Pokaż listęUkryj listę

Boska Makabra: Filozof - Rozdział 1 (Część 3)

Rozdział 1: Wątpi, więc myśli, myśli, więc jest (część 3)

 

Zapadła noc. Jedyne dźwięki, jakie dało się usłyszeć to kroki dosyć młodego chłopca, który szedł po tarasie z lampą w ręku. Miał sięgające mu do ramion włosy, których kosmyki na przemian przechodziły w białe i czarne. Jego oczy były brązowe. Nosił koszulkę zapiętą klamrą na ramieniu, a z głowy wyrastała mu para uszu, takich, jakie mają szopy. Wszedł do pomieszczenia, wcześniej odsuwając drewniane drzwi. Jego oczom ukazała się sylwetka mężczyzny, który siedział na ziemi.

– Mistrzu, znowu farbujesz włosy? – spytał chłopak, po czym zasunął za sobą drzwi. Postawił lampę na ziemi i usiadł przy niej. Mężczyzna tylko się uśmiechnął. Nie był to jednak wdzięczny uśmiech, bardziej przepełniony jadem. Odłożył dwie miski, jedną z wodą, drugą z farbą i przyjrzał się swojemu odbiciu.

– Irytujące, że muszę robić to tak często, inaczej szybko schodzi – powiedział sam do siebie. Chłopak, który do niego przyszedł tykał palcem lampy, jednak natychmiast przestał, gdy wycelował w ogień i się poparzył.

– Już niedługo? – spytał młody szop. Lecz wtedy mężczyzna podszedł do niego bliżej i schylił się. Człowiek, do jakiego się zwracał miał włosy przefarbowane na czarno. Niestety nie można było określić jego naturalnego koloru, gdyż przefarbował i brwi, a oczy miał zielone – biła z nich cyniczność i przesadną pewność siebie.

– Tak, już niedługo – odpowiedział, zwracając się w końcu do niego. Wziął jakąś szmatę do przetarcia karku, na którym zebrała się farba, po czym stanął prosto. Wyjrzał przez otwór w ścianie na gwieździste niebo i nadal się pewnie uśmiechał. – Czeka nas niedługo wycieczka po wielu miejscach. Ale będzie zabawnie.

– A nie będzie nudno? – spytał młodzik.

– Skoro mówię „zabawnie”, to znaczy „zabawnie” – odpowiedział twardszym, poirytowanym tonem. – Nienawidzę gdy o takie drobnostki wypytujesz. Słuchaj mnie uważniej. Zapewniam cię jednak, że na pewno nie będziesz się nudził. – Czarnowłosy wziął opartą o ścianę włócznie i zaczął nią wykonywać różne, godne podziwu ruchy. – A myślisz, że po co tyle trenowaliśmy? Po to, byśmy potem się dobrze bawili! – powiedział, wyrzucając włócznie przez otwór w ścianie. Młody szop wyjrzał, trafiła w drzewo niedaleko.

– Przekonałeś mnie, mistrzu... – odpowiedział ze strachem. Czarnowłosy w tym momencie chodził po pokoju, doglądał różne noże i trucizny, miał ich całą kolekcję.

– No, ale mój drogi… skoro wybieramy się na wycieczkę, powinniśmy również się spakować, prawda?

– Hm… prawda – odpowiedział beztrosko. – Więc co powinniśmy zabrać?

– Jest pewna rzecz, o jaką będę cię prosił, byś… załatwił.

– Co takiego?

– Pewną rzecz – odpowiedział wrednie i poklepał go po głowie. – Dowiesz się, ale radzę ci być przygotowanym.

– Nie możesz od razu mi powiedzieć, mistrzu Goro?

– Tak by było zbyt nudno – odpowiedział z uśmiechem. – Dobra, bez zbędnego pierdzielenia już: załatwisz mi krew.

– Krew?! – wykrzyczał.

– Czy pozwoliłem podnosić głos?

– N–Nie… Przepraszam – powiedział chłopiec i się skulił.

– Jednak to nie będzie takie proste. Chodzi mi o krew zakażonych hemasitus.

– …mistrzu Goro, oszalałeś? – Przełknął ślinę. – Chyba pamiętasz, co stało się dwa dni temu… Jak Hagan się o tym dowie…

– Leję w Hagana! – wykrzyczał. – Zdarzenia dwa dni temu pozwoliły zrozumieć mi, jak wspaniałą bronią jest ten pasożyt. Wystarczy kontakt ze skórą, by człowiek zdechł.

– Ale… na serio tego chcesz? I niby jak ja mam ci to zdobyć? Przecież się zarażę! – Jeśli zachowasz ostrożność, nic ci nie będzie. Po prostu… wkradniesz się do lecznicy, znajdziesz zabezpieczoną krew do badań i przyniesiesz ją mnie – odpowiedział z wrednym uśmieszkiem. – Przecież jestem twoim mistrzem, powinieneś robić to, co ci każę. No, kto uratował ci życie?

– Ty…

– Więc do czegoś to zobowiązuje, prawda? I nie bój się, nie pozwolę, by twoje życie było zagrożone. – Nadal się uśmiechając przeczesał jego włosy. – Więc zrobisz to dla mnie?

– Tak, zrobię – odpowiedział niepewnie chłopak.

– Wyśmienicie. Tego się po tobie spodziewałem, Praszu. Jeśli chodzi o załatwienie mi tego, musisz pójść do Rebellar. Więc radzę wyruszyć z rana, gdyż jest to kawałek drogi stąd.

– Rozumiem, że to przyda się na naszą… wycieczkę, prawda?

– Sądzę, że dobrze wiesz czemu. – Goro usiadł na fotelu, który znajdował się niedaleko jego „kolekcji”. Wziął jeden z noży w dłoń i zaczął nim obracać. – Gdyż ta wycieczka będzie… pełna adrenaliny, krwi i łez. Czyż nie jest to coś, na co wyczekiwałeś razem ze mną, Praszu?

– Tak, wyczekiwałem! – odpowiedział.

– Dobrze. Jak tylko wrócisz, staw się do mnie. Spróbuj też nie wpaść na tę ofiarę losu, która ma jutro tu wrócić. Wiesz, o kim mówię, o Haganie.

– T–Tak, owszem, mistrzu – odpowiedział chyląc głowę.

– I jeszcze jedno. Prasz, przestań mieć taki narzekający ton. Irytuje mnie to, a wiesz, co robię z rzeczami… które mnie irytują.

– Proszę o wybaczenie…

– I je zyskujesz już w tej chwili. Mówię na przyszłość. A teraz idź spać, z rana masz misję. I lepiej się wyśpij… gdyż niedługo nasz bożek przybędzie – powiedział z tajemniczym uśmiechem. Prasz, zmieszany emocjonalnie, znowu schylił głowę, wziął lampę i wyszedł. Goro rzucił nożem w ścianę, który wbił się w nią głęboko. Zadowolony rozsiadł się wygodnie w fotelu, jego szeroki uśmiech nie znikał.

~

Mężczyzna okryty czerwonym płaszczem z kapturem szedł przez pustynną drogę, na której widać było śladowe ilości roślinności. Słońce dopiero wychodziło zza horyzontu, jednak już było czuć gorąco. Wyciągnął pojemnik z wodą, nie było jej za dużo, lecz wystarczająco, by zaspokoić pragnienie. Zbliżał się do swojego celu. Po jakiejś pół godzinie znalazł się przy swoim domu. Bramę otworzyła mu jedna ze służek, której wdzięcznie podał płaszcz.

– Witaj w domu, Haganie – powiedziała. Hagan był młodym dorosłym, miał brązowe, lekko kręcone włosy, opaloną cerę i piwne oczy, a także niezwykle przyjemnie wyglądającą twarz. Ubrany był w szarą koszulę, pełne brązowe buty i czarne spodnie.

– Witaj – przywitał się. Po chwili jednak przyjrzał się twarzy kobiety. – Co ci się stało? Czemu masz taki siniak na policzku?

– To… nic takiego – odpowiedziała.

– Goro – prychnął. – Uważaj na siebie.

Hagan wszedł na dziedziniec, na którym siedziały trzy kobiety z dziećmi. Były to żony jego ojca. Przy fontannie bawiło się siedmioro dzieci. Po chwili jedna z dziewczynek odstąpiła od grupy i pobiegła w jego stronę. Na oko miała gdzieś dziesięć lat. Podobnie do Hagana, jej włosy były brązowe, lecz oczy niebieskie.

– Braciszek! – wykrzyczała i przytuliła się. Reszta dzieci, które usłyszały, również podeszły i zaczęły go witać.

– Złoty chłopak z tego Hagana – powiedziała pierwsza kobieta. Druga pokiwała głową.

– Nie jest taki jak Goro. Jest spokojny, słucha i nie rządzi nami – oznajmiła druga, zajadając się winogronami.

– Jednak nie sądzę, że dzisiejsze wieści go zachwycą – dodała trzecia.

Wreszcie większość dzieci, które były jego przyrodnim rodzeństwem odbiegły by dalej się bawić. Została tylko niebieskooka dziewczynka, która była dzieckiem jego matki.

– I jak tam, Alana? Nie nudziłaś się beze mnie?

– Kompletnie! Tata ostatnio zabrał nas wszystkich do innego miasta, było świetnie! A ty gdzie byłeś?

– Musiałem przynieść stare księgi ojcu ze stolicy… – powiedział zmieszany, gdyż dostrzegł, że na tarasie nie ma jego matki. Rozglądał się również pośród innych dzieci. – Alana, gdzie jest Yvon? A mama?

– Mama… – zająkała się. Hagan otworzył szerzej oczy, jednak po chwili zamknął je i pogłaskał ją po głowie.

– Pewnie jej słabe serduszko więcej nie dało rady, ale to nic. Mamusia wróci.

– Wiem, że wróci! Za kilka lat, ale wróci.

– Więc… gdzie Yvon?

– Yvon zachorowała. Tak słyszałam od taty.

– Zachorowała? – spytał niepewnie. – Wróć do zabawy, pójdę do ojca…

Dziewczynka pobiegła do reszty dzieci, a brązowowłosy poszedł do domu. Szedł przez korytarze, gdy w końcu znalazł się przy dosyć dużych drzwiach. Otworzył je.

– Kto włazi mi tutaj bez pukania? Ach, to tylko ty. – Hagan przymknął oczy w odrazie, po czym szedł dalej. Rzucił paczką tuż pod nogi mężczyzny, który siedział na fotelu. Pokój, w jakim przebywali, był pozbawiony jakichkolwiek okien. Jedyne co go oświetlało, to duża ilość świec i komin. Mężczyzna ten miał brązowe włosy i szare oczy, ubrany w szare ubranie przypominające garnitur. Widać było, że zrobiono je z najlepszego materiału. Spojrzał na paczkę, po czym na syna.

– Jak zawsze twoje podejście do mnie jest oschłe, Walwanie – odpowiedział twardo Hagan. – Załatwiłem to, co chciałeś, więc teraz mów; co się stało z matką i gdzie jest Yvon.

– Więc już się dowiedziałeś? – zakpił Walwan. – Mieliśmy pewien… problem. – Problem?

– Wyznawcy Światła nie mogli znieść tego, że jestem ateistą – odpowiedział z paskudnym uśmiechem. – Więc postanowili zrobić w nocy nalot. Jeden z nich był chory na hemasitus, chciał mnie zarazić. Joanne obroniła mnie, tak samo Yvon, która plątała się tam zamiast spać. W efekcie dostała krwią po twarzy, a twoja matka kolejnego ataku serca, gdy to zobaczyła.

– Dopuściłeś do tego, by chory na hemasitus… dostał się do naszego domu?! – wykrzyczał Hagan. – Pozwoliłeś, by matka się w to mieszała?! Pozwoliłeś, by Yvon została zarażona?!

– Nic na to nie poradzę. Wysłałem Yvon do Rebellar, a Joanne pochowałem. Dlatego uważam, że wierzenie w jakiegokolwiek boga to kpina. Fanatycy zrobią wszystko by tylko zgnieść tych, którzy się z nimi nie zgadzają. Ale w sumie to dobrze, że to była tylko Yvon. Słyszałem, że poszła w twoje ślady. Kto wie, może niedługo ty i ona zrobicie na mnie religijny napad?

– Ty… – zawarczał z gniewu.

– A poza tym, czego się obawiasz? Wierzysz przecież w reinkarnację, więc jeśli Yvon umrze, jaka to dla ciebie strata?

– …Co ty tam o tym wiesz… Co ty o mnie wiesz, ty pieprzony kundlu… – powiedział Hagan, po czym wyszedł. Jego ojciec był niezwykle zadowolony z tego, że udało mu się wytrącić go z równowagi. Walwan zamknął drzwi magią. Hagan oparł się o ścianę i zaczął cicho łkać.

„Co z tego, że się odrodzi… skoro wewnątrz niej na zawsze zapanuje smutne wspomnienie, że musiała umrzeć nieszczęśliwa?” – pomyślał.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Bajkopisarz 03.03.2020
    Szczegółowa rozbiórka

    „Miał sięgające mu do ramion włosy, które na przemian miały”
    Miał-miały = powtórka
    „spytał chłopak, po czym zasunął za sobą drzwi. Postawił lampę na ziemi i usiadł przy niej. Mężczyzna, do jakiego zwrócił się tylko się uśmiechnął.”
    Sugestia: spytał chłopak, po czym zasunął za sobą drzwi i postawił lampę na ziemi i usiadł przy niej. Mężczyzna tylko się uśmiechnął.
    Prościej i bez powtórek „się”
    „Irytuje mnie to, że muszę robić to”
    2 x to
    „gdy wycelował nim w”
    Nim – zbędne
    „Człowiek, do jakiego się zwracał miał włosy przefarbowane na czarno.”
    Strasznie komplikujesz opisując postać przez zwrot „który”. Dużo słów a i tak nie wiadomo kto to. Lepiej użyć prostych: starzec, mistrz, mężczyzna – uczeń, młodzieniec, chłopak.
    „się farba, po czym ustał prosto.”
    Ustać można cios, zachwianie. Co ustał tutaj?
    „mnie o takie drobnostki wypytujesz. Słuchaj mnie”
    2 x mnie
    „przez otwór w ścianie. Młody szop wstał i wyjrzał przez”
    2 x przez
    „Pewna rzecz – odpowiedział wrednie”
    Pewną
    „ale radzę ci byś przygotowanym.”
    Być
    „przyniesiesz ją mi.”
    Ją mnie LUB mi ją
    „Spróbuj też nie wpaść na tą ofiarę „
    Tę ofiarę
    „się w nią głęboko. Zadowolony rozsiadł się wygodnie na fotelu, nadal się”
    3 x się
    „Wyciągnął pojemnik z wodą”
    Niespójność: Piszesz o postaci (ta postać), więc wyciągnął nie pasuje rodzajem
    „miała gdzieś dziesięć lat. Podobnie do Hagana miała”
    2 x miała
    „go. Reszta dzieci, które usłyszały to, również do niego podeszły i zaczęły go witać.
    – Złoty chłopak z tego „
    Go-to-niego-go-tego = zaimkoza
    „które były jego przyrodnim rodzeństwem odbiegły od niego by dalej się bawić. Została przy nim tylko niebieskooka dziewczynka, która była dzieckiem jego”
    Które-jego-niego-nim-która-jego – zaimki do ubicia
    „przynieść stare księgi ze stolicy dla ojca”
    Przynieść ojcu
    „który siedział na fotelu. Pokój, w którym”
    Który-którym
    „był w szare ubranie, przypominało garnitur, widać było”
    Był-było
    „chciał mnie zarazić. Joanne chciała mnie”
    Chciał mnie – chciała mnie

    Wiele do poprawienia, zwłaszcza zaimki się rozmnożyły jak króliki na wolnym wybiegu. Należałoby to przeredagować i usunąć gdzie się da. Do tego masa powtórek, które zakłócają płynność.
    Opisywanie postaci przez „który” zaciemnia obraz, lepsze są pojedyncze zwroty. Opisywanie przez kolor włosów jeszcze ujdzie, ale trzeba jakoś mocno podkreślić ten kolor przy pierwszym wprowadzaniu postaci, żeby czytelnik zwrócił na to uwagę i zapamiętał. Inaczej musi się cofnąć i sprawdzić, który to gagatek ma czarne a który brązowe włosy.

    Na szczęście treść się broni, jest ciekawie, są interesujące postacie. Wzbudzają jakieś emocje, więc to ok i wyglądają, na razie, na niejednoznaczne. To plus.
  • Clariosis 04.03.2020
    Ja Cię nie mogę, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że znalazłeś czas by to wszystko mi wypisać. ;0; To niesamowita pomoc, szczególnie, ze tylu błędów wcześniej sama nie zauważyłam. Wielkie dzięki za te rady, zaraz zrobię update.
    (A porównanie do królików wywołało u mnie uśmiech na ustach. x) )

    Tak, teraz w nowszych historiach staram się unikać tego typu opisywania, zobaczymy jak mi pójdzie, bo faktycznie jest to dość sztywny sposób. Tutaj też nie chce aż tak bardzo na siłę korektować, głównie z tego względu, że niejako chcę "widzieć progress", co nie zmienia faktu, że wszelakie eliminacje powtórzeń i innych tego typu gaf wychodzi historii jak najbardziej na plus, więc jestem jak najbardziej otwarta na takie uwagi. Byłaby możliwość w ogóle, byś przejrzał przed wstawieniem tutaj resztę rozdziałów? Pytam ze względu na to, że mam zamiar drukować i chcę właśnie takie błędy które mi umknęły popoprawiać przed tym.

    Bardzo się cieszę, naprawdę wiele dla mnie to znaczy. c:
  • Bajkopisarz 04.03.2020
    Clariosis - jasne, mogę przyjrzeć, ale gdzie Ci wysłać uwagi? Tu gdzieś wstawić czy na mail?
  • Clariosis 04.03.2020
    Bajkopisarz Wielkie dzięki. Poproszę na e-mail ningyouclariosis@gmail.com (:
  • Póki co dotąd doczytałam, nadal jest fajnie :)

    Podoba mi się pomysł, podoba mi się świat, który budujesz. Bardzo mi się podoba sposób, w jaki wprowadzasz postacie - nie spieszysz się z akcją, a tworzysz sceny wstępne (brawo!), pozornie zbędne, a tak naprawdę bardzo potrzebne, bo służą za mini-portrety psychologiczne bohaterów. Ja takie coś niezmiernie lubię, a i obiektywnie to walor Twojej historii. Same postacie też jak najbardziej w porządku, żywe psychologicznie, niepłaskie.

    Stylistycznie/gramatycznie tekst niekiedy troszkę zgrzyta, ale to robota dla redaktora, ja się tej strony zazwyczaj nie czepiam, chyba że coś jest rażące, a u Ciebie z pewnością nie jest. Jedyne co mi osobiście zgrzyta (choć trudno to nazwać błędem, bo właściwie chyba nim nie jest) to formy męskie czasownika u Kasei, kiedy jest fenkiem. Ale nie jest to zarzut, bo tak naprawdę nie wiem czy i jak to zmienić :) Pewnie zwracam na to uwagę, bo sama mam z tym problem w swoich opowieściach np. w postaciach ptasich (typu: jak pisać o sójce rodzaju męskiego w sposób zadowalający mnie literacko :D)

    Z rzeczy obiektywnie negatywnych - myślę, że krytyk literacki zarzuciłby Twojemu tekstowi pewien brak finezji w przekazie, zbyt dużą jego bezpośredniość, podawanie niektórych informacji "kawa na ławę". Ode mnie to też nie jest zarzut, a przynajmniej nie do końca. Raz, że jest to efekt "młodzieńczości" tego tekstu, domyślam się, że byłaś młodziutka, kiedy zaczynałaś to pisać i ta bezpośredniość jest naturalną cechą tekstów pisanych w bardzo młodym wieku. Dwa, taka bezpośredniość czasem daje tekstowi świeżość i prawdziwość (i u Ciebie to właśnie jest), które ja np. sobie bardzo cenię, a u wielu twórców te cechy niestety zanikają wraz z wysmakowaniem, którego się uczą.

    Tak czy siak, później bardzo chętnie poczytam sobie dalej :)
  • Clariosis 13.07.2020
    No proszę, jak mi miło widzieć tak obszerny komentarz. :)

    A dziękuję, dziękuję. Ktoś tam narzekał, że niby zbyt wolno i nic się nie dzieje, ale tak szczerze to zależy co kto lubi. Osobiście jestem fanką wolnego wprowadzania i nie potrzebuję ciągłej adrenaliny by coś skupiało moją uwagę. Bajkopisarz mnie pochwalił za taką konwencję, więc trzymam się myśli, że wychodzi ona mimo wszystko dobrze. W końcu nie każdemu można przypasować. :)

    Ja sama często to podkreślam, że nie jestem językoznawcą i nie posiadam tak obszernej wiedzy by napisać bezbłędny tekst. Jak może widziałaś w komentarzach pod niektórymi częściami, mam zamiar zapłacić za redakcję tej powieści, jak i każdych kolejnych. Z tą różnicą, że kolejne będę wstawiać już po zredagowaniu, z Filozofem wyszło inaczej, ale tak musiało być. :) Z tymi czasownikami to w ogóle nie wiem co zrobić osobiście, ktoś mi to wytykał na innym forum ale uznałam, że dla dobra tekstu nie będę już mieszać, bo jak nie wiem to lepiej zostawić to mądrzejszym ode mnie.

    Brak finezji, powiadasz? Możliwe, że z czasem się to zmienia. Z drugiej strony czytelnik, jak mawiał mi Bajkopisarz, jest czasem niczym "dziecko we mgle" które trzeba prowadzić za rączkę, by się nie pogubiło. Jest bardzo cienka granica między tzw. puszczaniem oczka do czytelnika, a zignorowaniem tematu tak, że ten w ogóle się nie domyśli. Jest to trudno wyważyć, przyznaję. Wszystko też zależy od tego, jaki czytelnik jest - czy zwraca uwagę na detale, czy jednak woli mieć podane na tacy. Osobiście nie myślałam nigdy o tym tekście w kategoriach "finezyjnych", może z czasem coś tam się porobiło, może nie, to już zostawiam Tobie do oceny. :)
    Jeżeli chodzi o wiek tekstu - miałam niecałe szesnaście lat gdy zaczęłam pisać "Filozofa". Można więc powiedzieć, że miałam "mało lat" gdy to pisałam, cokolwiek to znaczy. Wolę raczej mówić, że byłam wtedy jeszcze niezbyt w tym doświadczona. Pisałam wcześniej, ale nie własne powieści i na pewno nie tak poważnie.
    Osobiście też dopowiem, że choć może faktycznie jest to obiektywna wada, jak mówisz, że brakuje tu pewnego wysmakowania, ale osobiście wolę tekst który przekazuje coś głębokiego, nawet prostymi słowami, niż tekst o pięknym warsztacie, co nie przekazuje nic. Ale to już taka osobista moja dygresja, gdyż raz się z czymś takim spotkałam i ostatnio o tym myślałam, o. Nie jest to jakaś próba "udowodnienia" że się mylisz, bo uważam, że wcale nie. ;) Jak coś zauważyłaś, że może nie stykać, to pewnie coś w tym jest. Piszę jak piszę, co mi z tego wychodzi, to na razie widać, że się ogółem podoba, a to najważniejsze. Może już z przyszłymi wyjdzie to lepiej, to wysmakowanie, o jakim mówisz?

    Dziękuję raz jeszcze za poświęcenie czasu na zapoznanie się z tekstem, jak i podzielenie się wrażeniami. :)
  • Shogun 14.08.2020
    No więc jestem ;)

    Miałem zwrócić uwagę na pewne aspekty techniczne, ale widzę, że wszystko zostało już wspomniane w poprzednich komentarzach, więc przejdę od razu do treści:
    Bardzo podoba mi się pomysł z chorobą. Swoista broń biologiczna w fantastycznym świecie. Zawsze znajdą się szaleńcy, którzy będą chcieli to wykorzystać do swoich niecnych celów, co potwierdza nawet historia naszego świata. Masowe mordy i tym podobne.
    Widzę, że pojawiła się nawet poligamia, ciekawe. Kolejna informacja o przedstawionym świecie. Zastanawia mnie właśnie pewna kwestia, gdyż zostało wspomniane, że ojciec Hagana jest ateistą i napadli na niego fanatycy religijni. Czy z tego, że jest on ateistą wynika, że może mieć więcej niż jedną żonę, a właśnie wierzący mogą mieć tylko jedną? Interesująca kwestia
    Bardzo podobało mi się również zakończenie tego rozdziału, a dokładnie jego ostatnie zdanie. Bardzo smutne, wzbudzające emocje, ale biorąc pod uwagę kwestię reinkarnacji, bardzo prawdziwe. W końcu, przynajmniej w teorii, ktoś, kto powrócił do życia w kolejnym wcieleniu, zachowuje wspomnienia z poprzedniego.
    I jeszcze jedno, ostatnie pytanie, czy Goro jest bratem Hagana? bo w sumie tak mi się jakoś wydaje z kontekstu, ale nie zostało to nigdzie wyraźnie podkreślone.
  • Clariosis 14.08.2020
    No, nie spodziewałam się Ciebie tak szybko. ;)
    Ze sprawami technicznymi to wszystko już Pan Bajko przejrzał, teraz odkładam na redakcję by to wszystko już na błysk było wypucowane. Z kolejnymi publikacjami już nie będzie nic do zarzucenia bo zanim opublikuję to redaktorzy się zaopiekują nimi, więc zostanie tylko cieszyć się treścią (mam nadzieję c: ) - z Filozofem wyszło inaczej, ale od czegoś trzeba zacząć.

    Bardzo mnie cieszy, że Ci się podoba i oby dalsze części również pozytywnie Cię zaskoczyły. Pomysł na tą chorobę wziął się z mojego osobistego życia, ale o tym opowiem innym razem, gdy nadejdzie odpowiedni czas, gdyż jak przeczytasz całość to tym bardziej będzie to widać. Jak to Pan Bajko powiedział: życie pisze najlepsze scenariusze.

    Jeżeli chodzi o tą poligamię, to nigdy jej dokładnie nie wyjaśniałam, choć w rozdziale 13 (tak, bardzo późno ;) ) pojawia się moment w narracji w której jest powiedziane, że jest ona prawnie dopuszczona, ale społecznie źle postrzegana. To właśnie może wynikać z religijności większości osób. :) Jeżeli chodzi o Walwana, powodu poligamii można się domyśleć z czasem poznawania go - chciał mieć wielki klan "wojowników", a żeby mieć dużo dzieci przyda się więcej niż jedna żona.
    I tak, Goro to przyrodni brat Hagana, później to już jest lepiej podkreślone. :)
  • Shogun 14.08.2020
    Clariosis Ha! Zaskoczyłem Cię ;)
    Dokładnie, od czegoś trzeba zacząć, aby później było tylko lepiej ;)

    O proszę, w tym powiedzeniu jest więcej prawdy niż nam się wydaje. Bardzo często się zdarza, że Autor wplata do swojej powieści fragmenty swojego życia i często dzieję się to nawet nieświadomie. I szczerze, jeszcze nie odkryłem dlaczego tak jest. Może to przez to powiedzenie ;)

    A więc tak się sprawy mają, no trzeba będzie czytać :) Ach ta religia, zawsze tylko nakłada ograniczenia, nawet swojego klanu wojowników nie można mieć spokojnie haha :D
    A właśnie, jeszcze jedno pytanie mnie teraz naszło, kim jest Yvon? Bo z początku przyznam, iż myślałem, że jest to matka Hagana, ale potem się okazało, że jednak nie.
  • Clariosis 14.08.2020
    Shogun Yvon to młodsza siostra Hagana. :) Pojawiła się w drugiej części 1 rozdziału, jak Peter się nią zajmował, ale chyba po imieniu jeszcze jej nie nazwano, więc w sumie się nie dziwię, że nie skojarzyłeś. Ale dziwnym byłoby, gdyby Hagan określał swoją matkę imieniem i to na dodatek w stosunku do Alany, która też jest jego siostrą. Trochę mnie to w sumie martwi, że tak się tutaj gubisz, ale może wynika to z tego, że części poprzednie czytałeś dużo wcześniej - inni czytelnicy nie zgłaszali niejasności, więc mam nadzieję, że wszystko jest w miarę zrozumiałe... OuO''
  • Shogun 14.08.2020
    Clariosis w sumie możesz mieć rację. Pierwszą i drugą część rozdziału pierwszego czytałem ponad dwa miesiące temu, więc bardzo możliwe, że to przez to.
    Mimo wszystko dziękuję za wyjaśnienie.
    Mam nadzieję, że uda mi się czytać w miarę regularnie, aby się już więcej nie gubić :D
  • Clariosis 14.08.2020
    Shogun Spokojnie, nie jestem na Ciebie zła, bo jak coś nie styka to ja w trymiga to idę poprawić, ale tutaj już czujne oko Pana Bajko otoczyło Filozofa opieką, więc logika w sam raz powinna być zachowana już, dlatego ciut się zmartwiłam. ^^ Też to może być takie chaotyczne, gdyż są to mimo wszystko moje początki z własnym, poważnym de-facto pisarstwem, wiadomo, że się tego uczyłam. Mam nadzieję, że kolejne publikacje będą jaśniejsze nawet, kiedy będziesz czytał z takimi przerwami. c:
  • Shogun 14.08.2020
    Clariosis Będą. Widać, że są to pierwsze rozdziały i pojawiały się tu błędy, które sam w swoich początkach popełniałem. Z każdym kolejnym rozdziałem będzie tylko lepiej, zwłaszcza, że Bajko tekst pod opiekę wziął ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania