Wieersz <*> Ławka o Kształcie Lodu
jestem ławką wyciosaną z lodu
stoję na jakimś zadupiu
mroźny wiatr wyje między szczebelkami
mam w sobie bąbelki powietrza
puste i pełne zarazem
pode mną leży truchło ptaka
twarde i ciemne z otwartym dziobem
może na końcu wzywał pomocy
nie odczuwam lęku
przed całkowitym roztopieniem
byle przy okazji nie roztopiło sensu
jakie samo by ukształtowało
po długim czasie oczekiwania
usiadło na mnie dwoje ludzi
on i ona
nie wiem czy dobrzy czy źli
może po prostu zwyczajni
kiedyś usiadł ktoś inny
zmroził mnie tak że zaczęłam skrzypieć
walnął mnie kamieniem
porozrzucał kryształki mojej duszy
podeptał brudnym butem
nie zniszczył jej tak naprawdę
tyle zła nie ma żaden człowiek
leżały osobno lecz nadal we mnie
lecz teraz jest inaczej
ta miłość mnie wewnętrznie roztapia
choć nie całkiem przezroczysta
też ma pęknięcia
tak samo jest ze mną
nie jestem idealną ławką
i nigdy nie byłam
ostre żyletki lodu
nadal ranią wiele ptaków
cóż mam na to poradzić
przecież nie mogę stąd odejść
ale przecież one maja wybór
mogą lecieć gdzie chcą
specjalni je kusiłam swoim blaskiem
rozświetlonym od środka coverem światła
który tak naprawdę był pustym bąbelkiem
z zatrutym powietrzem między ściankami
jeszcze przed chwilą
by tego nie powiedziała
miałam zamrożoną prawdę
stoję tu już bardzo długo
czekam bym przestała się ślizgać
po cienkim lodzie samej siebie
ci dwoje chyba to sprawią
ogrzeją zmrożone serce
zmienią?
tak
to chłodna kalkulacja
ale mam nadzieje że pomoże
faktycznie
topnieje
chyba płaczę... jeszcze zimnymi łzami
ale jest już lepiej
nie zdają sobie sprawy
ile dobra dla mnie roztopili
gdybym była kożuchem
to bym na nich zawisła
by podziękować ogrzać
są zdenerwowani
nie ciskają we mnie kamieniem
odchodzą
stają się dwoma punkcikami
na moim wspomnieniu
jeszcze nie białym
ale jaśniejszym
od cienia którego rzucam na ziemię
całą krainę ogrzewa coś
czego nie potrafię nazwać
po oparciach spływają strumyczki
lecz nie to ciepło
jest prawdziwą przyczyną mojej przemiany
której jeszcze do końca nie rozumiem
w pobliżu wyrasta szary kwiatek
z każdą chwilą staję się bielszy
bąbelki nie są już puste
gdyż nie ma ich wcale
jesteśmy źródłem
wchłaniamy się w zimne ciało ptaka
ożywa
rozpościera błękitne skrzydła
odlatuje z tego miejsca
tworząc za sobą wstęgę rzeki
może kiedyś ci dwoje
a później inni ludzie
popłyną w niej
z dzisiaj do jutra...
do roztopienia...
Komentarze (5)
Koniec
"popłyną w niej
z dzisiaj do jutra...
do roztopienia..." Pięknie.
Piateczka ode mnie!
Brrr zimno i chłodno na tej twojej ławeczce. Metafora lodu jako związek jest trtrafiona, za szybko się topi.
Pozdrawiam ciepło
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania