Opoowi *** D i a l o g **** z Psychiatrą
– Dzień dobry. Czy to pan jest tym słynnym psychiatrą, który chce mnie wyleczyć?
– Można tak powiedzieć.
– Czy ja wyglądam na wariata?
– Jak najbardziej.
– Wielkie dzięki. Już się bałem, że przyszedłem na próżno. Do twarzy mi z tym? Jak pan sądzi?
– To mi płacą, za zadawanie pytań. Proszę…
– Ale ja pytam za darmo. Zresztą nie ważne. Spojrzę w lustro i będę wiedział.
– ...się zrelaksować. Jak tak dalej pójdzie, to nie dostanę ani grosza.
– Nie wolno Ani okradać. Oj oj, to nie ładnie.
– Co?...proszę mi powiedzieć, czy pan aby nie udaje wariata?
– Ależ skąd. Taki się urodziłem i tak mi dobrze. Zna pan piosenkę zespołu Perfekt...no wie pan: „Chcemy być sobą, chcemy być sobą jeszcze’’ Ja też chce być sobą.
– Jeszcze? A może czas na to, żeby przestać być sobą. Wyleczyć się.
– Po co tu zjeżdżalnia. To chyba nie jest plac zabaw.
– No właśnie. Proszę z niej zjechać
– Ale jej koniec jest przy ścianie. Walnę się w łeb i jeszcze bardziej zgłupieje, w określonym temacie.
– Przeszkadza to panu?
– Ależ nie. Cieszy.
– Tak myślałem. Proszę mi powiedzieć, lubi pan żółty kolor?
– Tylko głupiec nie lubi.
– Podobno ostatnio zmuszał pan staruszkę, żeby przeprowadziła pana przez jezdnię. Czy to prawda?
– Nie chciałem, żeby mnie ugryzła.
– Staruszka?
– Zebra. Leżała na jezdni i na mnie czekała. Nawet się nie ruszała. Cwana bestia. Udawała zdechłą. Samochody po niej jeździły, a ona miała to gdzieś. Cierpliwie czekała na sposobność…
– A staruszka co na to?
– Wyrywała się z moich objęć. Też się bała atakującej zebry. I taki miałem z niej pożytek.
– Lubi pan śpiewać?
– Czy lubię śpiewać?
– Proszę nie powtarzać jak papuga.
– Nie jestem papugą. Gdybym nią był, to bym siedział na drążku.
– No tak.
– A pan doktor ma drążek? Gdybym na nim usiadł, to bym się stał papugą. Wreszcie mógłbym pofruwać. Nawet zjeżdżalnie, bym widział z lotu ptaka. No to co, z tym pana drążkiem.?
– Nie mam żadnego drążka.
– A ja mam. Ale jest schowany.
– Niech pan nie gada głupot!
– Po to tu jestem. Ja mogę. Pan nie.
– Proszę się położyć i o niczym nie myśleć.
– Ojejku! To łatwe! Równiacha z pana.
– Ja tu jestem od wyciągania wniosków. Rozumie pan?
– Jestem wariat. Takie pytanie jest nie na miejscu.
– Chciałbym pan zahipnotyzować. Może zdołam panu wmówić, że jest pan normalny..
– O zgrozo! Tyle razy: pan. Nie, nie, tylko nie to. Nie poznam siebie w lustrze…
– ...a jak pan w to uwierzy…
– Wykluczone. To wystaje ponad moje siły.
– Co panu znowu wystaje?
– Drążek.
– Nie widzę żadnego drążka. Wariat pan czy co?
– Pan się zapomina. To drążek psychiczny. Ugniotłem go z moich myśli.
– Pan myśli, że myśli? A to nowina.
– A pan nie myśli?
– Ustalmy jedno. Mnie jest przypisana mądrość, a panu głupota. Czy to jasne.
– Lubię czasami wydoić żubra.
– Aha…... rozumiem. Mam pytanie: po co są okna?
– Żeby zaoszczędzić na cegłach.
– No no! Nawet pan rozumuje logicznie.
– Tylko jak się zapomnę. Przez pomyłkę.
– A nie mógłby się pan mylić częściej?
– Ale mi tak dobrze, jak jest.
– Co pan widzi na tym obrazku?
– Kurz.
– A pod kurzem?
– Siebie widzę, bo za czorta nie wiem, co przedstawia.
– To mój portret. Sam namalowałem.
– O...
– Pan udaje czubka, tak?
– Zleciałem z choinki. Ale się nie potłukłem. Dobrze mnie wydmuchano.
– Rozum też panu wydmuchano?
– A panu?
– To ja zadaje pytania.
– Ja też mogę. Bo ja tu wszystko mogę.
– Dlaczego pan się ciągle wierci na tym krześle?
– A pan by chciał, żebym na innym. Mogę się przesiąść. Spacer dobrze mi zrobi.
– Słyszałem, że lubi pan chodzić tyłem. To prawda?
– Ale mam lusterko wsteczne z błyszczącego papieraka. Cwany byłem. Ukradłem czekoladzie. Nie była zadowolona, kiedy ją rozbierałem.
– To nie ładnie kraść odzienia czekoladzie.
– Normale też kradną. To co dopiero ja. Chyba się pan nie dziwi.
– No nie! Jakbym śmiał. Ale stanowczo potępiam takie aspołeczne zachowanie.
– Panu łatwo mówić, bo pan może sobie zapracować na czekoladę.
– Jak panu minie, to też pan sobie zapracuje.
– Ile pan dostanie czekolad, za gadanie ze mną?
– Nie lubię czekolady.
– To nie musi się martwić, że ukradnie jej pan srebrny szeleszczący płaszczyk.
– O! Proza poetycka? Ja nie kradnę.
– A mnie? Mój cenny czas. Wyobrażasz sobie człowieku, co ja mógłbym zrobić…
– Nie jestem aż taki kumaty, żeby znać myśli wariata.
– Proszę mi nie pochlebiać. To się staje nudne. Zalatuje normalnością.
– Martwi to pana?
– A pan nie?
– Jestem normalnym psychiatrą.
– A to ci pech. Pan nie wie, co pan traci.
– Dlaczego uciął pan krowie ogon?
– Bo chciałem dać chwaścik Puchatkowi… jako sznurek do dzwonka.
– No naturalnie. Jak mogłem nie pomyśleć. A dlaczego pan gonił bociana po łące?
– To ja biegałem po łące. Bocian biegał po niebie. Żabę mi ukradł.
– Wyrwał z rąk? A to ci bestia.
– Gdy go zobaczyłem, to on miał żabę a ja nie. To co miałem pomyśleć? Ukradł mi i już. Mówiłem, że normale też kradną.
– Przecież to był bocian, nieprawdaż?
– Bocian? Królewicz zamieniony w bociana. Berło mu wystawało z… nieważne. Dlatego się domyśliłem. Chciał ukraść królewnę, zamienioną w żabę. Nie zdążyłem jej odczarować, swoją różdżką.
– To miał pana pecha. Aha...czy jak się pan uderzy w głowę, to widzi pan gwiazdy?
– Gwiazdy nauki? Takie jak pan?
– Nie przesadzajmy. Takie normalne.
– Jak się raz walnąłem w stół, to zobaczył gwiazdy?
– Stół?
– Tak.
– A skąd pan wie?
– Noga mi powiedziała.
– Uwierzył pan jej na słowo?
– Szuflada potwierdziła.
– Pan normalnie robi ze mnie wariata.
– A kto jak nie ja, ma to robić. Jestem obcykany w tych sprawach. Tylko na mnie może pan liczyć.
– Pan się kąpie goły, czy w majtkach?
– W wannie.
– Proszę normalnie nie odpowiadać w takim miejscu. Zwolnią mnie z pracy. Rozumie pan?
– Kąpie się w gaciach. Takich ogromnych w kształcie wanny. Ma nawet podłużny kran i dwa kuliste zbiorniki, pod spodem…
– Mniejsza o szczegóły.
– Jak panu za mało i boi się pan o swoją pracę, to proszę dać mi drewienko. Wystrugam drugiego. Mojego kolegę. Usiądzie obok mnie.
– Obok? A może tak na drążku?
– To musiałbym wystrugać papugę. Nie mam talentu do ptaków.
– Gdybym panu kazał, to wyskoczy pan z okna?
– No jasne. Tylko proszę mi dać czapeczkę i sztrykowane grube skarpetki. Babcia mi zawsze powtarzała, że najważniejsze ciepłe nóżki i główka.
– Proszę pozdrowić mądrą babcię.
– Nie da rady. Wyskoczyła przez okno. Ale było bardzo wysoko. Możliwe, że jeszcze leci.
– Ja normalnie zwariuje, przez pana!
– Będę miał przyjaciela, na trudne dni.
– Ma pan ciekawe życie.
– No ba.
– Ja też tak bym chciał.
– Co z panem. Widzę łezkę tęsknoty w oku. Tak nagle?
– Panu to dobrze. Tyle wrażeń. Mnie psychiatrę, nikt nie pożałuję.
– Mam pana pogłaskać po łebku?
– Proszę.
– Co pan widzi na tym obrazku?
– Ojejku! Siebie!! Ale bohomaz !!!
Komentarze (10)
Niby jaja sobie robisz, ale ciężka jesteś do odcyfrowania.
Pozdrówka
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania