Pokaż listęUkryj listę

Opoowi *** Snalkoland

Snalkolanda

Małego krasnalka stara się obudzić - promień lichego światła,

rzucony przez księżyc, prosto w wyżej wspomnianego.

 

Już dość długo gmera jako takim blaskiem, na jego oddychającym brzuszku.

 

Krasnalek otwiera najpierw jedno oko, po chwili drugie,

ale w tym czasie, to pierwsze znowu się zamyka,

a zatem tylko jednym zauważa księżyc.

 

Bez chwili namysłu, w ułamku godziny, wyskakuje z łóżeczka.

Natychmiast przeobraża się w groźnego, na znającego przeważnie litości – Ciućkosnalka.

Wychodzi na zewnątrz.

Żegna go dobrze znany odgłos, uderzającego wieka, o kościane obrzeża jego posłania.

 

Łapie muchę – ciućka trochę - robiąc z niej malutką suchą bibułkę.

Gniecie ją chwaszcząco w łapce i rzuca w kierunku pobliskiego kosza.

Nie trafia jednak w kosz, tylko w swojego kolegę – nie za bardzo rozbudzonego.

Ten nie wiedząc czym dostał, skacze odruchowo byle gdzie, wpadając na trzeciego.

 

Ten jest co prawda rozbudzony, ale zły, bo nawet muchy nie wyciućkał,

bo mu ten pierwszy podebrał. Zaczynają się kłócić i szamotać.

 

Przez to wiele leśnych stworzeń, może się spokojnie oddalić,

od niebezpiecznych ciućkosnalków.

 

Lecz nadchodzi koniec tej całej sielanki. Ze starych grzybów, wyłażą stare wygi.

Nie waśnie im w głowie, ino wyssanie wszystkiego, co się wyssać da.

Na pierwszy ogień idą ich chałupy.

Wtranżalają wszystkie soki, zarówno z kapeluszy jak i stojaków.

Biedne żony, widząc, że za każdym razem jest to samo,

biadolą głośno – aczkolwiek niewyraźnie, bo też muszą ciućkać domostwa swoje.

 

Ale przecież grzybów w lesie jest dosyć.

Wyschniętą chałupę na wiór, rzuci się w diabły i pójdzie do innej.

Trzeba jedynie uważać, żeby przed spaniem, nie zabrać się do apetycznej pracy.

 

Bo w takim suchej chacie, można się choroby nabawić,

lub dajmy na to – przespać księżycową noc.

 

W lesie mieszkają też - Antyciućkosnalki. One to wręcz przeciwnie.

Wylewają wszystkie soki z siebie, do wszystkiego co się rusza,

lub już nie może się ruszać.

 

Kiedy wyleją wszelakie płyny, do broniącego się celu,

to idą do pobliskiej stacji, żeby się doładować.

 

Tylko, że w takim miejscu, jest wielki ścisk. Nie wszystkie łajzy mogą.

Z tych, którym się nie udało, robi się bibułki,

a z nich przeróżne ozdoby na wspólne Święto Snalków

 

Zatem mamy Święto Snalków. Hałas jak jasna ciućkocholera.

Zwaśnionym rodom ani w głowie się kłócić. Wolą się walić po mordach.

Nie ważne, czy swoich czy cudzych. Najważniejsze, że jest radośnie i wesoło.

W wielkich pojemnikach brzęczą owady swój owadzi śpiew.

Póki co tłuste i wilgotne.

 

Nie wiedzą biedne, że w miarę rozwoju wszelkich zabaw,

cały ten tłum, będzie coraz bardziej głodnym tłumem

{Dokładniej mówiąc: połowa tłumu. Na drugą połowę, czekają zwiędłe, suche liście}.

 

Większe zwierzaki, na wszelki wypadek, przytupują do tańca z oddali,

pilnując swoich wilgotności. To znaczy nie wszystkich.

 

Niektóre wydalają z własnej woli.

 

Prosto do długaśnej rynny, mającej swój finał,

na środku podestu do tańczenia. { Ale tylko Ciućkosnalków}

 

Zabawa wrze na całego, jak woda w kociołku.

Tańcują całe zgraje, trzymając się zgodnie za łapki lub waląc nawzajem po ryjkach.

 

Do tańca przygrywa dyplomatycznie wszystkim jak brykają,

znany w kniejach zespół: Ciuciek Band.

 

Wodnistych owadów i suchych liści – ubywa,

za to uciechy różnego rodzaju, przybywa, jak grzybów w porze deszczowej.

 

Czy tak samo, jak w selerze deszczowym – nie wiadomo.

Czterema słowami – sielanka na cztery grzyby.

 

Nawet wodzowie dwóch klanów – Don Ciuć i Don Atyciuć –

razem tańcują, trzymając się ręce.

 

Lub deptając innych po rękach, jeżeli akurat pod ich tańcem sobie niespokojnie leżą.

 

Teraz, to już nawet sielanka, na pięć grzybów, skoro wodzowie też się miłują.

Bo przecież w takie Święto, tak trzeba.

 

Nagle robi się cicho, jakby ktoś makiem sypanym postraszył.

A właściwie, nie tak zupełnie cicho. To cisza przed burzą.

Z daleka dolatują niepokojące odgłosy.

Szumy, świsty, uderzenia a nawet złowieszcze szurania.

Mgła leciutka wisi nad Świętem, więc przerażone Snalki,

nie bardzo wiedzą, co się dzieje. Ale niestety.

Chociaż nie wiedzą, to się domyślają, co ich atakuje.

O zgrozo – myśli sobie nie jeden, tylko bardzo wielu –

Do boju bracia, do boju. Wszyscy jedną kupą.

 

Po wielu spokojnych wiosnach, znowu nas atakują – Pyrkoptery z Bijołętami.

 

Wszystkie snalki, zarówno te ciućko, jak i te anty, wiedzą co to za paskudztwo.

Latające wirujące pyry, z wirującymi łętami, zamiast śmigieł.

A łęty ich są potężne.

Część nieustannie się kręci, jak zabójcza karuzela,

by je unosić nad ziemią, a druga część, to już wszystko smaga, jak popadnie.

 

Przerażone snalki, widząc co się dzieje, lepią z gliny duszki bojowe

i przylepiają sobie do czegokolwiek. Od razu, czują się bardziej napastliwe.

 

W głowie im tylko, obrona Snalkolandu, a nie jakieś tam po mordach wzajemne pranie.

Pyrkoptery są już o wiele bliżej.

Wyskakują zza niewielkiej górki, całą ziemniaczaną ławicą.

Zniżają swój lot. Snalki, z przylepionymi duszbójkami,

robią się bardziej wredne i napastliwe. Wróg zaczyna atakować.

 

Wielu biednych snalków, łapią zawistne łęty.

Wiercą nimi na wszystkie strony, jakiś czas nad ziemią.

Roztrzaskują o przydrożne stacje doładowawcze.

Dezerterzy, którym nie w głowach bicie pyr, dostają za swoje.

Kolejka jest w mgnieniu oka zaplątana w atakujące łęty i wywleczona w siną dal.

 

Dosłownie w siną, bo od tego kurzu, widać tylko tyle,

żeby wiedzieć, czy się wali wroga, czy swojego. A wróg jest nieustępliwy.

 

Łętuje wszystkich jak lecą. Niektórych metaforycznie zaś innych dosłownie.

 

Jeden z pyrkopterów, przelatuje za nisko nad krzakiem nie wiadomo czego.

Mości się wściekle, nie mogąc się wyrwać z trzymających więzów.

Snalki słyszą rozkazy od swoich wodzów, co jak widać przeżyli:

 

– Pyrę ssać!

– W pyrę pluć!

 

Zaraz się zlatuje cała kupa snalków.

Doskakują do śmigających łętów, po zgraję na jednego łęta.

Cofają się z nimi jak najdalej. Robią kółeczko wokół wroga.

Pyrkopter wisi kawałek nad ziemią.

Drga straszliwie, wijąc się na wszystkie możliwe strony.

Snalki skaczą na pyrę, żeby ją wyssać. Ale nie wszystkie.

Część z nich, śmiga sokami do wnętrza wrogiego ciała.

Pyrkopter chociaż wyschnięty, staje się na nowo ożywiony.

Snalki widząc co się wyprawia, nie wiedzą biedne, co mają robić.

 

Wodzowie też widzą. Nie bacząc na tradycję, wydają jeden rozkaz:

 

– Wrogą pyrę tylko wspólnie ssać !!!

 

No i ciućkają. Robi się coraz mniejsza.

W końcu wygląda, jak mała wysuszona śliwka.

Łęty są cienkie i nie ruchawe. Opadają po bokach i tak już zostają.

Snalki robią się większe. Mają więcej sił.

Biegną na pomoc swoim współbraciom.

 

A pomoc jest potrzebna. O tak!

 

Biegną do samego środka działań bojowych.

fruwają, snalki fikają a wodzowie siedzą ukryci wśród rogów jelenia.

 

Pyrkoptery nadal atakują. Jest ich więcej i więcej.

Na domiar złego, wiele z nich ma ukrytych wojowników.

Małe czerwonawe stworzonka. Pojazdy lądują na chwilę.

Wyskakują z nich pieprzone żyjątka, by atakować snalki.

 

Obrona jednak podrosła. Takich przypadków – pyra w krzakach – było więcej.

Zwierzątka mają ostre ząbki, ale obrona, ma większy apetyt na ciućkanie.

Bilans jest taki: zostaje sześćdziesiąt procent – bibułek

i trzydzieści procent – porozrzucanych snalków.

 

Wiele z nich, jest przeciętych na pół, przez mściwe łęty.

Po tej całej wojnie, nastaje cisza i spokój.

Po jakimś czasie trochę jest głośniej, gdyż zaczyna się wielkie sprzątanie.

Następnie wszystko wraca do stanu normalnego.

Znowu są – ciućkosnalki i antyciućkosnalki i znowu się biją po twarzach.

 

Po jakimś czasie, nastaje czas refleksji.

 

Pyrkoptery – z wielkim wysiłkiem, bo duże – pokrajano, by zrobić z wroga obiad.

Po raz pierwszy, od niepamiętnych czasów, nie ciućkano i antyciućkano.

 

Po prostu żarli ile wlezie.

 

Przy jednym wspólnym stole.

 

Łęty przerobiono – na huśtawki dla snalkowych dzieci.

 

Jeden z wodzów poległ, bo go zgubił jeleń.

 

Teraz jest jeden wódz – Don Snal

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Szudracz 04.11.2017
    Zabawne, ale tak dziwne, że nie wiem o co chodzi. :)
  • Dekaos Dondi 04.11.2017
    Mogłaś dać -1 - skoro napisałem dziwadło, którego nawet Szudracz nie zrozumiała. Przecież bym się nie obraził. Pozd.Cię
  • Szudracz 04.11.2017
    To nie ja. :) Nie oceniałam gwiezdnie tym razem. A że nie rozumiem, to już moja strata. :)
  • riggs 04.11.2017
    Masz tak niesamowitą wyobraźnię, albo za dużo czasu - haha. Chciałbym mieć dużo czasu, bo pomysłów nie brakuje, ale... Chciałbym wrócić czasem na etat i mieć ten czas, ale... Bardzo często jak czytam Twoje twory, to zastanawiam się, czy moi rodzice byli w porzo, czy może mam gdzieś rodzeństwo... :))) 5
  • riggs 04.11.2017
    Masz tak niesamowitą wyobraźnię, albo za dużo czasu - haha. Chciałbym mieć dużo czasu, bo pomysłów nie brakuje, ale... Chciałbym wrócić czasem na etat i mieć ten czas, ale... Bardzo często jak czytam Twoje twory, to zastanawiam się, czy moi rodzice byli w porzo, czy może mam gdzieś rodzeństwo... :))) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania