Pokaż listęUkryj listę

Opoowi *** Z ą b

Budzę się z krzykiem w zębie.

Gdyby cudzym, to bym go raczej połknął lub wypluł i po sprawie.

Ale to jest mój osobisty ząb. Wrzeszczy jak opętany.

 

Wsadzam palucha do gęby, głaszczę gościa po szkliwie,

mając nadzieje, że jakoś ulżę jego cierpieniu.

 

Nawet go szudram na całego.

 

Ale on nic. Nadal się wydziera.

Małe to takie, żółtawe, a głośne jak stado dzwonów, goniących się w dzwonnicy.

 

Mój język staje się nerwowy. Wierci się jak gówienko w przeręblu.

 

Podniebienie giglane przez różową wiercipiętę,

zaczyna się śmiać jak sfora hien, na czubku igły.

 

Mnie od tego hałasu, głowa rozbolała.

 

Ślepa kiszka to już zupełnie nie wie co się dzieje, bo biedna nic nie widzi,

przez te kłębowisko podrobów.

 

Ząb, który nadal wrzeszczy jak kilka diabłów,

postanawia iść ze mną do specjalisty, który jemu mnie usunie.

Nie sprzeciwiam się, bo cały ten tumult,

staje się nie do zniesienia, na czymkolwiek.

 

Siedzę razem z zębem w gabinecie na fotelu. Niby nic takiego dziwnego.

Odrobinę jestem zaskoczony wyglądem specjalistów.

 

Dwa ogromne zęby w białych kitlach. Mają chyba z dwa i pół metra wysokości.

Stoją na wielgachnym korzeniu.

Kiwają się na wszystkie strony, ale jakoś wracają zawsze do pionu.

Mają dwie ręce.

Tym jestem bardziej zaskoczony, bo zęba z rękami jeszcze nie widziałem.

 

Uśmiechają się przymilnie, tylko nie wiem czym, bo nie widzę.

Tą sytuacje raczej wyczuwam.

Za nimi na ścianie wiszą dwie skrzyżowane szczoteczki do zębów – pokaźnych rozmiarów.

 

Sprawnie wyrywają mnie z zęba.

To znaczy jeden trzyma mnie z tyłu, a drugi ma w łapce tego,

którego jestem przyczyną boleści.

 

Ten z tyłu cofa nagle fotel, a ten z przodu zostaje z zębem.

 

Teraz biedak jest cicho.Przestałem go boleć.

 

Trochę jednak za wcześnie, go pożałowałem.

 

Widzę, jak zaczyna rosnąć. Po chwili jest taki wielki, jak jego ziomkowie.

Zauważam, że złowrogo na mnie patrzy.

 

Wściekle macha tym dużym długim, na czym się wierci.

Nie przewraca się. Popatruje na swoich współbraci.

 

Kiwają przytakująco.

 

Rzuca się na mnie.

Przebija moje ciało swoim korzeniem, który wykukuje z oparcia fotela,

jak kukułka z zegara, którego czas już minął.

 

Czuję się jak uroczy motylek w gablotce.

Nadziany na współczującą szpileczkę.

 

*

 

– Kochanie! A ti ti t i ! Pora wstawać ! Znowu miałeś sen we śnie?

– Znowu.

– Zęba tobie brakuję. Wiesz o tym.

– To tylko sen.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • KarolaKorman 03.11.2017
    Koszmar o zębie, to prawdziwy koszmar :( Pamiętam, że kiedyś sprawdzałam po przebudzeniu językiem, czy mam wszystkie zęby, bo też śniły mi się jakieś głupoty.
  • Dekaos Dondi 04.11.2017
    Dzięki KarolaKorman. Pozdrawiam
  • Szudracz 03.11.2017
    Ale pojechałeś ''Nawet go szudram na całego.'' ;)
  • Dekaos Dondi 04.11.2017
    Z tym - szudraniem - to ja tak specjalnie. Rozumiesz. Pozdrawiam.
  • Adam T 04.11.2017
    "postanawia iść ze mną do specjalisty, który jemu mnie usunie" Ile człowiek zdrowy ma zebów? 30? Jezu, gdybym 30 razy bolał swoje zęby i 30 razy trzeba by było mnie usuwać ;))
    Bardzo fajny tekst. Jedynie co mi przeszkadza trochę, to ta końcówka, bo wszystko robi się takie trywialne przez nią. Absurd dla samego absurdu jest sam w sobie zębem, a ząb zębowi człowiekiem.
    Świetne.
    zdrawiamPo ;))
  • Dekaos Dondi 04.11.2017
    Dzięki Adamie T. Dopiero jak zacząłem pisać, to pomyślałem, że może być - odwrotnie. A po drugie, na początku miałem napisać: Obudziłem się z krzykiem, z powodu zęba. Ale omyłkowo napisałem - źle. Sam już nie wiem, jak to było dokładnie. Pozdrawiam.
  • Adam T 04.11.2017
    Cha, cha, czasami źle jest bardzo dobrze :))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania