Poprzednie częściHistoria wielkiej miłości (1)
Pokaż listęUkryj listę

Historia wielkiej miłości - część 2 - Rozdział 23

Jeśli jutro nigdy nie nadejdzie

Czy będzie wiedziała jak bardzo ją kochałem

Czy robiłem wszystko co tylko można, by pokazać jej każdego dnia

Że jest dla mnie jedyna

 

Czy miłość którą dałem jej w przeszłości

Starczy jej na wieczność

Jeśli jutro nigdy nie nadejdzie

 

Bo straciłem już raz ukochane osoby

Które nigdy nie wiedziały jak bardzo je kochałem

Teraz żyję z żalem

Że moje prawdziwe uczucia do nich nie zostały wyjawione

Więc obiecałem sobie

Mówić jej każdego dnia ile dla mnie znaczy

I uniknąć takiej sytuacji,

Gdy nie będzie już drugiej szansy bo powiedzieć jej co czuję

 

 

Widziałem jak ciało Thomasa upada, a naprzeciwko stoi Steven. W ręku trzymał broń zwyrodnialca. Podniosłem się z zabrudzonej podłogi i zacząłem uwalniać Amandę.

- Kochanie, proszę odezwij się do mnie – mówiłem do niej najczulej jak tylko potrafiłem. Kobieta nie odpowiadała, nie było z nią żadnego kontaktu. Odcinałem sznur, który wbijał się w nią. Odkryłem ją z tych szmat i zobaczyłem jej zmasakrowane ciało. Lewa łydka była cała porozcinana, na ramieniu miała bardzo głęboką ranę podchodząca ropą, krew nadal się sączyła z ran. Steven zdążył już zadzwonić po karetkę i czekaliśmy na jej ratunek. Reszta zdążyła już uporządkować zwłoki Thomasa i zniknęła. Wziąłem Amandę na ręce i wyprowadziłem ją na świeże powietrze. Szeptałem jej do ucha czułe słowa i jak bardzo jest mi potrzebna, żeby się nie poddawała i walczyła o życie. Jej oddech ustał, zacząłem krzyczeć. Zdjąłem z siebie kurtkę i położyłem ciało Amandy. Gdzieś w oddali słychać było dźwięk nadjeżdżającej karetki, a ja klękałem przed nią i udzielałem jej pierwszej pomocy. Nic to nie dawało, tętno było nie wyczuwalne. Krzyczałem do niej, żeby się ocknęła i wróciła do mnie, ale to nic nie pomagało. Poczułem jak ktoś mnie odciąga i dwóch mężczyzn nachyla się nad Ami. Trzeci przyleciał z jakąś aparaturą, rozdali jej bluzkę i podłączyli jakieś przewody. Z aparatura wydawała jeden, nie przerywany sygnał.

- Dawaj defibrylator! – wykrzyknął jeden z mężczyzn. Drugi szybko przybiegł i zaczęli przywracać akcję serca. Jeden raz, drugi, trzeci, czwarty, piąty – zero jakiejkolwiek zmiany. Upadłem przed nią na kolana i chwyciłem jej rękę.

- Kochanie, błagam ciebie na wszystko, wróć do nas. Nie zostawiaj nas. Twój aniołek czeka w domu na ciebie. Nie poddawaj się tylko walcz. Przecież wiem, że jesteś silna i dasz radę – szósty raz, siódmy – Do jasnej cholery! Czy ty zawsze musisz być taka uparta? Wracaj natychmiast – lekarze przestali ją reanimować.

- Przykro mi, ale nic więcej nie możemy zrobić – nie!!! Tylko nie to!

- Błagam was, spróbujcie jeszcze raz – jeden z mężczyzn spojrzał się litościwie na mnie.

- Jest mi naprawdę przykro, ale serce już długo jest zatrzymane.

- Proszę, ten ostatni raz – głos miałem błagalny, a oczy zapłakane.

- Dobrze – podziękowałem mu – Chłopaki dajcie strzykawkę z pięcioma mililitrami płynu – w ciągu paru sekund, płyn ze strzykawki został wlany w ciało Amandy – Włączyć defibrylator na 360, to ostatnia szansa – modliłem się o oddanie mojej maleńkiej. Usłyszałam dźwięk pikania – Cholera! Chłopaki udało się. Szybko na noszę i jedziemy do szpitala. Tętno jest zbyt słabe i może ponownie nam zejść z tego świata.

- Do którego szpitala ją zabieracie?

- Do St Thomas’ Hospital – na samo to imię zawrzało we mnie.

- Będziemy jechać za wami.

- A pan w ogóle kim jest?

- Jej narzeczonym – byłem dumny z tego, że jestem kimś więcej niż jej chłopakiem.

Karetka odjechała, a my ze Stevenem ruszyliśmy za nimi.

- Dziękuje ci – wyszeptałem.

- A niby za co mi dziękujesz stary?

- Za twoją pomoc w ratowaniu Ami – jeszcze nigdy tak często nie płakałem, a teraz stałem się beksą.

- Jesteśmy braćmi, a brat, bratu pomaga zawsze. Ty mi też pomogłeś odzyskać Keith.

- Jesteś moją rodziną, po śmierci rodziców to ty byłeś dla mnie ojcem i matką. Wiesz, że zawsze będę w stanie tobie pomóc, tak jak ty mi teraz.

Nigdy się nie modliłem i nie byłem tak blisko Boga jak w tych ostatnich dniach. Siedziałem w szpitalnej kaplicy i modliłem się. Przez długie godziny rozmawiałem z Bogiem, obiecywałem mu wielkie zmiany w życiu, że będę uszczęśliwiał wszystkich których kocham, że pomogę potrzebującym, chciałem również zbudować schronisko dla bezdomnych i uzyskać sponsorów na utrzymanie ich. W głowie rodziły mi się plany, ale w każdym jednym była ona, moja piękna kusicielka. Czy ja tak dużo wymagałem od życia? Chciałem mieć rodzinę i to bardzo kochającą. Znalazłem kobietę, która dała mi wszystko, miłość, uczucie, czułość, ciepło, córkę, szczęście i najwspanialsze chwile w życiu. Z nią czułem się jak w raju, nawet jej upartość kochałem, a kiedy się złościła, fajnie się jej nosek marszczył.

 

- Dominic chodź szybko – zawołał Steven.

- Coś z Amandą? – mina mówiła mi wszystko – Co się kurwa dzieje?

- Kolejne zatrzymanie serca, jest naprawdę źle. Leży non stop na intensywnej terapii.

- Czemu on – wskazałem ręką na górę – Zabiera mi wszystko co kocham?

- Kurczę, nie wiem co ci powiedzieć. Żadne słowa odpowiednie, nie przychodzą mi do głowy – wiedziałem, że w takich momentach pocieszenie jest jeszcze bardziej dołujące. Drzwi się otworzyły i wyszedł z nich lekarz.

- Który to z panów Dominic Dorian?

- To ja – podniosłem się z krzesła.

- Wie pan, że pańskiej narzeczonej drugi raz przywróciliśmy akcje życiowe.

- Wiem – jakaś cząstka mnie, ucieszyła się, że nadal Ami walczy o powrót do życia.

- Powiem tak. Jej organizm jest pozbawiano bardzo dużej ilości krwi, sam się dziwię, że dała radę przeżyć. Jej serce jest bardzo słabe, zbyt długo było zatrzymane. Nie wiem czy przeżyję dzisiejszą noc. Wyniki są wręcz tragiczne. Kolejne zatrzymanie serca, będzie dla niej nie do przeżycia. Już nic nie możemy zrobić. Teraz ona sama musi walczyć o przetrwanie.

- Czy mogę wejść do niej?

- Nie bardzo, ale zrobię ten wyjątek i przekaże pielęgniarką, że pan zostaje – pożegnał się i odszedł.

 

Wszedłem do jej pokoju, dźwięk aparatury nerwowo odbijał się w mojej głowie. Kiedy podszedłem do łóżka i zobaczyłem spuchniętą Amandy twarz, wszystko we mnie pękło. Upadłem przed nią na kolana, ręką gładziłem jej dłoń i płakałem, wręcz wyłem. Jak on mógł tak ją zmasakrować. Ramię jak i głowa była związana bandażem, nogę w gipsie, na wardze miała dwa szwy, tak samo jak na policzku i łuku brwiowym. Była chuda, blada i pozbawiona życia. Widok przeraźliwy. Z jej twarzy wystawała rurka, do której był podłączony tlen, w ręku miała wenflon. Do jednego spływała krew, do drugiego jakiś płyn. Przysunąłem sobie taboret i usiadłem nadal trzymając jej zimną dłoń, drugą ręką smyrałem Ami po głowie. Kiedy się nachyliłem, by ucałować jej policzek, ona nagle otworzyła oczy, zaczęła się dusić i maszyna wskazująca akcję serca, zaczęła piszczeć jednym, długim ciągiem. Do Sali wpadli lekarze i dwie pielęgniarki.

- Szybko, przywracamy kolejną akcję serca – do głowy dotarły mi słowa wypowiedziane przez lekarza na korytarzu - kolejne zatrzymanie serca, będzie dla niej nie do przeżycia - a ja stałem, łzy zalewały mi twarz, serce pękało w bólu. Nic nie mogłem zrobić tylko patrzeć się, jak moja ukochana kobieta odchodzi na zawsze.

 

 

NA DZIŚ TO JUŻ KONIEC ROZDZIAŁÓW. ROBIĘ SOBIE PRZERWĘ OD PISANIA. JEDEN ROZDZIAŁ W NOCY I TRZY W CIĄGU DNIA, TO DLA MNIE ZA DUŻO. TERAZ MYŚLI KŁĘBIĄ MI SIĘ W GŁOWIE I NIE WIEM CZY AMANDA PRZEŻYJE CZY UMRZE. NA KAŻDĄ Z TYCH OPCJI MAM ZAKOŃCZENIE. JEDNO TROSZKĘ DŁUŻSZE, A DRUGIE KRÓTSZE. JUTRO PODEJMĘ DECYZJĘ. POZDRAWIAM WAS I DZIĘKUJE ZA CZYTANIE HISTORII AMANDY I DOMINICA. NAWET NIE WIECIE ILE TO DLA MNIE ZNACZY. GDYBY NIE WY, TO PRZESTAŁABYM PISAĆ ICH PRZYGODY, ALE DZIĘKI WAM KOŃCZĘ JUŻ PRAWIE ICH OPOWIEŚĆ. JESTEŚCIE WIELCY. OCZYWIŚCIE JEST WIELE BŁĘDÓW I POWTÓRZEŃ, ALE UWIERZCIE, ŻE NIE CHCE MI SIĘ SPRAWDZAĆ. LENIWIEC ZE MNIE :-) JESZCZE RAZ WAM DZIĘKUJE. JUTRO RACZEJ NICZEGO NIE DODAM, BO NIESTETY PRACA, ZRESZTĄ OKAŻE SIĘ.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Luna 25.08.2015
    Mam nadzieję że wybierzesz to zakończenie gdzie amanda żyje
  • Holly2004 25.08.2015
    Ryczałam jak Dominic! Mam nadzieję, że Amanda przeżyje. Jak zawsze 5 ;)
  • kesi 25.08.2015
    Nic wam kochane nie zdradzę :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania