Demon - Rozdział 23 - (SW)
(STARA WERSJA - NOWA WERSJA TO "DEMON ODRODZENIE")
"Czerwony Styczeń"
Imperium Feniksa
555 rok nowej ery – 1916 rok imperialny
1 Stycznia
Region Borigni - Południe Imperium
Kiedy samochód Kruppa podjeżdżał pod jego rezydencję, na horyzoncie już grzmiało. Jednostki obrony pogranicza, oraz część sił pobliskiego garnizonu, opóźniała nadciągające siły wroga, by sojusznicy mieli szansę zbudować linię obrony. Najemnicy wynajęci przez Kruppa już kopali okopy, a nawet pozycję dla kilku prywatnych prototypów. Kapitalista od razu wyskoczył z samochodu by sprawdzić czy jego rozporządzenia zostały wykonane.
Tuż przy wejściu czekał już na niego dowódca najemników – Horus. Wysoki weteran, z oczami profesjonalisty i twarzą skazańca.
- Czerwoni?
- Czerwoni – odpowiedział Krupp podchodząc.
Krupp zatrudniał ich od ponad dekady, okres zbytecznych zwrotów formalnych mieli za sobą, szczególnie że w takiej sytuacji, prędkość przekazywania informacji była więcej warta niż forma w jakiej została przekazana. Zarówno Krupp jak i Horus dobrze to rozumieli. Miał zamiar zadać pytania o przygotowania ewakuacji dla jego rodziny i pracowników, ale działka przeciwlotnicze odezwały się nagle. Samolot zwiadowczy czerwonych został momentalnie zniszczony, a jego płonący wrak rozbił się gdzieś dalej na polach. Krupp zapytał.
- Jak rozporządzenia?
- Wszystko już spakowane, ładujemy ludzi i dokumenty na ciężarówki i ewakuujemy bocznymi drogami na północ, najpierw do pańskiego wuja, w najgorszym wypadku do stolicy.
Krupp kiwnął głową i wszedł do domu, Horus poszedł za nim.
- Jak ewakuacja moich fabryk? Czy pracownicy są bezpieczni? Jakieś bombardowania?
- Wysłaliśmy do nich komunikat, odebrali i potwierdzili, ewakuacja pewnie już się zaczęła, podobnie jak procedury zniszczenia fabryk jeśli czerwoni przebiją front. Imperialne lotnictwo powstrzymało naloty, na razie udaje im się utrzymać dominację w powietrzu.
- Dobrze – Krupp ruszył po schodach na górę, do pokoju gdzie była jego żona. – Jak prototypy?
- Działają Szefie. Kiedy przygotujemy pozycje ustawimy je by osłaniały podejście z flanek.
- Dobrze.
Krupp kiwnął głową i wszedł do pokoju, gdzie, jak się spodziewał, czekała na niego jego żona Joanna, oraz malutki synek Franciszek.
Piękna kobieta o długich włosach w kolorze jesionu uśmiechnęła się częściowo smutno, częściowo szczęśliwie. Była niesamowicie inteligentna, wielokrotnie pomagała mężowi w interesach i pomagała w trudnych chwilach. Oboje wiedzieli jak potoczy się ta rozmowa, ale mimo to musieli ją przeprowadzić. Jak aktorzy w teatrze grają swoją rolę, tak oni, musieli teraz zagrać swoją.
Joanna wstała i podeszła do męża. Stephen również się zbliżył i ją lekko przytulił, cały czas uważając na syna. Joanna podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy.
- Zostajesz?
- Tak.
- A Ja mam uciekać i zostawić mego ukochanego na pastwę Czerwonych?
- Dokładnie – odpowiedział Krupp uśmiechając się szerzej. – Musisz strzec naszego syna, wszystko jest zabezpieczone, nie ważne co się stanie, będziecie bezpieczni.
- Nie masz zamiaru odjechać – stwierdziła.
- Nie Mogę uciec. Ród Kruppów posiada te ziemie od pięciuset lat. Nie mogę pozwolić by Czerwoni położyli łapy na mym domu, na Was i na moich pracownikach. Nie mógłbym spojrzeć w swoje odbicie, gdybym porzucił mych ludzi, samemu ratując się ucieczką jak jakiś parszywy tchórz. Nie ważne co się stanie, za mego życia nazwisko Kruppów nie zostanie splamione – oznajmił.
Joanna prychnęła rozbawiona.
- „Honor”, czy kogokolwiek on dzisiaj obchodzi? Czy powinien obchodzić takiego przemysłowca jak Ty?
Krup również zachichotał i uśmiechnął się szerzej.
- Nie jestem „jakimś przemysłowcem”, czy „jakimś kapitalistom”, jestem Stephen von Krupp „Władca Południa”! Jaki byłby ze mnie władca południa gdybym je opuścił?
Oboje zachichotali smutno.
- Obiecaj mi że przeżyjesz – powiedziała Joanna.
- Obiecuję.
Pocałowali się kiedy za oknami coraz to bliżej rozbrzmiewała orkiestra wojny.
W drzwiach stanął jego wierny sługa – Ronald. Widać było że był bardzo smutny.
- Wszystko już gotowe do odjazdu Moja Pani, powinniśmy się pospieszyć.
Krupp przytulił lekko żonę i odsunął się o krok.
- Jedź już.
Joanna kiwnęła głową.
- Będę czekała.
- Wiem.
Rozeszli się. Oboje nie nawiedzili długich pożegnań. Wiedzieli że gdyby stali obok siebie choć trochę dłużej naraziliby siebie nawzajem na niebezpieczeństwo – a co ważniejsze – ich syna.
Krupp wszedł do swojego pokoju i przebrał się w specjalnie dla niego zaprojektowany strój bojowy. W lekkim szarym odcieniu, z grubej skóry z cienkimi płytkami metalu wszytymi wewnątrz w układzie jak zbroja łuskowa. Nie było to zbyt ciężkie, ani nie zapewniało całkowitej protekcji, ale kule przynajmniej zwolnią i jakby co, mniejsze rany zadadzą – podobnie odłamki. Do tego jeszcze hełm na głowę i zmodyfikowany karabin Kabr-33.
Krupp spojrzał przez okno. Obiecane jednostki Romla dołączyły już do tworzenia linii obrony przed jego rezydencją. Westchnął. Zszedł na dół. Horus już na niego czekał.
- Okopujemy się. Prototypy kończą załadunek amunicji. Mamy też telefon z fabryki.
- Dobrze. Chodźmy do centrum komunikacyjnego.
Krupp był bardziej niż gotowy na atak Czerwonych. Oprócz najemników, bunkrów, dział i własnych pojazdów pancernych, miał własne centrum komunikacje które miało połączenie z wszystkimi najważniejszymi ośrodkami na południu Imperium. Razem z Horusem zszedł po schodach do oddzielnego bunkra. W środku, drużyna komunikacyjna już działała. Krótkie rozmowy i komunikaty były wymawiane i zapisywane w niewielkich notatnikach. Krupp podszedł do wskazanego telefonu i odebrał słuchawkę.
- Tu Krupp, słucham.
- Panie Krupp! – odezwał się stary głos. – Dobrze Pana słyszeć.
Krupp się uśmiechnął. Rozpoznał rozmówcę.
- Pan Jares jak mniemam? Przedstawiciel samorządu robotników w Industrii? Gdzie zarządca fabryki Tyrial?
- Nadzoruje ewakuację oraz przygotowanie detonatorów.
- Jak idzie ewakuacja miasta?
- Tak jak Pan wskazał, uciekamy drogami, nie blokujemy transportu kolejowego dla naszych żołnierzy. Miasto już opustoszało, pozostali głównie mężczyźni.
- Pospieszcie się. Czerwoni są już blisko.
- Skąd Pan to wie?
- Jestem na linii frontu – odpowiedział Krupp.
Głos w słuchawce zamilkł na moment, a następnie prawie krzycząc zapytał.
- Nie ewakuował się Pan? Co Pan tam jeszcze robi? Coś z żoną?
- Spokojnie Jares. Żona i moi pracownicy już się ewakuują. Zostałem na froncie z własnej woli.
- Czemu!?
- Honor. Nie pozwolę tym cholernikom położyć łap na mojej ziemi i na moich pracownikach, Was tez to się tyczy. Wraz z Armią kupię wam trochę czasu. Upewnijcie się że wasze rodziny są bezpieczne. Nie mogę pozwolić byście trafili pod ogień karabinów.
Znów milczenie.
- Pan… tak naprawdę? Dla nas?
Krupp zachichotał.
- Też, choć nie tylko…
- Jest jeszcze jakiś powód?
- Pycha i chciwość! – Odpowiedział Krupp rozbawiony.
Najemnicy spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Pycha i chciwość…?
- Tak! Jestem dumny z mej renomy dobrego pracodawcy, z tego że dbam o moich pracowników, chce również by to co do mnie należy, należało tylko do mnie. Właśnie dlatego bronię Was i przystosowałem fabryki do wysadzenia. Nawet jeśli czerwoni zwyciężą, nie zdobędą nic, oprócz spalonej ziemi!
Głos w słuchawce milczał chwilę, a następnie odezwał się stary rechot.
- HA! Z pewnością to do Pana pasuje. Przyśpieszymy ewakuacje. Niech Bogowie mają pana w opiece.
- Oby bronili i Was – rozłączył się.
Horus pokręcił głową i westchnął.
- Szefie, brzmisz tak jakbyś miał zamiar dziś zginąć.
Krupp uśmiechnął się i ruszył do wyjścia.
- A co? Chcecie żyć wiecznie?
Horus prychnął, a najemnicy roześmiali się.
- „Było by miło!” – zakrzyknęli swoje motto.
Krupp wyszedł na zewnątrz i od razu przeszedł przez mur. Najemnicy i żołnierze Imperium siedzieli już w przygotowanych okopach. Na horyzoncie zaczęły wyłaniać się kształty ludzkich sylwetek oraz pojazdów pancernych.
Krupp spojrzał na Horusa.
- Wystawiaj prototypy! – zarządził.
Ryknęły silniki. Cztery pojazdy wyłoniły się z podziemnego parkingu.
Wielki pojazd pancerny z wysokim kadłubem z potężnym działem umocowanym w korpusie. Drugi, podobny, z pochyłym pancerzem i mniejszym działem. Czołg z wieżyczką przeciwlotniczą umieszczoną na podwoziu Pz.T-15, oraz powolny, tłusty żółw, z zainstalowanym działem artyleryjskim 120mm. Pojazdy wjechały w przygotowane wgłębienia, celując w stronę nadciągającego wroga.
Krupp uśmiechnął się podekscytowany.
- Niech przyjdą! Mój Dom będzie Skałą o którą rozbije się Fala Rewolucji!
W oddali odpowiedział mu ryk tysięcy gardeł.
(Ilość tekstów jakie będę publikował trochę się zmniejszy, bo studia. W weekend można się spodziewać kolejnej części "Kolekcjonera dusz" - pozdrawiam!)
Komentarze (6)
- więc ma charakter jakby obu
Wzorowałem się lekko na "Nieboskiej Komedii" w opisie scen
mam nadzieję że następne części też ci się spodobają
wysłałem ci maila
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania