Pokaż listęUkryj listę

Opoowi *** Trening W – 7– Drewniana Wieża

                                                                      Postać→Swatka

                                                   Zdarzenie→Lądowanie na polu pszenicy ?

 

                                                                            [Prolog]

 

Kłos pszenicy w żaden sposób nie może zatrzymać kropli krwi, która snuje się w dół, ku nasiąkniętej czerwienią ziemi. Setki innych ma ten sam problem. Nieliczne modraki zatraciły swoją barwę. Szaro szkarłatna mysz, ucieka w popłochu do swojej norki. To akurat miejsce, dostało się pod gęsty strumień, z przepołowionego ciała. Wiele kłosów, przygiętych i zniszczonych metalowymi szczątkami, już nigdy nie powstanie ku słońcu. Urwana głowa, jakby spała wśród złocistych, pachnących zbóż. Te akurat jeszcze stoją, niczym białe brzozy przy grobie. Wszystko wokół ucichło, w snującym się dymie i zapachu palących się ciał. Martwe oczy nie mogą uwierzyć w to, co nie widzą.

––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––

 

Tej wiosny łąka wygląda wyjątkowo prześlicznie. Różnorodność kwiatów, wszelakich barw i przyjemnych zapachów, jest niczym balsam dla zmysłów. Na tle błękitnego sklepienia, skowronek śpiewa swoją radosną pieśń, a białe motyle, wyznaczają białe niewinne smugi. Wydeptana ścieżka, zdaje się zapraszać, na swoją szarą wstęgę. Wije się w kierunku zachodzącego słońca. Nadaje ono wszystkiemu, pomarańczowe ciepłe barwy. Z jednym wyjątkiem. Czeka na niego, by zacząć swoją grę. Ma nadzieję, że nie oprze się sowitej zapłacie. A nawet gdyby, to ma plan: b. Wdzięki swego ciała, jako dodatkową motywację.

 

Te obrazy ciągle ma przed oczami. Nie może przestać o nich myśleć. Przecież powinna dziękować Bogu, że jakimś cudem ocalała. Niestety. Nie dziękuje, gdyż nie może udźwignąć ciężaru pustki, która przytłacza i spycha w kierunku ziemi. Myślała nawet o samobójstwie, ale coś się w niej zmieniło. Na gorsze. Kiedyś potrafiła przebaczać, wszystko wszystkim. Do tej chwili. Do tych kilkunastu sekund, co odebrało tak wiele. Przecież mógł dokładnie wszystko posprawdzać. Nie zrobił tego. A może zrobił, lecz o tym nie wiedziała. Zabił jej ukochane dziecko. Siebie też, ale to akurat ją gówno obchodziło. Zapragnęła zemsty.

 

Dostrzega go z daleka. Idzie w jej kierunku. Rzeczywiście przystojniak. Na żywo wygląda jeszcze bardziej kusząco. Na pewno się nada do planu. Ona sama miała by na niego chętkę, ale cóż... zemsta leży odłogiem. Musi zmienić ten stan. Zdaje sobie sprawę, że będzie musiała trochę poczekać. Może nawet kilka lat. Żeby zaistniało to, dzięki któremu, zrealizuje plan. Wie, że córka tego podłego trupa, nie jest niczemu winna. Na dodatek straciła ojca. Na nim już nie może się zemścić. Teraz musi stać się: skuteczną swatką. Ma ciągle przed oczami, zwęglone ciałko, które znaczyło dla niej tak wiele.

 

–– Chcesz powiedzieć, że mam się z nią ożenić za sowite wynagrodzenie?

–– Właśnie. A co ważniejsze, masz ją w sobie rozkochać do szaleństwa.

–– To akurat nie powinno być trudne.

–– Nie bądź taki pewien. Ona wygląda na inteligentną osobę. Musiałam się bardzo postarać, by zdobyć jej zaufanie. Udało mi się dopiero wtedy, kiedy uratowałam jej życie, w sytuacji, którą sama zaaranżowałam. Uwierzyła, że jesteś wporzo gościu. Całkiem nieźle mi wyszło, ale wolę o tym nie mówić z pewnych przyczyn.

–– Sumienie? A jednak?

–– No coś ty. Bądź poważny... tylko wiesz... postaraj się, żebym nie musiała czekać latami.

–– Chyba nie chcesz...

–– Nie jestem potworem. Jak możesz tak myśleć.

–– W porządku. Przyda się trochę grosza.

–– Tylko pamiętaj. Masz ją rozkochać w sobie, lecz czasami bądź bardzo niemiły, a jak się ono pojawi, to udawaj, że bardzo kochasz maleństwo, żeby ona chciała kochać jeszcze bardziej. Rozumiesz?

–– Szczerze mówiąc nie bardzo.

–– Dostaniesz odpowiednie napiwki, za takie... różne sztuczki... chyba wiesz, co mam na myśli? Bądź mężczyzną. Potraktuj to jako pracę. Tylko pamiętaj, kto jest twoim pracodawcą.

–– Oczywiście ty.

–– I co o tobie wie.

–– Rozumiem.

–– Miło mi, że rozumiesz. Drewniana wieża czeka.

–– Co?

–– Nic. Głośno myślę.

 

                                                                  [Po kilku latach]

 

–– Ona porwała nasze dziecko. To wszystko przez ciebie łajdaku. Wiedziałeś, że tak będzie. To wasz posrany plan do tego doprowadził. A ja tobie uwierzyłam, gdy mi wszystko opowiedziałeś.

–– Powiedziałem prawdę. Na początku rzeczywiście, robiłem to dla forsy... ale później, z biegiem lat, zakochałem się w tobie. Na prawdę. Musisz mi uwierzyć. A poza tym zdałem też sobie sprawę, że tak naprawdę, nic na mnie nie miała. Tamtą sprawę już dawno załatwiłem...

–– Jaką znowu sprawę?

–– To naprawdę nieistotne.

–– Ale forsę od niej brałeś. Przyznaj się.

–– Musiałem. Dla niepoznaki. Mogła by zacząć coś podejrzewać, że przestałem przed tobą grać...

–– Wiesz co... sądzę, że nadal grasz swoją rolę. Mogłeś tyle lat, to żaden problem dla ciebie. Miłość do dziecka też udawałeś?

–– Nie udawałem i nie mam zamiaru. Jak możesz tak mówić. Byłem przekonany, że zaniechała planu.

–– Jak to zaniechała? Skoro ciągle ci płaciła? Wiedziałeś, że chce skrzywdzić...

–– Nie wiedziałem, co chce zrobić. Zresztą teraz to wszystko nieważne. Trzeba ratować nasze dziecko.

–– Moje dziecko! Tylko moje! Zapamiętaj to sobie!

–– Niech ci będzie, że twoje. To teraz nieistotne. Wiem, gdzie może z nim być.

–– Gówno wiesz. Trzeba zgłosić na policję. Powiedzieć, że miał na sobie niebieski sweterek...

–– Tylko nie policja. Jedźmy w to miejsce.

–– Gdzie?

–– Na skraj lasu. Tam gdzie twój ojciec zginął w awionetce i jej dziecko.

–– Skąd wiesz, że to był mój ojciec?

–– Przecież sama mi powiedziałaś. Dopiero wtedy skojarzyłem, dlaczego to wszystko... a poza tym.

–– Ona ci nie powiedziała?

–– Nie.

–– Skoro mamy jechać, to jedźmy. Musimy ratować nasze dziecko.

 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Ładne z ciebie dzieciątko. Zobaczysz za chwilę widok z drewnianej wieży. Tam kiedyś, naprzeciwko niej, Twój dziadek zabił moje dziecko. Tylko ja ocalałam. Twojej mamusi musiało być przykro, że straciła tatusia. Strasznie na tym ubolewam. Chyba widzisz, jak mi smutno z tego powodu. Och widzę, że się uśmiechasz. A będziesz jeszcze bardziej, gdy pofruniesz jak mały ptaszek, taki mały samolocik. Szkoda, że twoja mamusia, nie będzie tego widzieć. Wierzę jednak, że szybko się o tym dowie. Podniesie cię, a twoje skrzydełka będą zwisać martwe i połamane. No co tak patrzysz. A zresztą spoglądaj na świat. Już niewiele tego spoglądania tobie pozostało.

 

~

–– No widzisz! Miałem racje! Jest tam. Biegnie z nim w kierunku wieży. Pospieszmy się.

–– Nie zdążymy i tak. Zaczyna wchodzić. Co ona do cholery planuje? Tylko nie to! Zrób coś!

–– A co mam zrobić. Myślisz, że nas posłucha. Jeszcze bardziej ją wnerwimy.

–– Błagam, wymyśl coś. Przecież wiesz, co chce zrobić. Rzucić go stamtąd. Tam pełno kamieni. Nie, to nie możliwe... proszę cię, nie zabijaj mojego dziecka. Przecież niczemu nie winne.

–– Ona ciebie nie słyszy. Jest prawie na samej górze. Cholera, dostrzegła nas.

 

Biegną co sił w nogach. Drewniana wieża, jak pionowa trumna z wyrokiem śmierci, rani ich umysły. Są już bardzo blisko. A ona stoi tam wysoko, z dzieckiem na rękach, jakby czekała na nich z rozpoczęciem spektaklu. Nagle słyszą jej słowa:

 

–– Twój ojciec zabił moje dziecko. Teraz ja zabiję twoje. Poszybuje tak samo, jak ja szybowałam... najgorsze w moim zasranym życiu, kilkanaście sekund. Musiałam patrzeć, jak płonie. Teraz ty będziesz patrzeć, jak rozbije piękną główkę o te śliczne, twarde kamienie. A może nawet mózg zobaczysz. Wszystkie jego myśli, co tak swoją mamusię kochały... ale cóż... bam i nagle przestały.

–– Proszę! Nie zabijaj go. Mój ojciec na pewno tego nie chciał. Po cóż miałby to robić? Pomyśl. Zabijać siebie przy okazji. Powinnaś Bogu dziękować, żeś ocalała. Pozwól, że tam wejdę, a ty mi go oddasz. Nie zgłosimy na policję. Będziesz mogła zejść...

–– A niby dla kogo mam zejść? No powiedz mi. Dla kogo? Ty masz po kogo wejść, a ja nie mam dla kogo zejść. Rozumiesz?

–– Proszę cię. Nie odbieraj go nam. Przecież tak na prawdę, nie chcesz tego zrobić. Nie jesteś morderczynią...

–– Gówno prawda. Za chwilę nią będę. Pragnę być cholerną morderczynią!

–– A poza tym, mam dla ciebie nowinę.

–– Ty się palancie zamknij. Nie taka była nasza umowa! Posrałeś sprawę.

–– W porządku. Według ciebie posrałem. Ale posłuchaj...

–– Streszczaj się. Nie chcę tu tkwić całą wieczność. Widzicie co robię? Wystawiam na zewnątrz. Wystarczy, że...

–– Odnalazłem twoją prawdziwą matkę. Chce się z tobą spotkać.

–– Cholera jasna. Musiałeś to teraz powiedzieć. Kłamiesz. Tak bardzo chciałam ją odnaleźć, żeby...

–– Wiem, gdzie jest. Przyrzekam, że tobie powiem, ale pozwól, że wejdę po dziecko... obiecuję, że się dowiesz. Mogę nawet przysiąc na swoją matkę.

–– Na Boga przysięgnij, to ci może uwierzę!

–– Przysięgam. Bóg mi świadkiem. Pozwolimy ci odejść.

 

Drewniana wieża, zaczyna się niebezpiecznie chwiać. Dziecko już siedzi na drewnianych deskach, lecz niedoszła morderczyni, opiera się o przegniłą ścianę. Wyłamuje ją i spada na leżące kamienie. Uderzenie jest tak silne, że mózg, rozbryzguje się na wszystkie strony. W tym czasie, dziecko wstaje i zbliża się do wyjścia. Ma pod sobą wysoką drabinę. Uśmiecha się radośnie, machając rączkami.

 

–– Kochanie! Cofnij się trochę. Proszę cię. Mamusia za chwilę po ciebie przyjdzie.

–– Ty go zagaduj, a ja po niego pójdę.

–– On w każdej chwili... wystarczy jeden krok.

–– Wiem. Ale jak będziemy krzyczeć, to się może przestraszyć.

–– Idę po niego. Jestem jego matką.

–– Poczekam na dole, bo jeszcze się to cholerstwo zawali.

 

Mała postać na wieży, ciągle stoi na samej krawędzi. Wieża chwieje się nieznacznie.

 

–– Mamusia już po ciebie idzie. Nie ruszaj się. Proszę. Zobacz co jest tam w środku. Taki ładny pokoik.

 

Na chwilę znika z pola widzenia. Matka jest już w połowie drogi.

Dziecko znowu się pojawia. Staje przy krawędzi, i buja nóżką nad przepaścią.

 

–– Zobacz co tam jest z tyłu. Tak ładna zabawka. Będzie się tobie podobać.

 

Przez chwilę nie widzi swojej pociechy. Jest już prawie na samej górze. Jeszcze chwila i go przytuli. A później bezpiecznie zniesie na dół. Wieża znowu się chwieje niebezpiecznie. Dziecko zlatuje na matkę. Ta go jakimś cudem, zatrzymuje. Mąż wchodzi do góry. Pomaga żonie znieść ich syna na ziemię. Odchodzą kawałek. W tym momencie, słyszą dziwny hałas. Wieża się przewraca.

 

                                                             [Po kilkunastu latach]

 

–– Słyszałeś?

–– Niby co?

–– Chałupę ktoś podpalił

–– Czyją?

–– Podobno rodzina tam mieszkała.

–– Czyja?

–– No wiesz. Tej psychopatki, co spadła z wieży.

–– Wiadomo, kto podpalił?

–– Podobno jakiś nastolatek w błękitnej bluzie. Ale nikogo nie złapano.

 

*

 

–– Nie mówiłeś, że potrafisz pilotować samolot.

–– Czekałem z tym... no wiesz, dlaczego...

–– Zapraszasz nas na podniebny lot. Jakoś nie mam ochoty... no wiesz dlaczego.

–– Nic się nie bój. To mały samolocik. Wszystko dokładnie sprawdziłem, razem z moimi kumplami. Nie musimy się bać.

–– Ale tylko na trochę... i zaraz lądujemy.

–– Nasz syn się ucieszy.

–– Na pewno.

 

                                                                   < ------ >

 

Podajemy komunikat. Dziś zdarzył się tragiczny wypadek. Na skraju lasu rozbił się mały samolot. Jedna osoba cudem przeżyła.

 

––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––

Kłos pszenicy w żaden sposób nie może zatrzymać kropli krwi, która snuje się w dół, ku nasiąkniętej czerwienią ziemi.

                                                       

                                                     [×]

                                                    [××]

                                                   [×××]

                                                  [××××]

                                  ;;;;;;;;;;;;[×××××];;;;;;;;;;;;

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (22)

  • Witamy nowy tekst! :)
    Przypominamy też o wrzuceniu linku do wątku z linkami TW ;)
  • Wrotycz 02.05.2019
    Wina i kara. Zemsta/zemsty. Przeznaczenie. Krew ciągle płynie mimo upływu czasu. Nowe pokolenia nie zapominają.
    Drewniana wieża - miejsce symboliczne, miejsce które z czasem samo kontynuuje zło. Smutne to, DeDo. Materiał na solidną powieść.
    Pozdrawiam.
  • Dekaos Dondi 02.05.2019
    Dzięki Wrotyś. W życiu różnie bywa. Niestety. Pozdrawiam:)
  • jesień2018 02.05.2019
    Czytam i od razu wiem, że to Twoje:) Jak zwykle niestandardowo prowadzisz narrację. Ciekawa historia. Tak czułam, że zakończenie będzie ostatecznie złe.. choć ucieszyłam się, jak uratowali to dziecko z wieży - mogłam nie czytać dalej;) "Naprawdę" i "nieistotne" pisze się łącznie. Pozdrowienia!
  • Dekaos Dondi 02.05.2019
    Jesień2018. Dzięki za przeczytanie i wyłapanie błędów. Poprawiłem. Pozdrawiam:)
  • pkropka 02.05.2019
    Podziwiam jak poradziłeś sobie z zestawem, trafił Ci się bardzo trudny.
    Nie narzekałabym, gdyby było dłuższe. Ładnie zarysowałeś problem zemsty - tylko ciągnie za sobą pasmo kolejnych.

    "Musi zmienić ten stan. Zdaję sobie sprawę, " - zdaje
    "Te obrazy ciągle błądzą w jej głowie. ..." - w tym akapicie masz dużo jej/ją
  • Dekaos Dondi 03.05.2019
    Pkropeczko Dzięki - Jej / ją - poprawiłem, zdaje - też. Coś z tym tekstem chyba nie tak:) Pozdrawiam:)
  • pkropka 03.05.2019
    Teraz jest pięknie :)
    Aj tam nie tak. Mnie się podobał. Ale zawsze możesz dłubać dalej, jak tak myślisz.
    Pozdrawiam też :)
  • Ritha 04.05.2019
    Prolog mega. Bardzo mi się podoba.

    „To akurat miejsce, dostało się pod gęsty strumień” – wyrzuciłabym przecinek
    „Te akurat jeszcze stoją, niczym białe brzozy przy grobie” - tutaj też
    „Wydeptana ścieżka, zdaje się zapraszać” – i tutaj ;)
    „Ona sama miała by na niego chętkę” – miałaby*
    „–– To na prawdę nieistotne.” – naprawdę*
    „–– Musiałem. Dla niepoznaki. Mogła by zacząć coś podejrzewać” – mogłaby*
    „Zresztą teraz to wszystko nie ważne” – nieważne*
    „–– Moje dziecko! Tylko moje! Zapmiętaj to sobie!” – Zapamiętaj*
    „–– Niech ci będzie, że twoje. To teraz nie istotne” – nieistotne*
    „–– Na skraj lasu. Tam[,] gdzie twój ojciec zginął w awionetce i jej dziecko”
    „Tam kiedyś, naprzeciwko niej, Twój dziadek zabił moje dziecko” – twój* z małej
    „Strasznie na tym ubolewam” – nad*
    „–– Proszę cię. Nie odbieraj go nam. Przecież tak naprawdę” – naprawdę*
    „–– Streszczaj się. Nie chcę tu tkwić całą wieczność. Widzicie[,] co robię?”
    „Drewniana wieża, zaczyna się niebezpiecznie chwiać” – bez przecinka
    „lecz niedoszła morderczyni, opiera się o przegniłą ścianę” – tutaj też
    „że jej mózg, rozbryzguje się na wszystkie strony” – i tutaj też zbędny
    „W tym czasie, dziecko wstaje i zbliża się do wyjścia” – i tu
    „Mała postać na wieży, ciągle stoi na samej krawędzi” – i tu także :D
    „Zobacz[,] co jest tam w środku.”
    „Staje przy krawędzi, i buja nóżką nad przepaścią” – tutaj znów niepotrzebny przecinek
    „–– Zobacz[,] co tam jest z tyłu. Tak ładna zabawka.”
    „W tym momencie, słyszą dziwny hałas.” – a tutaj znów niepotrzebny
    „–– Chałupę ktoś podpalił[.]”


    Dialogi bez atrybucji, to już Twój styl, no i pauzy – gites :) Co do treści momentami, według mnie, lekko przegadane i w pewnym momencie coś a’la telenowela – pogubiłam się na moment w tych stosunkach rodzinnych kto, co, z kim, po co itp., choć intuicyjnie chyba ostatecznie wyczaiłam. Nastolatek w niebieskiej bluzie – dobre zapętlenie. Dobra również klamra z kłosem pszenicy. Ogólnie całkiem przyjemne, przemyślana i upchana w jednostrzałowej pigule historia.
    Pozdrowienia, Dekaos :)
  • Dekaos Dondi 04.05.2019
    Dzięki Ritho za wyłapanie wszystkiego→ Ty się natrudziłaś i ja się natrudzę, ale Dzięki:)) Z tym przegadaniem, to dlatego, że bardzo lubię
    pisać dialogi i jak się rozkręcę...  I tak bardzo tekst skróciłem, jak na mnie. Nie chciałem pisać zbyt prosto i wszystko wyjaśniać, bo jeszcze by czytelnik pomyślał, że mam go za głupka, bez wyobraźni. Jeszcze raz: Dzięki:))
  • Ritha 04.05.2019
    "Z tym przegadaniem, to dlatego, że bardzo lubię pisać dialogi i jak się rozkręcę..." - wiem, kupuję Twój styl
    "Nie chciałem pisać zbyt prosto i wszystko wyjaśniać" - no i git
    "bo jeszcze by czytelnik pomyślał, że mam go za głupka, bez wyobraźni" :DD (na swoje usprawiedliwienie mam, ze czytałam Twój tekst po poobiednej drzemce (a raczej wieczornej) i mogły mi styki jeszcze nie odpalić :D
    Pozdrówki :))
  • Ritha 10.05.2019
    Dekaos, chcesz wziąć udział w kolejnym TW? (gdyż losowanie już w niedzielę) Tyś płodny tówórczo ;D
  • Ritha 10.05.2019
    twórczo*
  • A wiesz Rituś. Najpierw wymyśliłem pierwsze zdanie                            i kompletna pustka, jeno coś tam się błąkało na rzeczy w oddali...
    Zaś wymyśliłem zakończenie, by owe błądzenie, wiedziało do czego dążyć....
  • Ritha 04.05.2019
    No i fajno, wyszło spójnie :) Klamruje się elegancko.
  • Dekaos Dondi 04.05.2019
    I tak zbłądziłem:))
  • Dzień dobry!
    Przypominamy o obdarowywaniu zestawami – jutro o godz. 20.00.
    Pozdrawiamy :)
  • Witaj,
    ok, tekst niezły.

    "Urwana głowa, jakby spała wśród złocistych, pachnących zbóż. " — spała, spadła - musiałam dwa razy przeczytać, żeby zajarzyć, ze chodzi o sen ;)

    Coś z przecinkami jest nie tak, np tutaj: "Nadaje ono wszystkiemu, pomarańczowe ciepłe barwy. " - powinno być raczej "Nadaje ono wszystkiemu[wyrzucony przecinek] pomarańczowe[,] ciepłe barwy."
    Nie jestem jednak specjalistą, więc nie będę wytykać więcej, ale chwilami zaburza to wyraźnie rytm czytania.

    Poza tym, jest ok.
    Pozdrawiam
  • Dekaos Dondi, oto Twój zestaw:
    Postać: Bezmózgi szaleniec
    Zdarzenie: Straszne skutki awarii telewizora

    Gatunek (do wyboru): Postapo lub Komedia/groteska/makabreska lub Horror i pochodne

    Powodzenia :)
  • Dzień dobry :)
    Przypominamy, że czas na pisanie TW #08 mija 26 maja (niedziela) godz. 19.00.
    Trzymamy kciuki!
  • szopciuszek dwa lata temu
    Historia niestety lubi się powtarzać. Miałeś trudny zestaw i przedstawiłeś go w bardzo niespodziewany sposób. Autentycznie bałam się o los dziecka, kiedy tak balansowało na krawędzi. A jednak wszystko i tak niedobrze się skończyło. :( Zemsta nie umiera nigdy...
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Szopciuszkowa↔Dzięki:)↔ Ano właśnie. Tak niestety bywa. Chociaż może trochę za bardzo... zakręciłem treść?↔Pozdrawiam?:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania