Demon Odrodzenie II - 13
Walencja
544 rok nowej ery – 1905 rok imperialny
27 Sierpnia
Miasteczko Sorter – Południe Walencji
Wiatr zawiał delikatnie od strony morza. Rynek portowy miasteczka był dość głośnym miejscem, ale świetnie zorganizowanym pod turystów. Chyba wszystkie pobliskie kamienice były zajęte wszelkimi usługami i atrakcjami. Restauracje, salony mody i urody, domy aukcyjne i wiele podobnych. Do tego dostęp do portu i tym samym najświeższych owoców morza. Jedną z najbardziej prestiżowych restauracji była „Czerwona ośmiornica”, przed którą to właśnie zasiadał Franciszek z Eweliną.
Zadowoleni stuknęli się kieliszkami.
- Zdrowie! Za ostatni dzień wakacji – powiedzieli równocześnie i zachichotali.
To były długie trzy miesiące. Spędzili je razem, ciesząc się każdą chwilą, ale wszystko kiedyś musi się skończyć. Postanowili więc wykorzystać zakończenie wakacji, by zjeść właśnie w tej restauracji. Mieli przed sobą królewski posiłek, ale im się też nie spieszyło.
Ewelina westchnęła.
- Cóż… wakacje uważam za bardzo udane.
Adler wiedział jednak, że miała większe oczekiwania. Marzyła, by Franciszek Eagle porzucił rozum i jej się całkowicie oddał, siedzący jednak w nim Adler, miał świadomość, że nie jest to takie proste. Uniósł wzrok na Ewelinę i odezwał się ze spokojem.
- Szkoda, że po drugiej stronie nie było tak dobrze – odpowiedział.
Ewelina spochmurniała i pokiwała głową. Jeszcze dziś dostali telegram od jej ojca.
- Jest już w granicach państwa – oznajmił Eagle.
- Nie mamy pewności. Te przemyty nie muszą dotyczyć nas, świat przecież nie kręci się wokół mojej osoby.
- Ponad pięćdziesięciu przerzuconych nielegalnie i to tylko tych, o których wiemy. Do tego szumy po stronie Varsjańskiej – Eagle spojrzał w niebo zaniepokojony. – Nawet jeśli masz rację i nie jest to sprawka tej osoby, z pewnością wykorzystała ona zaistniałe zamieszanie. Musimy założyć najgorsze, że ten, który na ciebie poluje, jest już w kraju.
Dziewczyna odetchnęła odsuwając na bok pustą miskę zupy.
- Bardzo nie podoba mi się, że musimy o tym rozmawiać w takim momencie.
- To najlepszy z momentów.
- Jesteśmy na rynku, każdy może nas teraz podsłuchać.
- Właśnie dlatego tak wielu rozmawia za zamkniętymi drzwiami, gdzie jest cicho… a umiejętne ucho może wychwycić wszelkie słowa – odparł Eagle. – Chodzi tu o twoje życie Ewelino. Jesteśmy w środku miasta i za niedługo będziemy się poruszać głównie po ziemiach szkoły Valentii. Powinniśmy być relatywnie bezpieczni.
- „Relatywnie”?
- Jeśli ktoś się uprze, zdoła łyżką zabić swój cel na komisariacie policji – odpowiedział Eagle kończąc swoją zupę i przywołując gestem drugie danie. – Wystarczą odpowiednie umiejętności.
Ewelina spojrzała na swój talerz naprawdę niezadowolona.
- NAPRAWDĘ, nie chcę o tym rozmawiać. To powinien być specjalny dzień, koniec wakacji i…
- Kocham cię.
Ewelina momentalnie uniosła wzrok, czerwieniejąc się na całej twarzy. Eagle prychnął rozbawiony.
- Co?
- Powinnaś już przyzwyczaić się do tych słów, a czerwienisz się za każdym razem – zachichotał. – Jak pomidorek. AU!
Ewelina kopnęła go pod stołem. Eagle skrzywił się, ale nie przestawał się uśmiechać. Jego ukochana wydęła usta i oparła się mocniej na krześle.
- Głupek – stwierdziła.
- A Ty kochasz tego głupka. AU! Przestań – Eagle zachichotał unikając trzeciego kopnięcia. – Widać, że koniec wakacji, bo masz tyle energii.
Ewelina wywróciła oczami i spojrzała na ukochanego krytycznie.
- Oto Franciszek Eagle, rycerz Eweliny Vazy, pogromca wilkołaka i od niedawna komediant!
Para zaśmiała się, nieświadoma, jaką moc niosły te słowa.
***
Ben Jarvic słysząc je, przypadł do ściany uliczki i zaczął ciężko oddychać. Serce galopowało, dudnienie krwi w żyłach zagłuszyło wszelkie dźwięki, a pot zaczął spływać po czole. Drżał na całym ciele. Musiał się przesłyszeć.
Pokręcił głową, całkowicie niedowierzając.
Wychylił się, spojrzał w stronę rozmawiającej pary i znowu przypadł do ściany.
- Niemożliwe – wyszeptał. – Bujda, bujda, bujda – odetchnął. – Przecie prawdopodobieństwo, że się spotkamy i to tak szybko, powinno być bliskie zera!
Minęły cztery miesiące odkąd Ben porzucił swe partyzanckie życie i rozpoczął nowe. Z partyzanta, przemienił się w sklepikarza, kupca i ucznia miejscowej szkoły, nadrabiając stracone lata. Widać jednak, że los nie miał zamiaru mu odpuścić.
- Ponad tysiąc kilometrów – wyszeptał. – Ponad tysiąc kilometrów w linii prostej, a Demon i tak mnie znalazł – złapał się za głowę. – Czy przyszedł po mnie? Czy wie, że tu jestem? Może Duch zmienił zdanie. ACH! – Wyrwał włosy z głowy. – Żeby to szlag. Czemu przeszłość mnie prześladuje, teraz kiedy postanowiłem ją w końcu porzucić?
- Szefie? – Odezwał się głos tuż za nim.
- AAA! – Ben chyba jeszcze nigdy w życiu nie podskoczył tak wysoko. – KTO!?
Jego młody pracownik, Filip, patrzył na niego zaskoczony.
- Na litość Kręgu, szefie, co się stało? – zapytał młodzieniec.
Ben szybko wyjrzał zza rogu. Dobrze, Demon się widocznie niczym nie przejął. Odetchnął głęboko i oparł głowę o ścianę. Przeklął pod nosem i spojrzał raz jeszcze na rudego chłopaczka. Jego ciało zaczęło powoli wychodzić w szoku.
- Wystraszyłeś mnie – odpowiedział Ben.
- Eee. Kłamiesz szefie. Ciebie trudno podejść. Coś się stało, co?
Ben zmrużył oczy, notując w głowie dwie sprawy. Pierwsza: Filip jest nadal parszywie spostrzegawczy jak na gówniarza, druga: najlepszą terapią na szok, jest inny szok.
- Coś… co nie powinno cię interesować – odpowiedział Ben.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Jesteśmy partnerami, pamiętasz? Nie powinieneś mieć tajemnic.
- Jesteś moim pracownikiem.
- Jedynym, który pilnuje twojego interesu.
- Więc czemu nie siedzisz za ladą właśnie w tym momencie?
- Bo mam przerwę.
Zadawali cios za ciosem, byle by skontrować odpowiedź przeciwnika. Ben, już spokojniejszy, wyjrzał po raz trzeci zza rogu.
Demon i dziewczyna nadal jedli. Rozmawiając w najlepsze, widocznie, nie przejmując się niczym. Wyglądali na zakochanych… Ben jednak szybko odtrącił tę myśl. Widział przecie tego chłopaka w akcji. Widział, z jaką precyzją zabija swoich wrogów. Czy naprawdę, jakaś upadła księżniczka mogłaby zakochać się w takim potworze?
- Na co tam spoglądasz? – Filip również wychylił się zza rogu.
- Głupi! – Ben chwycił go i pociągnął do tyłu. – Co wyprawiasz?
- To raczej moje pytanie. Co tam takiego ciekawego widzisz?
- Nie twoja sprawa – powstrzymał go, kiedy znowu próbował się wychylić. – Zauważą cię idioto!
- Mnie tak, a ciebie nie? – Filip zapytał cynicznie.
Ben wywrócił oczami i zagryzając zęby, wyszeptał.
- Powiem ci wszystko o mojej przeszłości, ale za żadne skarby się, kurwa, nie wychylaj.
Chłopak uniósł brwi i zagwizdał.
- Ho ho ho! Grubo! Co tam jest? Była żona?
- Mordę zamknij na litość wszystkich bogów pod niebiańską kopułą! – Mocniej przycisnął go do ściany. – Wracaj do sklepu i się stamtąd nie ruszaj. Ja… ja zorganizuję coś do jedzenia i picia. Zamkniemy sklep… i wszystko ci opowiem.
Rudzielec spojrzał na niego zaintrygowany.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
Chłopak pokiwał głową.
- Dobra – ruszył w stronę sklepu. – Będę na ciebie czekał.
Ben kiwnął głową i po raz ostatni wychylił się zza rogu. Nadal jedli. Jakby zamknięci w magicznej bańce. Pokręcił głową i ruszył w stronę znanego mu baru, by tam, wziąć wszystko, co może mu się przydać.
Kupi kilka mocniejszych butelek. Musi wypuścić z siebie stres i w końcu z kimś o tym wszystkim pogadać… a będzie potrzeba kilka butelek, by mu się język rozplątał.
***
Minęło dobre pięć godzin i w końcu kończył swoją opowieść. Opowiedział Filipowi swój cały życiorys. W szczególności skupiając się na końcowych momentach jego partyzanckiej kariery.
Chłopak słuchał oniemiały, zadając zaledwie kilka pytań. Ben był mu za to wdzięczny.
Wypełnił szklankę trunkiem i odetchnął.
- Nooo i ten… widzisz chłopcze… tamta dwójka co miałem zabić. Dziś na rynku ich zobaczyłem… i dlatego tak się… wystraszyłem.
Zakończył opowieść i wypił zawartość kubka. Filip spoglądał na niego, niedowierzająco. Powoli sięgnął do przodu, złapał za butelkę i upił trochę z gwinta. Odetchnął i spojrzał partnerowi prosto w oczy.
- O, rzesz kurwa… - skwitował.
Ben pokiwał głową, nalewając sobie kolejną porcję.
- Nie masz pojęcia jak bardzo.
Komentarze (7)
Ile jeszcze kłamstw pośle Adler w stronę Eweliny? W koło 'kocham cię' i 'kocham cię'
Czy ostatni dzień wakacji był zainspirowany zbliżającym się końcem wakacji młodzieży? (w momencie w którym to piszę już jest po wakacjach ale tekst wstawiony był dwa dni temu)
Zobaczymy jak potoczą się losy dalej. Nie ma co za bardzo się rozwodzić; 5 i tyle ;)
Cieszę się że powrót Bena ci się spodobał - cholerny ex-partyzant ma się cały czas pojawiać tu i tam
Nie - odcinek nie był zainspirowany końcem wakacji - odcinek był w planie i wypadł idealnie w takim, a nie innym momencie - więc wyjątkowo - był to przypadek. Nie chciałem się rozwodzić nad romansem na plaży - jako że czytelnik już wie, że para się kocha i nie trzeba go prowadzić za rękę - o wiele ważniejsze sprawy przed nami
Dalsze losy to szkoła - trochę nauki, teologii, polityki i intrygi
A następnie WIELKI SZOK i FINAŁ :)
To ta sama postać.
Co do kawiarni na widoku - całe przeniesienie do Walencji było oficjalne - by sprowokować zabójcę do wykonania ruchu, który można by zauważyć i dzięki temu, go schwytać. Duch jednak jest zbyt dobry w tym co robi. Co więcej - pamiętaj, że ostatnio zaatakował ich za pomocą partyzantów w odosobnionym regionie - LESIE. Trzymał się na uboczu w domku letniskowym przez trzy miesiące i nic się nie wydarzyło, co więcej - atak w środku miasta, jest dość trudny dla kogoś kto używa ukrywających się w lesie partyzantów - więc pojawienie się na widoku było logiczne, była to kolejna prowokacja z jednej strony i sprawdzenie czy w miastach jest się bezpiecznym.
Adler cały czas testuje nowe warunki i upewnia się, które z nich zapewnią im bezpieczeństwo.
To chyba wyjaśnia część niepewności
Pozdrawiam
Kapelusznik
Pozdrawiam
I pamiętaj - połowa życia jako partyzant, nie ma więc zbyt dobrego zrozumienia społeczeństwa
A młodemu zwyczajnie ufa - no i wiesz - zrzuca ciężar z serca
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania