Pokaż listęUkryj listę

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Boska Makabra: Filozof - Rozdział 2 (Część 4)

"Właśnie dziś pochowałem jedną z bliskich mi osób, Jana. Z nieznanego mi powodu postanowił złamać magiczne tabu i użyć magii krwi. Nie jestem w stanie pojąć, dlaczego to zrobił. Czyżby chciał sprawdzić, czy tą magią odnajdzie coś, co pozwoli wyleczyć hemasitus? Magia krwi zawsze uważana była za coś straszliwego, lecz uznano ją za tabu dopiero, gdy odkryto właśnie tę chorobę. Więc dlaczego to zrobił? Nie wiem jednak, czy jest sens teraz nad tym rozmyślać. Muszę zająć się teraz Peterem i Kasei, a także powinienem znaleźć tego wariata Mateo, zanim coś gorszego wyczyni…"

 

Edward siedział przy biurku i pisał kolejną notatkę. Kasei w swojej ludzkiej formie siedziała niedaleko, zajadając się kupioną wczoraj pomarańczą, czytała książkę o legendach ze wszystkich stron świata.

– Hej, Ed – zagadnęła, nie odrywając wzroku od książki.

– Tak? – On tak samo nie odrywał się od pisania.

– Peter nie wyszedł od czasu pogrzebu? Jest już wieczór, minęło jakieś…

– Piętnaście godzin – odpowiedział. – Pogrzeb był o siódmej rano, teraz mamy dziesiątą w nocy.

– Nawet głód go nie skłoni do wyjścia?

– Nie, pewnie znowu się głodzi. – Odłożył pióro, po czym wstał. – Wyciągnę go z pokoju, nawet siłą. Przecież to nienormalne, by tak długo nie jeść.

– Peter ogólnie mało je, tak zauważyłam…

– Wiem o tym i nie podoba mi się to. – Zbliżył się do drzwi od pokoju. – Chyba zacznę to kontrolować.

Edward zaczął iść w stronę pokoju swojego młodszego brata. Chciał już zapukać, lecz powstrzymał się, gdyż usłyszał dziwne, ciche dźwięki. Przypominały one zaciskane wargami jęki bólu. Złotowłosy przestraszył się, więc bez ostrzeżenia otworzył zamek magią i wparował do środka. Pokój oświetlały świece, a okno zostało zaklejone czarną folią. Peter siedział przy biurku, tyłem do Eda. Nagle gwałtownie odwrócił głowę.

– Dlaczego tu przyszedłeś…? – spytał słabym i nieco przerażonym tonem.

– Cóż, znowu nic nie jesz, zamykasz się w pokoju, a wydawało mi się jeszcze, że słyszałem… – Uwagę Eda przykuło coś na stole, coś, co odbijało światło świecy. Gdy mocniej się przyjrzał dostrzegł, że to skalpel. Podszedł bliżej. – Peter, co to jest?

– A– T–Tak, to tylko skalpel. Wiesz, do zabiegów, taki nożyk! – wyjaśnił i szybko zakrył go dłonią.

– …Zakrwawiony? – spytał niepewnie Edward.

– No… Wiesz… Trochę nim badałem krew i tak dalej…

Edward podszedł jeszcze bliżej, gdyż czuł, że coś jest nie tak. Zlustrował wzrokiem swojego młodszego brata, który starał się ukrywać ręce. I wtedy ujrzał, że bandaż na jego prawym nadgarstku jest nieco czerwony.

– Peter… – powiedział poważnie.

– T–Tak…?

– Pokazuj mi ręce.

– Ale… dlaczego…? – spytał przerażony i zaczął się lekko trząść. Ed rzucił się w jego stronę i przycisnął go do ściany. Peter szarpał się, lecz Ed złapał mocno go za ręce, a resztę jego ciała unieruchomił własnym, po czym szybko zerwał z jego prawego nadgarstka bandaż. Ujrzał głębokie rany, jedną starszą wzdłuż żyły i kilka nowszych w poprzek. Na ten widok oczy Edwarda wyraziły emocje strachu, złości i smutku, źrenice były niczym punkciki. Zerwał bandaż i z lewego ramienia, tam także znajdowały się rany. Edward na początku myślał, że Peter obandażował obrażenia które zadał mu Mateo, dlatego o to nie pytał. Jednak teraz, znając prawdę, nie mógł uwierzyć, że jego brat sam siebie okaleczył.

Powoli puścił Petera i zaczął się odsuwać, nadal patrząc na niego tym wystraszonym wzrokiem.

– Edward… J–Ja… – mówił drżącym głosem. Starszy brat nie był w stanie nic powiedzieć, odsunął się jeszcze bardziej, po czym wybiegł z pokoju. – ED, CZEKAJ! BŁAGAM!

Młodszy złotowłosy zaczął histerycznie ryczeć. Kasei gdy tylko to usłyszała, wstała i szybko pobiegła w stronę jego pokoju. Gdy dotarła, zobaczyła wszystko; zakrwawiony skalpel, zerwane, brudne bandaże, płaczącego Petera i rany na jego rękach. Przyłożyła dłoń do ust.

– Co ty narobiłeś?!

– WSZYSTKO, CO ROBIĘ TWORZY PROBLEMY, PRAWDA? – wykrzyczał. – NIENAWIDZĘ SIEBIE, WSZYSTKO, CO ROBIĘ, TO RANIĘ INNYCH! JA… Już dłużej tego wszystkiego… n–nie wytrzymam…

– P –Peter… – Zbliżyła się do niego. – Nie jesteś problemem, po prostu… To wszystko musiało ciebie przerosnąć…

– Proszę… Wyjdź… – jęknął.

– Peter, nie wyjdę, dopóki…

– POWIEDZIAŁEM WYJDŹ! – Wypchnął dziewczynę z pokoju, zatrzasnął drzwi, po czym magią umocnił zamek. Po tym upadł na kolana, zaczął ciągnąć się za włosy i płakał. Głośno płakał.

Kasei stała nadal przed drzwiami, słuchając jego przerażającego szlochania. Położyła obydwie ręce na drzwiach, po czym dotknęła ich czołem.

~

Edward biegł przed siebie, po prostu biegł. Nie wiedział, co robić, czuł się beznadziejnie, czuł… winę. Po kilku minutach bezcelowego biegu zatrzymał się gdzieś na pustej przestrzeni, z dala od jakiegokolwiek domu. Oparł się o jakieś samotne drzewko i zaciskał zęby ze wściekłości. Był w furii, na samego siebie.

„Czy ja naprawdę nigdy nie mogę mu pomóc?” – myślał. – „Nieważne ile razy przegonie złodziei, oni i tak wracają. Nieważne ile razy… cokolwiek spróbuję, on wciąż siebie obwinia… Za co? Dlaczego nie mogli oni wynaleźć po prostu tego leku i być szczęśliwymi? Dlaczego… nikt nie mógł? A teraz… on nawet sam siebie okaleczył… A ja nie mogłem nic z tym zrobić… Nie mogę nic z tym zrobić… Nie mogę oszczędzić mu bólu…”

„Zawsze jest pewna droga, Edwardzie z Rebellar. Jednak czy twoja wiara w to jest odpowiednio silna?” Ed znieruchomiał. W powietrzu czuł tajemniczą, ciężką i mroczną aurę, tak mocną, że zrobiło mu się duszno. Nie wiedział, kto do niego mówi. Zaczął nerwowo się rozglądać.

– Kto tu jest?! – wykrzyczał.

„Och, ludzie… Zawsze musicie drzeć się „kto tam?”, gdy ktoś przychodzi? Edwardzie, znam twoje myśli. Na pewno to, kim jestem, nie zgadza się z twoim obrazem świata.”

– Więc kim jesteś? – spytał będąc czujnym.

„Interpretuj mnie jak chcesz; diabeł, bożek, bóg, mag. Tak szczerze, mało mnie obchodzi, za kogo będziesz mnie uważać.”

– Bożek…? – W tym momencie złotowłosy przypomniał sobie Wyznawców Światła i legendy. Uśmiechnął się, lecz po jego oczach było widać, że jest przerażony. – Chyba sobie ze mnie kpisz. I ja mam w to uwierzyć?

„Mówiłem, nie obchodzi mnie, jak będziesz mnie widział. Przyszedłem do ciebie z pewną propozycją.”

– Życzenia? Posłuchaj mnie, najpewniej jesteś jakimś gówniarzem, bądź kimś od tego boga słońca, który próbuje udowodnić powrót jakiegoś diabła i swoją wiarę. Mylę się?

„Gówniarzem?” – Zaśmiał się obrzydliwie głos. – „Wątpiący śmiertelnicy zawsze znajdą sobie na wszystko wyjaśnienie. Gardzisz religiami, wiem o tym, wiem również dlaczego. Dlatego właśnie cię wybrałem, bo jesteś personą niezwykle interesującą.”

– Więc może byś mi odpowiedział, kim kurwa jesteś? – mówił coraz bardziej zdenerwowany.

„Ależ już powiedziałem: Wyznawcy Światła mają mnie za diabła, który spełnia życzenia mrocznymi mocami, inni mają mnie za wspaniałego ducha, który spełnia najskrytsze sny, a ty masz mnie za gówniarza, który próbuje udowodnić, że wiara światła jest realna.” – Zachichotał. – „Widzisz, jak dużo interpretacji?”

– Nie… – Edward zaczął kręcić głową.

„Czyżby twój światopogląd właśnie legł w gruzach? Przykro mi, naprawdę. Mógłbym pozostawić cię w tej słodkiej, zbudowanej z pogardy do wyznań iluzji, w której wierzysz, że bogów nie ma. W sumie nie odpowiem ci, czy bóg jest, czy boga nie ma. Ja egzystuję, ale czy muszę być bożkiem? Więc czy bóg może istnieć? Filozofie, najpewniej się na tym zastanowiłeś.”

– Skończ się ze mną bawić!

„Och, chyba zbyt głęboko pogrzebałem ci właśnie w głowie. Przyznam szczerze, że jesteś jedną z najciekawszych istot, jakie mogłem poznać. Więc, przyszedłem do ciebie z propozycją: chciałbyś zagrać w pewną grę?”

– Grę? – spytał poważnie. – O spełnienie życzenia? Przykro mi, jednak nie interesuje mnie coś takiego. Nie mam żadnych marzeń, nie potrzebuję ich. A tym bardziej nie będę ufać urwanemu kij wie skąd „bożkowi”.

„No wiesz co? Mógłbyś mieć dla mnie choć trochę szacunku, przecież jestem nad wami, ludźmi. No ale, czego ja się spodziewam po gardzącym ateiście? Edwardzie, jesteś przekonany, że nie masz żadnego życzenia? A może tym życzeniem byłoby szczęście brata, którego nie umiesz ochronić?”

Ed znieruchomiał. Nie był w stanie nic odpowiedzieć. Po jego głowie plątały się następujące myśli: „Skąd on wie?”, „Czy to naprawdę bożek?”, „To niemożliwe, on nie istnieje…”.

„Skąd wiem? Naprawdę bożek? Niemożliwe, że istnieję?” – powtórzył jego myśli. – „Edwardzie, ale przecież istnieję! Gdybym nie istniał, nie byłoby mnie tu. Przecież filozofia nie dopuszcza istnienia czegoś, czego nie ma, prawda? To irracjonalne. Nadal mi jednak nie odpowiedziałeś, czy na pewno jesteś taki pewny, że nie masz żadnego życzenia?”

– Na pewno nie robisz sobie ze mnie żartów…? – spytał pustym tonem, choć był przerażony.

„Dowodem było to, że potrafię słyszeć twoje myśli. Ja w przeciwieństwie do was, ludzi, nie kłamię. Co najwyżej mogę zignorować pytanie, lub odpowiedzieć na nie niejasno, jednak na twoje odpowiem z pełną szczerością: nie robię. Pomyśl o tym, nie chciałbyś dać swojemu bratu czegoś, co wyleczyłoby hemasitus? Nie chciałbyś, by poświecenie jego przyjaciela jednak nie poszło na marne? Nie chciałbyś mu pomóc?”

– Rozumiem więc, że jeśli miałbyś mi to dać… musiałbym zagrać w tę „grę”.

„Inteligentny jesteś. Przecież nie ma nic za darmo, nie myśl sobie, że tylko ciebie wybrałem. Po tym globie chodzi wiele interesujących dusz, których serca chowają piękne i przepełnione mrokiem cele. I jak każda gra, ta również posiada zasady. Będziesz musiał zdobyć coś, co upoważni cię do wypowiedzenia życzenia.”

– Upoważni? Czy to, że mnie wybrałeś nie jest wystarczające?

„Nie jest, tak byłoby za łatwo. Każde z was będzie musiało znaleźć przynajmniej jedną moją pieczęć, których jest ogółem dwanaście. Kiedy już zdobędziecie jedną, musicie walczyć o jej zachowanie.”

– A potem?

„Ci, którym udało się zachować pieczęcie zostaną wezwani w jedno miejsce, gdzie odbędzie się decydująca walka o to, kto wypowie życzenie. To tak ogółem, nie wyjawię tobie szczegółów, gdyż byłoby to za łatwe. Będziesz musiał się reszty sam dowiedzieć. Na tym świecie nie tylko wy, wybrani, wiecie o tym. Są ludzie, którzy latami przygotowują się na moje przybycie, są też tacy, którzy kontrolują przebieg całej gry. Znajdź tych ludzi, a oni na pewno ci pomogą.”

– Brzmi to jak idiotyczna gra z opowieści…

„No widzisz, przecież to jest idiotyczna gra z opowieści.” – Zaśmiał się. – „Więc jak, Edwardzie z Rebellar? Chcesz dać swojemu bratu to, czego szukał razem ze zmarłym już Janem Visivio Jenkinsem? Miałbyś również okazję, by spotkać swojego przyjaciela.”

– Mateo…

„Dokładnie, Matevigo. Zrobiłem ci tak wielki napad na umysł, że najpewniej nie myślisz teraz logicznie. To nie tak, że czuję się z tym źle. Ale skoro masz mętlik w głowie, powinienem cię zostawić, byś sobie to wszystko spokojnie poukładał. Ale śpiesz się z decyzją, masz czas do następnego wieczoru. Przemyśl sobie dokładnie, wygra twoja niewiara w moją egzystencję, czy może chęć uwolnienia twojego brata od bólu bycia beznadziejną kupą mięsa? Wybierz mądrze, Edwardzie. Twoi wrogowie nie śpią.”

Głos zamilkł, a ciężka atmosfera zaczęła się rozpływać. Ed złapał się dłońmi za głowę, śmiał się. Śmiał się z tego, co właśnie się wydarzyło.

– Wspaniałe… Doprawdy… Wspaniałe! – Śmiał się mówiąc do siebie. – Bożek istnieje… – Wybuchł śmiechem. – CO ZA IDIOTYZM! W CO JA MAM NIBY KURWA WIERZYĆ, ECH? JAKA JEST PRAWDA?! – krzyczał w stronę nieba tak, jakby spodziewał się odpowiedzi. Nie dostał jej jednak.

Zaczął iść. Próbował poukładać sobie wszystko to logicznie w głowie, ale nie mógł. Było to prawdą to, że jego brak wiary wywodził się z obrzydzenia i pogardy. Gardził religiami, gardził również Wyznawcami Światła… lecz teraz nie wiedział, co myśleć. Doświadczył czegoś, co nie było normalne, nie było wytłumaczalne… Jego poglądy powoli łamały się pod tym, co stało się kilka minut temu. Chodził i myślał, myślał i myślał… gdyż to było jedyne, co mógł teraz zrobić.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Godu 25.06.2020
    No, robi się coraz ciekawiej. W końcu jest nieco więcej pola do popisu dla Edwarda, bo jak dotąd odnosiłem wrażenie, że jako główny bohater był on nieco mało prezentowany i wydawał mi się przez to nieco mdły i nijaki w porównaniu do innych postaci, które są zakreślone bardzo wyraziście. Mam nadzieję, że Ed w końcu pokaże pazur ^^ Za część piąteczka.
  • Clariosis 25.06.2020
    Bardzo dziękuję za tak wysoką ocenę!
    Tak, tutaj już jest koniec "lania wody", wchodzi sedno fabuły. :) Co do Edwarda, to faktycznie teraz jego charakter będzie rozbudowywany i to mocno. Ogółem mógł się wydawać taki "nijaki" dlatego, że chciałam zrobić, by był taki zwykły, a nawet nieco zagubiony. Tutaj rzekomo pewny swych racji, a gdy tylko coś się dzieje, to te racje upadają niczym domek z kart w starciu z wiatrem... Mam nadzieję, że z każdą kolejną częścią polubisz go tylko bardziej. :)
  • Poczytałam sobie dalej dotąd, bardzo fajnie mi się czyta :)

    Wciąż myślę, że masz b. dobre postacie, dobrze je przedstawiasz, powiedziałabym, że coraz lepiej i a'propos tego, co pisałam ostatnio, coraz bardziej finezyjnie :D Wiem, że ta "finezja" to zabawne pojęcie, ja sama traktuję je nieco z przymrużeniem oka. To takie pojęcie lubiane przez krytyków, sama też kończyłam krytykę literacką i choć nigdy nie chciałam w tym pracować, a studiowałam tylko dodatkowo i wyłącznie z ciekawości, to coś mi tam zostało :D

    No ale skoro ciągnę ten wątek finezyjności, z finezją całości jest raz lepiej, raz gorzej, już teraz z tendencją na lepiej, więc pewnie pod koniec będzie całkiem dobrze.

    Dla mnie taką najciekawszą postacią, nie wiem czy ulubioną, ale z największym potencjałem, żeby zaskoczyć jest chyba Hagan. Ale to takie subiektywne odczucie, być może ktoś inny zaskoczy mnie bardziej niż on, zobaczymy :)

    Poza tym b. ładnie zrobione retrospekcje, no i ten pomysł z podgadującym bożkiem/diabełkiem też mi bardzo podszedł.
  • Clariosis 22.07.2020
    To, że Ci się podoba, jest dla mnie nagrodą. I to naprawdę wielką. :)
    O, więc widzę, że rozmawiam tutaj z kimś kto ma wiedzę jak wygląda praca krytyka literackiego od kuchni! Aż dopowiem jako taką trochę gorzką anegdotę, że miałam niegdyś wielką nieprzyjemność spotkać się z osobnikiem, co uważał siebie za wybitnego pisarza i jednocześnie za "lokalnego krytyka literackiego". A każdą swoją wypowiedź poprzedzał słowami "bo mój kolega polonista powiedział..." ;) No ale cóż, choć osobiście spotkanie z nim uważam za jedną ze swoich życiowych porażek, dzięki tej porażce trafiłam tutaj. Wszystko ma jakąś funkcję, nawet gdy zdaje się, że jest jednoznacznie złe lub nieprzyjemne. To tak apropo tematu mi się przypomniało. :'D

    Odnosząc się jednak już do samego komentarza: osobiście przyznam, że również sądzę iż kreowanie postaci jest moją, jako autora, najsilniejszą stroną. W tym konkretnym tytule jednak zdarzyło mi się również stworzyć postaci dość płaskie - na szczęście nie tyczy się to ani pierwszoplanowych, ani drugoplanowych postaci, a raczej kilku co na palcach jednej dłoni można policzyć. To dlatego, że użyłam ich raczej jako element fabularny aniżeli charakter - mieli spełnić daną funkcję w historii, aby popchnąć ją do przodu. Takiej zagrywki nie powinno się nadużywać, a nawet powinno się unikać, gdyż pisanie postaci "pod fabułę" często stwarza uczucie pewnego rodzaju sztuczności. Nie mówiąc jeszcze o tym, że jest to też często droga na skróty. Ale o dziwo, uważam, że choć mogłabym rozwiązać to trochę inaczej, to spełniło, dla całokształtu fabuły, swoją rolę. Wyjaśnię Ci to lepiej, kiedy już przeczytasz fragment w którym się to dzieje - możliwe, że sama też to zauważysz, ale zobaczymy. :)
    Jeżeli chodzi o resztę postaci, to nie ukrywam, ale przykładam do nich wielką wagę. Dokładam wszelkich starań, by nadać im po prostu wiarygodności. Stąd później staram się zaznajamiać czytelnika z ich myślami, uczuciami, rozterkami - wszystko, aby było te postaci widać, a wręcz czuć, jakby byli to prawdziwi ludzie. Wynika to głównie z mojej osobistej miłości do skomplikowanych i niejednoznacznych bohaterów z którymi można się zżyć, jak i próbuję niektóre rzeczy jako narrator, czy gdzieniegdzie w dialogach bądź myślach bohaterów przekazać czytelnikowi od siebie. Wiadomo, że nie zgadzam się ze wszystkim, co robią moje postaci, lecz gdzieniegdzie takie coś "od mojego serca" się znajduje. :) Cieszę się więc, że kreacja postaci przypada Ci jak najbardziej do gustu - to, że uważasz ją za bardzo dobrą również jest dla mnie nagrodą.

    No to zobaczymy, jak się rozwijam z czasem, skoro mówisz, że raz lepiej, raz gorzej. :) Ten konkretny tytuł pisałam na przestrzeni pięciu lat, więc może i się wyrobiłam. Mam nadzieję. :)

    Oh, za pochwalenie retrospekcji również ogromnie dziękuję! Przyznam szczerze, że nic nie sprawia mi takiej frajdy jak pisanie właśnie o retrospekcjach, które pogłębiają jeszcze bardziej historię - w końcu dzięki przeszłym wydarzeniom coś dzieje się w przyszłości. Stąd poznanie tego, co miało miejsce kiedyś, pozwala zrozumieć dlaczego zastana sytuacja wygląda tak, a nie inaczej.

    Pozdrowionka. :)
  • TheRebelliousOne 08.09.2020
    No witam! :D
    Kolejny dobry rozdział. Podobał mi się bardzo początek z rozmową Edwarda i Kasei. Przypomina mi trochę sytuację, z jaką sam musiałem się zmierzyć nie tak dawno temu... Reszta opowiadania również na plus, zwłaszcza emocje, jakie towarzyszą bohaterom. Są opisane tak... wiarygodnie i dokładnie. Serio, dobrze mi się czyta to opowiadaniem, mimo że fantasy tak mnie nie kręci.

    Pozdrawiam ciepło :)
  • Clariosis 08.09.2020
    Bardzo, ale to bardzo dziękuję za obecność i komentarz. :)
    Niezwykle cieszy mnie, że w opowiadaniu znalazłeś coś z czym możesz się osobiście utożsamić i mam nadzieję, że będzie Ci się z każdym rozdziałem tylko bardziej podobać. Pozdrowienia. :)
  • Shogun 23.09.2020
    Oj, to pierwszy rozdział, który autentycznie mnie zdenerwował, w pozytywnym znaczeniu oczywiście ;) A dokładnie wzbudził emocje. Cóż, albowiem moim zdaniem postępowanie Petera jest najgorszym możliwym, na jakie mógł wpaść. Cięcie się? Okaleczanie? Autentycznie głupie zachowanie, ale aby tak nie rzucać oskarżeń na wiatr, w stronę Petera, powiem dlaczego? A dlaczego? Cóż, jak najbardziej rozumiem uczucia Petera i jego wnętrze. Można cierpieć, można być załamanym, ale okaleczać się, co może prowadzić do śmierci? Nie tędy droga. Bo co z jego marzeniem? Co z marzeniem Jana? Co ze wszystkimi bliskimi? Z całą jego najbliższą rzeczywistością? Chłopak narzeka, że nie może niż zrobić, że nie może nic zmienić, lecz zamiast mimo to próbować coś zmienić poprzez życie, myśli aby je sobie odebrać. A przecież jeśli umrze, to nic nie zmieni, straci szansę. Bo prawda jest taka, że dopóki żyjemy, dopóty możemy wszystko zmienić.
    Chłopak dopiero co był na pogrzebie. Widział jak ulotne może być życie, to zamiast cenić je jeszcze bardziej, żyć i działać, to zbliża się powoli do odebrania go sobie.
    Wszyscy martwią się o niego, starają się dla niego, są z nim, a on robi coś takiego. Jak dla mnie to brak szacunku, dla nich, dla tego co dla niego robią, brak szacunku dla Jana, a przede wszystkim dla życia.
    Cóż, mam nadzieję, że takie czyny i sposób myślenia zostanie mu "wybity" z głowy.

    Swoją drogą bardzo podoba mi się postać bożka, szatana, a dokładnie jego dialogi. Nie jest sztywną potężną istotą. Ma poczucie humoru, pewien dystans do siebie. Jest bardziej kimś kto lubi się bawić, obserwować i uczyć się. A co najważniejsze nie uznaje się za wielkiego, lecz po prostu "jest".
    Ogólnie, bardzo ciekawie zbudowana "postać" :)
    Szczerze jestem jak i czy w ogóle jeszcze się "rozwinie" :D
  • Clariosis 24.09.2020
    Oj widzę, że Peter Ci gra na nerwach. ;) W sumie to trochę mnie niepokoi, bo to nie była moja intencja. Tak szczerze, jego przypadek chciałam zakreślić jako tragiczną ironię, ale i co ciekawe, pole do rozważań. A co mam tutaj na myśli? Peter to klasyczny, a wręcz książkowy przykład depresji: niestabilny emocjonalnie, wycofany społecznie, z niską samooceną... i zaburzonym myśleniem, w którym śmierć nie robi na niego wrażenia takiego, jak powinna. On widzi śmierć jako ogromną tragedię i jako przecież medyk (!) wie jak straszna jest, a jednocześnie zaczyna postrzegać ją jako swój cel... i to właśnie jest ta ironia, o której mówię. Taka osoba jednocześnie jest medykiem i z całych sił walczy o życie innych. Czy to więc nie oznacza ogromnego pokładu sił, zarówno fizycznych jak i psychicznych, a jednocześnie doceniania wartości życia? O ironio...
    Czy trzeba go za jego zachowanie demonizować? Polemizowałabym. Raczej przydałaby mu się, o ironio, medyczna pomoc, tylko czy po nią sięgnie? Dlatego właśnie depresja jest tak trudną chorobą. Rozumiem ludzi, którzy się oburzają na tak pesymistyczne myślenie, z drugiej... taka osoba nie ma pojęcia, co robi. To nie brak szacunku, ale... brak wspólnej rozmowy. Nie wiem, czy wspominałam to w innym komentarzu gdy z Tobą pisałam, ale brak dialogu i porozumienia jest tu głównym problemem. Zarówno Petera, jak i Edwarda, a nawet Mateo. Brak dialogu, odizolowanie, a wszystko to podszyte troską o innych. Mateo bał się o Jana, teraz obwinia ich za jego śmierć. Ed nie skonfrontuje własnych uczuć, bo uznaje je za nieważne, gdyż życie przemija... ale przecież tak się troszczy o Petera, o dziwo. Peter za to nie pozwoli przetłumaczyć sobie, że to nie jest jego wina, przez co jeszcze bardziej się nakręca... To jest mieszanka, która niestety, musiała za przeproszeniem jebnąć... Teraz wszyscy będą musieli wyciągnąć z tego konsekwencje. Pytaniem jest jednak jakie Peter, by wynagrodzić bratu to wycofanie, a jakie Edward i Mateo?
    Ale wiesz co? Intryguje mnie, jak zareagujesz później. Bo przyznam szczerze, że czuję iż mogę Cię bardzo pozytywnie zaskoczyć w sprawie tzw. Progressu bohaterów. :) No, ale nie spolieruję więcej, bo naprawdę, ale to naprawdę jestem ciekawa co powiesz później, ale na spokojnie czytaj, nie poganiam Cię. Cieszę się, że masz własną opinię i że tekst wywołuje emocje - mój wywód powyżej nie ma na celu moralizowania Ciebie, że rzekomo "nie znasz się na depresji", po prostu wymieniam mój sposób widzenia całej sytuacji, ale i szanuję Twoją. A nawet się zgadzam, że Peter się posunął do najgorszej możliwej rzeczy. Z drugiej jednak mi go szkoda, że nie wie jak inaczej sobie z tym wszystkim poradzić. Ale tak samo szkoda mi Edwarda, gdyż on też ucieka...

    Ohhh bożek. ;) Osobiście uważam, że jest jedną z najlepszych postaci w całym "Filozofie". Ciekawi mnie jakie emocje wzbudzi w Tobie z czasem, gdy dowiesz się o nim tylko więcej. Co jak co, ale w przypadku postaci dokładam ogromnych starań, są dla mnie ważniejsi nawet od fabuły. :) Bo fabuła to może być średnia, ale jak bohaterowie są dobrze wykreowani, to wszystko ocalą. :)
    Pozdrawiam i dziękuję za komentarz!
  • Shogun 24.09.2020
    Clariosis piękna odpowiedź :) Nie bój się, w tekście wszystko gra ;) ja po prostu lubię pogadać, analizować i rozważać wnętrza bohaterów. Tak, wiem, że to klasyczny przykład depresji oraz dostrzegam ironię, jednak największym tragizmem całej tej sytuacji, jak i samego Petera jest to, że nie szuka pomocy, a nawet jej nie chce, jawnie ją odrzucając.
    Tak jak wspomniałaś, najważniejszą rzeczą w tym przypadku jest rozmowa, a nie krzyki i obrażanie się, jednak jak rozmawiać gdy ani jedna, ani druga strona tego nie chce? A nawet jakby jedna chciała, to ta druga wręcz przeciwnie? Zmusić? Nie, to również nie byłaby droga, bo szczerze, nawet do dobrego nie można człowieka zmusić, jeśli jest to wbrew jego woli.
    Cieszę się, że akceptujesz moją opinię, gdyż mówię, jak na razie nie mogę zaakceptować postępowania Petera, choć wiem, co? Jak? I dlaczego?
    W końcu ucieczka niczego nie rozwiązuje, a tylko splata supeł jeszcze bardziej i to zarówno w przypadku Petera jak i Eda.
    Dlatego ciągle idę do przodu w historii, aby dostrzec progres, o którym mówisz, bo być może rzeczywiście mnie zaskoczy i zwali z nóg, powodując zmianę mojego stanowiska o 180 stopni :D Przekonamy się niebawem. Będę czytał i zostawiał ślady haha ;)

    No proszę, czyli jednak moja czytelnicza i lisia intuicja mnie nie zwiodła haha ;) Ano, przekonam się co nam jeszcze bożek pokaże :D
    Ależ oczywiście, dobrze zbudowane postacie potrafią zatrzymać nawet przy najgorszej pod względem fabuły lekturze, bo można się w nie zagłębić i współodczuwać razem z nimi. Dlatego też tak mi zależy na ujrzeniu ich dalszego rozwoju :D
    Również pozdrawiam! ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania