Poprzednie częściHistoria wielkiej miłości (1)
Pokaż listęUkryj listę

Historia wielkiej miłości - część 2 - Rozdział 15

Nasze serca są jak

Krzemienie

I gdy się zderzają,

Czujemy miłość

Polecą iskry

Które podpalą nasze kości

I gdy się zderzą

Rozświetlimy świat

 

 

Rano stawiliśmy się w szpitalu, w którym już czekał Dylan i Martin. Dominic musiał wykonać badania potwierdzające, zgodność szpiku i za dwa dni, miał nastąpić długo wyczekiwany zabieg. Jak zwykle moje myśli wędrowały ku strachowi. Dylan widocznie czytał w moich myślach, bo doszedł do mnie i usiadł na przeciwko.

 

- Nie martw się moja droga - wyciągnął w moją stronę dłonie, które uścisnęłam - Będą w najlepszych rękach. Martin jest najlepszym specjalistą w tej dziedzinie.

 

- Wiem, ale strach nie opuszcza mnie i mam jakieś dziwne przeczucie - Dylan nie dał mi dokończyć.

 

- Amando! Nie wolno ci tak myśleć. Jeszcze bardziej takim podejściem się dołujesz.

 

- To co ja mam robić? - wiedziałam, że takim tokiem myślenia, daleko nie pociągnę - Nie martw się moja droga - puścił moje dłonie - Będą w dobrych rękach. Martin jest najlepszym specjalistą w tej dziedzinie.

 

- Bądź przy nich dzielna, dawaj im przede wszystkim wsparcie psychiczne. Okazuj jak bardzo Martina i Dominic, są dla ciebie ważni - puścił moje dłonie, wstał i uśmiechnął się - Myślenie pozytywne, to część sukcesu - dokończył swoją mowę i odszedł w stronę gabinetu. Zostałam sama w szpitalnej stołówce.

 

Strach po rozmowie z Dylanem, jakby zmalał. Czułam się bardziej doładowana nową i bardzo silną energią. Jedna, mała rozmowa, a dała mi tyle nowej i mocnej aury. Byłam mu wdzięczna za to, że podniósł mnie na duchu. Wstałam i zamówiłam kawę z mlekiem. Nie była aż tak dobra, ale rano nie zdążyłam jej wypić. Gdy wracałam do stolika, przy którym siedziałam wcześniej, kontem oka zauważyłam wchodzącego Paula. Po ostatnim wydarzeniu, nasza przyjaźń się zakończyła. Ubolewałam nad tym, chociaż ja sama zawiniłam, nie mówiąc mu nic. Przecież nigdy Paulowi nie obiecałam, że może być coś więcej między nami. Uszanował moją decyzję, ale nigdy nie krył się ze swoimi uczuciami, co do mnie.

 

Odwróciłam się w jego stronę i zauważyłam, że stał przy ladzie i przyglądał się mojej osobie z wielką uwagą. Wykonałam gest ręką, nawołując go do siebie. W jego twarzy było widać wahanie, lecz po kilku sekundach ruszył w moim kierunku. Wstałam i przywitałam go z uśmiechem na swej twarzy.

 

- Cześć Amando - pocałowałam go w policzek na przywitanie. Chłopak, nagle zrobił się z peszony.

 

- Witaj Paul. Miło mi ciebie widzieć.

 

- Mnie ciebie również - usiadł na tym samym miejscu co Dylan - Jak możesz pić to świństwo - wskazał ręką na kawę.

 

- Nie zdążyłam w domu wypić.

 

- Trzeba było przyjść do mnie do gabinetu na kawę.

 

- Nie wiedziałam czy będziesz miał ochotę ze mną rozmawiać.

 

- Nie wracajmy do tego co było - spojrzał na mnie smutnym wzrokiem - Sama przyjaźń musi mi wystarczyć.

 

- Cieszę się, że podchodzisz tak do tego - upiłam trochę kawy. Stwierdziłam, że to naprawdę był syf, a nie kawa - Możesz zrobić mi normalnej kawy?

 

- Oczywiście - wstaliśmy od stolika, a moja kawa wylądowała w koszu na śmieci.

 

Napisałam sms do Dominica, że czekałam na niego w gabinecie Paula. Wiedziałam, że nie będzie z tego powodu zadowolony. Martina była razem z nim na badaniach, więc miałam trochę czasu, by porozmawiać z moim przyjacielem. Dowiedziałam się, że koło Paula kręci się nowa pani doktor. Z tego co opowiadał była bardzo zgrabna, wszystko co trzeba miała na miejscu i do tego blondyna o długich nogach. Ciekawiło mnie, jak w rzeczywistości wygląda pani doktor o kwiecistym imieniu Rosa. Widocznie moje myśli ściągnęły kobietę do gabinetu, bo usłyszeliśmy pukanie do drzwi, które się otworzyły, a w nich stanęła blondyna. Była wysoka, jej jasne blond włosy zlewały się z ciut ciemniejszą karnacją, oczy miała duże, koloru niebieskiego, jej rzęsy musiały być podklejane sztucznymi, gdyż były nie naturalnie długie. Usta wymalowane czerwoną pomadką, które były pełniejsze, tak samo jak jej biust. Mężczyzną z pewnością się podobała, ale mnie jakoś od niej odrzucało. Wcale nie wydawała się sympatyczna, lecz antypatyczna.

 

- Witaj Paul - rzuciła w moją stronę piorunujące spojrzenie, a przy okazji zmierzyła mnie od góry do dołu - Chciałam się tylko przywitać.

 

- Cześć Rosa. Wybacz, ale jestem teraz zajęty - spojrzał się na blondynę.

 

- Widzę, przecież oczy jeszcze mam - ponownie spojrzała na mnie - Jak skończysz ze swoją pacjentką, to wejdź do mnie. Mam ciekawy przypadek do skonsultowania.

 

- To nie pacjentka, tylko moja przyjaciółka - kobieta w moją stronę, wręcz rzucała błyskawice - Rosa to jest Amanda Sting - podeszłam i wyciągnęłam w jej stronę rękę. Ta tylko spojrzała i z oporem uścisnęła moją dłoń. Na jej twarzy ukazał się demoniczny uśmiech.

 

- Miło mi panią poznać - a mnie ciebie nie - powiedziałam w myślach do siebie.

 

- Mnie również.

 

- Zajrzyj później do mnie - wyszła trzaskając drzwiami. Co to za wstrętne babsko chodziło po tym świecie. Już jej bardzo nie lubiłam.

 

- Nie miłe babsko z niej - nie sądziłam, że powiem to na głos. Paul spojrzał się na mnie i wybuchł śmiechem.

 

- Jestem tego samego zdania, ale za cholerę nie mogę się od niej uwolnić.

 

- Współczuję ci bardzo, takiej adoratorki.

 

- Ha ha, bardzo śmieszne.

 

Siedzieliśmy jeszcze z kwadrans w gabinecie, kiedy do środka bez pytania wszedł Dominic z Martiną. Spojrzał się gniewnie na Paula, nawet nie witając się z nim rzekł.

 

- Amando czekamy na zewnątrz - zamknął drzwi. Głupio mi było za zachowanie mojego mężczyzny.

 

- Przepraszam cię za Dominica.

 

- Nie masz za co. Ja też go nie lubię, ale twój wybór szanuję - podeszłam do mężczyzny i na pożegnanie, pocałowałam go w policzek.

 

- Do zobaczenia - otworzyłam drzwi i skierowałam się w stronę wyjścia. Zauważyłam Dominica siedzącego na murku, a na jego plecach wisiała nasza córka.

 

- I jak badania? Dobrze się czujecie? - zasypywałam ich pytaniami.

 

- Kochanie, mamusia jest bardzo przejęta - zachichotali - Skarbie, wszystko jest w jak najlepszym porządku - podszedł i pocałował mnie w czoło.

 

- To cieszę się bardzo. A ty aniołku jak się czujesz?

 

- Mamuniu, ciuję się lewelacyjnie - zaczęłam się śmiać na jej odpowiedź.

 

- Chodźcie moje kobietki, zabieram was na pyszne lody - Martina aż krzyknęła z radości i szybko wsiadła do samochodu. Zapięłam jej pas i sama usiadłam koło Dominica. Dojechaliśmy do kawiarni, w której były najlepsze lody w mieście. Oczywiście nasza córcia, zażyczyła sobie największy puchar z lodami śmietankowo - czekoladowymi, owocami, bitą śmietaną i polewą czekoladową. Ja zamówiłam najmniejszą porcję lodów pistacjowych z owocami, a Dominic wziął taką samą porcję jak Martina. Patrzyłam na nich przepełniona wielką miłością. To był najcudowniejszy dzień, który spędziłam z najukochańszą córką i najwspanialszym mężczyzną na świecie.

 

Koło godziny 18 wróciliśmy do domu. Ledwo otworzyłam drzwi auta, a z domu dobiegły mnie wrzaski. Szybko wbiegłam do domu i wparowałam do środka z wielkim impetem. Na środku salonu stała Emma, która kłóciła się z Michaelem. Czułam się tak, jakbym znalazła się w samym środku tornada. Na podłodze leżały porozrzucane poduszki i gazety ze stolika. Salon naprawdę wyglądał jak po przejściu tornada.

 

- Co tu się do cholery dzieje! - krzykłam z całych sił. Obydwoje odwrócili się w moją stronę i spojrzeli się na mnie z przestraszonymi minami.

 

- Amando, głupie pytanie zadajesz - rąbnęła Michaela w ramię. Uderzenie musiało być silne, bo mężczyznę aż zarzuciło w bok - Ten oszust próbuje mi wmówić, że mnie kocha - parsknęła śmiechem prosto w twarz Szramy - To jest kłamca!

 

- Wytłumacz jej proszę, że mówię prawdę - spojrzał się na mnie z błaganiem w oczach.

 

- To jest wasza sprawa, ale - zwróciłam się do Emi - Na twoim miejscu, bym przemyślała to co powiedział ci Michael. Jeśli ja mogłam wybaczyć Dominicowi to, że porzucił mnie i dziecko, to ty też możesz. Oczywiście, jeśli nadal go kochasz, a wiem, że tak jest - Emma rzuciła mi bojowe spojrzenie, które pod wpływem mojego, złagodniało. Stanęła na przeciwko Michaela i zaczęła płakać.

 

- Jak mogłeś mnie tak zostawić. Przecież doskonale zdawałeś sobie sprawę z tego, jak bardzo ciebie kochałam i potrzebowałam - Szrama podszedł do niej i przytulił ją do siebie.

 

- Przepraszam cię z całego serca. Głupi byłem, tak samo jak Dominic - ucałował jej zapłakane policzki - Jeśli im się udało - wskazał na mnie i na wchodzącego, ze śpiącą Martiną na rękach - To jeśli mi wybaczysz, to udowodnię ci, jak bardzo jestem w tobie zakochany. Będę wielbił każdy kawałek ziemi, po której będziesz stąpać. Zrobię dla ciebie wszystko i cały ten stracony czas, tobie wynagrodzę - Emma spojrzała na niego, a jej twarz była cała zapłakana. Michael zaczął szukać czegoś w kieszeni i kiedy to znalazł, uklęknął przed nią i otworzył małe, czerwone pudełeczko, w którym znajdował się przepiękny pierścionek z diamentem. Oczy Emmy zrobiły się ogromne i zaczęła płakać jeszcze bardziej - Emmo, najukochańsza dziewczyno na świecie, bez ciebie ja nie umiem żyć i pragnę spędzić z tobą, resztę naszych dni - patrzył jej prosto w oczy - Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - przyjaciółka patrzyła to na Michaela, to na pierścionek. Była zaszokowana tą sytuacją. Nawet mnie zaschło w ustach ze wzruszenia.

 

- Michael, nie mogę - w jego oczach pojawiły się łzy - Nie płacz, proszę. Zrozum to, że muszę najpierw zakończyć swój związek - uklękła na przeciwko niego i wzięła jego twarz w swoje dłonie - Wtedy możesz ponownie mnie o to zapytać, a ja odpowiem ci, że tak - mężczyzna przycisnął swoje usta do jej.

 

- Emmo, jesteś najcudowniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek znałem.

 

- Dobra gołąbki, idźcie do swojego pokoju, bo tu jest małe dziecko, a chyba nie chcecie pokazać nam filmu erotycznego na żywo - wybuchł śmiechem Dominic. Nasza zakochana para zaczerwieniła się i w krótkim momencie, wbiegli na górę.

 

Cieszyłam się, że nareszcie tych dwoje się dogadało. Byłam szczęśliwa razem z nimi. To jednak prawda, że pozytywnym myśleniem, można zajść bardzo daleko. Wszystko czego pragnęłam, zaczęło się powoli spełniać. Jedynym moim największym zmartwieniem, było zdrowie Martiny i pomyślny zabieg. Jeśli to się wszystko uda, będę jedną z najszczęśliwszych osób na całej planecie.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Karina25 18.08.2015
    Jaka niespodzianka, nowy rozdział. Hura!
  • Holly2004 18.08.2015
    Super, 555555555555555 :D
  • kesi 18.08.2015
    Dziękuję :-)
  • StuGraMP 13.09.2015
    Napisałem jedną uwagę w drugim rozdziale pierwszej serii, ale tam nie wspominałem nic o interpunkcji. Miałem nadzieję, że tu (po tylu rozdziałach) będzie lepiej. Pomyliłem się. Oto poprawki do fragmentu:

    Dominic musiał wykonać badania potwierdzające, (zbędny przecinek) zgodność szpiku i za dwa dni, (zbędny przecinek) miał nastąpić długo wyczekiwany zabieg. Jak zwykle moje myśli wędrowały ku strachowi (myśli nie wędrują ku strachowi – co to za sformułowania?). Dylan widocznie czytał w moich myślach, bo doszedł do mnie i usiadł na przeciwko (naprzeciwko).
    - Nie martw się (przecinek) moja droga (kropka i po myślniku dużą literą) - wyciągnął w moją stronę dłonie, które uścisnęłam (kropka) - Będą w najlepszych rękach. Martin jest najlepszym specjalistą w tej dziedzinie.
    - Wiem, ale strach nie opuszcza mnie (szyk – mnie nie opuszcza) i mam jakieś dziwne przeczucie (kropka) - Dylan nie dał mi dokończyć.
    - Amando! Nie wolno ci tak myśleć. Jeszcze bardziej takim podejściem się dołujesz (szyk – Takim podejściem jeszcze bardziej się dołujesz.).
    - To co ja mam robić? - wiedziałam (zdania rozpoczynamy dużą literą), że takim tokiem myślenia, (zbędny przecinek) daleko nie pociągnę (kropka i dalej chyba od nowego akapitu, bo kto inny mówi) - Nie martw się (przecinek) moja droga (kropka i po myślniku dużą literą) - puścił moje dłonie (kropka) - [u]Będą w dobrych rękach. Martin jest najlepszym specjalistą w tej dziedzinie[/u]. (przecież to już było, po co powtarzasz?)
    (czy to mówi ktoś inny?) - Bądź przy nich dzielna, dawaj im przede wszystkim wsparcie psychiczne. Okazuj (przecinek) jak bardzo Martina i Dominic, (zbędny przecinek) są dla ciebie ważni (kropka i dalej dużą literą) - puścił moje dłonie, wstał i uśmiechnął się (kropka) - Myślenie pozytywne, to część sukcesu - dokończył swoją mowę i odszedł w stronę gabinetu. Zostałam sama w szpitalnej stołówce.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania