Pokaż listęUkryj listę

Boska Makabra: Filozof - Rozdział 3 (Część 4)

Szli, nocne niebo przysłoniły ciemne chmury. Miasto było opustoszałe, większość mieszkańców wybrała się do Elizabeth, a pozostała część najnormalniej w świecie drzemała. Ed przez duszność, jaka nagle go złapała, rozpiął marynarkę i koszule pod szyją. Na zewnątrz panował chłód, który zważając na ogólny ciepły klimat Gormilii był naprawdę dokuczliwy i nienaturalny, szczególnie w październiku. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że za tą anomalią kryje się coś więcej.

Nagle coś poczuł. Nie był jednak przekonany, czy to aura bożka, lecz szedł przed siebie, tak, jak magia go prowadziła. Robiło mu się niestety coraz bardziej duszno, a ciarki przeszły mu po plecach, gdy poczuł mocniejszą manę.

– Co jest, Ed? – odezwała się Kasei, nadal zmieniona w broń.

– Chyba trafiliśmy. – Ed spojrzał na budynek zbudowany z białej cegły. Był to najwidoczniej ratusz miasta, bezszelestnie wślizgnął się do środka. Rozejrzał się, czy aby na pewno jest tu sam z Kasei; prócz śpiącego na krześle ochroniarza, nie zauważył nikogo innego. Ostrożnie zaczął iść w stronę schodów, które znajdowały się po drugiej stronie holu, całą resztę pomieszczenia wypełniały rzeźby, namalowane portrety powieszone na ścianie, drzwi do innych pokoi i dywany na ziemi. Razem z bronią trzymaną w lewej dłoni, Ed szedł z wyciągniętą przed siebie prawą, w której skupiał magię.

Powoli postawił krok na stopniu schodów, gdy nagle ochroniarz mruknął coś przez sen, jednak nie obudził się. Ed odetchnął głęboko, po czym zaczął stawiać kolejne kroki. Po chwili znalazł się na piętrze, lecz aura, którą czuł, prowadziła go wyżej i wyżej. Wchodził dalej, nadal mając szeroko otwarte oczy i nasłuchiwał uważnie każdego, nawet najmniejszego szmeru. Po chwili dotarł na sam szczyt, gdzie nie było już tak ładnie: z sufitu zwisał stary, nieco zardzewiały dzwon, przez okno rozciągała się panorama miasta Nayo. Same pomieszczenie wykonane było z drewna, z dużą ilością filarów, które podtrzymywały dach. Ed zaczął czuć aurę jeszcze wyraźniej: przetarł pot z czoła, gdy zaczęło robić się mu coraz bardziej duszno i gorąco.

– I jak? – spytała Kasei.

– Na pewno coś tu jest… Tylko gdzie…

Zaczął szukać, zrobił się nieco spokojniejszy. Ten stan nie trwał jednak długo, gdyż usłyszał czyjeś kroki, szybko schował się za jakimś filarem. Wyjrzał zza niego, zobaczył wchodzącego po schodach dorosłego mężczyznę, o czarnych włosach, jasnej karnacji i niebieskich oczach. Był w wieku mniej więcej czterdziestu lat. Ubrany był w czarny płaszcz, który zakrywał całego jego ciało. Mężczyzna zaczął rozglądać się po pokoju, zupełnie jakby czegoś szukał.

„Wybraniec?” – zastanawiał się Edward. Mocno złapał rękojeść włóczni, po czym wyskoczył zza filaru i ostrzem wycelował w przybysza. Ten zamarł na chwilę, unosząc ręce lekko do góry. Spojrzał prosto w oczy Edwarda, który był widocznie zestresowany.

– Heh – parsknął mężczyzna, relaksując się nieco. – Tak myślałem.

– Myślałeś? – spytał Ed.

– Tak myślałem, że zdobycie pieczęci nie będzie łatwe. – Zrzucił z siebie płaszcz, był ubrany w koszulę, na którą założoną miał kamizelkę. Nosił szare spodnie zapięte pasem, na których zwisał futerał z mieczem. Wyciągnął szybko swoją broń, po czym wycelował nią we włócznie. Edward odskoczył w tył. Jego przeciwnik uśmiechnął się i przeczesał dłonią włosy. – Jestem Hemv z Myzen, jeden z wybranych.

– Tyle to już sam wywnioskowałem – odpowiedział złotowłosy. – Edward z Rebellar.

Hemv wyskoczył ponownie na Eda, ten odepchnął go przy pomocy Kasei i magii. Czarnowłosy po tym wypchnięciu zdołał odzyskać równowagę, po czym wyprostował się.

– Jak na młodzika nieźle walczysz. Jednakże to, że posiadasz broń ze zwierzęcio-człowieka nie jest wystarczające, by mnie pokonać!

– GH, JESZCZE SIĘ PRZEKONAMY! – wrzeszczała Kasei. Hemv i Edward walczyli, zderzali się, próbując jak najefektywniej ugodzić siebie nawzajem. Hemv zdołał zranić Edwarda w ramię, ten odskoczył wtedy. Zacisnął wargi i spojrzał na ugodzone ramię, materiał jego ubrań był przecięty, a z rany płynęła krew. Po chwili Hemv ponownie zaszarżował na niego, mimo bólu udało mu się zrobić unik.

– Ed, wszystko ok?! – spytała Kasei.

– Tak, jest ok… – mówił z bólem w głosie.

– Jak długo wytrzymasz, Edwardzie? – spytał czarnowłosy, po czym zadał mu kolejny cios, próbując trafić w brzuch. Na szczęście złotowłosy w porę obrócił się, przez co jego biodro zebrało cios. – Niedługo odeślę cię tam, skąd przybył bożek.

– Czego tak bardzo pragniesz, Hemvie? – spytał Ed, nieco się kuląc. – Skoro chcesz mnie zabić, musi ci na tym bardzo zależeć.

– Czego chcę? – Uśmiechnął się. – Bogactwa. Obrzydliwego bogactwa.

– Bogactwa? Po to bożek cię wybrał?

– Dokładnie. Niegdyś Nayo było moim domem. Byłem jednym z najbogatszych, jeśli nie najbogatszym ze wszystkich. Miałem wspaniałą kobietę, znane nazwisko. Ale pewnego dnia mnie ograbili! – wykrzyczał i znowu rzucił się na Eda, ranny złotowłosy zaparł się włócznią, tym razem udało mu się nią dźgnąć przeciwnika. Czarnowłosy odskoczył, po czym położył dłoń na klatce piersiowej, w którą Ed uderzył. Śmiał się. – Zabrali mi wszystko. Wrobili mnie w jakieś przestępstwo na tle religijnym… Wiesz chyba, że ta banda złodziei jest wyznania światła. Wierzą, że jeśli zniszczą wszystkich niewiernych, ich ukochany bóg zabierze całe cierpienie, które rzekomo zrzucił na ten zakichany świat przez tych, którzy go nie wyznają! Wrobili mnie w to, okradli mnie, zabrali moją kobietę… Moim życzeniem jest sprawić, że wszyscy oni, ci złodzieje, zdechną w męczarniach. A potem zabiorę całe ich bogactwo! I znowu będę bogaty! Więc taki gówniarz jak ty nie zabierze mi pieczęci! Co niby możesz o tym wiedzieć?!

Wykrzyczał, po czym zaszarżował w jego stronę. Edward również wyskoczył, zderzali się, próbowali nawzajem zranić. Złotowłosy czuł, jak wzrasta w nim dziwna złość, taka, której… nigdy wcześniej nie czuł. Której… nie umiał wytłumaczyć.

– Wiem więcej… – powiedział Ed, spoglądając na przeciwnika z furią, przypominając sobie matkę, która zginęła właśnie przez Wyznawców Światła. – Niż… myślisz. Ale… Ty, pomimo utraty kogoś bliskiego, nadal pragniesz pieniędzy?

– Oczywiście, że pragnę. Dzięki nim znajdę kogoś nowego. Znowu będę szanowany, będę mieć piękną kobietę! Będzie jak dawniej! A bożek mi to zapewni! – Nowego… – powtórzył i jeszcze bardziej się zdenerwował. –Więc tak naprawdę jej nie kochałeś, tej kobiety?

– Co ty… – Hemv wyglądał, jakby zaraz miał eksplodować. – OCZYWIŚCIE, ŻE KOCHAŁEM! ALE TO NIE ZMIENIA FAKTU, ŻE NIE MOGĘ ZNALEŹĆ KOGOŚ NOWEGO I ZASTĄPIĆ JĄ, DURNY SZCZYLU! - Zaatakował go znowu, Edward zablokował jego miecz włócznią.

– Jeśli się kogoś kochało… – Złotowłosy zacisnął mocno dłonie na rękojeści włóczni, a także skupił swoją magię. – To się tego kogoś nie zapomina. Nie wymienia się… Nie zastępuje…! A śmierć tych złodziei nie zapewni tobie powrotu bogactwa! – ZAMKNIJ SIĘ! – wykrzyczał Hemv, po czym odskoczył daleko od niego. Złapał mocniej rękojeść miecza, po czym wznowił atak, biegł wprost na Edwarda. – TACY JAK TY NIGDY NIE ZROZUMIEJĄ, NIGDY, NIGDY, NIGDY! A TERAZ BĄDŹ TAK ŁASKAWY I PO PROSTU UMRZYJ! – Biegł, celując w niego mieczem. Edward poczuł nagłą furię.

– Ty też… NIE ZROZUMIESZ, CZEMU MUSZĘ TO WYGRAĆ! – Edward wykrzyczał to, po czym również wybiegł w jego stronę.

Po chwili na drewnianą podłogę zaczęła kapać krew. Edward powoli otworzył oczy, lecz szybko tego pożałował. Na włócznię, w którą zmieniona była Kasei, był nabity jego przeciwnik. Źrenice Eda zmieniły się w punkty. Hemv zakaszlał, krew wytrysnęła kroplami na twarz Edwarda. Szybko wyciągnął Kasei do siebie, a wtedy czarnowłosy upadł bezwładnie na ziemię i powoli się wykrwawiał. Po chwili… był martwy. Na ten widok ta dziwna złość w nim zniknęła. Zamiast niej pojawiła się histeria, w ogóle nie wiedział, co ma teraz zrobić. Zaczął panikować: upuścił Kasei, złapał się dłońmi za głowę i zaczął… śmiać się, z przerażenia. Nie mógł nic więcej robić, więc śmiał się, choć był śmiertelnie przerażony. Kasei zmieniła się w formę zwierzęcia, również cała się trzęsła, była upaprana we krwi.

– Dlaczego… Dlaczego ja to zrobiłem?! – Śmiał się. – Dlaczego ja… Dlaczego ja go zabiłem?!

– ED, OGARNIJ SIĘ! – wykrzyczała przerażona. – ZABIERAJ TĄ PIECZĘĆ I PO PROSTU UCIEKAJMY!

Złotowłosy zaczął rozglądać się. W końcu zauważył coś niedaleko dzwonu. Podbiegł, leżał tam dziwny zwój. Znowu poczuł tą duszącą aurę… Wziął go w ręce, po czym razem z Kasei zaczął uciekać. Po prostu biegli. Ochroniarz nie obudził się, gdy przemknęli obok.

Uciekali, po prostu uciekali, nie ważne gdzie, byle przed siebie.

 

Elizabeth żegnała swoich gości, każdego osobiście. Pana Stavu wynosiło czterech ludzi, utrzymując go z trudem na rękach, gdyż upił się tak, że nie mógł chodzić. Kobieta nakazała służbie zacząć sprzątać, lecz wtedy zorientowała się, że jej głównych gości nigdzie nie ma. Wyszła z sali przez duże drzwi, szła przez ciemny korytarz, zmierzała do pokoju, jaki im przydzieliła. Otworzyła drzwi, w pokoju było ciemno, lecz okno było szeroko otwarte. Spojrzała na łoże, leżała tam poskładana w kwadrat czerwona suknia, a obok niej elegancki garnitur. Podeszła, obejrzała stroje, które były jak nowe. Po chwili zobaczyła też karteczkę. Podniosła ją i przeczytała na niej podziękowania i prośbę o nie martwienie się, napisaną pięknym pismem. Elizabeth uśmiechnęła się.

– Ach, ten Ed. Carolina też tak znikała.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Godu 24.08.2020
    Dobra część, choć tutaj walka nieco zbyt dynamicznie przemknęła w moim odczuciu. Oponenci przeprowadzający dyskusję o życiu podczas wymachiwania ostrzami trącą nieco walkami z anime - choć ta inspiracja w opowiadaniu jest akurat oczywista od początku, więc nie razi to aż tak ^^ Mimo wszystko, walka Matevigo wydawała mi się bardziej soczysta, nie "przeleciała" tak naprędce, ale może to kwestia mniej wymagającego przeciwnika Edwarda? Odchodząc od elementów walki - ciekawie ukazana różnica w myśleniu Edwarda i Hemva, starcie młodzieńczego idealizmu i dojrzałego pragmatyzmu. Moim zdaniem była tu fajna szansa do przeniesienia tej metaforycznej sfery symbolicznie na wydarzenia - np. Hemv z tarczą, podchodzący nieco bardziej defensywnie do walki? No, to jest akurat stara część, ale podpowiadam takie pomysły, bo może przydadzą się w bardziej bieżących rozdziałach :P Za część oczywiście 5, poza moimi noso-kręceniami na kosmetyczne elementy - wszystko jest na swoim miejscu ^^
  • Clariosis 25.08.2020
    A dziękuję, dziękuję. Zarówno za pochwałę jak i pokręcenie nosem, jak to określiłeś, bo i to się przydaje. :)
    Bardzo trafna obserwacja, że jest inspiracja Anime - co do tego w ogóle nie powinno być wątpliwości, bo to po prostu soczysty fakt. :)
  • TheRebelliousOne 12.10.2020
    Kolejny dobry odcinek :) Walka może faktycznie trochę za krótka i częściej na siebie wrzeszczeli niż walczyli ze sobą, ale to nie jest aż takie rażąca, zwłaszcza że bardzo ładnie opisane. Ten śmiech Edwarda niczym Yandere niepokojący... czyżby budziły się w nim mroczne instynkty? :D Ogólnie rzecz ujmując, jest dobrze, ładnie opisanie, walka też spoko mimo że krótka, więc leci 5.

    Pozdrawiam ciepło :)
  • Clariosis 12.10.2020
    Bardzo dziękuję za komentarz, cieszę się, że się, mimo drobnych potknięć, podobało.
    Ano, można coś już przeczuwać, że się budzi w Edwardzie coś strasznego. Ale jak widać, zdaje sobie sprawę, może więc pozwoli mu to w porę zareagować, nim go to pochłonie? Nie każdy w końcu tak potrafi...
    Również pozdrawiam.
  • Shogun 10.11.2020
    No no no, mocne.
    Nie spodziewałbym się tego po naszym filozofie. Walka, słowa przez niego wypowiedziane, emocje, duszności, niepokojący śmiech. Gdzie stoicki spokój? Ano nie wszyscy filozofowie są stoikami. Wiedziałem, że czymś mnie Ed zaskoczy. I zaskoczył.
    Emocjami.
    Hmm, ciekawe. Zabił, mimo wszystko zabił. Czy przypadkiem? Nie, nie może być mowy o przypadku. Pytanie, dlaczego zabił? Dla ideałów? Niestety nie sądzę. Zrobił to dla wygranej. A dlaczego? Czy miał przed oczami to, o czym mówił?
    Cóż, zastanawia mnie, czy te "duszności", "wściekłość", to tylko, albo aż wpływ many bożka, czy też bożek osobiście coś majstrował w umyśle Eda, jak i czarnowłosego? Dla lepszej zabawy?
    A może ma miejsce bardziej przerażająca mnie wizja? A mianowicie, że bożek nic nie robił, a wszystkie te "dolegliwości", emocje budzi po prostu chęć wygranej i wizja "jednego życzenia".
    Że ludzie sami się "budzą", swoją prawdziwą naturę? Odkrywają strony siebie i swojej duszy, o których nawet nie mieli pojęcia?
    Kto wie?
    Mam jednak nadzieję, nadal mam nadzieję, że Ed zrobił to "dla tych, o których walczy", a niepokojący śmiech był po prostu oznaką szoku, wielkiego szoku, po uśmierceniu pierwszego człowieka, dzięki czemu chciał sobie z tym poradzić, taki "ludzki"? Odruch?
    Choć istnieje (niestety) również druga możliwość, a mianowicie, iż niepokojący śmiech był formą wyparcia tego co się stało z umysłu i świadomości, wyłączeniem pewnych "odruchów".
    Oby tylko nie wyłączył ich na dobre.
    Która wersja jest prawdziwa?
    Chciałbym sądzić, że pierwsza, ale... no właśnie, ale...

    Przekonam się o tym w następnych częściach, a teraz...
    Pozdrawiam ;)
  • Clariosis 10.11.2020
    W PDFach ta scena jak i poprzednie są "jednością" i nie są rozdzielone. Tutaj dla ułatwienia czytelnikowi sprawy podzieliłam - ale cieszę się, że przeczytałeś od razu. :)
    Jak na razie pozwolę sobie nie odpowiadać na większość pytań, gdyż chcę, byś z czasem sam znalazł na nie odpowiedź w tekście. Ale do jednego się odniosę - tak, u Eda to było właśnie wyparcie i szok. Czasem o ironio ludzie reagują stoickim spokojem, czy nawet śmiechem w sytuacji, która absolutnie ich przytłacza i w której, niby z pozoru, takie zachowanie nie powinno mieć miejsca. Oto właśnie jeden z tych przykładów. Zabił człowieka, gdyż ogarnęło go... no właśnie, co takiego i z jakiego powodu? Nie jest w stanie tego pojąć. W jego umyśle nagle pojawiło się wiele pytań, tak wiele wątpliwości i emocji, a jednocześnie zupełna pustka. Taka mieszanka prowadzi tylko do jednego - obłędu. Więc umysł, by się bronić, zaczyna wypierać, a ciało reagować irracjonalnie. W przypadku Eda jest to śmiech. Nie zostało nic, jak tylko się śmiać.
    Jednak jeżeli mogę mieć też od razu wolną dygresję... zauważ właśnie, jak bardzo jest to inna reakcja od Mateo. Wspomniałam u góry, że taka mieszanka, jeżeli nie jest odpowiednio "obsłużona" jest prostą droga do obłędu. Mateo upadł natychmiast. Pytaniem natomiast jest, co teraz zrobi Ed? Czy "pójdzie w ślady" przyjaciela, a może wykrzesi z siebie siłę?
    Tutaj już zostawiam Ciebie z tą kwestią i życzę przyjemnego poszukiwania odpowiedzi w następnych częściach. :)
  • Ważna scena, bo pierwsze zabójstwo Eda. Ładnie przedstawiłaś bieg emocji Eda, wyszło naturalnie i wiarygodnie (i zgodnie z jego postacią). Dzięki temu scena z pewnością się broni, mimo że jej całość troszkę kuleje. Sama zastanawiam się dlaczego. Jest nieco za szybka (jak na ważną scenę). Chyba też Hemv jako postać wypada w dialogu z Edwardem odrobinę nienaturalnie, coś nie styka w jego zmianie emocji... chyba tak. Rozumiem zamysł jego postaci, ale być może przez to, że cała podbudowa Hemva jest skondensowana w jednej krótkiej rozmowie, wkrada się jakaś sztuczność.

    Znów powtórzę to co pisałam przy scenie z Mateo, teraz w odniesieniu do Eda i całości tekstu - bardzo dobrze wychodzi Ci (bez znaczenia, zamierzone lub wynikające po prostu samo z siebie, z Twoich zdolności pisarskich do prowadzenia fabuły) podbudowywanie psychologii bohatera zmianami w dynamice fabuły. Dynamika Eda jako postaci wzrasta - dynamika fabuły wzrasta. Bardzo mi się to podoba u Ciebie :)

    Poza tym "Filozof" wciąż naprawdę mi się podoba, co nie jest u mnie aż takie częste. Pewnie będę chciała wykorzystać fragmenty do pracy w szkole, czy mogę? Powiedzmy jako lekturę :P, chociaż ja pracuję terapeutycznie z tekstami
  • Clariosis 11.08.2021
    Witam serdecznie. :)
    A tutaj przyznaję się bez bicia - jest sztuczność i to jak najbardziej, gdyż zrobiłam z Hemva w tym przypadku nic więcej, jak tylko detal fabuły który miał za zadanie pchnąć fabułę i psychologię postaci dalej. Sądzę, że w tym momencie zrobiłabym to lepiej, patrząc z perspektywy czasu dostrzegam to wszystko, o czym piszesz - ale po to właśnie się rozwija, by pisać coraz lepiej. :) Na tamten moment napisałam tak, jak potrafiłam, najważniejsze to wyciągnąć z tego lekcję.

    Bardzo dziękuję za tak serdeczne słowa! Bardzo przykładałam się i mam zamiar przykładać dalej do jak najlepszego prowadzenia fabuły, a także tworzenia solidnych pod względem rozwoju i charakteru postaci. Naprawdę cieszę się, że historia tak bardzo Ci się podoba i mam nadzieję, że nie zawiedzie Cię dalej - a będzie tylko więcej cennych wskazówek, na co zwrócić uwagę, by było lepiej, gdyż powoli ruszam się do pisania kolejnego tomu. Każda wskazówka więc mile widziana.

    Oczywiście, że możesz wykorzystać fragmenty! Czuję się tym wręcz zaszczycona. :) Możesz korzystać do woli, cokolwiek tylko Ci się spodoba i podpasuje.
    Pozdrawiam serdecznie. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania