Opoowi *** Kalejdoskop
– Hop, hop!
– Gdzie?
– Tam
– Tam nikogo nie ma
– A tu?
– Tu owszem
– To znaczy, gdzie?
– Bardzo blisko
– Blisko czego?
– Nie wiem dokładnie
– Widzę go?
– Owszem
– Przestań z tym – owszem
– Owszem, przestanę, ale pod jednym warunkiem
– To znaczy?
– Przestań z tym – znaczy
– Owszem, przestanę, lecz pod jednym…
– Wiem, wiem, pod czym
– Naprawdę?
– Naprawdę
– Nie bujasz?
– Huśtawka spadła
– A skąd?
– Co skąd?
– Skąd do mnie gadasz?
– Z ciebie, gadam
– No jasne. Żartowniś
– Nie jakiś – poważny? Poważnie mówisz?
– Wcale
– Głupiś!
– Ty też!
– Ale ty bardziej
– Bardziej od głupiego, czy od mądrego?
Znowu zaczynam gadać ze samym sobą. Nie ma co się dziwić. Jestem na bezludnej wyspie { co jest oczywistą sprzecznością, bo skoro tu jestem, to nie jest bezludna}
Podobno na takiej wyspie, można gadać ze wszystkim, co tu jest, a nawet z tym, co będzie.
Ojej! Leci jakiś ptak. Skrzydła mu odpadły. Za chwilę zleci na dziób, z pieca na łeb. Muszę z nim pogadać
– Hej ptaku! Skrzydła zgubiłeś! Lecą za tobą. Nie uciekaj. Wnerwiłeś się czy co? Nie możesz znaleźć pieca?
– Człowieku! Spójrz na mnie...głupku. Szyszką jestem. To chyba nic dziwnego, że nie mam skrzydeł
– Szyszka do mnie gada?
– Prowadzi? Ależ skąd?
– Tego nie wiem. Ale wiem, że czas na mnie.
– Uspokój się. Twoim zdaniem, rozmawiasz z ptakiem.
– A to dobrze. Bo już się bałem, że z szyszką
– Z szyszką, też – ale bardziej z ptakiem
– A te skrzydła, co sobie lecą luzem?
– To od tych głupich ptaków. Zgubiły się, gdy gadały z tobą
– No właśnie. Czyli jesteś…
– Patrz w inną stronę, a mnie daj spokój. A niech to. Gleba. Tfu! Mech mi włazi
– Z kim właściwie rozmawiam?
– To znowu ty? Nie poznaję cię przez mech, który się wznosi...
– Uważaj! Wiewióra!
– Dzięki. Leci za mną? Bo jeżeli przed, to nie muszę się pytać
– Jesteś ptakiem czy szyszką?
– Wiewióra pyta?
– Jaka wiewióra. Żartowałem.
– Ani jednym, ani drugim
– No to kim?
– Naprawdę żartowałeś z tą wiewiórą? Bo coś mnie żdżera
– Pospieszmy się z tą rozmową
– Masz rację. Jesteśmy kłębowiskiem skrzydeł...
– Znowu te skrzydła. O rany!
– ...na kształt szyszki
– A ptaki?
– Co ptaki?
– Pospadały?
– Nie widzisz jak łażą?
– A jak łażą?
– Normalnie. Wszędzie się diabelstwo rozlazło.
– Rzeczywiście. Ojej! Znowu fruwacie.
– Nie możemy z tobą tyle rozmawiać. Musimy krążyć.
– Nad czym?
– Nad ptakami. Tymi co łażą.
– Po co? Skoro łażą i nie narzekają
– Bo to my się męczymy. Na dodatek, te głupawe rozmowy z przygodnymi turystami
– Masz racje. Utrapienie z nimi. Pogadajmy jeszcze trochę. Jak to się stało, że tak nagle...no wiesz...osobno..trach i po krzyku
– Gwinty się ukręciły
– Jasny gwint. A to pech. Jesteście sztuczne
– A co? Nie widać?
– Nie
– A może jednak
– Widać. Rdzewiejecie.
– Deszcz pada, głupolu!
– Wypraszam sobie!
– Nas?
– Was
– Wedle nas, głupolu!
– Tylko nie głupolu. A co tak łazicie w deszczu? Za skrzydłami nie tęsknicie?
– A co to jest?
– Skrzydła?
– Nie! Ty!
– Jestem człowiekiem
– A to kłopot. Każdy tak może powiedzieć. Gdy sobie łazimy, to myślimy…
– Bardzo chwalebne
– ...żeś dureń
– A po co?
– Tego nie wiemy
– Głupie ptaszyska
– Bo cię wyłączymy
– Kto to powiedział?
– My to powiedzieli
– Ach wy. Teraz wszystko jasne
– Nie bardzo, racz zauważyć
– Głupiejecie
– Ciemnotę ktoś nam wciska
– W ciemnościach, cały kot jest szary
– Kot może tak, ale my jesteśmy psami
– Po co?
– Znowu to samo
– Gdzie jesteście?
– Blisko. Na wyciągniecie ręki
– Diabli z wami. Paluchów nie mam
– Po ciemku nie wiemy co jemy.
– Ale ja wiem
– Jak się domyśliłeś? Mogłeś powiedzieć, że są twoje. Byśmy jedli – cudze
– Nie mogłem
– A to czemu?
– Bo wrzeszczałem!
– No tak. W takim hałasie, trudno cokolwiek usłyszeć. Nawet gdybyś mówił,że twoje
– Przestałem sikać
– Wszystko jedno. Jesteśmy i tak przemoczeni
– Miło się z wami gawędzi, ale czas was zatłuc!
– Dasz nam jeszcze?
– Czego znowu?!
– No wiesz...Przyłóż piątkę na zgodę. Nie bądź taki
– Przecież was zatłukłem.
– Nas?
– Was
– A to ciekawe. Czy z nami coś – nie tak?
– Jesteście wampirami?
– Uchowaj nas , od takich okropności. Zwykłymi kotami
– Przecież mówiliście…
– E...tam...drobnostka. Czy to nie wszystko jedno, z kim gadasz
– Chcę wreszcie dokładnie wiedzieć, co mi palce zjadło?
– Pytaj tych, co w tej chwili mlaskają...lub się dławią.
– No to się pytam?!
– My oczywiście. Nie komplet rzecz jasna. Co za twarde gnaty. Byś się wstydził. Podamy cię do sądu!
– Na czym?
– Co na czym?
– Na czym mnie podacie? Na tacy?
– Tacy pobłażliwi nie jesteśmy. Powiesimy cię na przewodzie sądowym.
– Wasz dowcip, nie dorasta mi do pięt
– Ale kiedyś urośnie . Jeszcze się zdziwisz. Sąd cię nie przeraża?
– Nie
– A co cię przeraża?
– Wasza głupota
– A co cię przeraża?
– Wasza głupota
– Co my robimy. Powtarzamy się. Autor się wścieknie. Wyrzuci nas na złamany pysk.
– Kto komu złamał?
– Kto komu złamał?
– Za co?
– Za co?
Rzeczywiście. Utrapienie z tymi bohaterami. Pisze przez to podwójnie.
Może się uchlałeś ------ Durni z ludzi robisz ------ Spadaj stąd ------ Kto będzie to czytać ------ Szkaradne ------ Szczęśliwego lotu ------ Bez spadochronu ------ Nawet gaśnicy szkoda ------ A nawet gdyby – Z – to i tak się nie otworzy ------ A jeżeli nawet, to za późno ------ Bardzo za późno ------ Ala ma kota ------ Kot ma mysz ------ Na takim poziomie jest twoje pisarstwo ------ Coś ty. Niżej ------ Wlazł kotek na płotek ------ Nie ma kotka, nie ma płotka ------ Coś ci strzyka w opornikach !!!
Komentarze (3)
Nawet nie pamiętam jego imienia.
Nie wiem też, czy w tym miejscu nadal znajduje się szpital.
Depresja.
To była moja pierwsza myśl.
Druga, która przychodzi to
Samotność.
Pomyślałam również o kucharzu Antonim, który pomimo sukcesów zawodowych - nic nie wiem o życiu prywatnym - cierpiał na depresję.
Mając na uwadze powyższe myśli, mogę powiedzieć, że to bardzo przejmujący tekst.
Pomimo żartobliwego tonu bolesny do krwi.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania