Opoowi *** Dziadojaga
Dziadojaga
Dziadojaga .
Siedzi sobie Dziadojaga w lesie – a skoro siedzi, to ma na czym – a skoro w lesie – to
zapewne na pieńku. Szkaradna taka, że aż ją rodzice z domu wygnali { jeszcze bardziej
szkaradni od niej } bo ładniejszej od siebie w chałupie mieć nie chcieli.
Wstaje nagle, złym przeczuciem gnana i nie ma co się dziwić – wszystkie szpony co sobie z
rąk ułamała i na dróżkę rzucała – by drogę powrotną do swoich znaleźć – ptactwo
wyjadło wszystkożerne. Zmartwiło się bardzo i łezka w oku się kreci, takiemu stworzeniu,
co na drzewie siedzi skrzydlaty i nie pamięta, gdzie szpony pożerał lub się zadławił.
No cóż...
Dziadojaga dobrych intencji nie rozumie i kamieniem w gościa ciska – bo mimo wszystko
ładniejszy od niej. Gość spada łapami do góry i tak już zostaje, biedny za życia wzięty w
pomarcie. Żal się Dziadojadze stworzenia zrobiło i już nigdy w ptactwo nie rzucała – by
zawsze trafić.
Wlecze się omawiana kobieta przez przeróżne knieje, szczęścia szukając i nie tylko. Aż tu
nagle co widzi? Domek z piernika apetyczny! Głodne jest biedactwo, więc ściany uparcie
pożera, tak że się domek ledwo kupy trzyma. Wybiegają w popłochu – Jaś i Małgosia, by
ich stropy i lukry nie przywaliły...jednak nie – ostały się. W całym tym bałaganie, starszej
kobiety nie zauważywszy, wracają do...prawie domku jakby nigdy nic.
Dziadojaga włazi za nimi, bo chociaż piernika w sobie nosi, to biorąc pod uwagę
przemianę materii wszelkich wiedźm...ale nie uprzedzajmy faktów
Stoi ona w progu lekko spłoszona, na dzieciaki popatrując. Ładne one jak z obrazka, ale
starowinka głodna wielce, więc udaje, że niby brzydsze od niej – konfliktu nie chcąc?
Niezręczną sytuacje ratuje Małgosia
– Kobieto, głodnaś – pyta
– Ano dziecko ano.
– Do garów Gocha – rzecze Jaś
– No właśnie – myśli Dziadojaga – ale tylko przez chwilę, bo się spostrzegła, że gości w
innej bajce.
– Musimy cię utuczyć kobieto, boś mizerna – umyć, bo jest co – uczesać{ albo chociaż
próbować } to znaczy zrobić wszystko co możliwe, abyś była ładną kobietą – co i tak
diabłu na budę a psu na kapelusz.
– Ojej, nie mów tak Jasiu!
– Niech tak mówi słodycze ty moje – wrzeszczy ta, której wygląd da się zauważyć –
szczególnie mi chodzi o ostatnie zdanie.
– A to czemu? – dziwi się Małgosia – Do rodziny powrócisz, bez wstydu, bez urągań, żeś
taka...no wiesz zresztą sama.– Niestety wiem. Lepiej mnie w błocie unurzajcie, guzów nabijcie, kłaki z wąsa
powyrywajcie .Wtedy być może – uznają mnie z córke swoją, jeżeli drogę powrotną...
– Nic z tego nie rozumiemy – rzekło małżeństwo z domku bez piernika.
2 -12
– Nie ważne...co tam...głodna jestem. Widzicie przecież, co?
– Da się zauważyć – rzecze Jaś z cienką wyobraźnią.
– Tak tak – powtarza Małgosia co wczoraj reklamę oglądała.
– No to co, do stołu mogę?
– Idź Jasiu po kłodę. Wystrugamy.
– Co kochanie?
– Stół
– Strugasz ze mnie wariata?
– Nam nie wariat potrzebny, tylko stół – wnerwiła się Gocha.
– A nie lepij kupić gotowy. Na przykład na raty. Dziadojaga będzie żyrantem.
– Nam potrzebny teraz,cały! – po raz drugi wnerwiła się Gocha.
– Kim mam być – wtrąciła kobieta
– No już dobrze Gosiu. Kupimy za gotówkę. Taki z płyty...
– Z płyty wiórowej? Dla gościa? To wstyd doprawdy wielki. Jak możesz tak Jasiu?
– Przecież wiesz, że mamy problemy finansowe i na autentyczne drewno nas nie stać.
Odkąd moich rodziców pożarł smok...no wiesz zresztą...
– Zasłużyli na to! Wnerwili go. To był dobry dobroduszny smoczek...ale twoi rodzice...a
moi teściowie...gdybyś o tym nie wiedział, mieli paskudny charakter...cichy kotek by ich
żdżarł, a co dopiero smok...i jak widać ty jako ich syn...
– Dzieciaki kochane, ja z nóg padam – wrzeszczy Dziadojaga ostatkeim sił.
– Gdzie nasz piernik , kobieto? – zagrzmiał wnerwiony Jaś – Gocha powtórz, by dobrze
zrozumiała.
– Gdzie nasz piernik , kobieto?
– Zjadłam. Wiem wiem, bez pytania,ale byłam...
– Toś najedzona, więc głupot nie gadaj!
– Toś najedzona, więc kitu nie wciskaj!
– Gocha! Źle powtórzyłaś!
– Odwal się. Popadłam przez ciebie w stres!
– Słyszysz kobieto, jak się ona do mnie odnosi?
– Słyszę , słyszę , ale już niedługo...a zresztą co mnie obchodzą wasze waśnie rodzinne,
gdy umieram – świat wreszcie się dowie kogo utracił.
– Zjadłaś piernika całego! Może ci zaszkodził na umyśle - ale głodna nie możesz być.
– Ale jutro na pewno.
– Do jutra nie przeżyjesz – rzekło małżeństwo pogodzone, mające wspólny kłopot.– O czym wy dzieciaki pierniczycie? Nie chcecie poratować – starszej, głodnej, styranej
życiem kobiety. W głowie wam się miesza od tych wszystkich lukrów piernikowatych. Bo
was upiekę, przyprawię i zjem...
3 - 12
– To nie ta bajka, Nawet nie masz szans...pseudooptymistko!
– Źli ludzie z was. Bardzo źli. Nie to co ja i moi kochani rodzice najukochańsi.
– Tacy kochani, że cię z domu wygnali na poniewierkę i tułaczkę wszelką. Co z ciebie za
córka, że musieli cię wygnać na to o czym wspomniałem przed chwilą i nie mam zamiaru
się powtarzać. Wytłumacz mi to wreszcie Dziadojago!
– Bom brzydka a oni jeszcze bardziej. Nie ich wina.
– No już dobrze. Nam nic do ciebie...ale za chwilę zacznie się bajka o Purpurowym
Płaszczyku...o wilku mowa...
Wlecze się wilk przez las ciemny. Serduszko jego wesoło kołacze. Nie myśli jednak o
serduszku ... o Purpurowym Płaszczyku...o czymkolwiek. Człapie do apteki. Po tabletki.
Odpowiednie na zaistniałą okazję
Dekaos Dondi
Komentarze (3)
Bardzo toto ciekawe. Niezwykle oryginalnie ukazane.
Jestem ja tak.
Znaczy, na 5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania