Poprzednie częściHistoria wielkiej miłości (1)
Pokaż listęUkryj listę

Historia lubi się powtarzać - Rozdział 11

Ruszyłam na pomoc Axelowi. Po kilku minutach dojechałam na miejsce. Z Jaguara wysiadł rozczochrany chłopak. Na mój widok uśmiechał się promieniście.

 

- Och ptaszynko, tak się martwiłem o ciebie - wtulił się we mnie całując w usta.

 

- Jak widzisz... jestem ... cała - wypowiedziałam w czasie przerw między pocałunkami.

 

- Dziecinko, nie zdajesz sobie sprawy jaki byłem wkurwiony. Myślałem, że rozwalę wszystko w okół siebie - na dźwięk jego ostatnich słów znieruchomiałam. Jednak nie mogłam się pogodzić z jego wybuchami agresji.

 

- Ptaszynko nie lękaj się mnie, nic ci nie zrobię - całował mnie nadal - Jesteś dla mnie jak narkotyk, jak antybiotyk na chorobę, z której mnie ratujesz - posadził mnie na masce samochodu i zaczął błądzić ustami po mojej skórze. Te drobne pieszczoty były totalnie odlotowe. Gdybym stała na ziemi, to nie wiedziałabym jak utrzymać się miałabym na nogach. Nadjeżdżający z naprzeciwka samochód oślepił mnie i schowałam głowę w ramiona Axela.

 

- Możemy jechać już? - bałam się, że ktoś znowu zrobi nam zdjęcia.

 

- Pod jednym warunkiem - popatrzyłam na niego z zaciekawieniem.

 

- Zamieniam się w słuch, ale nie obiecuję, że się zgodzę na ten warunek - nigdy w ślepo nie zgadzałam się na nic.

 

- Spędzisz tą noc ze mną w moim domu i w mojej sypialni.

 

- Axel! - zeskoczyłam z maski wozu - Chyba żartujesz?

 

- Ptaszynko nie chodzi mi o sex. Chcę tą noc spędzić wtulając się w ciebie i czuć, że jesteś przy mnie, i że należysz tylko do mnie - nie wierzyłam własnym uszom. Ten wiecznie napalony facet proponował mi noc bez seksu? Nie wierzyłam w to.

 

- Jakoś ci nie wierzę.

 

- Dzwoniłem do Dominica i powiedziałem mu, że zabieram ciebie do siebie, by przekonać moją ptaszynę do siebie.

 

- Słucham? Co zrobiłeś? - kolejny raz mnie zaszokował.

 

- Och Marti, przecież nie jesteśmy dziećmi. Zresztą obiecałem twojej matce, że nie ruszę ciebie palcem, chociaż uwierz mi, że będąc przy tobie ciężko jest się powstrzymać. Ale dla ciebie zrobię wszystko, tylko się zgódź - w jego brązowych oczach widać było prośbę i nadzieję. Podszedł do mnie i wziął mnie za ręce.

 

- Axel, nie wiem co mam tobie powiedzieć.

 

- Zgódź się - wyszeptał w prost w moje usta.

 

- To nie jest takie łatwe. Wiesz, że potrafisz być potworem, a ja się boję, że kolejny raz zrobisz mi krzywdę - Axel zacisnął szczękę, spuścił wzrok i chwilę patrzył w ziemię nie puszczając moich dłoni. Po kilkudziesięciu sekundach spojrzał na mnie z dużą pewnością siebie.

 

- Ptaszynko... Wiem, że zrobiłem ci okropną krzywdę... Ale ... Ale mi na tobie zależy. Chodzę za tobą jak pies od trzech lat, ale ty mnie nie zauważałaś - co? jak od trzech lat? szokował mnie dalej - Jestem potworem, to fakt, ale uwierz mi, proszę że nie zrobię ci już nigdy krzywdy. Jeśli chcesz to mogę iść na spotkania z psychologiem. Dla ciebie wszystko - patrzył tymi swoimi piwnymi oczami z wielką skruchą. Wyswobodziłam ręce i przytuliłam się do niego, a on podniósł mnie do góry i okręcił z trzy razy. Zaczęłam się śmiać, a on całował mnie z radości.

 

- Panie Anderson, może już pan przestanie mnie całować i pojedziemy, w końcu do domu - puścił mnie i jeszcze raz pocałował.

 

- Mam nadzieję, że w przyszłości będzie to również i twój dom - nie wiedziałam co mam na to odpowiedzieć, więc cmokłam go w brodę, bo przewyższał mnie o głowę.

 

- Jedziemy?

 

- Tak moja ptaszyno, ale chwila przecież nie mam paliwa - zaczęłam się śmiać.

 

- No cóż, w takim razie musisz tu zostać - zrobiłam poważną minę - Z twoich planów nic nie wyszło, przykro mi - wsiadłam do wozu i zaczęłam się śmiać widząc zaszokowaną minę Axela.

 

- Ej ptaszyno! Chyba mnie tu nie zostawisz?

 

- Niestety - z uśmiechem na ustach odjechałam z piskiem opon. Ledwo odjechałam, a już dzwonił. Odebrałam.

 

- Ptaszynko co ty odpierdalasz? Chcesz żeby wilki mnie pożarły? - jego głos był ciepły.

 

- Tu nie ma wilków Anderson.

 

- A co jeśli są?

 

- Taki silny i dorosły mężczyzna zachowuje się jak dziecko - uśmiechnęłam się pod nosem.

 

- Czy ty znowu się ze mnie naśmiewasz? - skąd on to wiedział?

 

- Nie martw się, zaraz przyjadę, tylko napełnię bak paliwem.

 

- Oj ptaszynko, ty to potrafisz mnie karać, ale w najbliższym czasie się odwdzięczę.

 

 

Stacji paliwowej szukałam przeszło pół godziny, w końcu jak dojechałam napełniłam bak i zawróciłam. Dojechałam do miejsca, w którym zostawiłam Axela i podałam mu paliwo. Chłopak nalał ciecz i ruszyliśmy. Axel oczywiście przede mną jechał, ale tak się ociągał, że jazda zaczęła mnie nudzić. Dałam więcej mocy w pedał gazu i wyprzedziłam chłopaka, ale ten nie był obojętny i przez pewien czas się wymijaliśmy. Kierowcy co chwilę na nas trąbili, ale żadne z nas nie zwracało na to najmniejszej uwagi. Od dziecka nie lubiłam przegrywać i tym razem musiałam dojechać do jego domu jako pierwsza. Rozpędziłam się do 220 km i wyminęłam Axela zostawiając go spory kawałek w tyle. Kiedy straciliśmy siebie z oczu zadzwonił do mnie.

 

- Czy ty kobieto jesteś normalna? - słychać było, że jest zły.

 

- Całe życie panie Anderson - zaśmiewałam się, ale tym razem nie ukrywając śmiechu.

 

- Panno Dorian, ma pani w tej chwili się zatrzymać i poczekać na mnie.

 

- Ależ mój drogi Andersonie, ja stoję i od pięciu minut czekam na ciebie pod twoim domem - byłam dumna z siebie. Już widziałam jego zaskoczoną twarz.

 

- Ptaszynko! Stój tam i się nie ruszaj - rozłączył się.

 

Czekałam na niego dobre dwadzieścia minut. Podjechał i wysiadł wkurzony. Podszedł do mnie i złapał mnie i przytulał mocno.

 

- Nigdy więcej nie pozwolę tobie wsiąść do samochodu. Teraz będziesz jeździć z zatrudnionym przeze mnie szoferem - chciałam mu przerwać, ale mi nie pozwolił - Nie ma żadnego sprzeciwu, rozumiemy się? - patrzyłam na niego z wytrzeszczonymi oczami.

 

- Axel!

 

- Powiedziałem, że nie ma sprzeciwu ptaszynko - puścił mnie i otworzył drzwi zostawiając mnie samą przed wejściem. Co on do licha sobie myślał? Niech sobie wsadzi tego swojego szofera głęboko w dupę. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do samochodu. Kiedy chciałam uruchomić silnik, przed maską stanął chłopak i kołysał przede mną moimi kluczykami. Wyskoczyłam jak poparzona.

 

- Tego ptaszyno szukasz? - jego uśmiech plus mina równało się zwycięstwo.

 

- Jestem dupkiem i nienawidzę cię - rzuciłam się z pięściami na niego, a on tylko stał i się śmiał - Nienawidzę, rozumiesz dupku?! - darłam się jak głupia, ale czułam w sobie taki gniew, że musiałam się wyżyć i tłuc tego dupka.

 

- I tak wiem, że mnie kochasz ptaszyno - śmiał się w głos. Przystanęłam i zaczęłam interpretować to co właśnie powiedział.

 

- Ja ciebie nie kocham - spojrzałam gniewnie - Ja ciebie nienawidzę - jego rozweselona mina wcale się nie zmieniała. Jak on mnie wkurwiał. Złapał mnie i przerzucił mnie przez ramię jak stary dywan. Wierciłam się i kopałam, ale on mnie puszczał. Byłam wściekła.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Holly2004 01.10.2015
    Piąteczka, czekam na kolejny rozdział :)
  • kesi 01.10.2015
    Chcę dodać jeszcze jeden dzisiaj i kolejny może jutro.
  • Holly2004 01.10.2015
    Jej!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania