Pokaż listęUkryj listę

Opoowi ?Fragment bajki - 3→Dla dzieci

Zaczęło się robić nudno. To tu, to tam, przebiegła jakaś wiewiórka lub inny włochaty gad. Słońce kryło swoją tarczę za horyzontem, jakby się wstydziło, że już za długo oświetla skrawek Ziemi. Nagle zrobiło się trochę chłodniej. To związku z powyższym, gdyby się ktoś nie zreflektował. Najbardziej odczuł to Puchajtek, bo był obskubany. Zlotej Lyjbce było ciepło, bo oskubała Puchajtka. Miała na sobie ładny kożuszek. Wtem wszyscy stanęli, jak dłutem wryci. Ujrzeli polanę, którą od lasu odgradzał - biały druciany płot. Na płocie wisiały dwie tabliczki. Na pierwszej widniał napis: uwaga zły rekin, a na drugiej: zrób sobie furtkę, jak chcesz wejść. A gdyby tak wejść przez płot? - niestety takiego napisu nie było.

– Co to ma wszystko znaczyć? - oznajmił Kaptujek – Na dodatek cała polana jest jakby biała.

– Nie jakby biała… to przecież śnieg – nikt się nie zdziwił, że ową kwestię wykrzyczała Królcia Śnieżek.

– A na środku stoi chatka, której ktoś nóżkę porwał – tym razem dodała Jędzosia.

– Proponuję odwiedzić gospodarza – zaproponował Wilciu – Tu na pewno mieszka Pingwin lub coś innego, co lubi odgarniać śnieg.

– Albo Eskimos – dodała Lyjbka – Kiedyś moja mama mi wygulgotała, że Eskimosi, to takie małe zimne żyjątka, co mieszkają na lodzie i hodują foki.

– Dosyć ględzenia. Idziemy do gospodarza – ktoś powiedział.

– A rekin?

– Nie widać tu żadnego rekina. No już! Idziemy! - kto to zaproponował?

Wszyscy podeszli pod samą chatkę, co była zbudowana z nie wiadomo z czego. A właściwie – nie pod – jeno przed, bo nikomu nie chciało się kopać piwnicy. Z komina wydobywał się Eskimos. Widocznie miał taki kaprys, lub schody w wewnątrz.

– Dzień dobry komi… to znaczy gospodarzu – zaczął Wilciu – Chcielibyśmy ażebyście nas zaprosili do waszych komnat, bośmy nieco przymarzli do podłoża a i głodem przymieramy też. Widzimy, że domostwo duże, to się jakoś pomieścimy a i miłym towarzystwem lub nawet rozmową służyć możemy, za jadło jakieś, byle nam smakowało, bo żadnego łajdactwa spożywać nie będziemy. Trochę za długie zdanie powiedziałem, ale wybacz, to z emocji. Mamy tylko jeden kłopot, a mianowicie taki, żeby nam rekin członków nie poodgryzał, bo nie mamy ich w nadmiarze. No gospodarzu! Jaką mowę wystosujecie w odpowiedzi na moją?

– Wynocha mi stąd, bo rekinem poszczuje. Przybłędy leśne, nie wiadomo skąd przylazły i biednego Eskimosa chcą wykorzystać – krzyknął głos z komina.

– Dobrze już dobrze! Idziemy! - wydarła się Jędzosia – Byle bałwan, a udaje rzeźbę śniegową. I jeszcze nas straszy. Jakby mu rozum zamroziło. A ma go tyle, co w najmniejszej kulce, tworzącej białego osobnika...

– Zapraszam do środka – roztajał sytuacje gospodarz – Ja tylko żartowałem. Humor mi dzisiaj dopisuje, scyzorykiem na lodzie, śmieszne odzywki. Oficjalnie mam na imię: Płyta. Dla przyjaciół: Igloo.

Wszyscy się raptownie przedstawili i szybciutko wleźli do chałupy, na wypadek, gdyby Igloo mimo wszystko zmienił zdanie. Poczuli się bardzo wesoło. Atmosfera był ciepła, chociaż chłodna. Ujrzeli stół, a na nim jakieś apetyczne mięsko, drobno posiekane albo raczej pogryzione.

– Proszę spocząć…

– A na czym, że zapytam? – zapytał ktoś

– Na wspomnieniu krzesełka. Roztopiły się. Przepraszam.

– Nie szkodzi. Nie na takich żeśmy w życiu zadki kładli – rzekł Puchajtek.

– A gdzie żona? - zapytała Jędzosia

– Żonę zjadł rekin – oświadczył Eskimos.

– I co z tym rekinem – zatrwożyła się Królcia Śnieżek.

– Nic. Jakoś ją strawił.

– Oczywiście zabiłeś tą paskudną rybę? Albo chociaż ją stłukłeś.

– Po co miałem zabijać. Przecież rekin ją zjadł.

– To Twoja żona była rybą? Nie mów! - zdziwił się Wilciu.

– Rybą nie była, ale była podobna do ryby. Robiła takie głupie grymasy jak pijany karp. Nawet nie mogłem jej pocałować, bo nie mogłem trafić w usta.

– A dlaczego rekin ją zjadł? Z głodu czy dla hecy?

– Ani z tego, ani z tego.

– No to z czego? - zdenerwował się Puchajtek.

– Ze stołu. Przez pomyłkę.

– A duży ten rekin? - zapytał Kaptujek

– Oj duży. Jak ja powiem jedno zdanie, to on w tym czasie ze sto. Taką ma wielką gębę. Jak ją rozdziawi, to mu sięga od głowy do ogona albo jeszcze dalej. Kiedyś chciałem go nauczyć palić fajkę, ale tak się rozkaszlał, że przez trzy noce polarne nie spałem. Zresztą nadal go często słyszę po podłogą.

– To on ciągle pod nami pływa? Tak umie jak ja? - zgłosiła uwagę Lyjbka

– Ano pływa. Poczciwy staruszek żarłoczny.

– To my już sobie lepiej pójdziemy – zaproponował rozsądnie Wilciu.

– Ależ zostańcie. On nie jest taki zły. To uczciwy uczuciowy gość. Ostatnią płetwę z grzbietu by oddał, gdyby miał jedną na zbyciu. Ma tylko raz po raz takie rekińskie pomysły.

– A my się mieścimy w tym: raz po raz – zapytał Puchajtek – Bo jeżeli tak, to ja już bym wolał: raz.

– Chciałabym poruszyć ciekawą dla mnie kwestie. A mianowicie, jak to możliwe, że ten staw przed chałupą nie stopnieje, skoro jest skuty lodem. Coś pokręciłam, ale co tam. Przecież kilkadziesiąt metrów dalej, jest sobie śliczny zielony las. No jak to?

– To tylko hologram. Projektor jest na kominie.

– To masz dwa kominy? Bo w jednym byłeś ty.

– Żartowałem z tym hologramem. Chyba mnie na tyle znacie, co?

– Ależ dzisiaj widzimy się po raz pierwszy.

– To wystarczająco długo.

– No to co z tym śniegiem? - zniecierpliwiła się Jędzosia.

– Zaraz wam to wszystko wyjaśnię – zaczął tłumaczyć Igloo – Moi rodzice urodzili się na biegunie…

– A moi mi kiedyś kupili konia na biegunach – przerwał Kaptujek.

– To ale musiał być wielki, ja nie mogę – wykrztusił Wilciu – Na dodatek musiał się rozkraczyć…

– Co ty chrzanisz!? Słuchaj co on chrzani! To ciekawsze!

– Ja tam się urodziłem. Kiedy jeszcze żył mój ojciec, to niezbyt dobrze się czuł, bo wciąż się potykał o foki i srebrne lisy. Matka się nie potykała, bo… potknęła się o białego misia. A on nie przeszedł nad tym, do porządku dziennego. Życzeniem ojca – przed jego śmiercią było – ażebym opuścił ojczyste strony, biorąc ze sobą to, co mi zapiszę, czyli kawałek bieguna, ale bez srebrnych lisów i niedźwiedzi. Natomiast żonę i mieszkanie odziedziczyłem po moim bracie, który został na lodzie. I tak, kawałek po kawałku, przywiozłem ten cały majdan tutaj, razem z tym całym mrozem. Należał mi się także kawałek zorzy polarnej, ale nie mogłem tak wysoko podskoczyć, więc w końcu machnąłem ręką.

– A skąd się wziął na biegunie rekin?

– W bajkach wszystko jest możliwe.

– No tak.

– Też go dostałeś w spadku i przywiozłeś kawałek po kawałku, jak biegun i żonę – zapytał Puchajtek.

– Nie. Rekina i żonę przywiozłem w całości. Był jeszcze małym berbeciem. Złapałem go w czasie podróży. Jeden z plażowiczów chciał go pożreć. Moja żona własną piersią go wykarmiła.

– A on zaś nakarmił się Twoją żoną.

– Przez pomyłkę. Ma już swoje lata. Nie zawsze wie co je. Byle smakowało.

Nagle dał się słyszeć jakiś bulgot, klapa się podniosła i ukazał się rekin.

– Cześć! Jak się bawicie?

Wszyscy oprócz Eskimosa, byli tak przerażeni, że zapomnieli się bać. Najmniej bała się Zlota Lyjbka. To ona przemówiła jako pierwsza. Widocznie uznała, że ryba z rybą, się jakoś dogada.

– Jakiś ty ładny rekin.

– No ba! - powiedział on – Gdzie masz łuchy? – tym razem się zdziwił pytając.

– Wilciu mi powyrywał. To ten kudłaty wystraszony. Poznajcie się…

– Dawać mi go tu! W tej chwili! - wrzasnął rekin – Ten chuderlawy kudłacz powyrywał łuchy z takiej ładnej rybki. A ona taka zgrabna. Jak zobaczyłem te wybałuszone oczka, ten ruszający się pyszczek, to mi się płetwa poruszyła. Gdzie on jest. Niech się nie kryje po kątach. O cho cho cho, już go widzę…

– Łapcie go wszyscy. Coraz bardziej się wysuwa, a komnata mała. Zacznijcie go głaskać. On to bardzo lubi. O jasna cho…

– No i po Wilciu – oznajmił Puchajtek.

– Jeszcze nic straconego – oznajmił Kaptujek – On go zamknął w swojej paszczy, ale nie przegryzł na pół. Do wody się nie cofnie, bo ma za dużą gębę.

– Mam pomysł – wydarł się Puchajtek – Położę się na podłodze i będę wymachiwać rękami i nogami, tak jakbym sobie pływał. Kiedy rekin zobaczy taką rybę, to paszczę rozdziawi ze zdumienia lub śmiechu. Wtedy Wilciu wyskoczy.

– A jak w czasie wyskoku, bestia usta zamknie, to co? - zapytała Królcia Śnieżek

– To wtedy nie wyskoczy – odrzekł rezolutnie Puchajtek.

– No to dalej. Jazda na podłogę robić aniołka – fuknęła Jędzoia.

Rekin rzeczywiście gębę otworzył, ale aresztant z niej nie wyskoczył, bo usnął. Kiedy go obudzono, to paszcza została ponownie zamknięta. Puchajtek zaczął znowu udawać rybę, ale rekin już się nie nabrał. Wtedy Igloo przycupnął przy swoim domowniku i zaczął do niego czule przemawiać, że co mu przyjdzie z takiego włochatego. Kości dużo, mięsa mało, a na dodatek zalatuje dziczyzną. W końcu zamknięty został uwolniony a rekin się zanurzył. Dość długo mącił wodę, z tego połechtania apetytu.

– Było tam całkiem wygodnie – oznajmił wyswobodzony – To przez ciebie Puchajtku usnąłem. Kiedy przez dziurkę w zębie zobaczyłem, jaka z ciebie ryba, to wolałem zasnąć niż umrzeć ze śmiechu.

– Dobrze, że nie usnąłeś podczas wyskoku, bo by wyskoczyły dwie połówki – rzekła Jędzosia.

– Mówię ci Wilciu – zapiszczała Lyjbka – Ten rekin się we mnie zakochał. Widziałeś jak mu płetwa drgała?

– Coś ty Lyjba, co ty gadasz? - zdziwił się zagadany – Taki piękny łysy żarłacz, miałby się zakochać we włochatej rybie? Tobie zaczyna wody brakować i gadasz od rzeczy.

– No przecież ci mówię Wilciu, to prawda. On…

– Chwileczkę – przerwał Kaptujek – Rekinowi spodobały się twoje wybałuszone ślepka. Bo niby co więcej…

– Wstrętny Kaptur!

– Gdyby później zobaczył, że nie jesteś oślizgła, tylko futerkowa, to by cię kopnął płetwą i tyle byś go widziała. A tak w ogóle, to mi się wydaje, że rekin wcale nie patrzył na ciebie. On ma patrzydła z boku. Patrzył na Królcię.

– Co!!! - pogromiła głosem Królcia Śnieżek – Jak cię trzasnę w ten kapturek, to znajdziesz się w koszyku. Wychlałeś wszystko z butelki, czy co? Uważasz, że ja mam wybałuszone oczęta. Jak jakaś ryba!!! Tak!!!

– Co się tak wasza królewska mość denerwuje – powiedział spokojnie Puchajtek – Sowa też ma wybałuszone oczy i nic sobie z tego nie robi, tylko sobie huczy.

– Zaraz mogę cię huknąć, ty oskubany ssaku niedźwiedziowaty. Ty też uważasz, że mam wysunięte oczy?

– Chciałem cię tylko pocieszyć, na wypadek, gdybyś jednak miała.

– Kochana Królcio, uspokój się – rzekł czule Wilciu – Każdy z nas ma trochę… no do przodu…

– Ty kupa kłaków na czterech kijkach. Też jesteś przeciwko mnie!?

– Coś ty powiedziała, bałwanico śniegowa. Jak cię ochucham to się roztopisz. Masz takie wysunięte oczy, że ryszesz nimi ściany. Gospodarz zaczyna się lękać o swoją chałupę…

– Czyście wszyscy poszaleli – wrzasnął Igloo – Spokój mi tu. Mój rekinek bardzo nie lubi, jak mu ktoś robi hałas na suficie.

– On ma ten sufit nie równy – dodała Jędzosia – Ten cały bajzel, to przez niego.

Czy on ma aby wszystkich w domu?

– Ma tylko mnie - posmutniał gospodarz.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Johnny2x4 01.02.2018
    Dobra bajka, nigdy nie jest zła :)
  • Dekaos Dondi 02.02.2018
    Dzięki Johnny2x4. Pozdrawiam
  • Szudracz 02.02.2018
    Podkręcanie porównaniami zabawne.
    Przydało by Ci się dołączyć do TW dla odmiany. :)
  • Dekaos Dondi 02.02.2018
    Dzięki Szudracz. Pozdrawiam.
  • Bożena Joanna 02.02.2018
    Masz niesamowitą fantazję, wszyscy bohaterowie dziecięcych bajek spotykają się pod zniekształconymi imionami jako przyjaciele. Ratują nawet wilka, które zwykle jest oprawcą. Cudne dialogi, a do tego jeszcze Eskimos, które przeniósł się chyba z Arktyki z rekinem. Niesamowity humor prosto z teatru absurdu. Do tego ciekawe charakterystyki postaci, a Królcia bardzo nietypowa, bo złośliwa bestia. Pozdrowienia!
  • Dekaos Dondi 02.02.2018
    Dzięki Bożeno Joanno. Nie chciałem używać oryginalnych nazw głównych bohaterów, ale żeby było wiadomo, o kogo chodzi. Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania