Demon Odrodzenie - 19
Rozdział 5 – „Kajdany życia”
Republika Finicka
544 rok nowej ery – 1905 rok imperialny
30 Kwietnia
Region Geenret – Północne ziemie Finicji przy granicy z Carstwem Varsji
Bezwładne ciało Everhausta oderwało się od ziemi, a powietrze rozerwał zwycięski ryk wilkołaka. Drapieżca skoczył na starca, który miał odwagę stanąć w obronie Adlera, zacisnął kły na jego barku i rzucił nim niczym szmacianą lalką.
A Adler mógł tylko na to patrzeć.
Jego ciało było zbyt słabe, zbyt złamane, by mógł cokolwiek zrobić. Przed chwilą, był gotowy zginąć jako człowiek. Teraz już nie był taki pewny.
Zatwardziały polityk obdarzył go szacunkiem i przyjaźnią. Był on pierwszym, który zrobił to z własnej woli i szacunek swój okazywał szczerze, kiedy osoby z dworu Vazów, robiły to ze strachu. Mimo że ich znajomość była krótka, Adler znalazł wspólny język z Everhaustem. Ironicznie, możliwe, że ta znajomość sprawiła, że wyznał Ewelinie, co jest gotowy dla niej zrobić. Ten stary polityk uznał jego zdanie, kiedy inni się śmiali i osłonił swoją reputacją przed szkalowaniem, mimo że nie miał żadnych zobowiązań wobec młodego chłopaka. Chciał mu się odwdzięczyć, w jakiś sposób, nieważne jaki, byle móc okazać swoją wdzięczność, temu staremu człowiekowi, który widział już wszystko.
Teraz jednak osoba którą darzył szacunkiem i uznaniem, leżała na wpółmartwa, pośród drzew, malując ziemię karmazynową cieczą.
A on mógł tylko patrzeć.
W tle wilki dobrały się do obrońców. Beniamin Everhaust, syn starego polityka, został powalony na ziemię przez trzy wilki, które teraz wgryzały się w jego ciało. Ewelina i Gabriela krzyczały ze strachu, próbując uciec karocą, której spanikowane konie, nie ważyły się ruszyć w paszcze rozwścieczonych bestii. Szlachcice i myśliwi wystrzeliwali ostatnie kule lub zamachiwali się karabinami, jak pałkami, w desperackiej próbie przetrwania tej rzezi.
Tak, oto miał wyglądać ich koniec.
Natura zamanifestowała swoją prawdziwą potęgę. Ludzie zabijali ludzi, a pożrą ich wilki.
***
- Jego czas się kończy – oznajmiła Śmierć. – Jego i wielu innych – wskazała na obrońców.
Paradoks uśmiechnął się szeroko, a jego oczy zawirowały niczym tornada ognia. Świat realny i nierealny zaginał się i łamał wokół jego sylwetki. Widać było, jak bardzo jest podniecony zaistniałą sytuacją. Chłonął każdy moment, przewidując, nieprzewidziane i widząc niewidzialne, jak to Paradoks ma w naturze.
- Dwie sekundy, Poczekaj, dwie sekundy najdroższa, a zobaczysz z kim, masz do czynienia.
Śmierć prychnęła kpiąco. Stanęła naprzeciwko Paradoksu i pokręciła głową. Jej zimna twarz okazywała jedynie oczekiwanie. Śmierci nie da się przecież zaskoczyć.
- Nie jesteś w stanie zmienić Prawdy. Nadchodzi jego zguba. Przegrałeś ten zakład.
Postać we fraku zachichotała rozbawiona. Czas i przestrzeń załamywały się dookoła. Przez chwilę dało się ujrzeć ziejącą za jego oczami otchłań i to, co tę otchłań sprowadza. Śmierć cofnęła się o krok, przeszywając Paradoks wzrokiem, który wydawał się rosnąć i kurczyć się, w tym samym momencie. Był i go nie było, śmiał się i płakał, tańczył i stał nieruchomo, zaprzeczając każdym gestem własnemu istnieniu, równocześnie manifestując swoje istnienie na tysiąc sposobów, Poszarpane głosy wydobyły się zza jego maski.
- Zgadza się… nie jestem w stanie zmienić Prawdy… - wskazał palcem na Adlera - …ale On może.
Śmierć zamrugała, nie rozumiejąc, zwróciła wzrok na Adlera, któremu powinna zabrać życie w ciągu 3 sekund, ale zrobi to dopiero po 5, zgodnie z umową. Nadal była pewna, że wygra. Nie widziała szans, by coś mogło się zmienić. Bo cóż mogą dać 2 sekundy. Spoglądała na coraz wolniej bijące serce Adlera, gotowa zgasić tlący się w nim płomyk życia. Paradoks natomiast stał się jednym i zbliżając się do Śmierci, zapytał.
- Powiedz mi… Najdroższa… ile razy bije serce na sekundę?
***
Coś zabłysło w ciemności, która go pochłaniała. Dziwne uczucie, które dzielił z 001. Coś, co nadal trzymało go na powierzchni basenu nicości.
Duma.
Cieniutka nić dumy nadal trzymała ich w świecie żywych. Cieniutka nić, niczym włos, ale wytrzymalsza od najmocniejszej stali. Po tej nici uderzył w niego ogień nienawiści.
On… Francis Adler, 001 miał tak skończyć? Rozszarpany przez zwierzęta? Taki miał być jego koniec?
„NIE” – Oznajmiła nić Dumy. – „Nie, tak nie powinno się umierać, tak nie powinno się odchodzić.”
- Jeśli użyję mocy… przestanę być człowiekiem – odpowiedział Adler, próbując puścić płonącą nić.
Wiszący obok 001 szarpał się, nieskutecznie próbując podciągnąć się ku górze.
- A czy to można nazwać śmiercią godną człowieka? – Zapytał 001. – Tak umierają zwierzęta. Nie mogę tego zaakceptować! Nie MOŻEMY tego zaakceptować!
Adler natomiast wisiał bez ruchu, starając się zaakceptować swój los.
- Nie chcę tej mocy. Nie chcę odrzucić, tego co zdobyłem.
- Spójrz na nich! Oni wszyscy zginą! To żadna zdobycz! To Strata!
- Ale…
„Jesteś Francis Adler…” – oznajmiła Duma. – „Numer 001. Alfa z projektu Nowe Dzieci. Żołnierz Imperium i kochanek księżniczki Finicji. Pragniesz, by twoje życie coś znaczyło… więc go nie odrzucaj…”
Adler spojrzał na nić dumy, a następnie na 001. Odmęty nicości dotykały jego skóry.
- Nie chcę być bronią, nie chcę być narzędziem… a mam użyć mocy, która mnie w broń zamienia? – zapytał. – Pragnę być jedynie zwykłym człowiekiem… czy to tak wiele?
Szarpiący się obok 001 spojrzał na niego nienawistnie.
- A ja mam być człowiekiem? Z moimi możliwościami? Zwykłym… człowiekiem? Jestem ALFĄ! Nie mogę zaakceptować zwyczajnego życia! Nie mogę! To słabe, ludzkie ciało jest wystarczającą klątwą!
Szarpał się, szukając sposobu, by uciec przed swoim przeznaczeniem.
Nić Dumy zadrgała.
„Nie odrzucaj siebie. Ponieważ nigdy nie zdołasz uciec przed samym sobą. Weź w dłonie klątwę, która cię ukształtowała i wybuduj jej ołtarz, a następnie świątynię. Tylko ty i twoja wola, może zamienić to przekleństwo w dar. Nie odrzucaj jej, a wychwalaj, a świat padnie do twych stóp…”
Chłopak spojrzał w odmęty, które miały go pochłonąć. Wyglądały tak spokojnie. Tak cicho. Szum fal obiecywał, że nie będzie już bólu, nie będzie już cierpienia. Odejdzie wszystko, a on pozostanie jednym. Fale wzywały go do siebie, a on nie chciał odrzucić ich wezwania.
Wiszący obok 001, drgał. Trząsł się ze strachu. Był to pierwszy raz, kiedy widział go przestraszonego. Nie chciał odchodzić. Jeszcze nie, nie teraz! Odrzucał wezwanie fal. Śmierć go przerażała, pochłaniała w całości. Każdy atom jego ciała odrzucał taki koniec.
W górze natomiast, na końcu płonącej nici, biło światło. Szansa przyszłości. Walka i krew, ale też miłość i przyjaźń. Słodki głos Eweliny, śmiech starego Everhausta, rechot Herr Doktora i rozkazy Tipiza. Szept przeszłości wezwał go, uderzając w jego świadomość niczym grom.
Adler westchnął, uśmiechając się lekko. Wyciągnął dłoń i położył ją na ramieniu 001. Ten przestał na chwilę się szarpać i spojrzał na niego w przerażony. W jego zielonych oczach biła cała wola życia, jaką posiadał. Nie mógł go odrzucić, nie teraz. Uśmiechnął się smutno, ponieważ akceptując go, odrzucał to, co miał już na wyciągnięcie dłoni.
- Już czas… - oznajmił Adler. – Czas wracać.
001 zamrugał zaskoczony.
- Wracamy?
- Tak - oznajmił Adler z uśmiechem. – Wracamy… Razem.
001 patrzył na niego z niedowierzaniem. Po chwili bandycki uśmiech rozświetlił jego twarz, a ogień zapłoną w oczach. Pochwycił jego dłoń. Nowe życie wstąpiło w ich obu.
- No to razem!
Wyciągnęli dłonie i pochwycili nić Dumy, rozpoczynając wspinaczkę ku życiu. Ich ręce pracowały równo. Pomagali sobie nawzajem, zbliżając się do światła, a kiedy dotarli do szczytu… byli już Jednym.
Adler otworzył oczy. Dłoń poruszyła się lekko i znalazła ukrytą dawkę Specyfiku. Niewielki ruch sprawił, że igła wbiła się w ciało, a jad postępu ruszył ku jego sercu.
Umierający mięsień zadrgał, kiedy zielony płyn wypełnił jego komory.
***
Dłoń Śmierci zatrzymała się tuż nad twarzą Adlera.
Jego serce nie stanęło.
Nie mogła go już zabrać…
Komentarze (8)
Nie trzeba było się martwić
Kolejny odcinek jest piekielnie długi, ale nie wiedziałem jak miałbym go pociąć
Regenerację
Spowalnianie starzenia
Nadludzką siłę
Wyostrzone zmysły
Wytrzymałość ciała
"Wypalenie" zarazków z organizmu
itd.
Idzie to jednak z dużą ceną - tylko wytrenowane ciała, które zostały "przyzwyczajone" do mocy Specyfiku są w stanie wytrzymać obciążenie - jeśli zwyczajny kowalski by wziął choćby kroplę za dużo - czeka go bardzo bolesna i powolna śmierć
Ci którzy jednak są w stanie wytrzymać moc specyfiku tracą połączenie z samym sobą - ich ciało przechodzi w jakby "automatyczny tryb bojowy" - mózg skupia się na walce i przetrwaniu - znikają wszelkie uczucia i myśli które mogą przeszkadzać.
Z twojej perspektywy może być to taki nazistowski narkotyk bojowy z II wojny światowej - ale który faktycznie i skuteczniej działa.
Pozdrawiam
Kaeplusznik
Właśnie o to mi chodziło
Potem przestali używać bo żołnierze padali martwi ze zmęczenia - ponieważ przez narkotyki nie byli świadomi jak bardzo byli zmęczeni
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania