Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Boska Makabra: Filozof - Rozdział 13 (Część 5)
Po śmierci Hagana las zrobił się jeszcze mroczniejszy. Wszystkie cienie wyglądały złowieszczo, atmosfera była ciężka, roślinność sprawiała wrażenie stęchniętej. Cała trójka to odczuła. Edward miał nadal to nieodłączne wrażenie, jakby coś podobnego już kiedyś widział… Kyoko czuła się bardzo nieswojo, trzymała miecz kurczowo w rękach, a jej uszy nasłuchiwały uważnie i reagowały na każdy, nawet najmniejszy szmer. Eris pocierała dłońmi zimne ramiona.
Nagle ujrzeli obraz prawdziwej makabry: kilku pionków Goro leżało na ziemi. Ich kończyny były powykręcane we wszystkie strony, jakby kości połamano w kilkunastu miejscach. Ed zasłonił usta rękoma czując, jak zbiera go na wymioty. Kyoko podeszła bliżej jednego z ciał wraz z Eris, schyliły się, by je obejrzeć. Szeptały coś do siebie, kiedy Ed schował się za najbliższym drzewem, by wziął głęboki wdech.
– Nie mam wątpliwości. – Usłyszał głos Eris. – To magia krwi.
Edwarda ogarnęło zimno. Już wiedział, skąd te skojarzenia. Już to przecież widział, w Rebellar, wraz z Kasei. Zniszczony dom Jenkinsów w lesie. Rozniesiony od środka Jan, który złamał magiczne tabu. Ogarnęła go panika, zupełnie jak wtedy, jakby przeżywał tamto wydarzenie ponownie. Tak samo jak wówczas, zwymiotował z nadmiaru emocji. Oparł się o drzewo, próbując dojść do siebie. W głębi dziękował, że Kasei ani Peter nie muszą tego widzieć. Podjął dobrą decyzję o rozdzieleniu się.
– Edward, trzymasz się? – spytała Kyoko. Ed wyjrzał zza drzewa i zrobił gest ręką oznaczający „tak”. Dziewczyny dały mu chwilę, wiedziały, że ma traumę związaną z magią krwi. Badały zwłoki dalej, zauważyły, że nie wszystkie mają powykręcane kończyny. Niektórzy żołnierze zmarli na skutek rozdrapania sobie gardła. Sprawca użył ich własnych płynów ustrojowych, by doprowadzić ich do śmierci. Bez wątpienia musiał być to ktoś bardzo wyspecjalizowany w tej zakazanej technice, skoro mógł zrobić coś takiego tak szybko i na tak dużej ilości osób.
Jednym z powodów, dla których Artemida via Enzern uzyskała przydomek „Księżycowego Demona” było właśnie to, że w walkach z Brando używała magii krwi. Enzernowie, choć żaden szanujący ich Nihornijczyk nigdy nie powiedziałby tego głośno, znani byli przede wszystkim z wyspecjalizowania w tej przerażającej sztuce. Ktokolwiek to zrobił, nie oznaczało to nic dobrego. Magii krwi mogli oprzeć się jedynie czarnoksiężnicy i Delaunay ze znamieniem. Ani Ed, ani Kyoko ani Eris nie było żadnym z wymienionych. Choć sprawca zaatakował żołnierzy Goro, grupa nie mogła mieć nadziei, że to ich potencjalny sojusznik. Istniała również możliwość, że to demonstracja siły zorganizowana przez samego Goro. Cokolwiek to było, żarty się skończyły.
Znaleźli się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Zaczęli biec. Mijali wiele zwłok, z oddali słyszeli wrzaski. Edward zmuszał się, by zachować trzeźwość umysłu, by się nie załamać. Wspomnienia o Janie nie dawały mu spokoju. Zadawał sobie pytanie, kto i po co to robił? Z kim jeszcze będą musieli się zmierzyć?
Nagle nasunęła mu się myśl… Była przecież jedna osoba, która tak nienawidziła Goro, że byłaby w stanie się do tego posunąć…
Nie chciał w to uwierzyć.
Ujrzeli pionki Delaunay walczące między sobą. Wielu z żołnierzy nie miało kontroli nad własnymi ciałami, choć próbowali przestać siebie atakować, nie mogli. Obok stała siostra Hagana, Alana, której oczy nadal pozostawały puste i bez wyrazu, jak u lalki. Przywołała kolejną demoniczną broń, ta wyglądała niczym potwór z piekła: była czarnym jak smoła kozłem z orlimi skrzydłami, a z łba wyrastały trzy pary poroży. Alana kazała zaatakować „buntowniczych” wojowników, lecz ci, jakby doznali nadludzkiej siły, skutecznie odpychali szarżę demona.
Nagle coś czarnego wychynęło zza drzewa, wyminęło mistrzynię demonicznej broni i zniknęło. Alana zdała sobie z tego sprawę za późno. Tuż za jej plecami znajdowało się widoczne wejście do jakiejś krypty. Alana wydała rozkaz, by demoniczna broń zabiła wszystkich żołnierzy. Wcześniej powstrzymywała stwora przed uwolnieniem całkowitej siły, gdyż chciała oszczędzić „nieopętanych” pionków, teraz jednak musiała iść szybko do kryjówki, by pozbyć się intruza. Demon uwolnił całą swoją moc, pozbywał się pionków w krwawy i obrzydliwy sposób.
Nim jednak Alana zdołała wycofać się, w jej stronę wystrzeliły strzały z kuszy. Zrobiła sprawny unik, jej wyraz twarzy w ogóle nie uległ zmianie. Kyoko wystrzeliła w dziewczynę kulą magii, Alana wykonała kolejny unik, jeszcze bardziej oddalając się od wejścia. Ed i Kyoko wyszli zza krzaków, w których się ukrywali. Ed na widok tego, co demon zrobił z żołnierzami poczuł, jak robi mu się słabo.
– To oni – powiedział stwór bardzo niskim i głębokim głosem. Alana kiwnęła głową. Kyoko patrząc na dziewczynę nie miała wątpliwości, że użyto na niej jednego z zakazanych zaklęć, kontrolę umysłu. Działania Goro były absolutnie pozbawione jakiejkolwiek etyki.
Ed nastawił kuszę. Patrząc na Alanę wiedział doskonale, co Hagan czuł. To było to samo, co on sam czuł wobec Petera. Kyoko i Ed nie mieli zamiaru unikać walki, aczkolwiek ich głównym celem było uwolnienie Alany spod kontroli Goro, zadając jej przy tym jak najmniej obrażeń.
Alana wydała rozkaz, stwór z rykiem wyskoczył. Kyoko zablokowała szarżę mieczem, po czym utworzyła laser z magii. Trafiła strumieniem w stwora, tworząc w jego cielsku dziurę, jaka w mgnieniu oka zeszła się i zasklepiła, nie zostawiając nawet śladu. Zmieniła taktykę, wraz z Edwardem szybko wytworzyli związki magii, które wyrzucili prosto pod dolne kończyny demona. Nastąpiło kilka niedużych wybuchów, ogłuszyły one stwora. Wtedy Ed wystrzelił z kuszy kilka strzał, niektóre stwór zdołał odbić, część wbiła się głęboko w jego cielsko.
Kyoko wyskoczyła, chcąc odciąć demonowi łeb. Stwór odbił ją rogami, fiołkowowłosa wylądowała na ziemi w przyklęku, podniosła się szybko. Demoniczna broń rozłożyła skrzydła i poszybowała w górę. Zaczęła wyrzucać ze swej paszczy pociski z czarnej magii. Kyoko wytworzyła wokół siebie bańkę, która skutecznie ochraniała przed pociskami, Ed próbował zrobić to samo, lecz przez jego słaby stan psychiczny nie skupił się odpowiednio. Bańka była słaba, trzeci pocisk rozbił ją i trafił prosto w złotowłosego. Edward wyleciał w tył, puszczając z rąk Eris, która to przetoczyła się po ziemi i powróciła do ludzkiej formy. Ed miał szczęście w nieszczęściu; demoniczna broń nie zdołała go zarazić, lecz wcześniej, podczas walki w Egrezji, był już zatruty czarną magią i to właśnie dało o sobie znać. Nie mógł oddychać, rzucał się we wszystkie strony, próbując rozpaczliwie złapać dech. Przed jego oczami nagle zrobiło się czarno.
Kyoko przeteleportowała się do Edwarda i przerzuciła go na plecy. Skupiła magię wokół dłoni i przyłożyła do ust nieprzytomnego złotowłosego. Pomagała mu złapać oddech, inhalując za pomocą magii. Peter wyjaśnił jej wcześniej co robić, gdyby Ed znów zetknął się z czarną magią i przestał oddychać.
Demon zleciał na ziemię, gotowy do kolejnego ataku. Kyoko nie wiedziała co zrobić, nie mogła zostawić Edwarda i iść walczyć. Eris stanęła między nimi a stworem.
– Kyoko, stwórz bańkę wokół siebie i debila. Mam plan – powiedziała królica, po czym strzeliła stawami palców dłoni.
~
Ciemno. Jest tak ciemno… Nie widzi nic, bo jest ciemno. Boleśnie jest samotnym być w ciemności…
Srebrne i złote motyle latały, widział ją wśród nich, jak walczy z Delaunay. To ona, nie ma wątpliwości. Jest tutaj... Delaunay ma demona, ona boi się. Czuje jej rozpacz, słyszy, z jaką nienawiścią wykrzykuje imię przeciwnika. Jej łzy tak głośno spływają po policzkach, tak głośno kapią na podłogę. To boli. Jej ból, boli go.
„Nie idź! Nie idź w stronę ciemnej strony księżyca!” – Wśród ciemności słychać błagania dziewczynki.
Edward otworzył oczy. Ujrzał zachmurzone, kamienne niebo. Korony drzew. Poczuł zapach lasu, wymieszany z odorem makabry. Usłyszał dyszenie, kapanie…
Dostrzegł fiołkowe kosmyki włosów. Ich właścicielka miała dziwny wyraz twarzy, ciężki, jakby coś się wydarzyło. Gdzie jest, co się dzieje? Jeden wdech wzięty bez pomocy magii przywrócił zmysły do trzeźwości.
Patrzył na Kyoko, która miała mocno wygięte w dół usta, czoło zmarszczone, a oczy przymknięte, zaszklone. Widocznie zmuszała się do tego, by nie wybuchnąć płaczem. Edward przesunął wzrok tam, gdzie patrzyła lisica. Ujrzał demona otoczonego białymi nićmi wbijającymi się w ziemię. Zobaczył i Eris, której ciało demon przebił łapskami na wylot. Minę miała skrzywioną od niewyobrażalnego bólu, mimo to zapierała się nogami twardo, nie pozwalając demonowi uciec z pułapki. Gwiazdki–pieczęcie na jej policzku lśniły.
– Obudziłeś się, cholerny filozofie…? – spytała Eris, uśmiechając się. – Ominęła cię najlepsza rzecz, kiedy słodko spałeś… – przerwała i kaszlnęła krwią. Demon próbował się wycofać, wtedy nici przyciągnęły go bliżej, jego łapy przeszły jeszcze bardziej przez ciało czarnowłosej. Kyoko odwróciła wzrok, nie mogąc na to patrzeć. Eris nie wydała z siebie żadnego dźwięku.
– Nie rycz, Kyoko… – przemawiała dalej królica. – W końcu jesteś Sarutobi. Nie wypada, by samuraj okazywał na polu bitwy takie uczucia… Choć chyba chrzanisz ten tytuł, odkąd ocaliłaś Aru, bo nigdy się tak nie tytułujesz… Ha… Byłam o ciebie zazdrosna… Ty byłaś kimś wielkim w swoim rodzie… Ja byłam jedynie głupią bronią, urodzoną w miocie chrzanionych albinosów… Ale nie różnimy się w ogóle od siebie… Obydwie jesteśmy wyrzutkami…
– Eris… – Kyoko zająknęła się, niepodobnie do siebie.
– Nie mów… Musiałam tak skończyć. Nie szkodzi... Edward, zjebie, słuchaj… Zaopiekuj się Aru, Lorenzo kupuj dużo bułek… I Haley, też… – Wzięła głęboki wdech. – Idźcie już. Ona z nim tam walczy… Idźcie, kurwa! – krzyknęła. – Chcę zdechnąć bez świadków!
Kyoko kiwnęła głową, nie mówiąc ani słowa więcej. Pomogła Edowi wstać, wślizgnęli się razem do kryjówki Goro. Eris ponownie kaszlnęła. Skupiła się, by uwolnić magię z pieczęci na twarzy całkowicie. Rozjarzyły się ostrą bielą. Nastał głośny wybuch i oślepiający błysk.
Miała w sobie coś z albinosa, na pewno.
Kyoko i Ed stali w ciemnym korytarzu. To było zbyt wiele. Kyoko uroniła kilka cichych łez, które od razu starła. Ed nie umiał nic powiedzieć.
Słyszeli odgłosy walki unoszące się po holu. Musieli iść dalej. Eris tego chciała.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania