Pokaż listęUkryj listę

Opoowi *** Rezolutka

*

Ojejku ! Złapała mnie obca gęba, więc muszę się drzeć. Nie mogę

dopuścić do tego, by sobie pomyśleli, że nie rozróżniam krajanów

od zagranicy i wszystkich uśmiechem darzę, jak popadnie.

Chociaż po prawdzie, nie wiem co bym zrobiła, gdyby ten obcy

miał jedzenie – i to jedzenie dla mnie. Całkiem możliwe, że

dopóki by mnie karmił, to bym idiotkę strugała, która to nie wie z

kim mam do czynienia, będąc głupią jak but. {ale nie mój!}.

A gdybym się poczuła najedzona, to by mu nagadała, że obcy jakiś

wariat i jak śmiał mnie odżywiać bez mojej akceptacji.

 

* *

Tak sobie myślę, że twarze ludzkie bywają różne.

Mogą odzwierciedlać – dobroć, głupotę, inteligencję i wredność.

Lub być pomieszaniem tego wszystkiego, w różnych proporcjach.

Aczkolwiek wrednych w mojej rodzinie, ze świecą szukać.

Nic straconego. Jestem jeszcze mała. Bardzo bym się ucieszyła,

gdybym mogła takiego luntrusa, wyprowadzić nie gdzieś w pole,

tylko na wzorową ścieżkę życia. Wypisz wymaluj – taką jak moja.

 

* * *

Nocka zapadła. Miesiąc świeci. Biegnę do ogrodu. Chcę pojeździć

na kurze. Lunatyczka z niej jak diabli. W kurniku już dawno

zapomniano jak wygląda. Strasznie się wierci, gdy jej dosiadam.

Jeździmy wokół studni a luna nam przyświeca. Wielki królik aż

zbielał z zazdrości. Chcę go złapać i przytulić, by udobruchać jego

skołotane serduszko. Pospiesznie kica do norki i tylę go widzę.

Widocznie pragnie się poskarżyć Alicji w Krainie Czarowników.

 

* * * *

Budzę się o świcie, jak prawie zawsze w swoim łóżeczku. Siadam

na jego krawędzi. Moje zwieszone stopy, bimbają nad papuciami,

jak kolorowe lampiony. Spoglądam na moich rodziców.

Wzdycham nie sama, tylko z uśmiechem i myślę sobie, jakie to

dla nich szczęście, że mnie mają. Czy dostrzegacie moją skromność ?

Takiej skromnej jak ja, nie znajdziecie na całym świecie.

 

* * * * *

Z tego co wyżej stoi, można wywnioskować, że nastał dzionek

oraz nowe możliwości. Wznoszę się do góry, jak latawiec pod

niebiosa. To rodzice wkładają mnie do autokobiałki i jedziemy

zwiedzać świat. Dobre sobie ! Akurat dużo widzę z tej pozycji

życiowej. Wyszarpnąć się nie mogę, żeby więcej zobaczyć, gdyż

tatuś zapewne by wyrżnął w drzewo lub jakieś inne zwierzę,

gdyby się przeraził mojej strasznej siły. Nie pozostaje mi nic

innego, jak tylko nieustannie się wpatrywać, w siedzenie mojej

matki. Taki widok jest mi dany. Stary by nie wytrzymał. A co dopiero ja.

Skromna, licha panienka.

 

* * * * * *

Nocka pomału zapada, chwaląc się gwiazdami. Mamusia mruczy

mi kołysankę do snu. W końcu zasypia. Wtedy ja zaczynam kwilić

po swojemu, żeby wreszcie zasnąć. Budzę tatusia, który nadal

usiłuję śpiewać, bo mu się śniło, że jest tenorem w operze.

Budzimy mamusię. Nie umie wcale, ale chociaż robi dobre

wrażenie. Bierze mnie na ręce i razem się wiercimy.

Też zaczynam się wydzierać, by nie odstawać od reszty.

Tatuś śpiewająco bierze mnie na ręce, rzuca pod sufit i robi sobie

przerwę na kolację. Mamusia oniemiała zasypia. Po przerwie,

ojciec mnie łapie. Nasze mieszkanie jest wysokie, a tatuś silny,

jak duże coś. Leciałam i leciałam.Przestaje śpiewać.

Wytrzęśli ze mnie kilogram nut i pięciolin oraz cztery klucze.

Zasypiam.

 

* * * * * * *

Nocka się kończy. Za około dwie godziny, opiekunka snów,

mokrym pędzelkiem, mrok rozwodni do samego świtu. A póki

co pieje kogut, jakby go opętało całe stado świtów. Budzi mamusię

i tatusia. Idą go postraszyć rosołem. Wracają. On nadal pieje.

To znaczy nie tatuś, tylko jakiś facet usiłuje śpiewać.

Nie dużo lepiej od koguta. Patrzę przez okno i widzę apsztyfikanta

wydzierającego się do swojej miłości. Rodzice wrzeszczą, żeby

był cicho, bo dziecko zbudzi. Wystraszyli faceta.

Podskakuje i zaczyna się jąkać. Jego luba, która siedzi na daszku,

nie widząc dokładnie co się dzieje, spada z wrażenia na ziemię, robiąc

śmiesznego fikołka. Podnosi się jednak i jako obrażona panna,

pospiesza w siną dal.

 

* * * * * * * *

Południe. Moja kochana mamusia, karmi mnie jakimś nowym

tworzywem. Tłumaczy nawet, dlaczego muszę to jeść. Nic z tego

nie rozumiem. Jestem jeszcze mała. Mam dopiero jeden roczek.

Do pięcioletniej babci, jeszcze mi daleko. Zezuję na tatusia.

Ma dziwną minę. Niby z jednej strony mi współczuję, że muszę to

jeść, a z drugiej jakby się cieszył, że on nie musi. No i dobrze.

Będzie więcej dla mnie. Kocham swoich rodziców z dobrego

serca i z własnej woli. Z radością dzielę się z nimi jadłem,

jeżeli ledwo zipią.

 

* * * * * * * * *

Dostałam nowy sweterek.

Trochę za duży, ale mogę w nim śmiało chodzić.

Podziwiam sklepienie i supełki na ścianach.

Kiedyś do ubranka dorosnę.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania