Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Boska Makabra: Filozof - Rozdział 6 (Część 5)
Peter zabijał cały ten czas ciężką pracą, zapisywał wszelkie zmiany zachodzące u jego pacjentów, myślał ciągle o swoim bracie. Martwił się o niego, tęsknił. Dni dłużyły się w nieskończoność, czekał w domu z nadzieją, że szybko wrócą. To jednak nadal się nie działo, więc cały dzień siedział w lecznicy i najczęściej opatrywał rany dzieciakom z okolicy, bądź przepisywał zioła na przeziębienia. Było dosyć spokojnie. Aż do dziś. Siedział i przeglądał swoje zapiski, gdy nagle usłyszał bolesne wrzaski dziewczynki. Wybiegł, przewalając za sobą krzesło, na którym chwilę temu siedział, rzucił na siebie szybko zaklęcie zabezpieczające i wszedł na salę, gdzie leżeli chorzy na hemasitus. Rozglądał się, jedna z kobiet wskazała mu drugi przedział. Przebiegł przez futrynę i zobaczył Yvon, z kącika jej ust leciało nieco krwi.
– Gdzie cię boli?! – spytał głośno i podszedł bliżej. Wskazywała na miejsce przy żołądku, znowu zaczęła krzyczeć. To była druga faza choroby. Peter przebiegł szybko do szafki obok, szukał ziół, które spowalniały ruch pasożytów i łagodziły bóle, nie było ich tam. Wybiegł znowu do swojego gabinetu, szukał, lecz nie znalazł. Zaczął szybko i głośno oddychać, myślał, co ma robić. Nagle przypomniał sobie, że duże zapasy tych ziół miał u siebie Jan w domu… Przełknął ślinę. Co miał zrobić? Do domu Jenkinsów nie było prawa wejścia, na dodatek nie miał pojęcia, co tam zobaczy. Jego nogi zaczęły się trząść. Gdy znowu usłyszał krzyk cierpienia dziewczynki, wiedział, że nie może stchórzyć. Zrobiło mu się niedobrze, lecz wyruszył.
Biegł w stronę lasu, droga zajęła mu kilka minut, gdy w końcu znalazł się niedaleko, zatrzymał się i głośno dyszał. Jego oczom ukazał się zrujnowany dom Jenkinsów. Pomagając sobie zaklęciami ominął bariery postawione przez wojskowych i wszedł ostrożnie do środka.
Pierwsze, co zobaczył w środku, to plamy krwi. Łzy zebrały mu się w oczach. Zaczął powoli schodzić po schodach, otworzył skrytkę, w której Jan i Mateo chowali różne rzeczy, i tam właśnie były te zioła. Zabrał trzy nieduże woreczki i zaczął biec ku górze. Ale wtedy to zauważył coś leżącego na jednym ze stopni schodów. Była to kartka papieru, coś było na niej napisane. Niechętnie zbliżył się i ją podniósł. Rozpoznał pismo Jana. Schował kartkę do kieszeni koszuli i wyszedł, ominął bariery i zaczął znowu biec.
~
Droga zajęła Haganowi dużo czasu, lecz nareszcie przybył. Koń na którym jechał był zmęczony wielogodzinną podróżą, choć trzymał się twardo. Nie znał wioski, więc mógł tylko domyślać się, gdzie jest jego siostra. Wokół było spokojnie, żadnej żywej duszy. Dopiero po dłuższej chwili przebiegł obok niego złotowłosy chłopak, który ściskał coś kurczowo w swoich rękach. Hagan zdumiał się, ruszył za nim, coś w środku kazało mu to zrobić. Złotowłosy biegł szybko i nagle zniknął mu z oczu, na szczęście Hagan zdążył zauważyć, do jakiego budynku wbiega. Już wiedział, że to miejsce, w jakim jest jego siostra. Gdy tam dotarł, pozwolił koniowi odpocząć.
Lecz gdy wszedł po schodkach i odchylił nie zamknięte drzwi, usłyszał wrzaski dziewczynki. Zamarł, a nagle nogi go poniosły. Zignorował zagrożenie zarażenia się i wpadł do pomieszczenia, z którego dochodził krzyk. Zobaczył siostrę z niezbyt szerokim, lecz głębokim rozcięciem na brzuchu i tego samego złotowłosego, który polewał to nacięcie jakimś naparem. Na ziemi leżał skalpel ubrudzony krwią, a Yvon wrzeszczała. Hagan zasłonił usta dłonią i nieco się wygiął w odruchu wymiotnym. Ale było już po wszystkim. Peter przetarł rękawem koszuli spocone czoło, Yvon dyszała, lecz na jej twarzy widać było ulgę.
– Przepraszam, ale nie powinno ciebie tu być – zwrócił się złotowłosy do Hagana. – Nie masz na sobie zaklęcia ochronnego.
– Co ty narobiłeś…? – pytał, patrząc w jego stronę. Peter obłokiem magii zerwał z Yvon zakrwawione ubranie. Ta pisnęła i zakryła się rękami. – Ej, słuchasz mnie w ogóle, zboczeńcu?!
Hagan nie myślał wtedy normalnie. Po chwili zauważył jednak, że złotowłosy podaje jego siostrze nowe ubranie, po czym chwyta wszystko, na czym znalazła się krew telekinezą i wychodzi. Złotowłosy trochę się trząsł, w jego oczach nawet były łzy. Hagan opanował swój gniew, zauważył wtedy, że Yvon patrzy się na niego.
– H–Hagan? – spytała z niedowierzaniem i lekką radością w głosie. Starszy brat już chciał się rzucić w jej stronę by ją przytulić, lecz wiedział, że nie może. Podszedł nieco bliżej.
– No, chyba nie sądziłaś, że się nie zjawię? Jaki byłby ze mnie brat?
Dziewczyna zaśmiała się. Haganowi pękało serce, Yvon zakryła swoje ciało pościelą, nie ubrała się jeszcze, lecz był w stanie zobaczyć krople krwi na łóżku, a także widział jak bardzo ma zmęczone oczy. Po chwili Peter wrócił, spojrzał z dozą przerażenia na Hagana i znowu podszedł do Yvon.
– Teraz będzie raczej… niezręcznie – powiedział, po czym zabrał kołdrę Yvon, ta znowu zakryła się rękami. Hagan znowu doznał napadu gniewu, ale wiedział, że złotowłosy nie robi tego specjalnie. Peter zaś wiedział, że musi to być jej brat, nie potrzebował pytać. Nałożył jej na rękę maść na gojenie ran i nakazał wtarcie w rozcięcie. Po tym Yvon mogła się już ubrać.
Peter wyciągnął kolejną kołdrę, starł pozostałe ślady po krwi i znowu wziął to wszystko w obłok magii. Po raz kolejny minął Hagana, który wrócił do rozmowy z dziewczyną. Jedyne, co udało mu się jeszcze usłyszeć to jego głos, który mówił „wiem, jak cię wyleczyć”. Wtedy go zamurowało, lecz nie słuchał dalej, po prostu wyszedł. Na zewnątrz rzucił wszystko na piasek w jedno miejsce, po czym używając zapałek i oliwy podpalił. Myślał ciągle nad tym, co usłyszał, chociaż nerwy tak nim rzucały, że nie był w stanie się skupić. Wrócił do lecznicy, krzyżując ręce na piersiach w zamyśleniu. Wtedy to Hagan znów się pojawił.
– Ej, lekarzyno. Yvon mówiła mi, że lubisz z nią rozmawiać, a przy mnie taki małomówny jesteś.
Złotowłosy wzruszył nieśmiało ramionami, po czym znów przeszedł obok Hagana, nieco zakłopotany jego obecnością. Hagan wtedy zatrzymał go, kładąc mu rękę na ramieniu. Peter odwrócił się.
– Opiekuj się nią, dobra? – poprosił brązowowłosy.
– Oczywiście… – Peter odparł nieśmiało, Hagan uśmiechnął się, po czym wyszedł z lecznicy. Nie był jednak już zadowolony. Jego determinacja wzrosła, widząc całą poprzednią sytuację. Poszedł po konia, którego zostawił, aby odpoczął.
Peter wszedł do pokoju Yvon.
– Hej, wiesz co? – powiedziała nagle do niego.
– Hm?
– Mój brat powiedział, że będzie w stanie mnie wyleczyć.
Peter przesunął wzrok na nią. Jego oczy lśniły.
– Jak? – zapytał.
– Nie wiem. Ale powiedział, że zrobi wszystko, by bóg mu to dał.
Komentarze (11)
Dziękuję za piątkę!
Właśnie czytałam, że zajmujesz się zawodowo teatrem - niesamowite. Bardzo lubię spektakle teatralne i słyszałam nie raz, że nadawałabym się jako aktorka z powodu mojej wręcz przesadniej ekspresyjności emocji i dobrej mimiki. Kto wie, może kiedyś mi się uda w czymś zagrać, bo bardzo bym chciała. :) A w jakim teatrze wystawiasz?
Rozdział dość intensywny, co bardzo mi się spodobało. Reakcja Petera również na plus. Opanował sytuację jak profesjonalista. No i Hagan bardzo ładnie opiekuje się siostrą. Aż się ciepełko w tym, co mam zamiast serca pojawia! :D Szkoda tylko, że rozdział taki krótki, ale mimo to leci piątak.
Pozdrawiam ciepło :)
Cieszę się, że kolejna część się spodobała, bardzo mnie to cieszy! ^^ Ja niedługo również Cię odwiedzę, gdy tylko poczuję się lepiej, gdyż na razie niestety choruję, a "Tylko on, ona..." już przeczytane. ;)
Również pozdrawiam!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania