Pokaż listęUkryj listę

Opoowi *** Natura kawy

Siedzimy przy brązowej ławie,

ze sklejki skleconej i ślicznie rzeźbionej w różne wywijasy,

kawałkiem gwoździa, w pulchnej rączce dziecka – trzymanego.

 

Dzieciak pana rzeźbiarza wczoraj widział, bo to jego ojciec, ma taki talent.

Umie stukać gdzie trzeba i jak mocno trzeba.

Czasami stuka się palcem po czole, gdy widzi głupszego od siebie.

Jednak nie czyni to zbyt często, gdyż to skromny człowiek.

 

Po pozorach nie sądzi.

A szczególnie po wyglądzie, gdy omyłkowo spojrzy w lustro.

Lustro jest obiektywne. Przyjmuje każdy widok.

Nie to co człowiek, który gmyra i gmyra zanim wybierze to właściwe.

 

Nie przywiązałem się, więc odbiegłem od tematu.

 

No to siedzimy przy tej ławie, wiadomo z czego skleconej.

Kawa wlatuje do naszej spragnionej egzystencji,

by słodko osłodzić, długości naszych wnętrz.

 

Żołądek wchłania ją gorąco, z nutką pobłażliwości soków trawiennych.

Jesteśmy rozczłonkowaniem naszej jaźni, w jednym kwadracie zamkniętym.

 

Staramy się usilnie, wybrzuszyć proste boki, by okrąg idealny stworzyć.

Mamy w sobie, stół na kółkach, stojący na pochylni.

Inne bez kółek stoją spokojnie. Ale strasznie się nudzą.

My musimy ciągle walczyć, by się nie stoczyć do przepaści,

której dna nie widać.

 

Może dlatego, że go nie ma.

 

Patrzymy na swoje nogi. Czujemy się jak ten stół.

Kawa wypita do pół całości.

 

Wzrok nasz jak albatros, ląduje na podeszwach naszych butów,

gdy akurat jesteśmy specjalnie w podskoku.

 

Mamy za słabe oczy, żeby nasze spojrzenie, mogło się wcisnąć,

miedzy podłogę a podeszwę.

 

Na nasze szczęście, opatrzność przylepiła do nich – papier ścierny.

 

Oddychamy z ulgą, gdyż naszym staczaniem, możemy sterować.

 

Zwalniać, przyspieszać lub nawet iść pod prąd.

Ale wtedy żywimy nadzieję, że za bardzo nas nie kopnie.

Tylko skąd brać tyle forsy, na żarcie dla nadziei?

 

Lecz nasza ulga jest niestabilna, jak wariat ujeżdżający normalność.

Za oknem cholernie niespełniony świat, z projekcji naszych myśli zrodzony.

Ta paskudna kwadratura inności, do pełnego okręgu.

 

Kawa prawie wypita. Spodeczek wydaje odgłos ulgi.

Nie przytłacza go ciężar kubka, z zawartością naszych pragnień.

 

Pokręconych, jak wygładzone fałdy mózgu,

z których to szare komórki, wystrzeliły w siną dal.

 

Dziecko nadal rzeźbi swój realny świat.

Jest takie prawdziwe.

Jak gwóźdź, którym drapie.

 

Obaj wiedzą, czego chcą.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Angela 05.11.2017
    No, ciekawe to było i w jakiś sposób mnie urzekło : )
  • Dekaos Dondi 06.11.2017
    Dzięki Angela. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania