Opoowi *** Zając Extra
Jestem zając. Zając Wielkanocny. Wywracam się z jajkami i z czymkolwiek W tym
cały kłopot. Roznoszę dzieciom łakocie w koszyczku, gdy przychodzi na to czas.
Albo raczej mieszankę –od czasu do czasu– gdy się akurat wywrócę, wlatując
pyszczkiem do wspomnianej kobiałki.
Jak to się stało, że zostałem Zającem Wielkanocnym Ekstra – zapytacie
Po prostu miałem trudne dzieciństwo. Po trudnym dzieciństwie, trudną młodość. Po
trudnej młodności – już wszystko miałem trudne. Pracowałem jako zamiatacz ulic,
pomywajec, pucybut, listonosz. Aż wreszcie –przez pomyłkę –wysmarowałem czarną
pastą, długie szare uszy, po sam czubek ich skromności – a że do tych uszów
doczepiony był Stary Skromny Zając – to w ten sposób go poznałem [później to już
go wszyscy rozpoznawali – chyba się domyślacie po czym].
Stary Zając – w ramach kary – kopnął mnie w zadek... znowu mył uszy, następnie
mi wybaczył i rzekł do mnie: Rzuć to wszystko w stado diabłów. Tak będzie lepiej
dla ciebie, dla mnie i ludzkości całej. Zostań Zającem Wielkanocnym Ekstra.
Znajdziesz szacunek i poważanie wśród latorośli wszelakiej. Prześladować cię będą,
roześmiane mordki, w dobrym tego słowa –słodkim znaczeniu. No co! Zastanawiasz
się! Nie czyń sobie jaj z dzieci. Słowo się rzekło!
Rzuciłem wszystko w diabły, które w popłochu uciekły, bo nawet sam diabeł nie
wytrzyma, gdy rzucić w niego wszystkim. Zostałem Zającym Wielkanocnym Ekstra.
Z wrażenia padłem na miedzę i ten tik pozostał mi do dzisiaj. Strasznie mieszam w
koszyku, ale jak się bardzo, tak naprawdę bardzo, z całego serca staram, to nawet
wiem... co i po co! Dzieci często nie wiedzą co jedzą. Ale swój honor mam. Nie
rezygnuję. Kiedyś jakiś rodzic, krzyknął mi prosto do ucha: „Hej zając!!! Ta cała
wiklina tworząca twój koszyk, jest mniej poplątana, niż twoje wyobrażenie, o tym co
robisz”.
Tyle mnie to wszystko obchodzi, co mego ogona z tyłu. Zwykłe, ludzkie gadanie.
Zapomniałem wam powiedzieć,że złym ludziom, podkładam zgniłe pyry. Zgniłe
bardziej mnie cieszy, kiedy mogę to oddać złemu człowiekowi [no chyba,że się pomylę
i oddam dobremu]. A poza tym zgniłą pyrę trudniej stłuc. Za co? Obojętnie za co.
Gość dostaje prezent w całości. W końcu to też ssak. Taki jak ja. Dlatego przeważnie
jako całość ,trafiają do adresata – zazwyczaj starego łobuza, z niewyparzoną gębą.
Różne przypadki chodzą po ludziach i zającach, tz: po zającach , ludziach i reszcieNie odchodzę z pracy. Jestem zawzięty. Co by biedne dzieci zrobiły, bez
wywrotowca.
2 - 9
Na szczęście dla nie wielu, jest nas wielu. Nawet te bystre [jak zające] berbecie, nie
wiedzą dokładnie, który z nas tak namieszał wytrwale, z sercem dla nich na łapce.
Odbieram telefon. Słyszę: „ Mój syneczek kochany, chciałby dostać czekoladowego
zajączka, ale tylko z białej czekolady. W innym kolorze sobie nie życzy, mój – jak
już nadmieniłam uprzednio – skarbek”. Albo taka mowa: „ Ja mamuśka, nie życzę
sobie – z brązowej, żółtej, szarej, w kratki, w paski – tylko z odpowiedniej, dla mojej
córeczki, która drapie mnie po twarzy, gdy mówię inaczej”. Och ci ludzie! Jak oni
swoje młode wychowują. Może mi w końcu zabraknąć – no dobra – nie całkiem
zgniłych ziemniaczków oraz innych warzyw we wspomnianym stanie. O zgrozo!
Chyba się przerzucę na banany. Właściwie nie. Szkoda. Jeszcze to złowieszcze
słowo: „szarej”. Chyba wyrwę je z kontekstu, by za chwilę udawać, że moje serce nie
krwawi – nieporanione – oraz ślady moich umęczonych stóp – plus honor
Kiedyś wszedłem na dach i wrzuciłem całą mieszankę, prosto z góry przez komin,
żeby dzieciaki pomyślały sobie,że nie jestem jakiś tam zwykły, tylko Racjonalizator
Ekstra, z inwencją własną. Koszyk poleciał – jak już wspomniałem – prosto,
wzdłuż wewnętrznych ścianek komina, który na końcu,przemienił się w kominek.
Tz: nie koszyk, tylko komin. Po chwili – wczesnym rankiem – wszyscy wybiegli z
okolicznych domostw, by podziwiać – tak mi się wtedy wydawało – niecodzienne
zjawisko – czyli mnie. Gdy się jako tako rozbudzili, zaczęli gadać prawie po ludzku:
– Patrzcie ! Zając na dachu – wrzasnął tatuś
– To Zając Wielkanocny – umiał też wrzasnąć synuś
– Jaki tam Wielkanocny. Wielkanocne wchodzą drzwiami, jak na ludzi
przystało.
– To zwykły szarak, chodzący po dachach – dodał dziadek – chodzący po drzewach,
który z takowego spadł rozbudzony, by spojrzeć trzeźwo na świat.
– Ja ci dam drzewa, opilcu jeden – wydarła się babcia, spojrzawszy na dziadka,
wzięta nie wiadomo skąd.
– Mówcie do mnie – krzyknął zając – bo się obrażę.
– Nie dosyć, że narobił bałaganu, to jeszcze bezczelny z niego stwór – dodał ktoś
– Może i stwór, ale rozdawniczy – pisnęła córeczka – Jesteście niemożliwi. Wrzucił
nam słodycze. Wszystko co miał najlepszego. A wy tacy podli i ledaco!!!
– O właśnie – przytaknął zając
– Cicho bądź ty... bocianie od siedmiu boleści .– Kto to powiedział?
3 - 9
– Nie wiadomo.
– On ma legitymacje! Może się okazać!
– Kto, bocian? A co jemu do tego.
– Pokaż legitymacje, szaraku jeden!
– Tylko nie szaraku. Wypraszam sobie. Bo zejdę i komuś przywalę. Jak miedzę
kocham.
– Zamknij się pasztet!
– Co?!
– Właśnie to!
– Cicho tam !! Niech pokaże referencje !! – kto to powiedział?
– Proszę bardzo. Mogę pokazać. Ale dacie mi za to... no powiedzmy... kilka łbów
kapuścianych. Nie powinniście mieć z tym problemu.
– Za tą mieszankę sadzową!? Babciu, dawaj flintę – zagrzmiał dziadek.
– Pijany jesteś? Zająca na chałupie widzisz?
– A co! Inni też widzą. A niby z kim gadają?
– Ja tam widzę szarą szmatę. Wiatr przywiał.
– Hej babciu! Jak ci ta szara szmata...no cóż...starszych ludzi bić nie będę, ale
wnuczce przyłożyć mogę.
– Mnie? Za co? Ja w ciebie wierzę.
– Ja też wierzę, a dasz więcej? – dodał synek
– Co tu się wyprawia – wydarło się zgromadzenie sąsiadów.
– Zając na dachu.
– Wielkanocny.
– Niech sobie siedzi. Zawadza on komu?
– A jak odleci?
– Kto, zając?
Dużo mógłbym jeszcze opowiadać, ale wcinam kapuściane główki i trudno mi się
skupić, na dwóch rzeczach jednocześnie...Przestałem wcinać.. Pokazałem w końcu
potrzebne papiery , gdyż moja sytuacja zaczęła być krytyczna. Stąd to całe
zamieszanie w mojej obiektywnej relacji.
– Nic nie widać – zagrzmiał tłum – za daleko te papiery!
– Mógłbym wam rzucić ,ale sami widzicie,że akurat przelatuje stado gęsi i zapewne
każda z nich postanowi całość przeczytać – a mówię wam,że warto – a w takich
okolicznościach możecie nawet czekać, do następnych świąt.W końcu ktoś zdobył lornetkę i to mnie uratowało. Oczywiście i tak dostałem po
„szaraku” gdyż „posadziłem” jadło, dla tych berbeciów ,stworzeń pociesznych.
Uciekając ,usłyszałem sympatyczny – jak wiosenny zefirek – głosik:
4 - 9
Od razu było widać,że to przebieraniec wielkanocny. Ale nikt mnie nie wierzył!
Wyciąć wszelkie drzewa w pień – domyśliłem się, że to był głos babci, bo dziadek
uważnie słuchał.
Co za ładny zajączek. Jakie śliczne oczęta. Wielkanocny zapewne. Taki
zmarnowany. Tak się natrudził, wchodząc na dach. A to wszystko dla dobra tych
biednych dzieci. Niech sobie tam kuca ,biedactwo zmarnowane, co wszystko oddało,
nawet koszyk, narzędzie pracy – rzekła sąsiadka, która zawsze mówi w czasie
teraźniejszym i po czasie – stojąc samotnie przed chałupą, patrząc na opustoszały
dach.
Trzeba wam jeszcze wiedzieć,że oprócz omówionej profesji, jestem jak mało kto,
Tytanem Poezji Stosowanej. Takiego skromnego – jak ja zająca - z takimi
zdolnościami – nie ma na całym świecie..
Na co dzień, w ciągu roku,gdy nie jestem Zającem Wielkanocnym Ekstra, buszuję po
ogródkach i warzywniakach, wracając do korzeni – przeważnie na handel. Trzeba z
czegoś żyć, jakoś żyć. Nie mogę pomrzeć z głodu. Na słodycze dla dzieciaków, też
odłożyć muszę [można odliczyć od podatku].
Jak mówi poeta, czyli ja: „ Koniec głupot! Popadam w otchłań twórczego milczenia”
Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania