Opoowi *** Święto Jedynego Kła
Starego Wampira wybudzają dziwne głosy. Otwiera oko.
Po chwili drugie, żeby zobaczyć, czy to pierwsze otworzył. Otworzył.
No to patrzy. Widzi szyberdach, co mu zaprzyjaźniony Wilkołak, wygryzł w wieku trumny.
W okienku okrągły Księżyc, uśmiecha się do niego Panem Twardowskim.
Hop hop – woła ów pan – Czas wstawać. Krew krzepnie z tęsknoty za tobą.
No dalej, wstawaj ty baniaku ze wspomnianym płynem. Rodzina czeka.
Obchodzisz dzisiaj Święto Jedynego Kła.
Tylko mi nie mów, że zapomniałeś, bo zrobię się – w rogala – i żadnej imprezy nie będzie.
Stary Wampir tak się wzrusza, że aż czerwone krwinki wpadają na siebie nawzajem,
gdy podnosi swoje ciało, uprzednio odrzucając dębowe wieko, razem ze srebrnym globem.
Leciwo–sędziwy jest on, ale przecież nie dziurawy. Siły z niego nie uciekły.
Swoją krzepę, to on ma.
Wiadomo od czego? Od wieków. Przed chwilą miał nadzieję, że wstanie owiany ciszą i spokojem.
Posiedzi, poduma o gardłach, żyłkach, tętnicach.
Przy okazji jedyny ząb oskrobie z czerwonawej rdzy.
Drugiego też ma, ale on się do święta nie liczy - bo sztuczny.
– Dziadku, dziadku, jak fajowo, że wstałeś – słyszy piskliwy głosik swojej małej wnuczki –
Sama przyszłam po ciebie, wiesz? Nie bałam się lasu. Wypiłam trochę wody ze strumyczka…
– Wody? - dziadkowi na czole zmarszczyło się zdziwienie.
– Ale później trochę wypiłam z małej sarenki. Nie zrobiłam jej krzywdy.
Tylko taką malutką dziureczkę.
Ona sobie później odskoczyła. To znaczy sarenka. Nie była na mnie zła.
Ale stary rogacz sobie przyszedł i musiałam się bać.
A ty dziadku, kiedyś się bałeś?
– Ty moja słodka Białokrwinko. Oczywiście, że tak. Przed ślubem z twoją Babcią.
– Pogryzła cię Dziadku?
– Tak… to znaczy… trochę. Dałem jej wtedy buteleczkę…
– A z czym, dziadku? Jestem jeszcze malutka, ale ciekawość mnie obgryza…
– Dlatego masz taką postrzępioną czapeczkę z błękitnymi żyłkami, tak?
– Oj Dziadku. Ty sobie odbiegasz od tematu. Widzisz chociaż metę?
– A o co pytałaś, ty mój Ząbeczku
– Z czym była buteleczka?
– A to ci powiem, że ze mną.
– Nasikałeś do niej. A fuj, dziadku. Tak się nie robi.
– Ty mój Purpurowy Strumyczku. Taka rezolutna dziewczynka powinna wiedzieć.
A co piłaś z sarenki?
– Wodę, dziadku. Przecież wiesz.
– To ci nowina. Czyli sarenka biega na wodę? Tak?
– No trochę była on czerwona. Pomyślałam sobie, że sarenka dużo łazi w lesie…
więc woda zaczerwieniła się z wysiłku… No dziadku, co tak groźnie patrzysz?
– Oj wnuczko. Nie groźnie, tylko z powątpiewaniem. To była jej krew.
– A co to?
– My to pijemy.
– Dziadku. Będę chyba wymiotowała…Chwileczkę… To ty babci, wtedy ofiarowałeś… to
– To.
– I co?
– Wypiła. A później mnie ugryzła… ta moja Hemoglobimka.
– Smakowało jej?
– A jakże!
– Mnie też smakowała z sarenki. Pycha.
– Nie będziesz wymiotować, ty mój Pulsaczku?
– Skoro cała nasza rodzina to lubi… to ja też będę i już. Cieszysz się ?
– Dwoma kłami. I moim i sztucznym.
– No to walmy wreszcie na imprezę.
– Jak ty się wyrażasz, moja ty Cięciożyłeczko.
– No dalej, dziadku. Wieko na trumienkę, zakluczyć i jazda.
c.d.m.n
Komentarze (9)
c.n.c.d? Pozdrawiam.
Kolejne tylko mnie utwierdziły w tym przeczuciu.
Utwór lekki, z humorem, w sam raz do porannej kawy :)
Świetnie nastraja ;)
Pozdrawiam :)
To już nie inkontynencja... tylko pełna świadomość
Fajnie tak mieć żółto przed oczami. Przynajmniej mnie?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania