentalnie ustała. Trzy draby, trzymały opierającego się Arnolda, a pozostała dwójka nie pozwalała Julii na żaden skuteczny atak. Nie ważyli się teraz jednak ruszyć, widząc, w jakiej sytuacji jest ich patronka. Cecylia spoglądała w zimne oczy Adlera.

– Zostaw mnie, bo inaczej zranię twojego przyjaciele i jego dziwkę – nakazała.

Adler zachichotał, wzmacniając nacisk na jej gardło, jednak nie na tyle, by naciąć skórę.

– A może zróbmy tak… – Demon uśmiechał się krwawiącym uśmiechem. – Poderżnę ci gardło, tu i teraz, spełniając moją obietnicę, że będę ostatnią rzeczą, jaką zobaczysz, a następnie odwrócę się i zarżnę pozostałych?

Cecylia drżała przerażona.

– Nie odważysz się.

Demon zarechotał.

– Rozmawiasz z kimś, kto zabijał ludzi.

– Pochodzę z rodu hrabiów!

– A ja uderzyłem księcia Imperium w twarz – zielone oczy Demona przeszywały ją na wskroś. – Czy poderżnięcie gardła jakieś dziwce ze szlacheckim tytułem naprawdę tak bardzo zmienia moją sytuację?

Panika zaczęła wypełniać atmosferę.

– Pieniądze! Dam ci pieniądze! – Łzy zaczęły spływać po jej twarzy.

– Są dla mnie nic niewarte.

– Wstawię się za ciebie! Pomogę ocalić życie! – Drżała w przerażeniu.

– Twe słowo nie ma wartości – odpowiedział, zwiększając nacisk.

– Błagam! Oddam ci wszystko! Wszystko! – Dało się wyczuć zapach moczu. – Nawet ciało!

Krwisty uśmiech rozszerzył się jeszcze bardziej. Przyjemne wspomnienia. Wspomnienia, kiedy złamał kark tamtej pokojówce z kolonii, uderzyły w niego całą siłą. Nie pamiętał nawet jej imienia. Jedynie nowe, uświadomienie sobie ukrytej satysfakcji, rozpaliło jego umysł. Znowu był władcą życia i śmierci. Demon, Adler, Eagle i 001 zachichotali razem, będąc w pełni jednością.

– Nie masz nic, co bym pragnął – spojrzał na jej piersi. – I nie jesteś nawet tak atrakcyjna – uniósł nóż, by zadać ostateczny cios, kiedy Cecylia próbowała się wyrywać i płakała przerażona. – „Przyjrzyj się uważnie, ponieważ jeśli ktoś nie zdoła mnie powstrzymać… będzie to ostatni widok w twoim życiu”.

Nóż runął w dół i już miał rozciąć gardło Cecyli, kiedy jego uszu doszedł okrzyk.

– WYSTARCZY!

Zmienił kurs lotu ostrza i pozwolił mu się wbić, w towarzystwie iskier w bruk ulicy. Uniósł wzrok z uśmiechem, rozpoznając głos.

Przed nim stał książę Hadrian, Nataniel Domski w mundurze szkoły wojskowej, Ewelina i oddział policji… który mierzył w niego z broni. Hadrian spoglądał na wszystkich władczo. Nataniel stał cicho z boku, spoglądając na całą scenę z cieniem na twarzy. Ewelina natomiast stała po prawicy księcia z przerażeniem patrząc na Eagle.

Nie poznawała go.

Nie widziała go zaledwie dwa dni.

A jej rycerz zniknął pod krwawiącą maską potwora.

Adler zachichotał.

– Ach… wasza wysokość. W końcu mnie znalazłeś – zamruczał zadowolony. – Zastanawiałem się, ile ci zajmie zorganizowanie sił, by zaciągnąć mnie do sprawiedliwości – tu spojrzał na policjantów. – Jeśli mam być szczery… miałem przynajmniej nadzieję na oddział wojskowy.

Cecylia spojrzała na Hadriana z łzami w oczach.

– Uratuj mnie książę – wyjąkała przerażona. – To potwór.

Hadrian spojrzał na nią groźnie.

– Milcz, Cecylio de Washmit. To ty jesteś powodem, czemu tu przybyliśmy.

– Co?

– Dostaliśmy informację o tym, że prowadzisz uzbrojoną bandę i masz zamiar zaatakować Franciszka Eagla i Arnolda Cezariona – tu przeniósł wzrok na drabów nadal trzymających Arnolda. – I widocznie informacja ta była prawdziwa.

Przeciwnicy momentalnie wypuścili Arnolda i Julię, rzucili broń i unieśli ręce do góry, rozumiejąc, że pistolety i rewolwery, celowały właśnie w nich.

Adler nie dał się jednak zwieść. Przynajmniej trzy lufy celowały prosto w niego. Hadrian spoglądał na niego wyczekująco.

– Zostaw ją – nakazał.

– Czemu? – Adler odbił pytanie. – Groziła nam i rozpoczęła walkę, w której mogliśmy zginąć – tu przeniósł wzrok na swoją ofiarę. – A ci którzy są gotowi zabijać, muszą być gotowi by sami zginąć.

– Nie – Cecylia pisnęła przerażona. – Błagam.

– EAGLE! – Hadrian zagrzmiał. – Zostaw ją. Sąd osądzi jej akcje i wyda wyrok.

– Po co wyrok? Przejdźmy od razu do egzekucji, ja będę grał kata.

Hadrian westchnął i odezwał się spokojniejszym, ale i pewniejszym głosem.

– Co chcesz tym osiągnąć? – Hadrian przerwał mu. – Czy masz jakiś cel, w tym co teraz robisz?

Adler zastanowił się przez moment.

– Nic wielkiego. Satysfakcja – uniósł na niego wzrok. – Me ciało jest połamane, mój honor zbrukany, mój tytuł… odrzucony – prychnął, spoglądając na Ewelinę. – Nic co posiadałem, już do mnie nie wróci. Dla mnie to już koniec. Więc czemu nie odejść zabierając czyjeś życie, dla samej satysfakcji posiadania władzy nad życiem i śmiercią?

Ewelina zasłoniła usta, przerażona do szpiku kości. To nie był Eagle… nie mógł być. Książę wydawał się jednak niewzruszony.

– Czy jesteś tego pewny? – Hadrian spojrzał na niego władczo. – Że to dla ciebie koniec?

– A dlaczego miałoby być inaczej? – Adler spojrzał na niego pytająco.

Hadrian postąpił krok i wyciągnął do niego rękę.

– Ponieważ chcę, byś mi służył.

Te słowa uderzyły w niego jak młotem. Teraz? W chwili kiedy mógł zrobić wszystko, co chciał? Kiedy był wolny? Raz jeszcze miałby przyjąć łańcuchy? Co ten księżulek sobie myśli?

– Jestem słaby, Eagle – oznajmił. – A stoi przede mną wielkie wyzwanie. Potrzebuję silnych osób, które będą mnie wspierać.

– I co to za wyzwanie? – Adler zapytał kpiąco.

Hadrian spoglądał na niego poważnie. W jego oczach nie było kłamstwa.

– Korona Walencji – oznajmił.

Na re słowa wszyscy zgromadzeni spojrzeli na Hadriana w szoku. Szczególnie Nataniel, wyglądał na wyraźnie zszokowanego. Ewelina podobnie patrzyła na Hadriana wielkimi oczami.

Sam Demon spodziewał się takiego obrotu sytuacji. Nie dawał się zaskoczyć.

– I w jaki sposób, ktoś taki jak ja, mógłby ci się przydać?

– Jesteś silny, inteligentny, szczery i bezlitosny – oznajmił. – Potrzebuję dokładnie kogoś takiego jak ty. Kogoś, kto mnie nie zdradzi, kogoś, kto będzie wierny i będzie w stanie walczyć.

Adler chciałby mu zaprzeczyć, bo przynajmniej pierwsze kryterium złamał już kilkukrotnie. Zastanowił się przez chwilę i pokiwał głową z uśmiechem. Wolność… tego pragnął i teraz wiedział, że droga do wolności prowadzi przez fakt posiadania siły. Może los się w końcu do niego uśmiechnął?

– Celna uwaga… mówisz mi… że jestem godnym kandydatem na służącego jego królewskiej mości?

– Tak.

Następne słowa, jakie wypowiedział, wyszły z jego ust prawie nieświadomie.

– Ale czy Ty, książę… jesteście godni mojej służby – tu spojrzał na Ewelinę, zimnym wzrokiem. – Czy jesteście godniejsi, od mojego poprzedniego właściciela?

Ewelina cofnęła się o krok z łzami w oczach. Słowa, jakie wypowiadał, rozdzierały jej duszę, bez najmniejszej litości. Adler spoglądał w oczy Hadriana, czekając na odpowiedź. Książę w tym momencie westchnął i spojrzał na niego spokojnie.

– Pozwolę ci sam ocenić.

 

Adler skamieniał, zszokowany. Następnie wypuścił ostrze noża i z rechotem podniósł się z Cecylii.

– Gdybyś odpowiedział „tak”… zabiłbym dziewczynę – stwierdził.

– Wiem – odpowiedział Hadrian.

Adler postąpił kilka kroków i stanął tuż przed Hadrianem. Mierzyli się przez chwilę wzrokiem.

– Czy naprawdę tego chcesz? – Zapytał. – Przyjmiesz na służbę… Demona? Potwora takiego jak ja?

– Nadchodzą ciężkie czasy – odpowiedział Hadrian. – I w nadchodzącej walce będę potrzebował pomocy zarówno niebios, jak i czeluści piekielnych.

Był dobry – taka myśl przeszła przez głowę Adlera. Hadrian był dobrym kandydatem na króla. Miał wielki potencjał. Czuł… dziwną satysfakcję z tego, że ten, który miał władzę, ten, którego uderzył, teraz proponował mu służbę. Stał przed nim ten, który nie proponował mu kajdan, lecz drogę do siły, do wolności. W końcu… spoglądał na kogoś, kto był godny jego służby.

– Czy staniesz u mego boku Eagle? – Hadrian ponowił pytanie.

Po tych słowach Adler pokiwał głową i powoli uklęknął przed nim, schylając głowę.

– Wypowiedz rozkaz, a ja odpowiem… mój Panie.

– Niech i tak będzie – Hadrian położył mu dłoń na ramieniu. – Powstań, Franciszku Eaglu. Demonie z Imperium i mój sługo.

 

Nowy akt w życiu Adlera, właśnie się rozpoczął.

 

*Faktyczna mutacja występująca wśród ludzi – nie pamiętam nazwy, niestety, ale koleżanka z klasy ją miała.

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Nefer 25.02.2020
    Rozdział, jak zawsze dynamiczny, skupiony zresztą nie tylko na scenach walki. Nowy zwrot w życiu bohatera, przyznam, niespodziewany. Troche usterek w wykonaniu, przykładowo "wielotysięczne doświadczenie" - co to ?, Cecylia pojawia się w sukni niebieskiej, która następnie staje się czarna, w opisie pierwszej potyczki powtarza się słowo "chłopak" itp. Czyli, korekta.
    Pozdrawiam
  • Kapelusznik 25.02.2020
    Dzięki za przybycie
  • Pontàrú 27.02.2020
    Na początku zwrócę uwagę na te edycyjne błędy: podwójne słowa, źle odmienione końcówki. Z reguły w poprzednich tekstach też się pojawiały ale tu jest jakieś duże nagromadzenie.
    Akcja idzie płynnie, dialogi są fajne a tu nagle odzywa się ten drab i komentuje aparycję tej z dziwnym okiem. No jakoś mi to ewidentnie psuje cały rytm historii. Tak ni stąd ni z nikąd. Przybycie wsparcia dla Adlera i Arnolda też w moim mniemaniu wygląda trochę jak zbieranie składu Avengersów. Ale to w sumie niewielkie minusy
    Tak to całość płynna, fajne dialogi, wręcz płynie się przez ten tekst a akcja się zagęszcza. Tym razem 4
  • Kapelusznik 27.02.2020
    Pierwotnie chciałem żeby Adler i Arnold pobili wszystkich drabów, ale uznałem że nagła odskocznia będzie ciekawsza i bardziej realistyczna. Mimo wszystko to studenci i uczniowie - nie żołnierze - a sporo z nich leżało już nieprzytomnych na ziemi - jako facet mogę z całą szczerością powiedzieć, że większość chłopaków widząc taką scenę i to ponadto że czyjaś dziewczyna ratuje chłopakowi skórę (szczególnie kiedy oni są bardziej zabawkami dla swych ukochanych) - odrzuciliby walkę dla kufla piwa.
    Następny odcinek będzie Epilogiem Demona Odrodzenia
    Kontynuacja: Demon III Powstanie
    Pozdrawiam

    Edycję zrobię w wolnej chwili - pewnie weekend
  • KuroKurama 12.03.2020
    Bardzo fajny rozdział, po raz kolejny przekonałem się, że postacie wykreowane przez ciebie strasznie mi się podobają.
    Charakter Adlera, jego sadyzm, chęć wolność i brutalność są idealnie zgrane.
    Jedyne co mi się nie podobało to błędy wymienione przez Nefera i Pontaru.
    Fabuła i postacie najwyższy poziom.
    ode mnie 5.
    Pozdrawiam i życzę weny do pisania.
  • Ozar 15.03.2020
    Kurdę długi odcinek, ale mimo tego nie nudzi się wcale. Ciekawy opis walki choć trochę mnie dziwi słabość smoka Arnolda, bo wydawał się niezniszczalny. Cecylia pokazuje jak zawzięte potrafią być wzgardzone kobiety a szczególnie rozpieszczone szlachcianki. Julia zjawiła się akurat w czas, żeby pomóc. Dalej bardzo dobra scena Adlera i Cecylii. Tu nastąpiła chyba zmiana jego podejścia i widać, że objawił się prawdziwy demon czyli coś co w sobie tłumił będąc z Eweliną, tak mi się wydaje. Końcówka dla mnie bardzo zaskakująca, bo myślałem że Hadrian każe go aresztować. Czyli jak rozumiem zwrot o 180 stopni, choć ten książę chyba sobie nie zdaje sprawę kogo sobie bierze na służbę. Reasumując umiesz zaskoczyć i nagle wprowadzić dużą zmianę szczególnie kiedy czytający jest przekonany że domyśla się dalszego ciągu. Fajnie się czyta, masz pomysły i wyobraźnie. 5
  • Kapelusznik 15.03.2020
    Pamiętaj że arnold użył sporo mocy by zatrzymać kule itd.
    Zwyczajnie para mu się skończyła
    To nadal człowiek, choć ze smoczą krwią, a używanie smoczej krwi męczy
    Bardzo się cieszę ze ci się spodobało :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania