Pokaż listęUkryj listę

Opoowi ? ƤօɾϲҽƖɑղօաɑ Ƭɑղϲҽɾƙɑ↔Dla dzieci

Trochę zmieniłem dawny tekst.

------------------------------------

                 ––?/––

Gdzieś tam hen, w dalekiej krainie, mała dziewczynka spaceruje w lesie. Złociste słońce przygrzewa nie za mocno, ale też nie za słabo, poprzez rozłożyste konary drzew. W sam raz po temu, by odbyć urokliwą, pełną zachwytów wędrówkę. Ptaki śpiewają wesoło, witając pierwszy dzień wiosny a śmieszne wiewiórki, biegają blisko dziewczynki. Zawsze ma w kieszonkach orzeszki. Nie po to, żeby wszystkie zjeść, tylko żeby poczęstować przemiłe zwierzątka. Nawet nakrapiane sarenki z ufnością podchodzą do pogłaskania. Mówi w tym czasie kilka ciepłych słów. Wie, że nie rozumieją, ale wcale ją to nie martwi. Wyobraża sobie, że z nimi rozmawia, jakby byli ludźmi.

 

Niedźwiedzie trochę omija, bo są wielkie i włochate. Chociaż często przynosi im pyszny, słodki miód. Dlatego wie, że krzywdy nie zrobią. Rzeczywiście. Nigdy na nią nie warczą. Może nawet głaskać gęste futra. Jednak nie za dużo, bo ostrzegawczo mruczą, gdy nieumyślnie pociągnie za bardzo, samotny wystający kłak. A tak w ogóle jest święcie przekonana, że trafi później do domu, który stoi niedaleko lasu.

 

Zna drogę powrotną jak własną kieszeń. I właśnie przez kieszeń, za chwilę przeżyje cudowną przygodę. Jedyną w swoim rodzaju. Może będzie troszkę strasznie, ale chyba nie aż tak, żeby miał ją duży strach oblecieć.

 

Człapie właśnie wydeptaną ścieżką między dużymi krzaczkami, wesoło pogwizdując ulubioną melodyjkę. Co jakiś czas podskakuje radośnie, trącając warkoczami zielone listki, płosząc kropelki rosy. Kolorowe ptaszki pogwizdują razem z nią, siedząc na okolicznych gałązkach. Widzi niewielki pień drzewa. Leży w poprzek ścieżki. Bierze odpowiedni rozbieg i szczęśliwie przeskakuje. Podczas lotu, z kieszeni wypadają wnerwione orzeszki. Prosto w gęste zarośla. Dziewczynka zaczyna szukać. Musi przecież znaleźć, bo wiewiórki będą smutne, jak nie dostaną prezentu. Rozgarnia gałązki na wszystkie strony.

 

Nagle zauważa coś pomarańczowego, zanurzone w zaroślach. Co to może być? –– pyta samą siebie. Może pomarańcze? Odgarnia wszystko nieco zniecierpliwiona. Widzi prostokątne, zamknięte pudełko. Górna pokrywka, stanowiąca poziome drzwi, jest trochę jaśniejsza. W dziurce tkwi złoty kluczyk. Nawet wie, co to za rzecz. A to śliczna bursztynowa pozytywka. Błyszczy w promieniach słońca, gdy trzyma w dłoniach i ogląda ze wszystkich możliwych stron. Taka śliczna i wspaniała… i trochę dziwna...

  

… gdyś w środku ktoś cichutko płacze. Przykłada ucho do jednej ze ścianek. Teraz słyszy wyraźniej. Ojejku –– myśli sobie –– komuś tam jest bardzo smutno. Podejmuje decyzje, że otworzyć musi, chociaż mimo wszystko odczuwa lekki niepokój. Co tam może być? Ale skoro coś w środku takie zapłakane, to raczej nic jej nie grozi.

  

Przekręca kluczyk i otwiera wieczko. Teraz dodatkowo słyszy spokojną melodyjkę, a na środku, na błyszczącej podstawce, wolniutko wiruje Porcelanowa Tancerka. Wcale nie widać, żeby to jej sprawiało radość. Dziewczynka nie wie, co o tym myśleć. Jak może pomóc? Ona taka nieszczęśliwa. Sukienka nie tworzy zwiewnego parasola –– jak to zwykle w tańcu bywa –– bo jest z porcelany. Nagle słyszy cichy głosik. Raz bardziej, raz słabiej, w zależności od tego, w którą stronę jest akurat tancerka obrócona.

 

–– Pomożesz mi. Powiedz, że tak. Długo na ciebie czekałam. Już myślałam, że nie przyjdziesz. To by było straszne. Teraz jestem nieco spokojniejsza. Pierwszy warunek spełniony. Jesteś nim ty.

–– Ja?

–– Tak. Byłam kiedyś wspaniałą tancerką. Człowiekiem… lecz kiedyś wyrządziłam krzywdę najlepszej przyjaciółce. Później ją bardzo przepraszałam. Ale w nocy…

–– … co w nocy?

–– Przyszła dziwna postać. Chyba kobieta. Powiedziała, że za karę przemieni mnie w Porcelanową Tancerkę. Włoży do pozytywki, dolepi do podstawki i w zaroślach, gdzieś tam w lesie, będę czekać, aż ktoś mnie odczaruje.

– Ale kto?

– Ty. Jestem o tym przekonana.

– Ja… a co ja mogę? Jestem zwykłym dzieckiem… nie zawsze… hmm… grzecznym. Powiedziała coś więcej?

–– Tak. Po pierwsze, musi to być osoba, co pragnie dobra dla wszystkich.

–– Dla wszystkich? Dla łobuzów też?

–– Też. To chyba mamy za sobą, prawda?

–– No niech ci będzie. Mów dalej.

–– Po drugie: masz zanieść pozytywkę na Błękitną Łąkę. Po trzecie: wysoko pod niebem, musi śpiewać skowronek. Po czwarte: na łące masz wypowiedzieć ważne zdanie. To wszystko razem, mnie odczaruje.

–– Jakie zdanie?

–– Niestety, nie powiedziała… ale dodała, że osoba, która mnie odnajdzie i zechce pomóc, zyska dar: rozmawiania ze zwierzętami, a one nawzajem między sobą.

–– Naprawdę? To cudownie. Pomogę Tobie na pewno. Od czego zaczniemy?

–– Radzę od ptaszków. Latają wysoko. Zobaczą gdzie łąka i tobie powiedzą.

 

Dziewczynka przywołuje jednego z nich. Przysnął trochę na gałązce, ale go zbudziła wrzaskiem. Podfrunął do niej, siadając na ręce.

–– Czy byś mógł pofrunąć wysoko, by zobaczyć, gdzie jest Błękitna Łąka? Później wrócisz i mi powiesz. No co? Odmawiasz? No nie bądź wrednym… przepraszam… proszę.

–– Jeszcze nic nie powiedziałem, a ty huzia na Józia… to znaczy… chętnie bym poleciał, ale mam już trochę lat wylatanych w skrzydłach. Tak wysoko nie zdołam. Zresztą w tym lesie nie ma takich… chwila... orzeł to by mógł. Poprosimy go. Na pewno nie oddziobie.

–– Oddziobie?

–– No… nie odmówi.

–– Rozumiem. Dzięki.

  

Dziewczynka z pozytywką w ręce, czeka dłuższy czas. Tancerka też zniecierpliwiona. Tym bardziej, że nieustannie wiruje i zaczyna mieć zawroty głowy. A może wszystko na próżno. Nagle słyszą trzepot skrzydeł. Orzeł ląduje na ziemi. Obydwie są uradowane.

 

–– Gdzie ta łąka? W którą stronę mam iść? Proszę, powiedz kochany orle.

–– W tamtą –– wskazuje skrzydłem kierunek. –– Tylko muszę was ostrzec. Po drodze napotkacie jaskinie, gdzie mieszka Zębaty Wąż. Nie wiem, czy was przepuści. Jest trochę stary i trochę nerwowy. Choroba mu doskwiera. Może dlatego. No to na tyle –– powiedział orzeł i odfrunął.

–– Czy mógłbym w czymś pomóc? –– słyszą ogromne pytanie za sobą.

Spogląda do tyłu i widzi potężnego niedźwiedzia. W pierwszej chwili, aż chce uciec. Tak groźnie misiu wygląda.

–– No… gdybyś chciał… pluszaku kochaniutki.

–– No, no, tylko nie pluszaku.

–– Ojej. Przepraszam. Chciałam miło zagadać.

–– No już dobrze. Oczywiście, że chętnie pomogę. Mało to moje pociechy, twojego miodu najadły. Nawet ja czasami posmakowałem. Pychota! Dzieci ciągle Ciebie chwalą. Teraz smacznie śpią. No to w czym problem?

–– Problem to Zębaty Wąż. Musimy iść na Błękitną Łąkę, a on jest po drodze.

–– Ach ten… stary maruda i zrzęda. Podupadł na czołganiu. Nic dziwnego, że wszystko go drażni. Pójdę z wami. Jakby co, to na niego ryknę.

–– Ależ misiu… nie dostanie zawału?

–– To w takim razie, tylko głośniej mruknę i pokażę zęby. Może być?

–– Ale tylko dwa i te najmniejsze. Obiecujesz?

–– Obiecuję... a może byś na mnie wsiadła ze szkatułką i… wirówką. Będzie szybciej.

–– Nie jestem żadną wirówką. Wypraszam sobie.

–– Jeżeli to ci nie sprawi kłopotu, to chętnie wsiądę.

–– Ależ skąd. Tylko uważaj, żebyś nie spadła. Aha… przepraszam cię… urocza wirówko.

–– A co mi tam. Nie ma sprawy. W końcu wiruję.

  

Trzymając pozytywkę w ręce, jedzie na niedźwiedziu w kierunku łąki. Małe gałązki, lekko muskają umorusaną twarz. Nie martwią ją przeciwności, gdyż szczęśliwa, że może pomóc. Niedźwiedź głośno dyszy, bo też posunięty w latach, jak ten wąż. Tancerka nagle przestała tańczyć. Jeszcze bardziej smutna, bo nie wie, co to oznacza. Ma w porcelanowym sercu nadzieję, że wszystko podąży szczęśliwą ścieżką. Będzie taką jak kiedyś.

 

Są już blisko jaskini, gdzie mieszka paskudny wąż. Słyszą za sobą jakieś hałasy. To wiewiórki za nimi biegną i małe sarenki. A właściwie tylko sarenki, bo wiewiórki na nich siedzą. A na wiewiórkach, zamiast fruwać, przycupnęły kolorowe ptaszki. Gdy Zębaty Wąż widzi taki dziwny pochód, to taki śmiech go ogarnia, że mu sztuczna szczęka wypada. Wchodzi z powrotem do jaskini, bo nie chce chichotać, na całą swoją długość. Jak przestanie, to wyjdzie, żeby na spokojnie poszukać swoich zębów. Ma tylko nadzieję, że ich niedźwiedź nie nadepnął swoją ciężką łapą.

  

Przechodzą bezpiecznie w odgłosach: wesołego sepleniącego rechotania.

  

Idą już dość długo, jakby początek drogi ich nieustannie przeganiał, a oni by ciągle zaczynali wędrówkę, od tego samego miejsca. Wreszcie wychodzą z lasu na Błękitną Łąkę. Ani śladu skowronka. Cisza jak makiem zasiał. Tylko łany niebieskich kwiatów falują na wietrze, niczym lekko wzburzone morze, co to bałwany oparło o zachodzące Słońce. Czyżby wszystko na próżno? Cały wysiłek poszedł na marne?

  

Wtem na ramieniu siada kos. Mówi do niej:

–– Zacznę swoje trele. Skowronek to mój dobry kolega. Jak mnie usłyszy, to na pewno przyleci.

–– A może ja bym ryknął –– pyta duży włochaty. –– Szybciej do niego dotrze.

–– I szybciej nie przyleci –– odpowiada kos.

–– Co racja, to racja –– przytakuje niedźwiedź. –– Lepiej przycupnę w krzakach. Nie chcę go wystraszyć.

–– Tylko nie wykukuj. Przyrzekasz?

–– No ba! Słowo misia!

  

Kos zaczyna, co obiecał. Cała gromada stoi przy nim i patrzy w niebo.

–– Oj oj, coś tam leci –– krzyczy wiewiórka.

–– To zwykła gęś –– odpowiada sarenka. –– Nie odróżniasz?

–– Ojej! Teraz na pewno on! –– cichutko krzyczy Tancerka.

  

Rzeczywiście. Malutki punkt na niebie, coraz większym punktem. Krąży kilka metrów nad nimi. Kolega do niego treluje, żeby natychmiast zaczął swoją pieśń.

–– Dlaczego natychmiast? –– pyta skowronek. –– O co tu fruwa? Będę śpiewać, jak będę chciał.

–– To bardzo ważne, żebyś poleciał wysoko i piosenkował. Uratujesz Porcelanową Tancerkę. Bardzo cię o to proszę. Bardzo.

–– Szczerze mówiąc, nie wiem o co chodzi, ale skoro tak ładnie mnie poprosiłaś… no to pa. Lecę wysoko.

–– To świetne. Wielkie dzięki, skowronku. Wam wszystkim też. Zostaniesz odczarowana! Cieszysz się?

–– A zdanie?

–– Jakie zdanie? Ojejku. Zupełnie mi wyleciało z głowy. Naprawdę nie wiem. Przecież mogłam myśleć w czasie wędrówki. A nie tylko siedzieć i już. To może być milion różnych zdań.

–– Czas nagli, a ja zapomniałam o czymś powiedzieć.

–– O czym? Mów prędko.

–– Zdanie zadziała, dopóki skowronek śpiewa. Gdy przestanie, to nawet gdybyś później wypowiedziała, to nic z tego. Zostanę taką na zawsze. Postać dała do zrozumienia, że to tylko kilka prostych słów.

–– Ale jakich?

–– Nie wiem.

–– A wy wszyscy, też nie wiecie?

–– Też nie wiemy. Ponadto przykro nam z tego powodu. Naprawdę.

–– Już wiem. Jak mogłam nie pomyśleć. To na pewno o takie słowa chodzi.

  

                                              *~~~~~*

  

–– Mamo, mamo, pan listonosz przyniósł list. Do mnie zaadresowany.

–– Do Ciebie? Naprawdę? Przeczytasz mi, co tam napisane?

–– Jasne, że tak. Tylko muszę otworzyć. Poczekasz chwilę?

–– Oczywiście. Posłucham w tym czasie, tej ładnej melodyjki, którą słychać z twojego pokoju.

–– Zgadnij co to jest? No… ta kartka, którą trzymam?

–– A skąd mam wiedzieć? Chyba mi powiesz, co?

–– Pewnie, że powiem. To zaproszenie… albo bilet… sama nie wiem.

–– Ale na co?

–– Mamo, chwilę, właśnie czytam.

–– No mów wreszcie. Jestem ciekawa. Na co zaproszenie?

–– Na występki tańca… ojejku !!

–– Tak się nie mówi: na występki tańca.

–– Wieeem, ale jestem taka szczęśliwa. To na pewno od niej. Najlepszej tancerki, w całej naszej krainie.

 

*

 

Dziewczynka wchodzi do swojego pokoju. Bierze do ręki bursztynową pozytywkę. Wspomina wspaniałą przygodę, którą przeżyła, oraz to, że zrobiła coś dobrego. Nie tylko: ja –– tak sobie cicho myśli –– oni wszyscy też.

Śnieżno biała, okrągła podstawka, dość szybko wiruje. Jakby chciała odwirować część swojej radości i podzielić się nią z innymi. Nie ma na niej Porcelanowej Tancerki.

Obracanie jest coraz wolniejsze. Nie będzie już tu potrzebne. Przeniosło wirowanie w inną rzeczywistość. W końcu ustaje zupełnie. żeby dziewczynka mogła odczytać, jedno jedyne słowo, napisane złotą czcionką: Dziękuję.

  

*

  

–– Widzę, żeś obudzona. Chyba dobrze spałaś, po takiej wędrówce w lesie?

–– Tak… dobrze… tylko...

–– Widzę, że chcesz mi coś powiedzieć?

–– Właściwie zapytać.

–– Słucham uważnie.

–– Mamo… czy pamiętasz wczorajsze zaproszenie i widoczne słowo?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • befana_di_campi 11.02.2020
    A gdzie Pszczółka Maja??? Rozczarowana jestem! Buuu...
  • Dekaos Dondi 12.02.2020
    Befano_di_campi→Spieszę poinformować, iż Pszczółka Maja, występuje w świecie równoległym.
    w innej wersji tekstu. Tam proszę zajrzeć:))→Pozdrawiam:)
  • Shogun 11.02.2020
    I znów piękny baśniowy świat. Jestem pod wrażeniem. Baśniowe, zabawne i pouczające ze szczęśliwym zakończeniem. Dziewczynce udało się odnaleźć słowa.
    Bardzo dobry tekst pokazujący jak wielką mają moc. Ode mnie zasłużone 5.
    Pozdrawiam :).
  • Dekaos Dondi 12.02.2020
    Shogunie↔Dzięki:)→W takim razie, miło mi:)→Pozdrawiam:)
  • Bożena Joanna 11.02.2020
    Poczułam się jak dziecko w świecie baśni, gdzie wszystko jest możliwe. Przepiękna bajka. Pozdrowienia!
  • Dekaos Dondi 12.02.2020
    Bożeno Joanno→Dzięki:)→Czasami dobrze, poczuć się jak dziecko:)→Pozdrawiam:)
  • Pasja 12.02.2020
    Piękne marzenia i szkoda, że tylko w bajkach. Ukazujesz słowami przesłanie, że dobro zwycięża zło. Odnaleźć sens tego jest wielkim wezwaniem. Dziewczynce się udało. Chyba można tego dokonać jak się bardzo chce.

    Pozdrawiam
  • Dekaos Dondi 12.02.2020
    Pasjo↔Dzięki:)→Trochę zmieniłem, ale nie dużo. Wierzę, że można. Chociaż różnie to bywa:)→Pozdrawiam:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania