Boska Makabra: Filozof - Rozdział 8 (Część 3)
Peter doszedł wreszcie na stację kolejową. Miał ze sobą jedynie torbę, w którą zapakował ważniejsze rzeczy. Ubrał się w świeżo wypraną, nieco wydłużoną białą koszulę i ciemne brązowe spodnie, wziął też ze sobą na wszelki wypadek płaszcz w tym samym kolorze. Zapłacił za bilet i usiadł w wyznaczonym miejscu, patrząc niecierpliwie przez okno. Liczyła się każda godzina. Chciał płakać, jednak siłą powstrzymywał łzy. Nie wierzył, że jego brat mógł naprawdę do czegoś takiego wstąpić, ale skoro zapisał to na papierze, a Kasei za nim poszła… Skoro Edward, zapalony ateista, nagle piszę o bogach, to nie mogło być to kłamstwo.
Bał się. Mógł jedynie zgadywać, dlaczego Ed nic mu nie powiedział. Spojrzał odruchowo na swoje nadgarstki, może to był powód? Może go za to znienawidził? A może wręcz przeciwnie – obwinia się za to, więc wstąpił do walki o życzenie… dla niego? To był najgorszy możliwy scenariusz, a jednak najbardziej prawdopodobny, w końcu Ed zawsze się dla niego poświęcał...
Schował twarz w dłoniach i lekko załkał, ale nie mógł być teraz słaby. Bo babcia Casandra na pewno by go nie okłamała, jeżeli każe mu go szukać, to Edward musi być w niebezpieczeństwie. Nie wiedział, czy będzie w stanie wytrzymać ten strach i napięcie przez swoje słabości, lecz był szczerze zdeterminowany, by go odnaleźć. To był jego jedyny cel w tym momencie. Nawet wyleczenie hemasitus nie miało teraz aż tak wielkiego znaczenia.
Poprosił zmarłą mamę o wsparcie, by pomogła mu sprowadzić Eda i Kasei zdrowych do domu.
~
Emerald wyglądała przez okno. Rozmyślała o tych wszystkich paskudnych wiadomościach, jakie otrzymała z Yodiary: ataki kanibala, wybuch fabryki, zniszczone rzeźby i zrujnowany budynek mieszkalny, a także ślady many Jenkinsa. Znaleziono pięć ciał, przy których również ją wykryto. Jedną z ofiar był Artur, przyjaciel Edwarda. Pamiętała go, mieszkał w Rebellar, aż jego rodzice nie znaleźli pracy w Yodiarze, przez co się przeprowadzili. I zastanawiała się po prostu, co mu powie? Że Matevigo nie dość, że prawie zabił mu brata, to dobrał się do jego przyjaciela? I że ona nie może go złapać?
Przeczesała dłonią włosy, zastanawiając się, co ma robić. Czy Matevigo naprawdę jest aż tak silny, i co gorsza, aż tak nieobliczalny, że niszczy miasta i zabija każdego, kto mu się nasunie? Jaki w ogóle on ma cel? Dlaczego nad Yodiarą ostatnio czuć było aż tyle duszącej czarnej magii? Co się tak naprawdę dzieje? Zamknęła oczy, odpłynęła myślami daleko.
Teraz była młodsza, były to czasy, gdy była kadetem. Stała na moście łączącym jedną twierdzę z drugą, było to właśnie w Yodiarze. Po chwili podeszła do niej kobieta ubrana w złotą zbroję wysadzaną szmaragdami, miała zielone oczy i złote włosy, które ułożone były w długi, gruby warkocz opadający na jej plecy, wydostający się przez otwór zrobiony na tyle hełmu.
– Chodź, Sand – nakazała, a ta podążyła posłusznie za nią. – Pytałaś mnie często, dlaczego to nie tutaj stacjonuję, tylko w mieście, które znajduje się niedaleko Rebellar. Odpowiem ci wreszcie, skoro już tu jesteśmy: ponieważ Rebellar to mój dom. I pomimo mojej pracy nie chcę się od niego oddalać.
– A co z królową? – spytała Emerald.
– Moi najlepsi żołnierze ją chronią. Jednak jest jeszcze jeden powód, dlaczego nalegałam, by stacjonować akurat tam... – Popatrzyła w stronę miasta, które jak zawsze tętniło życiem. – Ja nie zasługuję, by być aż tak blisko tak wspaniałej kobiety… Tak dobrej matki.
– Pani Carolino…? – spytała. Złotowłosa przymknęła oczy i odwróciła się.
– Jako wojskowy mogę zginąć każdego dnia. Kiedy to się stanie… proszę, zaopiekuj się Edem i Peterem dla mnie.
– P–Pani Generał! Niech pani tak nie mówi!
– Sand – powiedziała łagodnie i spojrzała na dziewczynę. – Dziś wyjeżdżam do wioski Kivveo, uspokoić wojujących Wyznawców Światła. Jeżeli coś mi się stanie, proszę, trenuj ciężko i zajmij moje miejsce. Chcę, byś to była właśnie ty i to zapisałam w swoim testamencie. Jestem gotowa na śmierć codziennie… Ale pomimo tego mam świadomość, że nie jestem tak blisko swoich dzieci, jak być powinnam.
– Ale to nie czyni cię złą matką. Kochasz ich ponad życie! I na pewno i z tej misji wrócisz! Ale będę trenowała ciężko, obiecuję! Jednak nie mów takich rzeczy, proszę!
– Emerald... – Tym razem zwróciła się do niej po imieniu, jeszcze bardziej czułym tonem. – W życiu ja i Norbert popełniliśmy śmiertelny błąd, którego będziemy żałować do końca naszych dni. I nieważne co zrobimy, nie naprawimy go już. Więc przynajmniej chcę zapewnić moim dzieciom tyle, ile mogę. Więc proszę… zaopiekuj się Peterem i Edem. Bo ja nie byłam w stanie opiekować się nimi tak, jak tego naprawdę chciałam.
Gdy to powiedziała, łzy spłynęły jej po policzkach. Jednak szybko je starła i ruszyła na dół, by wyjechać na kolejną misję.
„Przewidziałaś własną śmierć, czyż nie tak?” – Zastanowiła się. Jej mistrzyni kazała się opiekować Edem i Peterem i to właśnie było to, co musi robić. A pozwoliła, by zbyt dużo krzywdy ich spotkało. To musiało się skończyć. Postanowiła jechać do Rebellar, po Eda i Petera, by razem złapali Matevigo.
Komentarze (4)
Skoro Ed "zawsze poświęcał się dla Petera" możemy mieć już odpowiedź na rozterki chłopaka. Ed się martwił, dlatego mógł o niczym nie opowiedzieć...
Pani Carolina wiedziała, że umrze. Tego jestem pewna, choć nie wiem, czy powinnam.
Świetna część!
Piątka leci
Pozdrawiam. :)
Już sam początek intryguje za sprawą chwili słabości Petera. Niestety, czasem tak jest, że najsilniejsi się łamią.
Pani Carolina jedzie na pewną śmierć, huh? Bardzo ładnie opisałaś tą scenę, której oznajmia to Sand/Emerald. Prawie jak żołnierze alianccy przed lądowaniem w Normandii. Jestem pewien, że podobnie pożegnaliby się ze swoimi rodzinami. Znowu czytelnik czuje ten smutek, który jest obecny przy tym wydarzeniu. Genialnie :) Oczywiste 5
Pozdrawiam ciepło :)
Jak zawsze bardzo dziękuję za tak miły komentarz, cieszę się, że opowiadanie nie zawodzi Ciebie, a mam nadzieje, nawet coraz bardziej ciekawi. :)
Jestem w trakcie czytania Tylko on, ona..., więc spodziewaj się, że przyjdę z komentarzem. Na razie jestem zawalona pracą i nauką, a chcę po tak długiej nieobecności odwdzięczyć się szczegółowymi przemyśleniami. ;)
Pozdrawiam i dziękuję!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania