Pokaż listęUkryj listę

Boska Makabra: Filozof - Rozdział 10 (Część 6)

Peter rozpłakał się głośno. Trio starało się uspokoić go, bezskutecznie. Nana zaczęła lekko głaskać go po głowie.

– Peterze z Gormilli, to nie twoja wina – zapewniała różowowłosa.

– NIE KŁAM! – krzyknął rozhisteryzowany. – ZAMORDOWAŁEM GO JAK SZALENIEC! ŚMIAŁEM SIĘ, CHCIAŁEM TO ZROBIĆ!

– …To przez bożka się tak zachowałeś – szepnęła cicho.

– Przez bożka?! – spytał przerażony Lorenzo.

– To ten skurwiel umie kontrolować umysły?! – Eris aż wstała, wyciągnęła bardzo słuszny wniosek. Nana kiwnęła głową.

– Jednak nie tak, jak sobie to wyobrażacie. Bo…

– Peter. – Przemówił ktoś, przerywając jej. Złotowłosy poczuł, jak grunt zawala mu się pod nogami. Znał ten głos, nie słyszał go tak długo.

– Mistrzu Aru. – Kyoko wstała i pokłoniła się. Aru, Edward i Kasei byli poturbowani i poranieni na całym ciele, to efekt uboczny teleportacji ich przez Jintę na tak ogromną odległość. Aru bała się, że ich ciała zostaną rozszczepione, na szczęście skończyło się jedynie na ranach.

– Wiemy, co się stało… Nic wam nie jest…? – spytała troskliwie czerwonowłosa.

– A tobie? Jak ty wyglądasz… – zmartwił się Lorenzo.

– Nic mi nie będzie, potem opowiem… Zaraz, kto to? – Wskazała na Petera.

– To jest mój brat – odpowiedział bardzo cicho Ed. – Co… Co ty tu najlepszego robisz? Co ci się stało?! Peter!

Edward podszedł do brata szybkim krokiem, po czym złapał go za ramiona i spojrzał prosto w jego błędne oczy. Miał wrażenie, że już kiedyś takie widział. Przeszły przez niego ciarki.

– Nie wiem… Nie wiem, co to było… ale czułem gniew… Ja go… – Peter zacisnął powieki oczu i znów zaczął płakać. Edward nie był w stanie nic powiedzieć.

– Wyłaź, Iccha – nakazała surowo Cana, która dopiero co weszła do salonu. – Śmierdzi tu tobą na kilometry, więc powiedz, co masz do powiedzenia i spieprzaj stąd.

„No wiesz co?” – oburzył się bożek. – „Przecież właśnie mamy tu uroczą scenę pojednania gracza i jego trzech broni, tak samo dwóch braci! Zobacz, jaką miałaś rację! Mówiłaś, że do ciebie przyjdą i są! Och, Edwardzie z Rebellar, musisz być dumny, że brat poszedł w twoje ślady i zamordował z zimną krwią, hm?”

– To twoja wina! – krzyknęła ze łzami w oczach Nana. – To ty budzisz w ludziach te emocje!

Zapadła cisza. Aru popatrzyła na Edwarda, a ten na nią. Bronie oczekiwały w niepewności, gdy nagle to Eris wybuchła.

– Kurwa mać, dosyć tajemnic! Wyjaśni mi ktoś w końcu, o co w tym zapierdala?! „Ha, nasza kochana Eris Enzern!” – Zaśmiał się bożek. – „Doszliście już tak daleko, że prawda zaraz się wyda, więc i ja uchylę rąbek tajemnicy. Moja zawarta w pieczęciach mana, reaguje na ludzki żal i zamienia go w gorycz, najgorszą, jaką tylko możecie sobie wyobrazić. Dlatego zawsze wybieram ludzi zdesperowanych, po traumach, szalonych, lub po prostu okrutnych!”

– Czyli ten gniew… – wydedukował Edward. – Ta chęć mordu… TY to w nas sprawiłeś?!

„Filozof Edward atakuje!” – Znowu zarechotał. – „To niezwykle zabawne widzieć, jak ludzie dla spełnienia własnych pragnień zrobią wszystko. Dosłownie wszystko. A jeszcze lepiej jest, gdy wymyślają naprawdę wyszukane życzenia, a potem wygrywają! Na przykład takie hemasitus, o, dlatego właśnie nikt nie jest w stanie tego wyleczyć, ponieważ jest stworzone przeze mnie! Widzisz? Brando, który je wymyślił, do dziś morduje tyle istnień, a dla mnie to komedia na żywo patrzeć, jak biedni medycy tacy, jak twój żałosny braciszek próbują temu zaradzić.”

– Ty skurwielu… – warknęła Aru.

– I to niby ma być cel tej gry? Zabijanie? Zabijanie nie jest celem! Nie jest rozwiązaniem! I nie śmiej nazywać mojego brata żałosnym! – warczał Ed, zasłaniając Petera sobą. Bożek zaśmiał się ponownie.

„Edwardzie, przestań żyć złudną moralnością. Twoja matka, jako wojskowy, dla swojej ojczyzny musiała nie raz zatopić miecz we krwi. Dla obrony własnej ludzie są w stanie zamordować, dla bliskiej osoby tym bardziej. Ty sam zabiłeś Hemva, ponieważ chcesz wygrać i uwolnić swojego brata od ciężaru niemocy wyleczenia hemasitus. Przecież ja wiem o tobie wszystko, w tej grze należysz do mnie. Jesteś moim pionkiem.”

– Nie jestem pionkiem kogoś takiego… Żadne z nas nie jest… Jesteśmy silniejsi niż ty!

– Właśnie! – poparła go Aru. – Mogliśmy się tobie oprzeć! Nie damy się kontrolować, nigdy!

– Ale skoro tak bardzo uwielbiasz zabijanie… – dodał Ed. –To zabiję ciebie, by obronić wszystkich moich przyjaciół, mojego brata i cały ten świat!

„Jakie to wyniosłe!” – Bożek udał wzruszenie. – „Mówisz o zabiciu boga z taką pewnością, gdy sam jesteś zaledwie człowiekiem. Edwardzie z Rebellar, jesteś głupcem!”

– Oczywiście, że jestem. Zgodziłem się wejść w tak chorą grę i pozwoliłem się kontrolować… przez kogoś, kto jest niczym diabłem… Nie, to ty jesteś diabłem. Diabłem Życzeń, jak zwą cię Wyznawcy Światła. Kto by pomyślał, ile racji w tym mają.

„Pozwól więc, że teraz powiem ci coś na osobności. Nie martw się, teraz tylko ty słyszysz moje słowa. Przemawiasz tak wyniośle i pewnie, tak, jakbyś był kimś silniejszym ode mnie. A tak nie jest. Chcesz ocalić świat, a nie jesteś nawet w stanie ochronić kobiety, jaką kochasz.”

„Nie próbuj nawet jej w to mieszać…” – odpowiedział w myśli.

„Och, powiedziałem prawdę, filozofie. Myślałem, że filozofowie kochają prawdę!” – Bożek zaśmiał się i zaczął mówić ponownie do wszystkich. – „Mam nadzieję, że niedługo zobaczymy się w finale! I taka mała anegdota na koniec, moje kochane pionki; gdyby wiele set lat temu pewna osoba w grze nie wymordowałaby wszystkich swoich konkurentów, po tym świecie nie zostałoby nawet wspomnienie. Więc zastanówcie się! Ponieważ strach przed śmiercią jest najbardziej żałosną cechą śmiertelników.”

Wtedy ciężka atmosfera opadła. Bast wyłoniła się zza pleców Cany, Nana kontynuowała głaskanie Petera po głowie. Reszta wpatrywała się w ziemię, trwała grobowa cisza. Nagle Peter wstał, podszedł do Edwarda i bez ostrzeżenia uderzył go z całej siły w twarz. Edward wygiął się do tyłu, schował nos w dłoniach i zasyczał.

– DLACZEGO?! – wrzasnął Peter, ze łzami w oczach. – DLACZEGO TY ZAWSZE SIĘ DLA MNIE POŚWIĘCASZ?! DLACZEGO DLA MNIE POSZEDŁBYŚ NAWET DO PIEKŁA?!

– Peter… Zrozum…

– NIE! NIE CHCĘ, BY MOJE MARZENIE SPEŁNIŁ KTOŚ TAKI! BY BAWIŁ SIĘ TOBĄ JAK NIC NIE ZNACZĄCYM PIONKIEM NA PLANSZY! TO NIE JEST TEGO WARTE! – Zaprzestał krzyku, by wziąć głęboki wdech. – Sam wyleczę hemasitus… Pokonam go! Nieważne, że to zajmie lata… Pokażę temu diabłu, że ludzie są silniejsi niż on. To jest moja walka, więc proszę, nie wtrącaj się w nią. Nie dla kogoś takiego, nie dla jego uciechy…

Aru spojrzała na swoją dłoń, na której po chwili pojawiła się pieczęć z dużą cyfrą sześć, a pod nią mniejsze numery tych, jakie zdobyła. Przymknęła oczy.

– Ja… już nie wiem… – szepnęła.

– Ja… też – dodał Lorenzo.

– Ani ja – potwierdziła Kyoko.

– Ani wredna małpa taka jak ja… – skończyła Eris.

Kasei płakała cicho, nic nie mówiła.

– Nie. – Ed złamał ciszę. – Musimy skończyć tę walkę.

– Ed! – krzyknął Peter.

– …Zażyczę sobie… żeby bożek nigdy już nie wrócił – oznajmił. – Żeby już nigdy nie stworzył ponownie tej cholernej gry!

– Co? To… zadziała? – spytała niepewna Aru.

– Nie wiem, ale przecież zobowiązał się spełnić każde życzenie. Co innego nam zostaje? Zostawienie tego samopas i życie ze świadomością, że kiedyś ten diabeł może zniszczyć nasz świat?

Cana uśmiechnęła się.

– Prawisz mądrze – przyznała kapłanka. – Pozwólcie teraz, że się wreszcie przedstawię. Jestem Cana Maria via Kavaru. Czekałam na ciebie, magu ognia, jak i na ciebie, złotowłosy chłopcze z Rebellar. Przekażę wam całą wiedzę na temat gry, jaką posiadam. Uważam, że nie powinniście rezygnować, jeżeli tak wam zależy na pozbyciu się Icchy i zatrzymaniu jego makabrycznych praktyk. Użycie życzenia przeciw niemu jest możliwe, Iccha tworząc grę zawiera przysięgę wieczystą, która zobowiązuje do spełnienia każdego życzenia, jakie tylko sobie wymyślicie. Jeżeli złamałby tą przysięgę znikłby, co raczej nie byłoby dla niego korzystne.

– Ed… – szepnęła Aru. – Zniszczmy razem bożka. – Podała mu rękę. Złotowłosy uśmiechnął się i uścisnął jej dłoń mocno. Wszyscy zebrani poczuli nadzieję w sercu.

– Siadajcie – powiedziała Cana, wskazując ręką ławę. – Mam dużo do opowiedzenia o bożku, o grze… jak i o przeciwniku, jaki stanie na waszej drodze. To osoba ze srogim życzeniem, na nieszczęście również dysponująca ogromną wiedzą i możliwością wygranej. Spoczęli. Cana wzięła krzesło, jakie wcześniej zajmował Peter i usiadła naprzeciw ich. Obok na ziemi usiadły Nana i Bast, staruszka odkaszlnęła.

– Ród Kavaru jest rodem łączącym świat sacrum ze światem profanum. Nie mam pojęcia jaką wiarę wyznajecie, jeżeli w ogóle, lecz muszę opowiedzieć o swojej, by wszystko wyjaśnić. To, czy w to uwierzycie, jest tylko i wyłącznie waszą indywidualną sprawą. Iccha jest jednym z dwunastu bogów, bogiem życzeń, który winien spełniać marzenia ludzkie. Jednak zamiast tego, wolał używać swoich mocy dla własnej przyjemności i do stawania się coraz potężniejszym. Pewnego razu bogowie, by go powstrzymać, zaproponowali pewną grę; jeżeli wygrają, Iccha nie będzie mógł używać swoich mocy dla siebie, ale jedynie dla kogoś innego, nieważne co sobie zażyczy. Jeżeli natomiast on wygra, przejmie wszystkie ich moce i stanie się jedyną boską istotą. Zachęcony propozycją zgodził się, wraz z bogami składając wieczyste przysięgi, obligujące do spełnienia owych obietnic. Iccha, choć był pewny siebie, na całe szczęście przegrał, od tej pory mogąc spełniać jedynie ludzkie życzenia, tak jak powinien robić. Jednak i tu znalazł lukę. Tworzył znaną wam grę, o wiele częściej i w większej ilości miejsc na raz, niż sobie wyobrażacie. Na świecie nastał terror, gdyż pomagał wygrywać swoim ulubieńcom. Gdy jeden Brando z Nihorii zażyczył sobie stworzenie hemasitus, bóg kosmosu postanowił, że zakończy tą tragikomedię. Oderwał od Icchy znaczną część mocy i zapieczętował, przez co bożek może używać swojej magii raz na kilkaset lat, gdy ta się zregeneruje. Lecz pomimo tego nadal jest potężny i tworzy grę, czego jesteście świadkami. Możecie mi nie wierzyć, ale taka jest prawda.

Nikt nie skomentował. Ed próbował przeanalizować informacje, które przyniosły mu więcej pytań niż odpowiedzi.

– Próbuję się dowiedzieć prawdy o świecie – odezwał się nagle złotowłosy. – Nie mam pojęcia, czy ta historia jest prawdziwa, gdyż może to tylko legenda powstała na potrzeby wiary… Lecz bożek istnieje, to niezaprzeczalny fakt… Uznajmy więc na razie, że to prawda. Bożek jest nieokrzesany, jednak będzie miał zasrany obowiązek spełnić życzenie, by się wyniósł, jeżeli wygramy.

– I to jest w tym momencie najważniejsze. – Przytaknęła Cana. – Kolejną kluczową informacją jest fakt, że bożka podczas finału nie można wezwać od tak. Iccha zawsze przybywa wtedy, gdy narodzą się albinosy. Czasami rodzą się często, co pięćdziesiąt, co sto lat, lecz mogą urodzić się też dopiero po kilku stuleciach, zawsze trwając przez trzy pokolenia. Bożek gdy odzyska siłę czeka, aż się narodzą, a gdy podrosną, wkracza. Tylko albinos może zmaterializować jego formę, nawet ja tego nie potrafię. Dzieje się to podczas finału, to wtedy wypowiadanie jest życzenie.

– Dlatego złodzieje próbowali porwać Nanę! – wydedukował Lorenzo, uderzając pięścią o otwartą dłoń.

– Nanę? Tą małą o różowych włosach? – spytała Aru. Lis kiwnął głową.

– To niestety prawda – westchnęła ciężko Cana. – Waszym przeciwnikiem, o jakim wspominałam, jest Najwyższa Kapłanka Światła. Ma zamiar poprosić bożka o oczyszczenie świata z „niewiernych psów”. Na pewno nie jesteście zdziwieni.

– Oj nie – odpowiedziała Aru poważnie.

– To najprawdopodobnie najcięższy przeciwnik, z jakim będziecie mieli do czynienia w tej grze. Gdyż ona… jest Kavaru.

– Osz ja pierdolę! – Przeraziła się Eris. – Ta suka więc…

– Ma ogromną wiedzę. I armię posłusznych jej ślepców – wyjaśniła Kyoko.

– I wie gdzie czego szukać. – Aru spojrzała na Nanę. – Musimy zadbać o ochronę tej małej.

– Jak to zrobić? – spytał Peter. – Walczyć z taką bandą i jednocześnie chronić…?

– Oni tu wrócą – powiedziała Cana. – Tego jestem pewna. Gdy mnie nie było, załatwiałam ochronę, gdyż wiedziałam, że w końcu się zjawią. Jednak nie wiem, czy to starczy. Teraz również pod żadnym pozorem macie się nigdzie nie ruszać! Muszę was podleczyć zanim wrócą. Macie od teraz mieć oczy dookoła głowy, spać z jednym otwartym i myśleć, że cień muchy jest cieniem waszego wroga. Zrozumiano?

– Tak – odpowiedzieli wszyscy na raz.

– Dobrze. Nana, Bast, przygotujcie salę medyczną. Peterze z Gormilli, pomożesz mi.

– Oczywiście! – odpowiedział.

– Wy za to, gracze – zwróciła się do Aru i Edwarda. – Nana Nagisa jest wasza do końca gry. Macie natomiast zachowywać się, jakby jej życie było ważniejsze od waszego, zrozumiano?

– Tak jest – odpowiedziała Aru, Ed jedynie kiwnął głową.

– Dobrze. Nana, zanim pójdziesz, oddaj im pieczęć.

Różowowłosa posłusznie ściągnęła ją ze swojej dłoni, po czym nałożyła na dłoń Edwarda. Ukłoniła się lekko, po czym ruszyła za Bast i Peterem. Cana odeszła następna, a za nią bronie i mistrzowie. Ed wpatrywał się beznamiętnie w pieczęć na swojej dłoni. Kasei podbiegła do Aru i przytuliła się, czerwonowłosa otuliła dziewczynkę jedną ręką.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania