Demon - Rozdział 17 - (SW)
(STARA WERSJA - NOWA WERSJA TO "DEMON ODRODZENIE")
Carstwo Varsji
Rok 551 nowej ery – 1912 rok imperialny
2 maja, wiosna
Region Vadimoris, las na południe od Raczkowa.
Padał deszcz.
Ziemia spuchła od wilgoci. Wysokie drzewa kiwały się w radosnym tańcu, mimo że słońce kryło się za chmurami. Błysnęło, grzmot przeszył niebiosa, wstrząsnął nie tylko dźwiękiem, ale i falą uderzeniową, sprawiając że zwierzęta chowały się, jakby w obawie, przed wielkim łowcą.
Adler miał pełną świadomość jak się czuły.
Leżał w krzakach i głęboko oddychał. W karabinie Kert. 1910 miał zaledwie pięć naboi, a do swojego pistoletu – Kratosa, zostały zaledwie dwa magazynki.
W oddali słyszał krzyki Varsjńskich żołnierzy, oraz szczekanie psów.
Namierzyli ich.
Kiedy dotarli na miejsce spotkania, nadal było spokojnie. Dzięki zaskoczeniu i przewadze w umiejętnościach, nie ponieśli żadnych strat. Ewakuacja z miasta również w pełni się udała. Wszyscy bez wyjątku dotarli do punktu zbornego. Adler był dumny z pełnego sukcesu. Agent wywiadu czekał z nowymi wytycznymi. Mieli oni ruszyć na południe i przeprowadzić serię sabotażów na linie zaopatrzenia frontu Wschodniego, a następnie, ewakuować się przez wskazane punkty na tereny Imperium. Udało się nawiązać nawet szybkie połączenie ze sztabem, gdzie zapewniono że ewakuacja jedenastki i dwóch strzegących jej Pustych powinna nie stanowić problemu.
Breg najbardziej się z tego powodu ucieszył.
Niestety ten kontakt okazał się ich zgubą.
Po czterech godzinach zostali zaatakowani. Widocznie Varsjanie namierzyli ich pozycję poprzez kontakt radiowy. Varsjanie przyszli z ciężkim sprzętem, ciężkie karabiny maszynowe i moździerze.
Stracili sześciu Pustych w pierwszym ataku, przez sam fakt znacznej przewagi liczebnej wroga.
Mimo że byli super-żołnierzami – działali zwykle jako siły uderzeniowe i specjalne. Byli mistrzami w atakach z zaskoczenia i wykonywania specjalistycznych zadań – ale ze wsparciem innych jednostek. Sami w sobie, otoczeni przez przeważającego liczebnie wroga, nie mieli zbyt dużo szans.
Adler wydał rozkaz porzucenia na razie misji wydanej przez wywiad, skoro ich namierzyli, możliwe że ich również usłyszeli. Zarządził ciszę radiową, przebicia się i spotkania w ciągu siedmiu dni w ustalonym przez niego punkcie.
Minęła doba od ataku, a on ciągle uciekał… i to w przeciwnym kierunku. Jeśli tak dalej pójdzie, miał wątpliwości, czy sam stawi się tam na czas. Dla zdobycia przewagi, porzucił większość ciężkiego ekwipunku. Mógł z łatwością prześcignąć pościg, ale wrogów było wielu i mieli przewagę w transporcie.
Zagryzł zęby wściekły.
Demon Imperium nie może tak skończyć. Rozerwany przez psy, uciekając przed wrogiem. Jednak wiedział że uciekać musi, a przynajmniej przemknąć obok nich.
Rozglądał się. Szukał miejsca by się ukryć. Jakaś jama, jaskinia, cokolwiek. Miał jeszcze trochę specjalnego proszku, który odstraszał psy, ostatnia szansa by umknąć przed ich nosem.
Ruszył dalej przez las. Wysokie krzewy i deszcz zapewniały mu zarówno ukrycie przed wzrokiem jak i słuchem pościgu.
Nagle, stanął nad wysokim klifem. W dole śpiewała rzeka. Syknął. To Odrera. Musiał zboczyć bardziej na wschód niż zakładał. Rzeka jak na złość płynęła na południe, w przeciwnym kierunku niż ustalony punkt zborny. Nie miał niestety wyboru. Będzie musiał nadłożyć drogi. Pościg był już bardzo blisko, a psy zaczęły głośniej szczekać, chyba złapały trop.
Cofnął się o kilkanaście kroków i rozsypał proszek, tak, by odstraszył psy w logicznej odległości przed klifem. Dla dodatkowego zmylenia wroga, porzucił swój karabin układając go tak, jakby zmierzał wzdłuż klifu na północ, w stronę oddalonego o kilometr mostu.
To powinno kupić mu trochę czasu.
Poprawił swój ekwipunek i pokręcił głową patrząc w dół, na pędzącą rzekę.
Słyszał już dokładnie okrzyki żołnierzy. Położył się na krawędzi klifu, chwycił dłońmi za grań i uginając wprzód kolana, puścił.
Upadek był bolesny, ale nie miał on czasu na narzekania. Wskoczył do zimnej wody i kryjąc się pod powierzchnią wody, popłynął w dół, wraz z prądem rzeki.
Nurt był silny. Kilkukrotnie został brutalnie rzucony na jakiś kamień lub kłodę. Niemalże nie stracił przytomności, jednak wciąż płynął. Musiał dotrzeć do swych ludzi, ocenić straty i przetrwać aż znajdą sposób by się ewakuować.
Jedenastka nie powinna mieć problemów. W komunikacji używali szyfru, specjalnego dla sił specjalnych. Więc ona z pewnością zostanie ewakuowana, lecz On i reszta jego ludzi będzie musiała znaleźć inną drogę. Adler wiedział już co będzie pierwszym krokiem by móc to osiągnąć.
„Łowcy Czerwonych Czarownic” – tytuł nadany jednostce która ich ściga. Był pewny że to oni stali za tak skutecznym atakiem. Musi ich zlikwidować. Musi zemścić się za to upokorzenie.
Każdy obywatel tego przeklętego kraju wkrótce zrozumie, jak wielkim błędem było stanąć przeciw Demonowi Imperium.
Po około godzinie wszedł z wody. Był obolały i wychłodzony. Do tego wszystkiego stracił w nurcie rzeki swój pistolet. Miał jedynie swój nóż oraz podajnik ze Specyfikiem.
Pozostało mu sześć dni, by dotrzeć na ustalone miejsce, a nadłożył drogi. Musiał określić gdzie się znajduje, a następnie dotrzeć na ustane miejsce.
Wdrapał się na niewielką górkę tuż przy rzece i rozejrzał się.
W oddali widać było światła dużego miasta. Vadimostoku jeśli dobrze pamiętał, jednego z miejsc gdzie mieli przeprowadzić sabotaż na linię kolejową.Wiedział że linia ta łączy północ z południem wschodnich ziem Carstwa. To była jego droga na północ i na miejsce spotkania. Nie mógł jednak jechać w swoim mundurze. Potrzebował przebrania.
Spojrzał na mapę którą do tego czasu trzymał w plastikowej torbie, by nie zamokła i zaczął szukać wzrokiem charakterystycznego symbolu.
Bogowie się do niego uśmiechnęli.
Zaledwie kilometr dalej znajdował się niewielki dom, gdzie żył stary weteran, który od lat z nikim nie utrzymywał kontaktu. Samotnik.
Wywiad Imperium znajduje takich osobników specjalnie dla Sił Specjalnych, specjalnie, na takie okazje.
W sytuacji krytycznej, takiej jak ta. Siły Specjalne miały pozwolenie zabicia takiego osobnika i wykorzystania jego mieszkania jako przystani gdzie powinni odpocząć. Tak czy inaczej nikt nie sprawdzi czy jeszcze żyje.
Adler działał szybko.
W kilka minut był już pod domem nieszczęśnicka, którego czekała śmierć.
Chwycił za klamkę i… otworzył drzwi. Nie były nawet zamknięte. Wszedł pocichł do środka i rozejrzał się. Nic. Nawet nie ma najmniejszego szmeru. Zajrzał do pokoju po prawej, sypialnia, pusto. Biedne, skromne meble. Zajrzał do kolejnego pokoju. Graciarnia, pełno ubrań i broni myśliwskiej. Na pewno coś okaże się przydatne. Na końcu wszedł do ostatniego pokoju i zamarł.
W kuchni, przy jadalnym stole, siedział nieszczęsny samotnik, już martwy.
Trzymał rewolwer w dłoni, a w skroni widniała dziura z której ciekła, zaschnięta krew.
Był to stary mężczyzna. Miał poprzeszywaną zmarszczkami twarz, niczym pola są poprzeszywane okopami, oczy miał puste, tak tragicznie, jak pusta jest studnia. Ciało jego było niczym zwiędły kwiat, bez siły. Adler stanął obok. Na stole leżało pięć kul i trzy łuski, oraz zdjęcie małżeńskie, młodego szczęśliwego oficera i pięknej panny młodej.
Demon imperium uśmiechnął się smutno. Nawet on miał trudności by uwierzyć że osoba na zdjęciu i ta która siedziała obok, to jedna i ta sama postać. Jednakże, rysy twarzy nie myliły. To był On.
Demon nie wiedział co go złamało.
Złamane serce, strata tytułu, chwały, czy zwyczajnie alkohol.
Demon usiadł naprzeciw umarłego i wyciągnął z jego dłoni rewolwer.
Włożył do komory jedną kulę, zakręcił i przyłożył sobie zimną lufę do czoła.
Patrzył w te puste oczy, starca, którym może kiedyś zostanie.
Tego który nie zazna spokoju w miłości, ani w chwale, ani w wierności.
Pociągnął za spust.
Klik.
Nic się nie stało.
Fortuna nie przestawała się do niego uśmiechać. Adler uśmiechnął się rozbawiony, a następnie już jako Demon zaczął zbierać wszystko co mogło się przydać.
Dokumenty, kule, pieniądze.
Przebrał się w strój cywila, schował za pasem rewolwer, a do niewielkiego plecaka schował kilka cennych rzeczy jakie mógłby użyć by kupić bilety. Wszystkie z wyjątkiem jednej.
Medalu, który położył na stoliku przed umarłym.
Zasalutował mu i odszedł.
Medal miał na przedzie wybity obraz atakującego niedźwiedzia wraz z datą – 1861.
Z tyłu widniała dedykacja.
„Medal Honoru i Chwały nr.1, dla Ojca Marszałka Aleksieja Kurpatkina, za zwycięską kampanię przeciw Imperium Feniksa, wierną służbę w czasie wojny domowej pod dowództwem Cara Mikołaja V. Wieczna cześć i chwała!”
Jakże tragiczny jest los tych, którzy żyli zbyt długo, by zostać zapomnianym.
Komentarze (6)
Zerknij tutaj:
http://www.opowi.pl/forum/tw-30-w1079/
Jesteś dość aktywny, może takie coś Ci się spodoba :)
Powoli znajduje sojuszników i tworzy sytuacje w której może przejąć władzę
Pod tym względem bliżej mu do Stalina
Pozdrawiam
Pożyjesz zobaczysz - Adler jest połączeniem charyzmy Hitlera i przebiegłości Stalina
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania