Drabble - Kiepski tatuaż
Jesteście młodzi, więc w głowach pstro i dobra zabawa. Ciężko kogokolwiek winić, każdy dziad w życiu był raz chłopcem, a dewota panienką.
Wasze otoczenie to ludzie z temperamentem, zdecydowani stawiać na swoim, nie bacząc na błędy, które już ktoś wcześniej popełnił. Tak i wy solidarnie podejmujecie kontrowersyjną decyzję.
Teraz przy każdej imprezie rodzinnej tłumaczycie i uzasadniacie, jaki to nowoczesny sposób na życie, podkreślający waszą niezależność. Nierzadko prowadzi to do kłótni, lecz z biegiem lat zainteresowanie słabnie.
Przychodzi jednak taki moment, że patrzycie na siebie coraz bardziej stęsknionym wzrokiem. Dzielicie wspólną, smutną myśl, że już jest za późno, żeby mieć dzieci.
Komentarze (68)
Poza tym, zawsze można adoptować, ja tu dramatu nie widzę ?
Coś w pierwszym zdaniu zgrzyta, piątak ?
Ja na przykład z nostalgią wspominam czas, kiedyś byłem jeszcze stabilny psychicznie ?
Nie uważam natomiast, żeby był na świecie ktoś, kto się nie nadaje na rodzica.
Tego się nie wie do puki nie jest się rodzicem, a prawda jest taka, że na dziecko nigdy nie jest się gotowym. Nawet jak się wszystko zorganizuje na zicher, to zadaniem dziecka jest cały ten porządek ordynarnie rozpiździć.
Poza tym dzieciaki po prostu zmieniają wszystko w życiu po swojemu, więc nawet największy menel może się
pod wpływem dziecka wyprostować, ale tak samo święty człowiek przy dziecku może odpłynąć w cug.
Fakt można adoptować więc, może może faktycznie nie ma dramatu.
Pierwsze zdanie przeszlifowane ?
Ależ oczywiście, że są ludzie, którzy się na rodziców nie nadają np. alkoholicy, taki sam o siebie nie potrafi zadbać, to jak może o dziecko i rodzinę? Potem wyrasta DDA i nie da się tego wyleczyć, pijak, gdy chce życie przepić - jego sprawa, ale od dzieci wara!
Albo narkoman? Myślisz, że dziecko narkomana będzie normalnie funkcjonować w społeczeństwie?
Dziecko się na świat nie prosi, gdy się go powołało do życia, to psim obowiązkiem każdego rodzica jest zapewnić mu byt, poczucie bezpieczeństwa i miłości.
Wszyscy rodzice popełniają błędy wychowawcze, bo są rodzicami pierwszy raz i przenoszą nie zawsze dobre wzorce z własnego dzieciństwa. Generalnie jednak normalni ludzie sobie radzą z rodzicielstwem i o to chodzi ?
Nie można wszystkich alkoholików i narkomanów wrzucić do jednego worka.
Różne są powody popadania w uzależnienia (najczęściej samotność).
Z historii, które w życiu poznałem wiem, że dzieci potrafią zarówno wyciągnąć kogoś z nałogu jak tam wpędzić. Są pewnego rodzaju próbą charakteru, którą sobie sami możemy zorganizować.
Nie istnieje coś takiego jak normalny człowiek ? Każdy z nas ma jakieś słabości. Jeżeli ktoś ich nie ma to tym bardziej jest nienormalny, prawda?
Dziecko nie jest lekarstwem na czyjeś uzależnienie ani żadnym panaceum na nieudany związek, uzależniony wyrządza dzieciom straszną krzywdę i to jest straszny egoizm. Podobnie z oczekiwaniem, że dziecko będzie rodziców pielęgnować na starosć. Toż to straszna podłość!
Dostajemy życie w darze i przekazujemy dalej, bez oczekiwania na wdzięczność.
Słabości to ludzka rzecz, uzależnie też, ale uzależniony już wybrał - nałóg!
Po to się jest młodym i ma się dwie zdrowe ręce, żeby sobie na starość zapracować na opiekę, a nie liczyć na drapane! Pomyślałeś, jaka to krzywda dla dzieci, które zamiast żyć swoim życiem, muszą z niego zrezygnować?
Tu nie ma żadnej filozofii, tylko czysta ekonomia, dziś się pracuje długo i ludzie żyją coraz dłużej, jak sobie wyobrażasz opiekę dziecka na rodzicami, gdy dziecko czynne zawodowo? Ma rzucić pracę, a po śmierci rodziców wylądować na ulicy bez emerytury?
Masz np. schorwanego ojca, cierpi na Alzheimera i wymaga całodobowej opieki, rzucasz pracę i co dalej? Albo pracujesz, ale na opiekunkę całodzienną Cię nie stać, no i co robisz, mój altruisto?
To jest życie, nie filozofowanie, a przykład autentyczny, chorą zamykano na klucz, bo trzeba było iść do pracy.
Ale świat się zmienił, rodzin wielodzietnych jak na lekarstwo, trzeba być realistą, więzami emocjonalnymi nie opłacisz opiekunki ani leków nie wykupisz, dlatego napisałam wyżej:
najlepiej, gdy zacznie się myśleć o własnej starości już za młodu ?
Nie twierdzę, że dzieci są, lub powinny być lekarstwem na cokolwiek, (wręcz przeciwnie są trucizną, którą kochamy?), ale nie zawsze mamy kontrolę nad tym czy dzieci się rodzą czy nie. Ja tylko opowiadam o swoich obserwacjach. Ludzie się prostują przy dzieciach.
Druga sprawa - piętnowanie ochlapusów.
Moim zdaniem nie można zrobić gorszej rzeczy uzależnionemu niż okazać mu pogardę dlatego, że jest uzależniony. Tu potrzeba zrozumienia, a przede wszystkim pomocy. Przypuszczam, że jeżeli życie, rzuca cię na kolana z jakiegoś powodu - po prostu sobie z nim przestajesz radzić, zaczynasz walić w gaz, żeby uciec od problemu. Jeżeli ktoś ci powie "popatrz na siebie ty ochlapusie" nie spowoduje to, że zaczniesz czuć się lepiej ze sobą i przestaniesz nagle pić. Tak na prawdę nie ma nie ma czym gardzić. Jesteśmy tylko ludźmi, jesteśmy w cholerę wadliwi. Część sobie z życiem radzi lepiej inni gorzej. Warto pamiętać, że jeżeli sobie z nim radzimy lepiej niż inni, to dobrze byłoby tym gorzejradzącymsobie nie przeszkadzać i nie wkopywać ich głębiej. Nie zaszkodzi też pomóc, ale tego nie można od nikogo wymagać. To ciężki kawałek chleba i nie bez powodu zajmują się tym specjaliści.
Co do opieki nad starszymi. To jest kwestia bardzo prywatna. Indywidualna związana z relacjami rodzinnymi. Nie uważam, żebyśmy mieli jakiekolwiek prawo narzucać komukolwiek tego typu kwestie. Nie powinniśmy się nawet zapuszczać w te rejony czyjegoś prywatnego, życia. I tak jak w przypadku uzależnień nie ma co pochopnie wystawiać oceny. Patrząc z zewnątrz nigdy nie mamy pełnego obrazu sytuacji.
Ano właśnie, dlatego czas myślenie zmienić, że mi się nic nie przydarzy albo rodzina się zajmie, rodzina często ma własne problemy i obciążenia zawodowe.
Mam w rodzinie przypadek - on stareńki w domu seniora, ona płacze, ale nie może go wziąć do domu, bo sama już stara i nie podoła opiece nad nim. Dzieci się po świecie rozjechały, tyle że wspierają finansowo, a może aż tyle? Bo wiesz, że bez odpowiedniej kasy do domu seniora nie biorą.
Właśnie, pomiędzy rodzicami i dziećmi są szczególne więzy emocjonalne. Jest to kwestia intymna tych trojga, czworga lub więcej ludzi. Oglądając z zewnątrz, aż chce się wrzucić wszystko w stereotypowe ramy, gdzie rodzicami opiekują się dzieci i jeżeli tego nie robią to źle.
Zapominamy, że na tym obrazku nie widać na przykład nastu lat prania kablem od pralki.
Uważa, że nie mamy po prostu prawa zaglądać tak głęboko w czyjeś życie i oceniać.
Jeżeli jesteśmy rodzicami i uważamy, że byliśmy dobrzy dla swoich dzieci a one się nami teraz nie opiekują tak jak byśmy potrzebowali to jest nam smutno. Jeśli się opiekują to będziemy się cieszyć. Jeżeli byliśmy złymi rodzicami a dzieci się nami opiekują to jesteśmy zaskoczeni, wdzięczni i pewnie mamy wyrzuty sumienia, ale jeśli się nami nie opiekują to nie powinniśmy mieć do nich pretensji.
Wszystko to są uczucia zamknięte między w obrębie rodziny i nikt nie powinien tam zaglądać ze swoją opinią, a poproszony odmówić udziału.
Tak, tu się zgadzam, że nie powinno się uogolniać, nie pisałam o pogardzie, tylko o piętnowaniu, czyli pokazywaniu palcem, co jest złe. Przy ogólnej aprobacie pijak wcale nie czuje się winnym, a powinien, bo skoro choroba to trzeba się leczyć!
I vice versa, rodzic może kasę wyegzekwować od dziecka, nawet gdy był gównianym rodzicem!
Tak, kasę można wyegzekwować, natomiast do opieki nikt nikogo nie zmusi, a wiesz dlaczego? Bo dzieci ma się dobrowolnie i dzieci na świat się nie prosiły, i nie są własnością rodziców, i nie mają żadnego opiekuńczego obowiązku względem rodziców!
Człowiekowi, który nie rozumie, nie widzi problemu nie pomożesz. Takiemu, który nie chce aby mu pomagać i coś zmieniać też nie da rady.
Można piętnować, bo nie ma nic dobrego w robieniu po pijany problemów swojemu otoczeniu ale w kontekście powrotu do zdrowia to nic nie zmienia lub wręcz pogłębia schorzenie.
Właśnie, nie widać, że rodzic był rodzicem przemocowym, ma się opiekować, choćby rodzica nienawidził. A kto tak powiedział? Jest jakiś kodeks moralny?
Dlatego tacy ludzie nie powinni robić dzieci.
Zwyczajnie, nie widzę powodu czemu miałbym komuś odbierać naturalne prawo do posiadania dzieci. Nie czuje się moralnie upoważniony.
Można powiedzieć dobrze dla niego, gorzej dla niej. Albo dobrze dla nich. Albo, że to jakaś patologia.
Co uważam, że powinno się powiedzieć to, że to raczej nie moja sprawa.
Wiem natomiast, że natura ludzka jest kapryśna i zaskoczony pytaniem oceniłbym, pewnie nietrafnie później żałując.
Z prostego rachunku matematycznego - pijak niszczy tylko siebie, zakładając rodzinę, niszczy nie tylko siebie, ale żonę i dzieci, czyż nie lepiej dla wszystkich, żeby się nie rozmnażał?
Odebrać się nie da, ale warto naiwne panienki informować, na co się decydują, po potem płacz i zgrzytanie zębami.
Streściłeś jego relacje z ojcem do kilku linijek. Jesteś pewien, że czegoś nie brakuje? ? Moim zdaniem całej reszty ważnych informacji, z życia. Czy może to zwykła patologia i syndrom Sztokholmski?
Tak jak mówię, nie ma co oceniać.
Nawet jeśli dało by się to opisać wzorem matematycznym to moim zdaniem nie lepiej.
Nałóg to nie jest choroba genetyczna. Na alkoholizm akurat cierpią ludzie na wszystkich szczeblach społecznych, to jest choroba cywilizacyjna. Nie jesteś w stanie wyłonić z tłumu ludzi, tych uzależnionych. Trzeba by było wszystkim zabronić się rozmnażać, tak jak wszystkich się chciało zaszczepić przed COVIDEM. (z takim samym skutkiem i logicznej przyczynie)...
Nie jest, ale to choroba niemal nieuleczalna. Dla mnie alkoholik to miękiszon, zalać pałę, żeby życie nie bolało, ja mam inne credo życiowe, nie lubię słabości, od dziecka musiałam walczyć o swoje. Poza tym, na ziemi jesteśmy tylko raz, czy to niegłupie jedyne życie przepijać?
Zresztą, wolność mamy, niech se zatem ktoś przepija własne życie, byle z dala ode mnie ?
"Zresztą, wolność mamy, niech se zatem ktoś przepija własne życie, byle z dala ode mnie"
to jest bardzo ważne co napisałaś.
Chciałbym, żebyś też zwróciła uwagę, że łatwo nie mając problemu wytykać czyjeś.
Alkohol uzależnia chemicznie i psychicznie i uważam, że bardzo spłyciłaś ten problem, który najczęściej jest bardziej skomplikowany niż da się wywnioskować znając kogoś całe życie.
Tak jak pisałem wcześniej alkoholizm nie pojawia się tylko wśród ludzi biednych. Dotyka wszystkie grupy społeczne, zawsze jest spowodowany słabością, nie zawsze nieumiejętnością radzenia sobie w życiu. Nie każdy alkoholik to miękiszon, niektórzy po prostu lubią się upijać, lecz mają na tyle samokontroli, że robią to w zaciszu swojej przestrzeni osobistej nikomu nie szkodząc.
Bez urazy, ale to, że Tobie akurat problem osobiście nie doskwiera, nie stawia Cię wyżej od tych, którzy nie mają tyle silnej woli. Na pewno jesteś zdrowsza.
Pisze to, bo odnoszę wrażenie, że czujesz się w jakiś sposób lepsza.
To jest takie błędne koło - on pije, bo jest chory na alkoholizm, ale leczyć się nie chce! Z tą kwadraturą koła żaden lekarz nie wygra ani żadna kobieta.
Nigdzie nie napisałam, że alkoholizm występuje tylko u biednych, we wszystkich grupach społecznych występuje, jednak wszędzie ta sama wymówka - piję, bo jestem chory, ale leczyć się nie będę.
Każde upijanie niszczy mózg i zmienia charakter, ze spokojnego człowieka robi awanturnika, wzmaga egoizm, baaaaaaaaa, z latami picia alkolik = egoista. Taki człowiek nie nadaje się do życia we dwoje, bo cóż może dać drugiemu totalny egoista, skupiony tylko na sobie i swoim piciu?
Czy czuję się lepsza? Czuję się przede wszystkim zdrowa, zdolna do dzielenia się miłością, a nie tylko egoizmem. No i nie rujnuję nikomu życia jak wielu alkoholików ?
Są tacy, którzy mówią, że nie chcą, ale moim zdaniem się boją - nie potrafią się przełamać. Trudno jest wyjść ze strefy komfortu w nieznane. Trudno jest podjąć walkę z nałogiem jeśli nie widzi się możliwości wygranej.
Z drugiej strony nie ma rzeczy niemożliwych, ale niestety jest to podróż, ktorą trzeba przebyć samemy.
Troszkę zeszliśmy z tematu ?
No niestety, uzależniony mózg to straszny przeciwnik i nie da się z nim łatwo wygrać, ja to doskonale rozumiem, ale innej drogi nie ma, tylko walka, inaczej wyląduje się na ulicy albo sczeźnie się i inne takie.
Podkurza mnie tylko usprawiedliwianie się, że pijaństwo to nic takiego, poczytaj o DDA, serce się kroi:
http://alkoholizm.akcjasos.pl/dorosle-dzieci-alkoholikow/
Niemniej jednak nadal uważam, że wychowanie dzieci na porządnych ludzi, to potwornie trudne zadanie i szanuję takich rodziców, którzy się starają.
Dzieci nie czynią człowieka szczęśliwym.
Dzieci czynią człowieka sfrustrowanym, szczepiąc jego psychikę każdego dnia i niemal każdej nocy.
Pamiętam z dzieciństwa, że jak się zraniło palec to trzeba było zacisnąć do bólu rękę powyżej nadgarstka. W ten sposób ból nadgarstka tłumił ból palca (dokładnego mechanizmu nie zgłębiłem).
Dzieci to jest sytuacja analogiczna.
Dewastują człowieka na tyle, że wszystko inne co uwiera, przestaje mieć znaczenie.
Dopiero na szarym końcu przychodzi satysfakcja, że się to przetrwało.
I ta myśl, że ten kiedyś mały człowiek rośnie jak szalony. Jest podobny do ciebie. Jest bystry i szuka sposobu, jak sobie świat poukładać po swojemu. Nagiąć rzeczywistość do swojej woli. Walczy.
Wtedy jak sobie to człowiek uświadamia, na chwilę może zapomnieć o tym, że jeszcze przed chwilą chciał wsadzić palce między drzwi a framugę i jechać do szpitala na parę godzin kojącego cierpienia w samotności.
No i to jest bardzo dobry opis:)
Dzięki za przedstawienie tego punktu widzenia.
Pozdrawiam ?
W Chinach prokreacja powyżej jednej sztuki jest zakazana (a przynajmniej była), a to na dzień dzisiejszy chyba najbardziej socjalistyczny kraj świata. Nie chciał bym tam żyć, chociaż jestem niesamowicie.ciekawy tego wielkiego i pięknego kraju.
Rodzimy się by umierać, warto jednak trochę tego życia przeżyć, czasem bywa piękne czasem smutne. Czasem ciekawe i urzekające. Zatem egoistycznym byłoby nie dać tego doświadczyć swojemu dziecku.
Ja na przykład nie winie rodziców za to, że umrę ?
W szczególe zaś dochodzą kwestie dodatkowe, które wyciągają z czarno - białego obrazu odcienie szarości.
Znam kilka młodych par, które chcą mieć dzieci, ale pewnie ich mieć nie będą, no chyba że jakieś późne macierzyństwo ich czeka. I nie chodzi tylko o to, że kobiety boją się umrzeć w szpitalu i tego, że będzie problem z badaniami prenatalnymi. Nie chodzi tylko o to, że w przypadku niepełnosprawności dziecka, zostaną sami (z głodowym wsparciem). Głównym hamulcem jest brak mieszkania, drogi wynajem, drogie życie, brak stabilności, czy to na etacie, czy jeszcze bardziej - na swoim (dwójka z nich prowadziła firmy, ale zmuszeni byli je zamknąć - jeden w grudniu zeszłego roku, druga w lutym tego). A więc, żeby nie wchodzić zbyt głęboko w kwestie polityczne - chodzi o brak warunków do godnego wychowania dzieci. Niestety, odpowiedzialne rodzicielstwo wiąże się z zapewnieniem dziecku jakotakiego startu w dorosłość. I nie chodzi o luksusy.
Inną sprawą jest umiłowanie wygody. Bo co tu dużo mówić - bez dziecka żyje się prościej, wygodniej, łatwiej podróżować, robić karierę, odkładać pieniądze... Widać po krajach bogatych, że taka jest tendencja - nie rodzimy, bawimy się.
Kraj, który znajdzie sposób na wyśrodkowanie tego (da warunki do godnego rodzicielstwa, nie demoralizując), będzie w stosunkowo niedługim czasie wielki...
Natomiast para, o której piszesz... zakładam, że ona po prostu pije za dużo alkoholu. ?
:))) No, daje w szyje, jak Prezes raczył zdemaskować.
Niestety, Utopia. No chyba że emigranci.
Niestety na rzeczywistość ma wpływ polityka. Szczególnie ostatnie lata. I jest to zły wpływ, żeby nie powiedzieć destrukcyjny. Ale nie brnijmy w temat...
Mnie się wydaje, że trzeba zostać tu gdzie się jest i mimo przeciwności starać się dostosować tą spurną rzeczywistość do naszych potrzeb. Wierzę, że w końcu się wykaraskamy jako społeczeństwo.
Nadrobię na pewno! :))
To zależy jak bardzo źle komu jest. Ja zostałam i staram się, choć kusiło...
A w moim komencie poprzednim miałam na myśli, że emigranci się "najchętniej rozmnażają".
Pozdrość.
Następnym razem, starać się będę posolić przed ugotowaniem?
To coś jakby człowiek szedł wzdłuż rzeki, lecz mimo upału, nie chciał zdjąć ubrania,
by się wykąpać, bo przecież jest "przemakalne" a woda, mu jakoś nie pasi.
Lecz rzeka za nim wysychała, a on się nie obejrzał. Nie miał czasu, coraz bardziej "zakurzony"
Na końcu drogi, wyschnięta była zupełnie, a on jednak pomyślał, że trza się "umyć"
W tym momencie zaczął padać deszcz
No ale. "Deszcz", to nie to samo, co ''rzeka", którą "przeminął"↔chociaż prawie to samo:)
Pozdrawiam?:)
Przy czym tatuaż dziś da się usunąć ? a z pustej rzeki już się nie napijesz, to fakt, ani nawet nie zamoczysz.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania