Pokaż listęUkryj listę

Opoowi *** Sumienie

Mała dziewczynka siedzi na skraju lasu. Bardzo jej zimno i smutno.

Nawet zachodzące słońce – które zdaje się do niej uśmiechać -

nie wzbudza zaciekawienia na jej pyzatej buzi.

Wyschnięte ślady łez, już dawno zapomniały drogę, którą przebyły.

A nowych w jej oczach, po prostu zabrakło.

Nie wie dlaczego tu jest i jak się tu znalazła.

Mały robaczek, wędrujący po jej dłoni, też wydaje się być przygnębiony, tą całą sytuacją.

Patrzy na nią współczująco, śmiesznie ślizgając się po jej paznokciu.

Rześki wiatr, błądzi na głowie dziewczynki,

jakby szukał dla niej pocieszenia, przytulnie ją głaskając.

Rozwichrzone włosy, uciekają na wszystkie strony,

szukając ratunku, dla tej małej zmartwionej istotki.

 

Zaczyna odczuwać ból. Zdejmuje buciki i skarpetki.

Kolorowe motylki, śmiesznie marszczą swoje skrzydełka, na wełnianym świecie.

Patrzy na swoje małe stopy. Robią się szare i zgniło - brzydkie. Dotyka je rączką.

Są zimne i lepkie. Zaczynają cuchnąć. Dziewczynka jest bardzo przestraszona.

Nie wie, co się z nią dzieje.

 

Czuje ruch obok siebie. Spogląda do tyłu.

Widzi świetlistą postać, która się do niej uśmiecha, ale tak jakoś smutno.

– Bardzo cię boli dziewczynko?

– Bardzo, proszę pani.

– A może być jeszcze gorzej, niestety.

– Ale dlaczego? Ja nie chcę, żeby mnie bolało.

 

Nigdzie się stąd nie ruszaj. Za chwilę wrócę.

 

Dziewczynka nadal cierpi. Rzeczywiście jest coraz gorzej.

Widzi, że jej nóżki dziwnie wyglądają. Skóra zaczyna z nich odpadać.

Chce ją zatrzymać swoją rączką, żeby od niej nie uciekała.

Wyślizguje się między palcami.

Sukienka i ona cała, przesiąknięte są mdlącym zapachem.

Ból się nasila, a ona nie wie co robić. Patrzy w niebo, jakby tam szukała pomocy.

 

Wróciłam – słyszy głos.

 

Świetlista postać znowu przy niej stoi. Nie uśmiecha się. Zdaje się być, bardzo przygnębioną.

Mówi do dziewczynki:

– Niestety. Nie chce naprawić krzywdy, którą wyrządził. Jesteś mu obojętna.

Bardzo mi przykro. Naprawdę.

– Proszę pani. Mnie bardzo boli. Widzi pani moje nóżki. Dlaczego są takie brzydkie.

Nie lubię takich. Nie chce takich mieć. Jestem jeszcze malutka. Dlaczego musi mnie tak boleć.

Ja tak nie chcę i już.

– Muszę coś ci powiedzieć, dziewczynko.

Teraz tego nie zrozumiesz, ale chcę, żebyś wiedziała kim jesteś.

– No kim, proszę pani?

– Sumieniem. Niestety, akurat jego. Tutaj twój czas płynie szybciej, a jego – wolniej.

– A co to jest sumienie? Ojej, naprawdę mnie boli.

– To każdy człowiek powinien mieć w sobie.

– Ja przecież nie jestem w sobie, proszę pani.

– Postaram się tobie pomóc. Zniknę na jakiś czas, Może go przekonam.

– Do czego?

– Postaraj się wytrzymać. Wrócę.

 

Dziewczynka cierpi coraz bardziej. Przez sukienkę wyczuwa swoje dziecięce ciało.

Materiał robi się lepki i cuchnący. Dotyka go rękami.

Trzyma w garści wilgotny fragment paska, z miękką skórą w środku.

Małe obrazki piesków, nie są już kolorowe, tylko szare, oblepione zielonkawą cieczą.

Nie może wytrzymać smrodu, a nie może od niego uciec. Trupi odór przytula ją do siebie.

Już nie wie, co jest dla niej gorsze – ból, czy to wszystko co widzi i czuje.

Nie chce takiego ciała. Nie chce i już.

 

Wróciłam – słyszy ponownie.

 

– Proszę mi pomóc. Nie chcę taka być. Jestem wstrętna.

– Nie ty, dziewczynko. Mimo tego jak wyglądasz.

– Jestem brzydka i koniec. Mówię przecież. Dlaczego pani mi nie pomoże?

Jestem małą dziewczynką. Sama nie umiem.

– Ten człowiek jest uparty. Mówiłam, że cierpisz. To go nic nie obchodzi.

– No niech pani spróbuje. Proszę. Mnie bardzo boli. Nie lubię tak wyglądać.

– No dobrze. Ostatni raz. Ale nic nie obiecuję. Do zobaczenia.

 

Jej ciało jest w rozkładzie. Lecz ona żyje. Ma jeszcze nadzieję...

Nagle w ułamku sekundy, zdaje sobie sprawę, że wszystko zależy od tego człowieka,

co ma naprawić krzywdę, którą wyrządził.

*

Świetlista postać wraca na skraj lasu. Nie dostrzega dziewczynki.

Idzie do miejsca, w którym siedziała.

 

U swoich stóp, widzi kałużę śmierdzącego obrzydlistwa,

pomieszanego z dziecięcym ubrankiem.

Skrzydełka motylków i małe pieski, postrzępione są odłamkami kości.

 

– Nie mogłam nic więcej dla ciebie zrobić. Ale ty zrobiłaś bardzo wiele.

 

Dałaś mu swym cierpieniem, szansę.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • betti 25.11.2017
    Popłakałam się... pisane sercem. 5
  • riggs 26.11.2017
    Nie wiem jak to skomentować 6
  • Canulas 26.11.2017
    "Patrzy w niebo, jak by tam szukała pomocy." - jakby

    "
    Jej ciało jest w rozkładzie. Lecz ona żyje. Ma jeszcze nadzieje..." - nadzieję

    A poza tym, naprawdę piękne.
    Trochę linijki się rozjechały. Nie wiem czy taki był zamysł.
    Ale treść cudna.
  • Dekaos Dondi 26.11.2017
    Dzięki za komentarze. Błędy poprawiłem. Miało być dłuższe i więcej wyjaśnić, ale zrezygnowałem. Pozdrawiam.
  • Bożena Joanna 04.02.2018
    "Nawet zachodzące słońce – który zdaje się do niej uśmiechać" - czy nie powinno być "które"?
    Bardzo smutne opowiadanie, konająca dziewczynka jako sumienie złego człowieka i to sumienie, które daje mu szansę na wybawienie, na ratunek. Wymowa jakby religijna - dziewczynka cierpi, aby dać szansę na zbawienie swemu oprawcy.
    Kontrast w opisie, język dziecięcy dopasowany do wieku dziewczynki i opis rozkładu ciała, nadaje całości wstrząsający obraz i tragiczny wymiar. Pozdrowienia!
  • Dekaos Dondi 04.02.2018
    Dzięki ponownie za obszerny komentarz. Chciałem to przekazać, co napisałaś w komentarzu. Dziwne jest to, że jak zacząłem pisać, to zupełnie nie wiedziałem, o czym to będzie. Dopiero w trakcie pisania, przyszły różne myśli do głowy. Pozdrawiam bardzo!
  • Dekaos Dondi 04.02.2018
    Błąd poprawiłem. Dzięki
  • Sadyzm tego opowiadanie niesamowity. Jeszcze jedna uwaga, którą miałem podać przy poprzednim, ale zapomniałem. Ciekawym zabiegiem jest, że piszesz w czasie teraźniejszym.To bardzo rzadkie; aczkolwiek tego użył Haruki Murakami w "Po zmierzchu". W Polsce to mało znana książka.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania