Pokaż listęUkryj listę

Opoowi *** Drzewo Zatrzymanego

Pod Drzewem Zatrzymanego Czasu, kucał sobie cichutko człowieczek.

Wcale nie robił tego, o co osoba postronna, patrząca z daleka, mogła go posądzić.

Cierpliwie czekał na swoją ukochaną. Strasznie za nią tęsknił.

Jak szlabany za pociągiem, dajmy na to.

 

Dziwił się tylko, dlaczego czas mu się strasznie dłuży – skoro jest zatrzymany.

Nie wnikał jednak w szczegóły. Nie miał czasu na takie dylematy.

Albowiem wspomnianą tęsknotę odczuwając, ciało swoje w błogim letargu ugościwszy,

jako tako myślał o tej chwili, kiedy ujrzy swoją ukochaną.

 

No i ujrzał.

 

Po około dziesięciu latach {liczonych w jej czasie}

ona - wytęskniona, spłakana i spragniona miłości - wyłoniła się dla niego, z mgły.

A on, ją ujrzawszy, uciekać w pierwszej chwili zapragnął,

bo mu się przed momentem, koszmar przyśnił, właśnie o duchu wychodzącym z mgły.

Nerwy jednak za pazuchę schowawszy, zauważył, że ukochana siekiery nie posiada.

Ani nawet nożyczek.

 

Ochłonąwszy trochę, zaiste musiał przyznać,

że musi do niej podbiec, by uradować się bardzo.

Po chwili miłością swoją ją przytulił

{ością też, bo jakiś czas temu jadł ostatnią rybę, całkowitego surowca}

usta rozkochane namiętnie ucałował… ale gdy się do nich przykleił i odorem po nozdrzach dostał

to się nagle się zorientował, że podbiegł, nie do tej, co trzeba.

Nie ta mgła.

 

Umył się w strumyku, uczesał ręką włosy, ducha przegonił – a wszystko po to,

żeby wreszcie swoją ukochaną powitać, co to stała i nic nie mówiła.

Pomyślał sobie, dlaczego nic nie mówi i się do niego nie uśmiecha.

A ona biedna, banalnie – tak z niedowierzania zaniemówiła,

widząc jak jej ukochany, stracha na wróble całuje.

 

Gdy się wreszcie spotkali i przywitali jak trzeba, to ona mu rzekła:

 

– No coś ty z tym strachem wyczyniał, łamago jedna. Mówże prędko, bom wnerwiona bardzo.

Tak bardzo, że zaraz pójdę w kukurydzę i wycałuje wszystkie. Rozumiesz?!

Zobaczysz, zboczeńcu jeden, co to znaczy poczuć zazdrość.

Szczególnie o mnie. Jestem nie byle co. Czy ty o tym wiesz?

 

A on jej powiedział:

 

– Wiem.

 

– Tylko tyle mi powiedziałeś?

 

– A powiedziałem więcej? Może zapomniałem.

– Dlaczego na mnie nie krzyczysz skoro ja się wydzieram na ciebie!?

Lekceważysz mnie, tak? Gadaj mi, tu. Bo strach mi świadkiem.

Jak nie będziesz mnie należycie miłował, czule przytulał i tego i owego…

– Tego i owego na pewno.

– No. To chociaż coś. Ale prawdę powiedziawszy, głodna jestem.

Masz jeszcze tą ość, którą mnie uwierałeś, w czułe miejsce moje?

Może trochę jadła, się tam ostało. Jakby co, to wyciućkam.

– Wyciućkałem wszystko. Przepraszam.

– To co mam jeść? No pytam się ciebie.

– Kukurydzę.

 

– Wiesz ty co kochany. Chodźmy lepiej zrywać gruszki z wierzby.

Zawsze jakieś urozmaicenie, w czasie przebywania z tobą.

– Jest pewien problem.

– Jaki problem?

 

– My tą całą scenę odgrywamy na zamkniętej autostradzie. Pamiętasz?

– No tak.

– Zaraz ją otworzą... Rozdmuchaj mgłę, posprzątaj kukurydzę i wierzbę

a ja zajmę się cuchnącą kukłą i pokruszę ość i wysuszę strumyk.

– A drzewo. Co z drzewem?–

 

Jest z tektury. Tiry sprzątną.

 

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Hm... rymy nie za ma co... zbyt oczywiste,
    Pierwsze cztery strofy zapowiadały dobry wiersz,. Gdyby to było moje, zostawiłbym je i w tym stylu przekombinował resztę( najlepiej bez rymów). Hm... to moje pierwsze wrażenie po przeczytaniu. Pozdrawiam
  • O i juz nie ma, tylko nie pozbywaj sie tych czterech wersów, bo fajne :)
  • Dekaos Dondi 17.10.2017
    Nie pamiętam, o jaki tekst chodzi
  • Dekaos Dondi spoko

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania