Demon - Rozdział 9 - (SW)
(STARA WERSJA - NOWA WERSJA TO "DEMON ODRODZENIE")
"Śpiew z niebios"
Rok 551 nowej ery – 1912 rok imperialny
25 lutego, zima
Sztab Główny I Korpusu Ekspedycyjnego – Dolina Rzek
Cisza.
Wiatr stąpa powoli delikatnie potrącając gałązki drzew. Śnieg bezgłośnie skrzypi pod jego nogami. Słońce błyszczy spokojnie uśmiechając się znad pojedynczych chmur. Miejsce, które przecież niedawno znajdowało się u bram piekieł, teraz, było jakby przedsionkiem do nieba.
Mimo że sztab pozostał w pięknej rezydencji, to całe wyposażenie wojenne oraz większość personelu zostało przeniesione do sztabu polowego blisko linii frontu, przez co dawniej zatłoczone miejsce, było nienaturalnie puste.
Stuk!
Wśród tej ciszy pojawił się nagle odgłos uderzeń. Jakby ktoś pukał w drewnianą płytę. W wielkim ogrodzie oddział Wilków i Kotów urządziły sobie mały konkurs. Mianowicie w rzutem nożem do celu. Obie grupy potrzebowały tego bardziej niż powietrza. Wilki, z Adlerem na czele, po udanej ewakuacji z terenów wroga nie mieli już sił na jakąkolwiek misję, a Koty z Tigrem, zajmowali się misjami zaczepnymi oraz wzmacnianiem linii frontu w razie potrzeby. Jednak front się ustabilizował i prowadzone są rozmowy zawieszenia broni. Więc oba oddziały dostały wolne.
Siedzieli teraz, na skrzynkach i paletach obserwując rzucających, gadając i popijając tanie alkohole.
Adler właśnie skończył swoją kolejkę. Na trzy razy, dwa razy w dziesiątkę, raz w dziewiątkę. Tigr z którym się mierzył przegrał o różnicę jednego punktu. Rozległy się krótkie brawa i pomruki uznania. Tigr pokręcił głową niezadowolony.
- Żeby to szlag trafił! – Tupnął niezadowolony. – O włos!
Adler uśmiechnął się serdecznie. Nawet jako Demon potrzebował chwili rozluźnienia.
- I tak nieźle ci poszło. Lepiej niż na początku.
- Nie bądź taki pewny Jedynka! – Tigr pogroził mu palcem, choć uśmiechał się szeroko. – Jeszcze cię przebiję, zobaczysz!
Wtem któryś z jego oddziału zakrzyknął.
- W ilości kobiet w łóżku?
Wszyscy zaśmiali się głośno.
- DWUNASTKA! – Tigr aż poczerwieniał.
Z aspektem ilości kobiet w łóżku wiąże się pewna opowieść z przeszłości, kiedy Tigr miał za zadanie zdobyć informację od pewnego polityka co często chodził do burdelu. Sytuacja jaka wynikła z przybycia nie kogo innego, jak Tigra, do tej placówki wywołała znaczącą aferę o której tu mowa.
- Tak się bawiłeś że jak przyszedł (polityk), to nie było żadnej która miałaby siły by mu dogodzić!
Ponownie wszyscy się zaśmiali, nawet milczący zwykle 66 aż zgiął się od chichotu. Adler dołączył.
- Obawiam się że jeśli bym ci wypowiedział bitwę na tym „polu” mógłbym sromotnie przegrać.
Tigr patrzył na niego zaczerwieniony po uszy.
- I Ty Adler przeciwko Mnie? – Zapytał. – Co miałem zrobić? Hormony!
66 nie wytrzymał i zaśmiał się w niebogłosy.
- „Hormony”! HA! „Hormony”, dobre sobie!
Oba oddziały śmiały się w najlepsze, kiedy zdesperowany Tigr próbował się wytłumaczyć. Dawno nie mieli takiego odpoczynku. Imperium nie marnowało chwili, a ponieważ byli uważani za nadludzi… może inaczej: ponieważ NIE uważano ich ZA ludzi, nie dawano im chwili wytchnienia. Szpiegowanie, eskorta, morderstwa, sabotaż, atak, obrona, planowanie, treningi i wiele innych. Lista nie miała końca, a kalendarz jest długi. 365 dni, a Sztab Główny oraz dowództwo Sił Specjalnych umiało w pełni wykorzystać możliwości „Sekcji 10”.
Pośród tych śmiechów Adler usłyszał coś w tle. Odgłos zbliżających się kroków. Nie imperialnych oficerów, nie był to również Haizer, ten miał charakterystyczny rytm kroków. Odwrócił się lekko w stronę dźwięku. Słyszał teraz dokładnie, równomierne kroki żołnierzy i kilka o różnych tonach, pewnie biurokratów czy szlachty oraz dźwięk wysokich obcasów.
Kobieta? – Zdziwił się w myślach – Ale jaka kobieta przybyła by do Sztabu z taką obstawą?
Inni członkowie oddziału również zwrócili uwagę na zbliżające się kroki. Śmiechy ucichły. Nie ważne jak blisko byli spokrewnieni z demonami – ludzka ciekawość pozostała.
Po chwili zza rogu wyłoniło się kilka postaci. Czterech żołnierzy, jednak nie w Fickich mundurach, mieli na sobie inne barwy. Żołnierze republiki chodzili w zieleni i bieli, ci natomiast mieli niebieskie mundury z naszywką w kształcie związki złotych rózg. Obok nich szło dwóch ubranych w podobne barwy biurokratów z długimi wąsami, a na samym przedzie szła dziewczyna w biało żółtej sukni. Adler momentalnie rozpoznał barwy i symbol. Sztab miał zaszczyt gościć jedną z przedstawicielek upadłego rodu królewskiego, który jeszcze niedawno władał królestwem Finicji, zanim rewolucja nie doprowadziły do zwycięstwa republiki. Na szczęście dla byłej monarchii – „białej rewolucji”. Ród Vazów, królewski ród bez korony.
Adler odwrócił się do reszty i uśmiechnął się szeroko. Ci poszli w jego ślady.
To ich nie dotyczy i dzięki za to Bogom!
- No Panie i Panowie! Rzuty nożem skończone! Tym razem Wilki stawiają.
Różnica punktów była niewielka, ale tym razem Kotom się poszczęściło. Jednak jeden pojedynek to za mało by zaspokoić apetyt obu oddziałów na trochę rozrywki.
- To co teraz? – Zapytał któryś.
- Może pojedynek na pięści? – Zaproponował Vac.
- Czemu nie… - Adler rozejrzał sięga przeciwnikiem – 66, to co? Mały sparing nam nie zaszkodzi!
Reszta aż ucichła. Adler był najlepiej skonturowanym nadczłowiekiem, ale 66, nawet jako pusty, odznaczał się nienaturalnie wielką siłą, nawet pośród nadludzi. Ten olbrzym był w stanie zgniatać czaszki gołymi rękami, a i z podkowami nie miał zbyt dużych problemów. Siłowanie się z nim na rękę zahaczało już o utratę kończyny. Pojedynek na pięści to samobójczy wyrok. Jednak ani Adler, ani 66 nie zamierzali się tym przejmować. Rywalizacja dawała im znacznie więcej radości. 66 wstał i bezceremonialnie zdjął z siebie górną część munduru oraz maskę na usta. 66 był istną górą mięśni. Przez wszystkie eksperymenty wyłysiał, a jego oczy przybrały kolor piwa zmieszanego z krwią.
(Według standardów projektu „Nowe Dzieci” każdy udany super żołnierz powinien być półtora razy silniejszy od zwyczajnych ludzi. Typowy „pusty” miał być silny dwukrotnie. 66 podwajał tą siłę stając na pozycji cztery razy silniejszego od normalnego człowieka. Adler mógł się jedynie pochwalić połową tych możliwości. Jednak on osiągał ten poziom bez „specyfiku”, a 66 go potrzebował by osiągnąć szczyt swoich możliwości.)
Adler w odpowiedzi również zrzucił górną część munduru. Mimo że Adler był o prawie trzy głowy niższy nie oznaczało to że 66 będzie miał łatwo. Unieśli pięści. Adler kiwnął głową.
- Dawaj!
66 doskoczył do niego i wykonał serię uderzeń, Adler zniknął jednak pod nimi i skoczył w prawo zadając po drodze uderzenie w kolano rywala. 66 wykonał obrót i uderzył z góry, Adler odskoczył lekko w tył przed uderzeniem by następnie skoczyć w przód i nogami założyć chwyt na szyi 66.
- Za wolno! – Zaśmiał się Adler.
66 jednak zamiast próbować zerwać uścisk pochwycił nogi Adlera w żelaznym uścisku.
- Za słabo!
Rzucił się w tył tak że Adler uderzył plecami w ziemię. Uderzenie było wystarczająco mocne żeby zmusić go do puszczenia chwytu i odturlania się w tył. Wrócili do pozycji startowej. Uśmiechali się od ucha do ucha. Nie mieli ostatnio zbyt wiele okazji na pojedynki. Znów rzucili się na siebie. 66 wykonał serię uderzeń celując w pierś Adlera, tan jednak wykonał wślizg i przejechał na czterech literach między nogami giganta, podniósł się i w momencie kiedy 66 się obracał wykonał potężny sierpowy celując w szczękę. Trafił. Gigant obrócił się opuszczając lekko gardę. Adler rzucił się chcąc wykorzystać sytuację, ale 66 tylko na to czekał, wykonał uderzenie prawą ręką. Adler nie mógł go uniknąć, więc przyjął je na gardę. Uderzenie było wystarczająco silne żeby odrzucić niewielkiego super żołnierza i rzucić go o ziemię. Adler jęknął i podniósł się do pozycji klęczącej, krew leciała mu z nosa. Zatrzymał cios 66, ale jego własne ręce przyjmując ten cios uderzyły w jego własny nos powodując krwawienie. Adler przedmuchał obie dziurki i ponownie podniósł gardę. Nie miał zamiaru odpuszczać.
Co nie oznaczało że będzie mógł kontynuować pojedynek.
- Przestańcie!
Adler obrócił się i spojrzał dziewczynie prosto w oczy. Był tak skupiony na walce że nawet nie zauważył że zatrzymała się i obserwowała ich pojedynek. Patrząc w te błyszczące niebieskie oczy niewinnej duszy ledwo co powstrzymywał się od śmiechu.
- Z całym szacunkiem, ale nie masz nad Nami żadnej WŁADZY. - Oznajmił z kpiącym uśmiechem. – Jeśli będziemy mieć ochotę będziemy walczyć aż do zdartej skóry i połamanych kości, dziewczynko.
Na te słowa zniewagi jeden z biurokratów, czy szlachciców aż zaczerwienił się na całej twarzy i postąpił krok naprzód.
- Jak śmiesz! Wiesz do kogo się zwracasz!? To…
- … Joanna Jadwiga Vaza, druga córka z rodu Vazów. UPADŁEGO rodu królewskiego – przerwał mu Adler. – Wiem z kim rozmawiam, właśnie dlatego wiem że jako żołnierz I Korpusu Ekspedycyjnego Imperium Feniksa nie podlegam waszej jurysdykcji. Możecie mieć władzę i wpływy w Republice, ale tu jest strefa wojny. Tu władzę mają tylko Ci którzy należą do armii.
Miał zamiar kontynuować przemowę by doszczętnie zmieszać go z błotem kiedy dziewczyna odezwała się ponownie.
- Przestańcie. Proszę.
Demon zamilkł. Nie spodziewał się takiego zachowania od dziewczyny z królewskiego rodu, nawet upadłego. Spojrzał na 66, olbrzym trochę mniej zbity z tropu kiwnął głową. Mimo wszystko miał słabość w postaci ulegania prośbą płci pięknej. Adler westchnął rozbawiony i kiwnął głową.
- Dobrze, przestaniemy – powiedział ku radości dziewczyny. – Głupio by było odmówić prośbą damy.
Westchnął i szybko złapał rzucony mu przez 66 mundur. Szybko go zapiął i stanął przed Joanną. Skłonił lekko głowę.
- Porucznik Francis Adler, oddział Wilków, Siły Specjalne, I Korpus Ekspedycyjny Imperium. Miło Panią poznać.
- Wzajemnością poruczniku – również lekko się skłoniła. – Jak się Panu podoba pobyt w moim kraju?
- Finicja jest piękna o tej porze roku, niestety ostatnimi czasy jednak zwiedzałem góry Glassmont, po Varsjańskiej stronie. Również piękny kraj, tylko ludzie trochę… dziwni. Choć, nie mi oceniać, próbujemy nawzajem się pozabijać. Mogę mieć przez to trochę subiektywne zdanie.
Joanna Vaza obserwowała go bardzo uważnie, jakby chciała doczytać się wszystkiego z jego twarzy.
- Jesteś strasznie bezpośredni co do tematu wojny i zabijania – stwierdziła. – Dlaczego?
Adler spojrzał na swoich „braci” z projektu „Nowe Dzieci”.
- Jakie jest motto sekcji 10?
- „Wojna to nasz biznes”! – Odkrzyknęli chórem.
Adler kiwnął głową zadowolony.
- To właśnie nasza brutalna rzeczywistość Pani. Wojna to nasz biznes, nic personalnego.
- Brzmi to jak motto najemników, nie żołnierzy.
- Żołnierze To najemnicy, mają po prostu stałego pracodawcę i przydział uniformów – przechylił lekko głowę. – Jesteś bardziej rozumna niż wyglądasz. W jaki sposób dziewczyna z wysokiego rodu która powinna być pod kloszem tak dokładnie odbiera świat?
Dziewczyna lekko przymrużyła oczy.
- Uznam to za komplement. Jeśli chcesz wiedzieć to prawda jest tylko jedna. Finicja upadnie jeśli będzie republiką. Tylko monarchia może przywrócić porządek.
- To dość agresywne podejście jak na dziewczynę w twoim wieku.
- Sam powiedziałeś, jesteśmy w Strefie Wojny. Tu nie pomoże dworska elokwencja, ani poprawne zachowanie, ale bezwzględność, brutalność i… - tu odwróciła się na odgłos zbliżających się kroków. To Haizer we własnej osobie nadchodził ze swą świtą - …umiejętność znajdowania potężnych sojuszników.
Adler stanął obok z kpiącym uśmiechem.
- Mądre słowa, choć nie liczyłbym na Haizera, jest jedynie psem.
- A Ty? Kim jesteś?
- Już powiedziałem. Jestem Wilkiem.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i poczekała aż Haizer łaskawie podejdzie. Skłonił się z szacunkiem i mimochodem spojrzał na Adlera groźnie.
- Witam cię Panno Joannę Vazę w Połączonym Sztabie I Korpusu Ekspedycyjnego. Podpułkownik Eryk Haizer, to prawdziwy zaszczyt. Oczekiwałem Pani w Sztabie… - tu ponownie zerknął na Adlera - …ale widzę że poznała Pani już NARZĘDZIE IMPERIUM.
Adler rozszerzył oczy rozwścieczony, jednak szybko przywołał na twarz maskę. Ironia. Niedawno wróg nazwał go człowiekiem, teraz sojusznik określa go narzędziem.
- „Narzędziem”…? – Joanna zdziwiła się spoglądając na Adlera. – Ma Pan na myśli Porucznika Adlera?
- Tak, dokładnie jego. Niedawno dostał się pod moją komendę, jednak mimo że miał być istnym wcieleniem demona dla wrogów, okazał się bardzo nieskuteczny.
Adler prychnął rozbawiony.
- W którym momencie jeśli mógłbym spytać? Kiedy przebiłem Varsjańską linię obrony? Zdobyłem Kursk? Czy odwróciłem uwagę wroga od naszych żołnierzy pod Prochorowką, kiedy to PAN wysłał ich w pewną pułapkę Varsjańskich sił? A może kiedy skutecznie wykonałem misję za liniami wroga i wróciłem do bazy bez większych strat?
Haizer spojrzał na niego wściekły.
- Nie pozwalaj sobie DEMONIE. Jesteś tylko narzędziem, BRONIĄ IMPERIUM, zaledwie pionem w wielkiej szachownicy Imperialnej Armii.
Adler zaśmiał się rozbawiony.
- Niech Pan nie zapomina, podpułkowniku, że każdy pion na szachownicy może zostać zamieniony na KRÓLOWĄ, co jednak nie dotyczy INNYCH figur.
Wściekłość Haizera, ironiczny uśmiech Adlera, zaciekawienie Joanny.
Trzy elementy ustawiły się w idealną scenę, by zostać przerwane ostrzeżeniem niedawnej przeszłości.
Adler skamieniał i momentalnie odwrócił się plecami do Haizera patrząc w niebo.
- ADLER! NIE WAŻ SIĘ…
- CICHO! – Ryknął Adler.
Haizer ucichł zaskoczony. Takiego zachowania się nie spodziewał. Adler nasłuchiwał spoglądając w niebo. Reszta nadludzi poszła w jego ślady. Tigr pierwszy zrozumiał to co słyszy.
- Hej, hej… to chyba jakieś żarty – cofnął się o kilka kroków.
- Obawiam się że niestety Nie – odparł Adler.
Z najwyższych chmur wyłoniły się czarne sylwetki i leciały w ich stronę. Haizer również je zauważył.
- Co to jest?
W tym momencie doszedł ich uszu narastający gwizd. Adler zrozumiał. Ostrzeżenie czarnoksiężnika – „śpiew niebios”.
- BOMBOWCE! – Ryknął.
Odwrócił się i złapał dziewczynę biorąc ją na ręce i zaczynając biec.
- DO BUNKRÓW!
Wszyscy rzucili się do panicznej ucieczki pośród narastającego gwizdu nadlatujących bomb.
Haizer z grupą podopiecznych wbiegł do rezydencji by schować się w specjalnym bunkrze pod budynkiem. Adler jednak wybrał pobliski schron dla żołnierzy. Dobrze wiedział że to rezydencja jest celem bombardowania. Im dalej od niej, tym lepiej. Dobiegł do półotwartych wrót. Postawił na ziemi dziewczynę i krzyknął.
- DO ŚRODKA! WSZYSCY DO ŚRODKA!
On pozostał przy drzwiach czekając aż wszyscy wbiegną. Przed oczami przemknęli członkowie oddziału, Tigr i kilku innych żołdaków. 66 stanął po drugiej stronie wrót gotowy je zamknąć. Ostatni żołnierz był już tylko kilka metrów od drzwi kiedy pierwsza bomba rozerwała ziemię, a za nią kolejna. Adler złapał żołnierza i wepchnął go do środka z zamiarem wskoczenia do środka, jednak nie miał szansy tego zrobić.
Usłyszał huk, uderzenie fali uderzeniowej i ból.
Potem. Nastała ciemność.
Świat objawił mu się jakby w czerwonej mgle, w towarzystwie odgłosu stali. Widział tylko jednym okiem. Bolało. Cała lewa część jego ciała. Ogarniało go niepojęte dla niego poczucie potępienia, bólu i siły leków przeciwbólowych. Był cały w bandażach i przypięty pasami do łóżka.
- Boli… - jęknął.
Jan Mart, numer 007 siedział tuż obok. Medyk miał strapioną minę. Widać było że poświęcił dużo nerwów by uratować swojego dowódcę.
- Wiem. Nie ruszaj się.
- Potrzebuję… specyfik.
- Podałem ci już maksymalną dawkę. Nawet trochę za dużo. Jeśli dam jeszcze trochę twoje ciało nie wytrzyma. Specyfik powinno się przyjmować przez powietrze, oddychając. To że ci go wstrzyknąłem i smarował ci nim rany i tak już przekracza wszelkie uprawnienia jakie posiadam. – Zamilkł na chwilę patrząc na pacjenta. – Co ci strzeliło do głowy by tak długo czekać?
Adler uśmiechnął się połową twarzy.
- Myślałem że jestem szybki… ale widocznie nie wystarczająco szybki.
- Idiota. Wojna jest długa. Śmiercią nikomu nie pomożesz.
Znów chwilę milczeli. Adler w końcu zapytał.
- Gdzie jestem i ile czasu minęło?
- Zaledwie doba. Jesteś na tyłach. Sztab został zniesiony z ziemią. Haizer jednak przeżył, choć wyjście z bunkra nadal jest pod gruzami. Nie wydostanie się stamtąd przez następne kilka dób.
- To byli Varsjanie?
- Tak i zaatakowali nie tylko tu. Przed trzema godzinami doszły wieści że przerwali front na wybrzeżu. Weszli głęboko w terytorium Republiki. Nie mówiąc jeszcze o ataku w północnej Walencji.
- Walencja to tereny Imperium – stwierdził Adler wiedząc co to oznacza.
- A imperium od dwunastu godzin jest w stanie wojny z Varsją – potwierdził Mart.
- Czyli przegapiłem najlepsze.
- Można tak powiedzieć – odparł Mart wstając i podchodząc do drzwi. – Obudził się. Proszę wejść.
Do sali weszła nie inna osoba jak Joanna Vaza. Adler uśmiechnął się lekko.
- Witam. Mart, pomóż mi usiąść.
- Nie powinieneś… - zaczął.
- Powiedziałem: pomóż mi usiąść – rozkazał.
Joanna próbowała go powstrzymać, ale nie miała odwagi się odezwać. Poczekała aż usiadł podtrzymując ciężar swojego ciała prawą ręką. Spojrzał na nią spokojnie.
- Czemu tu Pani jest?
- Ta placówka należy do mojej rodziny.
Adler prychnął rozbawiony.
- Więc TERAZ masz nade mną władzę.
Dziewczyna pokręciła głową.
- Nie o to mi chodziło. Chciałam ci podziękować… ale nie wiem jak… ale mimo to… Dziękuję Francisie Adlerze. Za uratowanie mi życia. Nie zostanie to ci zapomniane.
- Chciałbym w to wierzyć – uśmiechnął się i momentalnie syknął z bólu. – Żeby to szlag… przydałoby się coś by oddalić ból.
Pojawił się nowy głos.
- Możliwe że będę miał coś w sam raz – odezwał się żołnierz którego uratował swoim kosztem. Ten zasalutował. – Dziękuję za ratunek Poruczniku – i nie czekając na odpowiedź podszedł do niego i podał mu paczkę papierosów.
Adler spojrzał na nie krytycznie.
- Zwyczajne… czy wojskowe.
- Wojskowe, mają w sobie trochę opium – odpowiedział żołnierz.
- Dobrze – Adler przyjął je spoglądając na Marta.
- Pal, z twoim stanie nie zaszkodzą. To nie płuca ci leczę.
Adler zapalił papierosa i zaciągnął się porządnie. Poczuł jak przeklęty dym uzdrawia jego zmysły. Wypuścił dym z ust i spojrzał na żołnierza.
- Jak się nazywacie?
- Manfred Richthofen Panie Poruczniku.
Adler pokiwał głową spoglądając na papierosa i wpadając na pewien pomysł spojrzał na Joannę Vazę.
- Tak właściwie… to wiem jak możesz mi podziękować moja droga.
I tak minął pierwszy dzień Wielkiej Wojny Kontynentalnej dla Francisa Adlera. Wojny która miała zmienić obliczę świata. Wojną która doprowadzi że piony staną na równi z królami na szachownicy świata.
Komentarze (6)
Muszę ci przyznać że wrzucasz coraz ciekawsze postacie do swojego świata. A do tego łączysz to wszystko całkiem dobrze. 5
Richthofen i Vazowie to pół biedy :D
Z czystej ciekawości - jak spodobała ci się mała anegdotka o Tigru?
To pierwszy odcinek gdzie umieszczam kogoś z innego oddziału Sił Specjalnych
Wkrótce wszystko zacznie się jeszcze szybciej rozwijać - uwierz mi.
Choć rozdział 13, mimo z że z wieloma częściami - trochę utnie akcje - ale dobrze - jeśli uda mi się to połączyć w całość i wydać to mam spory kawałek fabuły jeszcze niezagospodarowany
W chaosie wojny wiadomość zwyczajnie nie dotarła - dodatkowo te bombowce lecą na wysokości znacznie wyższej niż jakiekolwiek samoloty, a dzień jest pochmurny - zwyczajnie udało im się przemknąć nad chmurami
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania