Opoowi *** Wygląd
Blisko stawu [ ale nie kolanowego, tylko takiego zwykłego – mam na myśli wodę otoczoną dziurą ] – siedzi sobie na leśnym poszyciu [ jak ten wróbel na dachu, co nie odleciał, nawet po wystrzale, bo biedak już nie mógł, chociaż wcale nie dlatego,że był odważny ] urodziwe dziewczę, a ściślej – księżniczka.
Popatruje z tęsknotą, na owe rozlewisko rozłożyste, zielonkawą wodę, krążącą niedbale po obwodzie, by udawać rwącą rzekę [ co prawda, bez żadnego wyjścia ale zawsze.
Zdarzyło się kiedyś, o szarym świtaniu, że przechodziła tamtędy – zielona, mała żabka [ w dosłownym tego słowa znaczeniu, z punktu widzenia obserwatora ]
Roztropne dziewczę, ujrzawszy żabę, nie krzyknęło z obrzydzenia, jak jakaś inna, tylko radośnie rechotała całą gębą.
Żabsko zdziwione nieco, przystanęło w pół skoku – słupiejąc.
Osłupienie owe wzięło się stąd, że żabka poczuła nie tylko mdlący zapach stawu, lecz przede wszystkim – bratnią duszę, patrzącą na nią z uśmiechem.
– Strasznie się cieszę. Naprawdę!. Wreszcie oczy moje,radują się wielce,dorodną – kiedyś śliczną kijanką – zarechotała żaba,zamieniona w Księżniczkę. Chociaż po prawdzie, mam powody po temu, aby nie tylko się cieszyć i radować, ale i smutek wpuszczać do serduszka mego. Poradź mi coś prędko, miła żabko, rodaczko ty moja!
– To fakt. Wyglądam jak żaba,ale tak naprawdę, jestem pięknym młodzieńcem. Co niestety da się ukryć. A to wszystko przez tą głupią czarownicę, co podobna do wiedźmy, jak dwie krople krwi. Ona to właśnie ze mnie uczyniła – pokraczną, przebrzydłą, oślizgłą żabę. Spójrz jak wyglądam! Jak głupi płaz!
– Smutna to historia wielce, ale wrzasnąć muszę! Jak śmiesz obrażać, moją czcigodną rodzinę, moich kochanych przodków. Nie wspomnę o mnie, bo słów szkoda, na takiego...och doprawdy, nie wiem co powiedzieć, w okowach stresu.
– Niech tylko twoi rodzice cię zobaczą. Mniemam, że padną ze wstydu na same dno bajora.
– Jesteś okropny! Taki suchy! A miejsca na rozum...cóż, dopatrzeć się nie sposób.
– Pyskaty z ciebie płaz, dziewucho. 2 - 8
– Jaki tam płaz! Oczu nie masz,głupolu?! Wyglądam durnowato. Przejrzałam się w stawie. Przez ten widok, nawet ryba się odezwała. No cóż...miałeś rację z tymi rodzicami. Rzeczywiście, gdyby mnie zobaczyli...chociaż z drugiej strony, mam do nich trochę żalu.
– O co? Mówże!
– No wiesz...zmuszali mnie do okropnych rzeczy. Strasznie nudnych i baz sensu. Jednym słowem – badziewiastych.
– Doprawdy? Do jakich?
– Wstyd mi mówić.
– Ale mnie, nie jest wstyd słuchać. A poza tym – studnia!
– Co?….A cha, no więc powiem. Otóż przez całe noce musiałam rechotać jak ta głupia. A z czego tu się śmiać, w takim nędznym stawie. Stare żaby nawet nie pomyślały, aby nam jakieś rozrywki zorganizować.
– Nie pluj w swoje gniazdo. Nawet ja tego nie czynię. Jak już – to obok.
– Co mi tam po pluciu! Myślisz, że ktoś by zauważył moją symbolikę. W wodzie? Chociaż tak po prawdzie,chciałabym wrócić do swoich. Nawet do starych ropuch. Trochę marudzą...ale cóż...to zawsze moja ojczyzna, kochani moi.
– No tak. Wiesz co ci powiem. Na początku byłem trochę niegrzeczny, ale w sumie...
– Sumy są niedobre, bo nas atakują.
– To zawsze jakaś rozrywka.
– Chwilowa
– Zeszliśmy z tematu. Ja też mam kłopot.
– Ty? Jesteś śliczną żabką!
– Nie zaczynaj znowu, bo…
– Już nie będę. Słucham. A tak a propos, jak to się dzieje, że mówisz po ludzku, a ja ciebie rozumiem, chociaż rechocę po żabiemu – a ty rozumiesz mnie.
– Wiedźma zawaliła sprawę. Tak myślę – lub mi się wydaję.
– To znaczy
– To znaczy, zostawiła nam po dwa języki…
– Nie zauważyłam…
– … Nie o te biega. To znaczy, jeden rodzony, a drugi ten drugi. Rozumiesz? Inne sprawy dopilnowała.
– To znaczy
– Pomyśl trochę!
– Możesz skakać tylko tak daleko, jakby skoczył człowiek. Proporcjonalnie.
– Właśnie. 3 - 8
– Za to ja,mogę skakać tak daleko, jak skacze żaba. Proporcjonalnie. To mi zresztą życie uratowało.
– Wiedziałaś? To po co zgrywasz głupią?
– Bo jesteś taki kochany, zielony.
– Rozumiem. No i co z tym ratowaniem życia?
– Wyobraź sobie. Siedzę przy stawie, jakby nigdy nic, aż nagle podchodzi do mnie...masz masz pojęcie...podchodzi! … tfu… człowiek, bodajże płci męskiej. Mówi do mnie, tym swoim słodkim głosem, ociekającym durnowatością,że jestem ślicznym kwiatem w jego sercu, śpiewem słowika, a nie rechotaniem oślizgłych żab. To ja mu na to warknęłam, żeby się liczył ze słowami i mówię mu, że jestem żabą.
– A on co?
– Nie uwierzył! Uwierzyłbyś?
– Tak
– Co tak? Zresztą nie ważne. Chciało mnie dotknąć, to nie wiadomo co, swoim suchym ludzkim łapskiem. Wtedy skoczyłam kilka kilometrów i jestem tutaj. A poza tym, wychwalał bociany, bęcwał jeden!
– Bociany? Nie wspominaj o bocianach!
– To ja powinnam się bać z racji tradycji.
– Głupiaś. Nie widzisz, że jestem żabą, chociażby z wyglądu.
– Widzę. To mi dodaje otuchy.
– Otuchy!? Czy nie rozumiesz płazie jeden,że moich kochanych rodziców, ta głupia wiedźma zamieniła…
– W bociany?
– Skąd wiesz?
– Bystra jestem!
– I co mi po tym
– No tak. To rzeczywiście problem. Czy mogłabym ci jakoś pomóc, dopóki jestem takim straszydłem.
– Owszem, możesz, tylko jak?
– Nic mi nie grozi.
– Doprawdy? Mogą wyczuć w Tobie żabę i rozerwać na strzępy – żeby im się lepiej ciebie połykało, rozumiesz? To zadziorne, fałszywe bestie, wiecznie klekocące o swoim głodzie. Na dodatek z jedną nogą. Widocznie pożerają się nawzajem.
– Za bardzo się wczuwasz w swoją rodzinę. 4 - 8
– No tak. Masz racje. Czyli mi pomożesz?
– A co! Pomogę!
– Tylko jest mały problem. Naszą poczciwą krowę, ta bezrozumna czarownica, zamieniła w bezskrzydlatego smoka, co wszystko pożera, gdy jest mu wesoło. A poczucie humoru to on ma. Trzeba mu przyznać. Bocianów nie dostał, bo ciągle krążą. Kochani, wredni, starzy. Ale jak długo można tak krążyć? No powiedz sama.
– To trochę zmienia postać rzeczy. Muszę ci jednak wyznać, że moją cioteczną babkę, ze strony kuzyna, ta głupia wiedźma zamieniła w groźnego szewca – co prawda bez butów, ale za to, z pomysłami, które potrafi wprowadzić w czyn.
– A gdzie on?
– Skoczę i go dostarczę.
– Poczekam.
– Już jesteśmy. To mój szewc – to znaczy – cioteczna babka.
– Nic z tego. Nie znacie bociańskiego.
– Wiedźma zapewne spartoliła robotę. Jakoś się dogadamy.
– Strasznie mi głupio, że tak was wykorzystuję. Ale sami rozumiecie – z jednej strony by mnie kochali, a z drugiej – obżerali.
– Rozumiemy. Nie martw się. Co mamy im przekazać od ciebie – zapytał rozważnie szewc ciotkowy – kiedy już zarżnę smoka?
– Chcesz głupi naszą jałówkę, życia pozbawić? A mleko skąd będziemy brać?
– Wolisz doić smoka?
– No cóż. W zasadzie jest to trochę niebezpieczne. Zarżnijcie. Przekażcie im ode mnie, że bardzo ich kocham i jak tylko powrócę do ludzi a oni wylądują – jako bociany, by zamienić się w moich kochanych rodziców – to powrócę.
– Ja też bym chciała do swoich – zarechotało dziewczę – Rodzice się na pewno martwią i wszystkie inne kumy.
– Nie są w cokolwiek zamienieni?
– Mam nadzieję. Chyba nie.
Po tym uroczym wyznaniu, prześlicznej księżniczki, okazało się jednak, że jej kochanych Rodziców, mądra – w tej sytuacji – wiedźma, zamieniła w litościwych dla czytelników – pożeraczy pisarzy, którzy przynudzają
Dekaos Dondi
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania