Pokaż listęUkryj listę

Opoowi *** D i a l o g *** na Podwórku

<<#>>

Stoję w okowach wioski, przed takim jednym domostwem i nie wiem czy udusić guzik dzwonka. Dumam już dłuższy czas, aż mnie nogi rozbolały od tego myślenia. Po prostu nie jestem pewien, czy trafiłem pd właściwy adres. Spoglądam w niebo, bezgłośnie prosząc o jakiś znak. Faktycznie. Widzę znak. Moje błaganie zostało wysłuchane. Dostrzegam tabliczkę z napisem: ''Proszę z łaski swojej nie zagryzać mojego psa. To już trzeci''.

Po lekturze moja dusza jest radosna. To na pewno tu. Nie mam wątpliwości.

 

Dzwonię trzy razy. Tak na wszelki wypadek, gdyby dwa poprzednie były zepsute. Całkiem nagle objawia się gospodarz. Uśmiechnięty od ucha... wkoło głowy, bo ma tylko jedno. Mnie to akurat nie martwi. Przyszedłem tutaj w ważnej sprawie. Nie po to, żeby liczyć komuś słuchy.

 

Podchodzi ale nic nie mówi, tylko patrzy na mnie podejrzliwie. Robię to samo. Nie chcę go przytłaczać rozmową. Wreszcie przybyły zadaje pytanie:

– Wie pan może, gdzie mój pies?

– Dopiero przyszedłem.

– Aha. Bo już się bałem. Nie ważne. Pan w wiadomej sprawie, tak?

– Rzeknę bez ogródka: chciałbym z nią pogadać.

– Oczywiście. Dobrze pan trafił. Właśnie chodzi na podwórku i wcina robaki.

– Rozumiem. Jam też głodny, ale wywiad ważniejszy.

– W rzeczy samej dla pana tak. Pan na pewno ją zrozumie. Bo ja nie.

– Czyli mogę?

– Naturalnie. Wedle mnie. Proszę za mną. Pokażę która.

 

Prowadzi mnie na tył domu, zapewne na obszerne zaplecze. Jak bym zgadł. Wzrokiem objąć nie nadążam. Może dlatego, że jestem nieco zdenerwowany lub nawet nawet psychicznie podniecony. Takie wywiady to nie przelewki. To rzadkość. Już sobie zapewniłem prawo do wyłączności. Nie wiadomo jaka jest. Czy nadal skromna, czy wręcz przeciwnie. Ale cóż. Trzeba robić swoje.

 

– To tamta – gospodarz wskazuje paluchem. – Ta co najszybciej dziobie.

– Dzięki za informacje. Czyli ta, tak?

– Nie. Tamta. Ta to kogut.

– Ojej. Przepraszam. Podejdę do niej, co pan mówi?

– Człowieku. Ona nie będzie czekać w nieskończoność. No idź pan. Nie wstydź się. Nie ugryzie.

 

Człapię podenerwowany, upał jak diabli, pot mi ścieka na wszystko co napotka na swej drodze, a ona coraz bliżej. Nie wiem co powiedzieć na wstępie. Żeby nie wyjść na głupka.

 

– O witam, witam – zagaja pierwsza pani Kura. – Co tam słychać w szerokim świecie. Robaki w brzuszku nie dokuczają? Bo jakoś mizernie pan wygląda.

– A dziękuję. Idzie wytrzymać. Mizernie? To od upału.

– Pan chce ze mną pogadać, tak? A o czym, że zapytam?

– O wszystkim. O sensie życia na przykład.

– Mój pierwszy były, to sens w rosole znalazł.

– A pani nie ma obaw, że też...?

– To zależy z jakim wermiszelem. Rozumie pan?

– Naturalnie. Każdy prędzej czy później w półmisku wyląduje.

– Pan też?

– Jestem człowiekiem. No co pani opowiada.

– Proszę nie wyjeżdżać z tym: człowiekiem. Zwierzęta patrzą.

– Gospodarz z rodziną też ludzie przecież.

– Ale pan przyjezdny. Z szerokiego świata pochodzi. Ci nasi to prawie jak my. Zżyci jesteśmy.

– Powiedziano mi kiedyś, że kury żyją na dwóch płaszczyznach: jak siebie widzą oraz jak je inne dostrzegają. To prawda?

– Ja tam w kurniku siedzę na najwyższej płaszczyźnie. To znaczy grzędzie.

– Aha. Czaję. Pozwoli pani, że przejdę do rzeczy...

– Przecie pan nie goły. Co innego to ja. Proszę tak na mnie powabnie nie spoglądać, bo mi dziób pąsowieje.

– Raczej ten czubek grzebieniasty.

– Pan mnie wyzywa od: czerwonego czubka. A wie pan, że ja tu wszystkimi rządzę. Tak jak potrafię najlepiej.

– Bardzo przepraszam. Nie wiedziałem, że z pani taka ważna persona.

– No ba! Potrafię mówić. Oni tylko myślą.

– Raczej gdakać. Kury przecież gdakają.

– To prawda. Tylko żeby skutecznie gdakać, to trzeba mieć odpowiedni dziób.

 

Ja też nie wiem co myśleć. Wywiad zmierza na inne tory. Z tą kurą jest chyba coś nie tak. Dobrze, że pozostałe zwierzaki nie potrafią gadać. Dopiero byłby zamęt. A może umieją. Tylko milczą. Obserwują. Muszę rozwinąć tę kwestię.

 

– Skąd pani Kura wie, że nie potrafią mówić.

– Bo milczą.

– Fakt. Słuszna odpowiedź. Lepszej ze świecą szukać. A wie pani... żeby udawać wiarygodnie głupka, to trzeba być naprawdę mądrym?

– Pan mi zarzuca, że muszę udawać. Wcale nie muszę. Jestem jaka jestem.

– Tylko spokojne. To jeno...

– Pan mi tu ze starą mową nie wyjeżdżaj, bom nowoczesna.

– Nie mam zamiaru póki co.

– Uważa pan, że jestem stara? Stare gnaty, cienka skórka, trochę piórek. Takie siu fit? To jakieś insynuacje pod moje skrzydło? Wypraszam sobie. Bo zawołam koguta. Dostanie pan w dziób i dalszej konwersacji ni w ząb. To miał być piękny wywiad. Robaki kryją w sobie więcej ogłady. Aż się zakrztusiłam jednym. Muszę wypluć na pana but.

– Ależ o co te nerwy. Zachowajmy spokój. Zwierzęta patrzą z różnych kątów. Co sobie pomyślą. Rządzi nami taka... nieopanowana.

– Tak pan myśli?

– Oczywiście. A tak w ogóle... jak tam sprawy z kogutem.

– Czasami jaja sobie ze mnie robi. Ale ogólnie nie narzekam.

– Jaja? Z pani? Chyba głupi jakiś?

– Nie taki znowu głupi. Mówi, że jestem piękna.

– Jak to mówi? Przecież...

– Ruchami ciała mówi.

– Aaa... a właśnie... a te inne... sprawy. No wie pani...

– Sprawy... aaa... pianie? O kuźwa, naprawdę potrafi. Spać nie daje od rana. By go płot zaatakował, na którym skrzeczy!

– Nie o to pytałem. Ja tak z dobrego serca. Dla wywiadu. Chodzi o jaja na przykład.

– Co pan tak ciągle tymi jajami przede mną wymachuje? Nie wstyd panu? Jestem przyzwoitą kurą, a tu taki błazen przede mną!

– Bardzo przepraszam. Niczym takim nie wymachuje. Ciekawi mnie tylko, jak się układają pani stosunki z kogutem.

– Jakie znowu stosunki. One są ważne między: mną a resztą zwierząt. Ochraniam wszystkie. Moją wiedzą, doświadczeniem, obyciem towarzyskim. Jak już panu wspomniałam, ja nimi rządzę. Bo tak postanowiłam. Tak jest moja misja.

– A przed lisem też pani je obroni? Sama jedna.

– Drogi panie. Pan nie zna moich możliwości. Lisa to trzeba dialogiem zbałamucić... albo serem i uciec.

– A te dziesięć zagryzionych kur co leżą przed kurnikiem. To co one tam robią?

– Jak to co. Leżą. A niby co mają robić. Przecież nigdzie nie pójdą w takim stanie.

– Gospodarz wie?

– Chyba nie... pospieszmy się z tym wywiadem. Bo jak przyjdzie i zobaczy, to może być nieco zdenerwowany.

– I skończy pani w rosole?

– Ale bardzo smacznym. Skrzydła lizać.

– Oczywiście. Aż mam apetyt.

– No co też pan mówi.

– No dobra. To przejdźmy do pytania zasadniczego.

– A odpowiem?

– Nie wiem. Mam nadzieję. Co było pierwsze...

– E... tam... to ja znam. Czuję się zawiedziona. A odpowiedź jest banalnie prosta. Tylko oczywiście, trzeba mieć ten rozum, co ja mam. Rozumie pan?

– Naturalnie, że tak. Jestem pod wrażeniem pani intelektu. Przytłacza mnie jak głaz. Tchu nie mogę złapać. O trochę przerwy proszę.

– A ja pod pana nie jestem, szczerze powiedziawszy. Dupek z pana i tyle.

– Doprawdy? A czemu to?

– Bo zadał pan pytanie, co ja z kogutem robię. A sam pan nie wie?

– Co tak tu błyszczy? Aż razi w oczy.

– Moja inteligencja zapewne. Bo niby kogo jeszcze.

– Dlatego zaniemówiłem na chwilę.

– Na chwilę?

– Na dłuższą chwilę.

– To już lepiej. A wie pan, niektórzy głupki nawet mówią, że kury są głupie.

– Oni nie mówią. Oni wiedzą.

– No właśnie.

– Skoro jestem taki ludzki matoł, siedzący nadal na drzewie...

– Gdzie pan tu widzi drzewo... a tym bardziej siebie na nim?

– To taka metafora, droga pani.

– Tylko proszę z takim czymś, do kurnika mi się nie wtranżalać. Bo przegonię.

– W porządku. Proszę wreszcie odpowiedzieć, co było pierwsze: jajko czy kura?

– Ja jestem pierwsza na tym podwórku. Tyle razy to panu powtarzałam. Ale takiemu, to ze sto razy można do łba tkać i nie zrozumie.

– Nie o to pytałem. Tak ogólnie... co było pierwsze... że powtórzę: jajko czy kura?

– Ależ drogi panie. Jajko było od razu: drugie i kura była od razu: druga. Nie było żadnych pierwszych. Wszystko na ten temat. A teraz żegnam. Do koguta mi spieszno.

– Co za odpowiedź. Jestem doprawdy pod wrażeniem. Całe wieki ludzie się zastanawiają...

– Mogli mnie zapytać. Naprawdę, muszę już iść.

– A co to jest: czas.

– Czas na mnie. Żegnam.

 

*

 

Gospodarz trochę zmieszany, podchodzi do pana dziennikarza. Stoi on samotnie na podwórku i coś mówi. Nawet kur nie widać.

 

– Proszę pana. Przepraszam ale... stamtąd dzwonili. To jednak pan? Pewności nie miałem, ale powiedzieli, że taki jeden uciekł i gdyby się przed moją chałupą pojawił i chciał rozmawiać... no wie pan... z kimś... lub raczej z czymś... to mam go zatrzymać.

– Ależ naprawdę rozmawiałem z kurą. Proszę koguta zapytać. Popatrywał na nas z daleka. Zazdrośnik jeden. Niby o co? Tfu!! Zbereźnik piejący!

– Naturalnie, że pan rozmawiał i opowie o tym gdzie trzeba. Pogłaskać na uspokojenie?

– Nie! Dziękuję! Sam się smyrnę. Idę sobie. Pan mi nie wierzy.

– Ależ wierzę. Ooo... przyjechali. Zaraz pana załadują. Nawet kaftanik niosą. Ale taki luźny. Pan mi nie wygląda na groźnego.

 

<<#>>

 

Dom Radosnej Opieki - Wesoły Czubek

[Gabinet dyrektora]

 

– Jak babcię kocham, dyrektorze. Ja z nią rozmawiałem.

– Z babcią może tak. Ale nie z ptakiem... proszę ze mnie jaj nie robić.

– Ależ proszę pana. Wariatowi należy przytakiwać. Nie wie pan o tym?

– Wiem, ale pusty śmiech mnie bierze, gdy słucham tych pańskich bzdur!

– Przepraszam, że zapytam... a co robi wiewiórka w klatce na pana biurku. Dopiero teraz zerkłem.

– No właśnie drogi panie. Pan chce mi wmówić, że z drobem rozmawiał. Toż to nie możliwe. Absolutnie wykluczone. Ja rozmawiając z o wiele mądrzejszą wiewiórką, mam pewne problemy ze wzajemnym zrozumieniem, a pan chce mi wmówić, że niby z głupią kurą gadał... jakby nigdy nic? Proszę nie strugać ze mnie wariata.

– Nie widzę potrzeby strugania... no już dobrze... oczywiście, że kura jest głupsza.

– Naprawdę?

– Ależ tak. Proszę mi wierzyć.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Angela 08.12.2018
    Przezabawne te dialogi, uśmiech z gęby mi zejść nie może : D
  • kalaallisut 08.12.2018
    Kurzano filozoficzne pogaduszki z jajem i też o jaju:)
  • Keraj 08.12.2018
    Prawdziwe kosmiczne jaja

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania