Pokaż listęUkryj listę

Opoowi *** Echo zemsty

Samochód jedzie z ogromną szybkością. On prowadzi. Ona siedzi obok. Są młodym małżeństwem, co dopiero po ślubie. Wesołości im nie brakuje. Śpiewają piosenki, co chwila wykrzykując radośnie. Zachodzące słońce świeci prosto w ich roześmiane oczy. Nie ma już tej siły rażenia, ale jednak z lekka oślepia. Wrota szczęścia są otwarte do granic możliwości. Podparte na bokach, by się nie zamknęły zdziwione nadmiarem szaleńczej euforii. Tulą ich w swoje drewniane ramiona, nieustannym skrzypieniem. Żadnych budek wartowniczych i szlabanów. Jadą do przodu. Tyły już się nie liczą. Widzą drzewo z białą szmatką. Wiewa na wietrze, jakby chciała im coś powiedzieć. Zaczynają nowe wspaniałe życie.

 

Nie zauważają samotnej kobiety, idącej poboczem. Zostaje potrącona. Leci kilka metrów, spadając na pobocze.

 

Wyskakują z samochodu. W pierwszej chwili chcą jej pomóc. Widzą jednak, że nie żyje. A przynajmniej, tak im się wydaje. Nikt nie jedzie. Nie ma świadków. Kalkulują, że jak tu zostaną, to świat im się zawali. A tej kobiecie, już i tak nie pomogą. Dzwonią jednak po pogotowie. Nadal wokół jest pusto. Nikt ich nie widzi. Sumienie dręczy jak diabli, wdziera się we wszystkie zakamarki psychiki. Jednak możliwość pogmatwania wspólnego życia, już na samym początku, ich po prostu przeraża. Odjeżdżają, zostawiając kobietę samą.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kilka miesięcy później.

 

– Kochanie, już o tym rozmawialiśmy. Skoro chcesz, to nie mam nic przeciwko.

– Na pewno?

– Ależ tak. Musisz mi uwierzyć. Zacznijmy się starać. Już od jutra.

– Strasznie się cieszę, że tak mówisz.

– A ja się cieszę, że ty się cieszysz.

– Bardzo cię kocham.

– Ja ciebie też.

– Nasze życie nabierze sensu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Około osiemnastu lat później.

 

Samochód pędzi z ogromną prędkością. Pomału robi się ciemno. Ona prowadzi, on siedzi obok. Są tacy szczęśliwi. Ich córka, ma dzisiaj osiemnastkę. Na pewno dobrze się bawi. Już niedługo będą z nią. Co to były dla nich za cudowne chwile. Tak o nią dbali. I nadal dbają

Otoczyli ją wielka miłością. Jest ich oczkiem w głowie. Wyobrażają sobie, jak kiedyś będą na jej ślubie. A później pojawią się zapewne ukochane wnuki. Kiedyś byli szczęśliwi, ale teraz jeszcze bardziej. Znowu zaczynają śpiewać, by dać upust swojej radości. Ona spogląda na swojego męża…

 

Nagle widzą, że na jezdnie, wbiega jakiś człowiek. Wprost pod ich samochód. Nie chce go rozjechać. Odruchowa skręca w prawo. Uderzają w drzewo. Ona ginie na miejscu. On jeszcze żyje.

 

Jakby przez mgłę, widzi jakąś postać. Idzie do nich. Dziwnie się uśmiecha. Jakby smutek, pomieszany z satysfakcją. Patrzy na nią, lecz oczy ma zalane krwią. Nie widzi dokładnie jej twarzy. Poza tym, ciemność się wzmaga. Postać staje przy nim. Wyjmuje białą chusteczkę. Ociera jego twarz z krwi. Teraz dopiero ją rozpoznaje. To jego ukochana córka. Skąd się tu wzięła? Ostatkiem sił pyta:

– To ty? Na pewno? Co tu robisz? A osiemnastaka?

– Na pewno… tatusiu. To ja.

– Ale… jak… uderzyliśmy chyba w drzewo.

– Tak. Raczej za chwilę umrzesz. Streszczaj się. Proszę.

– Co z tobą... czyli...to ty wybiegłaś?

– Tak, to ja.

– Ale wiedziałaś, że… wtedy…

– O to właśnie mi chodziło. Żebyście walnęli w to pierdolone drzewo. Wiedziałam, że tędy pojedziecie. Tak jak wtedy.

– Wtedy?

– Czekałam na to kilkanaście lat. Żebyście się do mnie przyzwyczaili. Rozumiesz? Żeby wasza męka była większa, w tych ostatnich chwilach. Niestety ubolewam, że matka już nie żyje. Nie doczekała tego, cholera jasna.

– Nic nie rozumiem. Co ty gadasz? Czy my tobie jakąś krzywdę wyrządzili. Kochaliśmy ciebie jak własną. Przecież wiesz. Byłaś naszym najdroższym skarbem. Dlaczego? Nic nie rozumiem.

– Chcesz wiedzieć, to ci powiem. Pamiętasz tą kobietę, którą żeście zamordowali kilkanaście lat temu? Właśnie w tej okolicy. Pamiętasz?

– Jaką kobietę?

– Nie udawaj niewiniątka. Nie długo umrzesz. Radzę tobie: przypomnij sobie i bardzo żałuj. Zostały ci minuty życia.

– Ach tą… Ależ to był wypadek. Przysięgam! Uwierz mi! Oczywiście, że żałuję. Całe życie mieliśmy to przed oczami. Myślisz, że było nam łatwo? Ale… jak się dowiedziałaś?

– Czyżbyś nie wiedział, że każde wydarzenie, nawet najmniejsze, dobre czy złe, pozostawia po sobie echo? A poza tym, podsłuchałam kiedyś waszą rozmowę. Obustronne usprawiedliwianie. Męczące wyrzuty sumienia, wyrzuciliście do kosza. Jak zwykłe śmieci. Postanowiłam, że nadal będę z wami. Nic wam nie powiem. Żebyście mnie jeszcze bardziej pokochali, by wasza udręka była większa. Żeby jeszcze matka...dałam plamę i tyle. Mogłam to inaczej rozegrać.

– Co się z tobą dzieje? Ciebie tam wtedy nie było. Jesteś potworem!

– Ja potworem!? A pomoc? Ta pierwsza? Gdzie ją mieliście? Powiem tobie: głęboko w waszych śmierdzących dupach.

– Ale ona już nie żyła. Byliśmy o tym święcie przekonani. Zaczynaliśmy nowe życie…postaw się w naszej sytuacji… wtedy.

– Bo tak wam było wygodnie sądzić, że nie żyje. Zostawiliście ją samą. Leżała na drodze, jak jakieś pieprzone ścierwo.

– Przecież wezwaliśmy karetkę. Na wypadek...

– Jak przyjechała karetka, to jeszcze żyła. Zmarła w szpitalu. Była w ciąży.

Mnie zdołano uratować.

 

Ostatniego zdania ojciec już nie usłyszał

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Justyska 17.04.2018
    Dziś już nie dam rady, jutro wpadnę:)
    Pozdrawiam
  • Justyska 18.04.2018
    "On tylko co jakiś czas, patrzy drogę." zabrakło "n"
    Kurde fajne, sarkastyczne, podoba mi się ten ton. Czyli adopcja? hmm...
    Pozdrawiam:) 5
  • Dekaos Dondi 18.04.2018
    Dzięki Justysko Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania