Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Boska Makabra: Filozof - Rozdział 7 (Część 5)
Nie dawali mu spokoju, śledzili go jak cień. Chociaż Hanzo próbował ich zgubić, nie mógł. Wokół budynków miasta czuł coraz słabiej manę albinosa, próbował zachować spokój, jednak serce za szybko mu biło. Nie wiedział jak ma się skupić, albinoska oddalała się coraz bardziej, a przeciwnicy zbliżali się. Zaklęcie na jego butach wygasło. Spostrzegł wtedy, że trafił na teren fabryki, jaką kilka dni wcześniej zniszczyła kanibalka. Sygnał many doszczętnie zniknął, stał z opuszczoną głową, patrzył na czubki swoich butów. Wtedy to jego myśli wkroczyły na inny tor – przypomniał sobie, jak jego rodzeństwo ukradło je dla niego, gdy byli młodsi. Nie były one wtedy na niego dobre, chciał je sprzedać, gdyż takie do najtańszych nie należą, ale trojaczki zabroniły mu. Musiał przysiąc, że ich nie spienięży, a gdy urośnie to zacznie je nosić. Co dziwne, tego pamiętnego dnia, gdy postanowili opuścić Nihorię, wyciągnął je z szafy i przymierzył. Były dobre i wygodne, idealne na tak daleką podróż. No właśnie, nie sprzedał ich, bo obiecał. I chociaż nie wierzył, że kiedykolwiek będą na niego dobre, okazały się być idealne w rozmiarze. Tak samo obiecał swoim rodzicom i rodzeństwu, a nawet tej albinosce która postanowiła mu pomóc, że nigdy się nie podda i że będzie walczył o to, co ważne. O to, co kocha. A kochał księżyc, o którym już każdy zapomniał. Jednak czy warto zawsze kierować się uczuciami? Nigdy nie wiadomo, kiedy postanowią obrócić się przeciwko jemu, a zauważył to już jakiś czas temu, że jego emocje znowu wkraczają na tor, na jaki nie powinny. Nie wiedział jednak, czy powinien to próbować powstrzymać, czy nie. Nie wiedział nawet czy będzie zdolny. A ten gniew rósł. Gniew za wszystkie lata niedoli i cierpienia rósł. Gniew na Nihornijczyków za odrzucenie jego rodziny, gdyż byli tylko pół nihornijczykami. Gniew na graczy, za to, że przeszkadzają mu w osiągnięciu celu, zawadzając w swobodnym spełnieniu marzenia, o którym śni od tak dawna…
Mawiają, że nie można mieć wszystkiego… Ale czy nie może, choć raz w życiu, dostać właśnie to, co chce?
Nie miał zamiaru się teraz poddać. Nie po tym wszystkim.
Zaczął iść bardzo spokojnie, puls zwolnił. Myśli jednak nadal szybko płynęły i bombardowały jego umysł. Nieopisany gniew rósł w siłę.
Aru i Ed zatrzymali się. Ich czar też już przestał działać. Widzieli, jak Hanzo powoli wchodzi do wnętrza zrujnowanej fabryki. Ruszyli za nim. Srebrnowłosy patrzył teraz nie już na czubki butów, ale na niebo, które odsłaniał zniszczony dach. Wokół czuć było jeszcze nieco duszącej aury pegaza, a na ziemi ostały się plamy zaschniętej krwi z ich poprzedniej walki.
– Przeszliście bardzo długą drogę – powiedział, dostrzegając te wszystkie elementy. – Obserwowałem was cały czas. Szczerze i uczciwie… imponowaliście mi, co nie zdarza się często.
– Skończ – warknął Edward marszcząc przy tym czoło. – Teraz masz zamiar mydlić nam oczy?
– Nie – odpowiedział i spojrzał w ich stronę. – Chcę tylko powiedzieć, że jesteście odważni. W końcu czarnoksiężnicy są postrachem, potrafią samą maną zadusić człowieka. A wy właśnie próbujecie walczyć z jednym.
– Ach, tak? Przeżyłem atak pieprzonego demonicznego latającego konika, tym bardziej przeżyję i ciebie.
– Naprawdę sądzisz, że bez Enzerna ze mną wygrasz?
– A co Haley ma niby z tym wspólnego? – spytała Aru. – Jesteś teraz tylko ty i my, gracze. Ktoś, kto ma pasywny udział w grze nie jest częścią tej walki.
– Naprawdę sądzicie, że wygracie bez albinosa? – powtórzył. – Może i przeżyliście kanibalkę, ale jednak ktoś pokonał ją za was. A jak sama mówiłaś… teraz jesteście tylko wy. Przeciwko mnie. Może warto więc zastanowić się, co jest lepsze? Pewna śmierć, a może przyprowadzenie Enzerna tutaj?
– Słuchaj, fanatyku – warknął Edward. – Sądzisz, że wydamy ci ją dobrowolnie po tym, jak prawie ją zabiłeś?
– No właśnie – odparł spokojnie.
– Co no właśnie? – spytała czerwonowłosa.
– To ona prawie straciła życie przez styczność z moją magią. Albinoska, która ma moc rozpraszania mroku. A ja nie odniosłem praktycznie żadnych ran, choć jestem przepełniony tym, co światło powinno niszczyć – mrokiem. To idealny dowód na to, że na tym świecie nie ma balansu. Bo ona i ja to jedno, cień i światło to jedno. Powinna być harmonia między jednym a drugim, a jednak to mrok przeważa. A to dlatego, że słońce nocy zniknęło z niebios… Więc oddajcie ją mi. I najlepiej poddajcie się, gdyż nie macie pojęcia, co to oznacza.
– Oświeć mnie więc! Ja łatwo pieczęci nie oddam! – odparł poważnie złotowłosy. Hanzo poczuł znowu ten gniew. Nagle zniknął im z oczu, jednak Aru nie dała się tak łatwo. Od razu wiedziała, gdzie jej przeciwnik się znajduje, dostał z kuli ognia w rękę. Jednak nie był to koniec, czerwonowłosa zebrała dużo ognia wokół swoich dłoni, po czym zaczęła nim miotać w stronę Hanzo. Wszystko wokół zaczęło się palić, srebrnowłosy zdołał wybrnąć, chociaż z poparzeniami na ręku, mimo to nie okazywał bólu. Hanzo postanowił kontratakować w podobny sposób – zebrał czarną, gęstą magię wokół dłoni. Ed starał się szybko go rozproszyć, dało to efekt, gdyż srebrnowłosy nie wiedział, na kim się skupić. Z jednej strony atakował go mag nieprofesjonalnymi zaklęciami, a z drugiej wyszkolony wojownik tkający ogień. Udało mu się w porę przeteleportować na drugi koniec hali, schował się za zburzoną ścianką. Wtedy przez moment mógł skupić się na manie obydwojga – Ed miał solidną, jednak nieoszlifowaną, Aru potężną i miała nad nią całkowitą kontrolę. Nie wiedział, jak powinien teraz zaatakować, lecz wiedział jedno na sto procent – musi wygrać. Nie ma innej opcji. Ani on ani oni nie mieli zamiaru się poddać, ale to on musiał wygrać, dla dobra całego wszechświata. Zacisnął pięść.
Nagle w ściankę trzasnęła kolejna kula ognia. Ed stał tuż za Aru - atakowanie szło mu o wiele słabiej bez Kasei, dawał więc czerwonowłosej pierwszeństwo. Hanzo wyskoczył zwinnie za ścianki i zaczął biec w stronę Eda z już przygotowanym zaklęciem, co dziwne, z użyciem jego naturalnej many, a nie czarnej magii. Aru przygotowała się do obrony, jednak nie spostrzegła, że tak naprawdę zaklęcie jest wycelowane w nią. Ostatecznie Ed odbił je.
– Dzięki… – powiedziała nieco przestraszona. Hanzo znowu wyskoczył z kolejnym, wręcz śmiesznym zaklęciem - stworzył niestabilną kulę, którą zamaszyście rzucił i chybił. Ed złapał go za ręce, po czym zasadził mu kopa w brzuch. Srebrnowłosy nie ruszał się przez chwilę, Aru dla pewności sparaliżowała go zaklęciem, było to jedyne zaklęcie krępujące jakie znała. Mimo tego obydwoje czuli niepokój, Edward odsunął się razem z Aru od przeciwnika, który zastygł w pozycji, w jakiej go skrępowano. Coś im nie pasowało w jego zachowaniu, przecież nie jest słabym magiem, więc czemu tak atakował? To nazbyt oczywiste, że próbował ich zbawić w jakąś pułapkę. Hanzo zagwizdał. Aru i Ed poczuli, jakby nagle strzała przebiła im brzuchy. Ale to nie było to, to była… czarna magia.
– Naznaczył nas… – warknęła czerwonowłosa, zwijając się z bólu. – Więc schował czarną magię w zwykłej magii…
– To była tylko rozgrzewka. Mało spektakularna, biliśmy się jak dzieciaki. Możemy w końcu przejść do prawdziwej walki… Chociaż może naprawdę wycofacie się? Dobrze już wiecie, jak bardzo czarna magia boli, a ja mogę was dłużej nie ranić… puścić was wolno… mieć litość. Oddajcie tylko pieczęcie i albinoskę. No dalej… Nikt nie chce cierpieć, prawda? A cierpienie zmniejszy się, gdy wygram.
Ed wyprostował się, próbując ignorować ból. Aru zdumiała, sama nie potrafiłaby czegoś takiego. Hanzo uwolnił się z zaklęcia i przeczesał włosy. Za jego plecami ogień złowrogo trzeszczał, a płomienie, przez osłabienie Aru, zmniejszały się coraz bardziej, aż w końcu doszczętnie zgasły.
– Jaki ty w ogóle masz cel? – spytał odważnie Ed. – Mówisz o tak wyniosłych rzeczach jak zbawienie, kiedy walczysz o coś, na co nie ma dowodów, że istniało. Czy to fanatyczna wiara, a może naiwność głupca, który nie wie, co robi? Wszedłeś w grę z idei, wizji, nie z przekonania, możesz pewnego dnia tego pożałować. I ty chcesz, żebyśmy się poddali? Chcesz ratować świat? Czym? Światełkiem, które poświeci w nocy? A co z hemasitus? Co z feniksami i magami ognia? Co z tymi ludźmi, którzy umierają zżerani przez zarazę czarnej magii? Co z tymi nieszczęściami? Jakieś „słońce nocy” ma to wykreślić? Jesteś głupcem, który ma wyżarty umysł tak samo jak Wyznawcy Światła. Odkąd tylko usłyszałem te brednie z twych ust to miałem ochotę zwymiotować. Oddany swej wierze… Wierze, która nie ma pokrycia. Zupełnie tak jak Wyznawcy Światła.
– Mylisz się… – Hanzo zaprzeczył z widocznym zmartwieniem. – A bożek?! Sam widziałeś, że sfera sacrum jest prawdziwa!
– Nie. Bożek nie jest dowodem na jakąkolwiek wiarę. Próbowałeś kiedykolwiek dowiedzieć się, jak może być naprawdę? A może miałeś zbyt zamknięty umysł? Ja miałem… Oddawanie się jednej wizji… jest zgubne. Na twoim miejscu mógłby być Wyznawca Światła, który sądzi, że jeżeli wyrżnie wszystkich niewiernych to na ziemi będzie spokój. Bożek sam w sobie nie jest lekiem na wszystko… jednak lepiej walczyć o coś, co faktycznie ludziom się przyda, niż udowadniać, że jakieś tam wierzenie jest prawdziwe! Próbujesz tak wykorzenić inne wiary? Na twoim miejscu można by postawić każdego, nie tylko Wyznawcę Światła, jakiego dałem na przykład. Jesteś fanatykiem, od samego początku nim byłeś. Kolejny, który uważa, że ma rację, a niekoniecznie musisz mieć. Bo sfera sacrum nie jest czymś, o czym może mieć głębokie pojęcie zwykły śmiertelnik! Przestań więc żyć farmazonami! Nie oddam ci nigdy Haley z rodu Enzernów! Nigdy!
Hanzo poczuł, jak jego serce pęka. Przypomniał sobie tą okrągłą twarz, która była taka śliczna… niczym laleczka. I jej białe włosy, jej duże oczy. Ona wiedziała, czym jest litość. Ona również wiedziała, czym jest bezduszność. Wszystko ma swoje powody. Wszystko może zostać wybaczone, jeżeli zostanie odpracowane. Wszystko może również zostać przeklęte, jeżeli zostanie użyte w niewłaściwy sposób. Pamiętał, jak brała go na ręce i mówiła, że bycie czarnoksiężnikiem nie musi być przekleństwem. Mówiła, żeby szedł przed siebie, mimo wszelkich przeciwności, bo jego marzenia mogą pewnego dnia się spełnić. Możliwe, że pewnego dnia ujrzy to nocne światło wybaczenia lśniące wśród gwiazd... I pamiętał te słowa: „Nie daj się nigdy swojej ciemnej stronie”.
Ed nie doczekał się odpowiedzi. Usłyszał za to nagły i szaleńczy śmiech, lecz również dostrzegł… łzy. Krwawe łzy. Czarna magia buchnęła z ciała Hanzo, Aru i Ed zaczęli brać łykami powietrze, gdy on krzyczał, śmiał się i płakał na przemian. Po chwili czarna magia nieco opadła, chociaż buzowała wokół srebrnowłosego.
– Ty cholerny głupcze! – Spojrzał na Eda z obrzydliwym uśmiechem. Białka jego oczu były czerwone od pękniętych naczynek. – Enzern jest dowodem! Śmiesz porównywać mnie do tych, którzy są zaślepieni światłem? Którzy mordują w imię słońca?! Mówić mi, co jest prawdą, a co nie?! Insynuujesz, że nie wiem o nieszczęściach, jakie nawiedzają ten świat? A zastanawiałeś się kiedykolwiek, dlaczego za to cierpienie nie ma odkupienia?! Albo dlaczego za zło nigdy nie ma zapłaty?! Prawo Yomei brzmiało: „to co zrobisz wróci do ciebie, z potrójną siłą”. Było wszechobecne i znane od wieków, aż zabrano nam księżyc!
Zaatakował ich. Pomimo stawianego oporu, Aru i Ed upadli na ziemie. Byli wycieńczeni wcześniejszym atakiem, a ten… był jeszcze silniejszy. Nawet kanibalka razem z pegazem nie była aż tak potężna, mana Karii nie była tak dusząca jak jego. Jego siła dorównywała Ivory.
– Ed… dlaczego kurwa nie zamknąłeś dzioba…? – pytała.
– Bo jest z nim coś nie tak – odpowiedział… dziwnie spokojnie.
– O czym ty mówisz…?! Przecież on nas zabije!
– Nie zrozum mnie źle. Nie znoszę go, ale… muszę mu pomóc.
Ed oparł się rękoma o ziemię i starał się podnieść, wtedy Hanzo nagle złapał go za rozpuszczone włosy i podniósł do góry, na wysokość swojej twarzy. Złotowłosy czuł wyraźnie jego ciemną manę na swoim ciele. To bolało, paliło gorzej niż ogień. Jednak wytrzymywał to. Musiał.
– Żeby wygrać… muszę was zabić. – Zaczął się śmiać. – A ty będziesz pierwszy. Za to, co zbluźniłeś przed chwilą!
– Czy ty naprawdę tego chcesz? – spytał Edward. Hanzo otworzył szeroko oczy. – Nie jestem głupi. Skoro mówisz o takich rzeczach jak zbawienie… A na dodatek płaczesz… To na pewno nie chcesz zabić nikogo, prawda?
– Zamilcz… – Hanzo wahał się. Ed zauważył to. To było tak samo jak z nim, gdy walczył z Hemvem. Tak samo jak Aru, gdy wtedy go zaatakowała. Ten gniew, ten nieposkromiony, ogromny, morderczy gniew.
– Kłamałem. Po części – przyznał Ed spokojnie. – Nie mogę oceniać co jest prawdą, a co nie. Jestem tylko śmiertelnikiem. Tak samo jak ty. I obydwaj niesiemy na swoich plecach brzemię cierpienia, czyż nie?
– Skończ pierdolić! – Rzucił nim o ziemię, Aru jęknęła na ten widok gorzko, przybita bezsilnością. Złotowłosy odkaszlnął i podniósł głowę do góry, patrzył na wściekłego i zapłakanego wroga. – Zmuszano nas do ciężkiej pracy, nie mogliśmy mieć normalnego domu, bito i poniżano nas codziennie! Aż nagle pojawiła się ukochana albinoska, która nas z tego wyciągnęła, i nawet ją zabrano! A ty śmiesz twierdzić, że mnie rozumiesz?!
– Więc walczysz o księżyc, bo według legendy albinosi pochodzą od niego... Kochałeś ją, prawda? Ale zabili ci ją... Dlaczego więc i ty chcesz zabijać?
Srebrnowłosy zamarł i lekko rozwarł usta, nie mogąc jednak nic odpowiedzieć.
– Przestań… – jęknął, gniew wewnątrz jego rozsypywał się.
– Możesz mieć normalny dom – Ed kontynuował. – Gdzieś indziej, niż w Nihorii. Znaleźć normalną pracę. Był ktoś, kto ci pomógł wejść na tą drogę, twój księżyc. To ona nim była. A teraz zachowasz się tak samo, jak jej mordercy? To prawo, o jakim mówisz… jest wspaniałe. Ale my sami musimy zapracować na swój dobrobyt. Najważniejsze… byśmy byli uczciwymi ludźmi, którzy umieją naprawiać swoje błędy! Walcz dalej, jeżeli taka jest twa wola. Walcz! Ale nie próbuj zabijać! Walcz naprawdę, jeżeli to jest to, w co wierzysz! Ale pamiętaj, jeżeli to prawo naprawdę istnieje… czy nie zapłaciłbyś za zabijanie? Bo tak naprawdę… zabiłbyś, by osiągnąć swój cel. A nie dlatego, że było to konieczne!
Czarna magia całkowicie opadła. Aru wstała i szybko podbiegła do Eda.
– Masz jaja… nie ma co… – powiedziała cicho do złotowłosego.
– Naprawiam swój błąd – odpowiedział również cicho. Hanzo płakał, nadal krwistymi łzami. Był to naprawdę niecodzienny widok. Nie wiedzieli, skąd ma takie łzy, jednak nie było teraz czasu na zastanawianie się. Bo nagle czarna magia znowu buchnęła z jego ciała.
– Co wy tam wiecie…! Co wy tam niby wiecie?! – krzyczał. Uderzył magią w kawałek sufitu, który jeszcze nawet się trzymał. Cała konstrukcja zaczęła się walić. Aru pomogła Edowi uciec. Hanzo uciekał przed siebie.
– Za nim!
– Nie. – Ed zagrodził drogę Aru wystawiając rękę. – Niech przemyśli. Lecz miał rację, na tym świecie byłoby lepiej, gdyby istniało takie prawo…
– Prawo Yomei, tak? Mam wrażenie, że gdzieś już słyszałam o tym… Albo raczej… znałam kogoś, kto miał coś z tym wspólnego… – Zastanowiła się.
– Hej, hej! Mistrzu Aru! – Ujrzeli Lorenzo. – Jak się cieszę, że nic wam nie jest! No, może trochę poobijani… Ale to nic! Ten gościu ucieka daleko! Chodźcie, zaprowadzę was do reszty.
– Czyżby to szczęśliwe zakończenie? – spytała czerwonowłosa, pomagając Edowi iść.
– Chciałbym. Nikt nie wie, co może jeszcze się stać tej nocy.
Komentarze (12)
Moje kochane dziecię, którym jest ta powieść, zostało oficjalnie wydrukowane:
https://drive.google.com/drive/folders/1vWTqPk4U4PhbgUI7kqpJKiZGT-ETUuO-
Dwa egzemplarze, zgodnie z prawem, trafią do Bibliotek Narodowych na terenie Warszawy i Krakowa, stając się częścią zbiorów kultury. Choć są jedynie maleńkim ziarenkiem w porównaniu z wielkimi dziełami, czuję wielką dumę, że nawet w małym stopniu mogę stać się tego częścią. W końcu kieruje mną wielka miłość do słowa pisanego, co jest dla mnie wszystkim. Tak po prostu i aż nad po prostu.
Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierali - i tym, co już odeszli jak i tym, co są. I tym, co dopiero przyjdą, również.
Cieszy mnie niezwykle, że się podoba. <3 Kiedyś też mam zamiar zrobić II wydanie, ale to za jakiś czas. Ale plan mam ambitny. :)
Siedemnaście - dwa dla Bibliotek, jedna dla mnie i reszta dla ludzi, co zechcieli mieć egzemplarz. ^^
Mi również się podoba. ^^
Zgadzam się w 100% z tym, co Hanzo myślał o emocjach.
Głupi Wyznawcy Światła - tylko, czy wiara, religia może być głupia? Żadna nie została potwierdzona naukowo. Każda może być prawdziwa, każda fałszywa, prawdą może być też coś zupełnie innego, coś, o czym ludzkość nawet nie pomyślała. Ale tego dowiemy się... Kiedyś.
Prawo Trójpowrotu - ojjjjjj, jest naprawdę niesamowite. Co wyślesz w kosmos, powróci do Ciebie z potrójną siłą... Ciekawe.
Krwiste łzy Hanzo - przypomniało mi się takie schorzenie, bo nie wiem, jak inaczej to nazwać. Podczas dużego stresu można płakać krwią, jeśli dobrze pamiętam.
Ed cudownie postąpił z tą swoją przemową ^^
Tak, jest takie schorzenie, to prawda. Też nie pamiętam jak się nazywało, a teraz nie będę szukać, heh. :)
Trochę bardziej intensywny rozdział, jak widać... No i znów pięknie wszystko opisujesz. Czytelnik wręcz CZUJE emocje Hanzo, jakie nim targają, a zwłaszcza na końcu. Man, dawno nie czułem się tak intensywnie czytając coś... Wiara? Ehh, takie rzeczy zawsze psują człowieka. Lepiej jest pozostać wiernym SOBIE, a nie ufać jakimś "prawdom" zapisanym w księgach.
Oczywiście, że leci 5 i przepraszam za długą nieobecność, ale powoli wracam... a razem ze mną wracają moje opowiadania. Pozdrawiam ciepło :)
Wiara sama w sobie nie jest niczym złym. Ale tak jak mówisz, najlepiej pozostać wiernym sobie. Każdy fanatyzm i skrajność prowadzi do zła, czy to w wierze, czy w jej kompletnym braku. A prawdy należy szukać samemu, kwestionować i dociekać, podważać to, co sprzedaje się jako słuszność. Ale jest to niezwykle ciężkie, w końcu trudno wyłamać się z myślenia propagandowego...
Dziękuję Ci pięknie za ocenę i nawet nie wiesz, jak miło mi słyszeć, że wracasz. Jak tylko u mnie ogarną się sprawy zdrowotne to też powracam. Ale siedzę i skrobie w zaciszu nowe historie. :) Nie mogę się doczekać kontynuacji przygód Ryana i Evelin!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania