Boska Makabra: Filozof - Rozdział 8 (Część 6)
Pegaz zatrzymał się i zarżał. Emerald zeskoczyła z jego grzbietu, po czym zapukała do bram domu Edwarda i Petera. Jednakże nikt nie odpowiedział.
– Nie znajdziesz tutaj nikogo, wnuczko – powiedziała Casandra. – Nie ma ich tu. – Gdzie są? – spytała, nawet się nie odwracając.
– Edward ruszył, a Peter za nim.
– Dlaczego? – odwróciła głowę i spojrzała w oczy babci. – Gdzie oni są?
– Powiem ci gdzie jest Peter, lecz nie wyjawię co tam robi. Obiecałam, że nie powiem. Pojechał do Kavu, a stamtąd ma wyruszyć do Egrezji.
– Egrezja? Czego oni tam mogą szukać?
– Prawdy. Prawdy, czy może to, co głoszą pewni ludzie, jest prawdą. Prawdy, jaka nie powinna wejść w posiadanie ludzi o kamiennych sercach. Prawdy, jaką należy chronić nawet przed najbliższymi, by nie upadli w sidła mrocznej wiedzy.
– Więc dowiem się co to takiego – odpowiedziała wiedząc, że nie dowie się nic więcej. Czuła irytację, lecz ukryła ją. – Dziękuję babciu za ochronę mnie, jednak i tak będę brnąć w tą prawdę. Skoro oni upadli w te sidła wiedzy, to ja muszę ich stamtąd wyciągnąć.
– Jesteś rozsądna. Na pewno dasz radę. I odwiedzaj starą babkę częściej.
– Postaram się. – Uśmiechnęła się i wsiadła na pegaza, wewnątrz rozdrażniona niewiedzą i zmuszeniem do biegania za nimi. Ale oni coś wiedzieli, coś zbyt ważnego, skoro kazali to przed nią zataić. A intuicja mówiła jej, że jest to związane z Matevigo.
~
Miasto Kavu, nareszcie do niego dotarł. Po drodze słyszał, że podobno na pierwszy pociąg napadli złodzieje. Peter dziękował w duchu, że ominął go ten los, jednak współczuł tym, którzy tam byli. Wziął torbę i wyszedł na peron. Miasto nie było zbyt duże, jednak Peterowi od razu rzucili się w oczy Egrejczycy. Jedni modlili się w stronę słońca, inni siedzieli w barach lub na ławkach. Złotowłosy bał się ich trochę, jednak wiedział, że ci są pokojowo nastawieni, nie wszyscy również byli Wyznania Światła. Ci, którzy właśnie skończyli modlitwę, nawet lekko kiwnęli do niego głową na powitanie. Odpowiedział tym samym, choć bardzo się krępował. Szukał kogoś, kto powiedziałby mu o pociągu do Egrezji, jednak wtedy coś przykuło jego uwagę; nadlatujące pegazy z rannymi na grzbietach i wojskowymi.
– Czy jest tu jakiś medyk?! – krzyczał jeden z żołnierzy. Ludzie zebrali się wokół. – Godzinę temu miał miejsce atak złodziei!
Ludzie przerażeni nie odpowiedzieli ani słowem. Wojskowi patrzyli na nich ze zdziwieniem, po czym powtórzono pytanie o medyka. Peter przedarł się przez tłum, co chwilę mówiąc „przepraszam”. Nagle dostrzegł tych wszystkich rannych ludzi, była ich cała masa…
– Ja… – Zająknął się. – Ja jestem!
Ludzie momentalnie zwrócili swoje spojrzenia ku niemu, co skrępowało go jeszcze bardziej, poczerwieniał na policzkach. Wojskowi odetchnęli z ulgą.
– Podejdź tu, obywatelu – nakazał żołnierz. Peter wykonał rozkaz, powoli podszedł. – Czego będziesz potrzebował?
– Miejsca – odpowiedział cicho. – I… koców, wody… I narzędzi lekarskich…
– Jestem, jestem! – Usłyszeli wołanie kobiety. Ubrana była w białą, wydłużoną koszulę i czarną spódnice, włosy miała czarne i splecione w warkocz, a oczy jasnozielone. – Medyk Natalia zgłasza się!
– Obywatelu, zajmijcie się tymi poszkodowanymi – powiedział wojskowy do Petera. – Zaraz przyprowadzimy innych ciężko rannych.
– Ludzie, pomóżcie mi ich przenieść! – krzyczała Natalia. – Do lecznicy!
Gapie zareagowali i zaczęli podnosić delikatnie ciała rannych. Złotowłosy szedł za Natalią, która nie rozumiała, czego chce. Tutejsza lecznica była większa niż jego – miała kilkanaście pokoi, a nawet pomocników medycznych. Ludzie kładli poszkodowanych na łóżkach, Natalia założyła rękawiczki, Peter rozglądał się chwilę po pomieszczeniu, po czym zrobił to samo co ona. Czarnowłosa zauważyła to i podniosła jedną brew do góry.
– A ty co robisz? – spytała go kpiąco. – To nie jest zabawa. Słyszałeś wojskowego.
– Tak – odparł cicho, ale dosyć odważnie. – I mam zamiar wykonać to, co mówi.
– Na Aresa. – Westchnęła pod nosem i skierowała się w stronę jednego z pacjentów.
– Czekaj! – zawołał Peter, a ta spojrzała na niego z furią w oczach.
– Czego kuźwa chcesz?! Próbuję tu pracować!
– A zaklęcie zabezpieczające? Nie wiesz, czy żaden nie ma Hemasitus!
Peter rzucił zaklęcie na nią, na siebie i na ludzi, jacy pomagali. Dopiero po tym podszedł do pacjenta i rozpoczął diagnozowanie, pytając, gdzie go boli. Ten bardzo słabym ruchem dłoni wskazywał na żebra, Peter od razu zabrał się za ich sprawdzanie, skupiając magię wokół dłoni. Natalia stała z szeroko otwartymi oczami.
– Tak jak sądziłem, są złamane... – Zwrócił wtedy wzrok w jej stronę. – Masz może wyciąg z żółtego bzu?
– Ja… – Zająkała się. – O tam…
– Dziękuję! – odparł uradowany i podszedł do szafki z której wyciągnął to, czego potrzebował i wrócił do pacjenta. Nalał wyciąg na dłonie i zaczął nimi delikatnie smarować ciało pokrzywdzonego. Natalia była zdumiona jego wprawą, robił to wręcz książkowo.
– Kim… w ogóle jesteś? – spytała, gdy skończył. – Nie wiedziałam, że jesteś medykiem…
– To nic. – Uśmiechnął się i ściągnął rękawiczki. – Jestem Peter z Rebellar.
– Peter z Rebellar? – powtórzyła. Zaczęła się zastanawiać, gdy złotowłosy założył nową parę rękawiczek i poszedł do kolejnego pacjenta. Był to mężczyzna w średnim wieku, z wyeksponowanym, okrągłym brzuszkiem. Najwidoczniej nic poważnego mu nie było, gdyż opowiadał wesołym tonem to, co go spotkało w pociągu. Mówił o chłopcu z lisimi uszami, który sprawił, że ludzie do walki stanęli.
– Co panu dolega?
– Ach! – Uśmiechnął się mężczyzna. – Pan Edward z Rebili! A nie, jo przepraszam! To nie pan Edward!
Peter zamilkł.
– Zna pan mojego brata? – spytał nieco nerwowo.
– No ja jak! Jestem Stavu rodu Heven! U Elżbietki go spotkałem, ale ło ja cię, nie pamiętam ile to czasu temu było! No ale pan Edward tam był! Razem z taką śliczniutką malutką taką… No rude włoski miała, śliczne naprawdę z niej babsko wyrośnie! A ja do Yodiary pojechałem na wycieczkę, oj panie, co to za wyprawa! Tu kanibalem straszą, a tu fabryka się wali, a tu jakieś zamieszki, panie! A teraz ja wracam, a tu złodzieje jakieś próbują mnie rozebrać, no panie, co to się dzieje?! Pan Edward to zrobił podobno z nimi porządek już, a oni wracają! O! A pan to brat pana Edwarda? Co za zaszczyt, kolejny syn Cariny!
– Cariny? – zdumiał.
– No tak, tej co generałem była! No panie, zna pan ją, pan to jest ten… e… Perfer! Co hemasitus leczy! No jo panie, chciałem pana poznać, mówię panu!
– Jestem… Peter.
– BOGU WOJNY! – wrzasnęła Natalia jak oświecona. – TY JESTEŚ PETER?! TEN PETER?! JESTEŚ MOIM IDOLEM!
Podbiegła w jego stronę, zbliżyła się zbyt mocno. Peter zareagował na to pogwałcenie jego przestrzeni osobistej mocnym stresem, jego ciało zadrżało, nigdy nie sądził, że mógłby być czyimś idolem.
– Ja… um…
– Musisz mnie wszystkiego nauczyć! Aresie, widzisz i nie wojujesz! Wynagrodzę ci to niegrzeczne powitanie, tobie należy się bankiet powitalny!
– Jejku, moment! – powiedział zakrywając twarz. – A pacjenci?
– A, no tak! Ale pokaż co potrafisz! Idę po zeszyt, będę robiła notatki!
Natalia wybiegła w podskokach, a na Petera spoglądały wszystkie twarze, czuł się jak w pułapce. Odetchnął głęboko i wrócił do pracy, pan Stavu nadal nie oświecił go, czego potrzebuje.
Komentarze (4)
Rozdział krótszy, ale nie jest gorszy z tego powodu. Sytuacja z medykiem wypadła dość ciekawie i to uwielbienie Petera na końcu. Aż się zaśmiałem. Kolejny rozdział na 5.
Pozdrawiam ciepło :)
PS.: Jeśli pamiętasz jeszcze "Tylko on, ona i motocykl", przepraszam, ale miałem kolejny kryzys z weną :P
Bardzo się cieszę, że nadal jesteś aktywny i czytasz dalej historię. Naprawdę dużo to dla mnie znaczy. Dziękuję za tak wysoką ocenę <3
Oczywiście, że pamiętam i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania