Poprzednie częściHistoria wielkiej miłości (1)
Pokaż listęUkryj listę

Historia wielkiej miłości - część 2 - Rozdział 24

Gdybym mógł cofnąć czas,

Poszedłbym gdziekolwiek ty pójdziesz.

Jeśli mógłbym sprawić, że będziesz moja,

Poszedłbym gdziekolwiek ty pójdziesz.

 

 

 

- Bardzo mi przykro, nie udało się uratować pańskiej narzeczonej. Jej organizm jak i serce, było na tyle wycieńczone, że nie dało rady na nowo wrócić do normalnego funkcjonowania. I tak był to cud, że przez dwie doby żyła. Współczuję panu i rodzinie - nic nie mówiłem tylko płakałem.

 

Błąkałem się po ciemnych ulicach Londynu, bez żadnego celu. Przecież najważniejszy cel mego życia właśnie odszedł na zawsze. Ludzie uśmiechnięci mijali mnie, tak bardzo ich nienawidziłem za to ich pieprzone szczęście. To bolało.

 

Nie ma jej i nigdy już nie wróci do mnie. Każde jej słowo, czułość, troskę będę mógł tylko wspominać. Brak możliwości jej przytulenia, brak rozmów i życia z nią, zostało przekreślone na wieki. Ale czemu mi ją zabrał? Przecież nic złego nie zrobiła. Dlaczego? Do cholery, dlaczego?!

 

- Dlaczego mi ją zabrałeś! Co ona ci takiego zrobiła! Przecież to ja zasługuję na śmierć ... Nie ona! - padłem na kolana i krzyczałem. Łzy wypływały jak rwący potok. Przechodzący ludzie wpatrywali się we mnie z litością. Nie mogłem tak dalej żyć, to już nie był mój świat, nie moje miejsce. Bez niej jestem nikim. Moja dusza i serce umarło razem z Amandą.

 

Stałem nad jej trumną z bukietem białych róż. Żar słońca ogrzewało mnie boleśnie. Nic nie docierało do mnie. Ludzie zbierali się wokół trumny, jedni jej dotykali, inni rzucali kwiaty. Nasza córka doszła i położyła białą róże mówiąc - Kolam cię mamusiu, na zawsze - Widok zapłakanej córki sprawił mi jeszcze większy ból w klatce piersiowej. Nie wierzyłem, że już jej nie ma. Ból rozchodzący się po moim ciele był niewyobrażalnie bolesny.

 

Ludzie składali mi kondolencje, ale mnie to nie obchodziło. Chciałem, by wszyscy stąd znikli i żebym mógł zostać z nią sam.

 

Spojrzałem na błękit nieba, które w trakcie chowania trumny w dół, przerodziło się w czerń. Z nieba tak jak i z moich oczu, spadały wielkie krople. Łzy wyciekające po twarzy, łączyły się z deszczem. Stałem sam, na środku cmentarza i czekałem na swój własny koniec, który miał nadejść. Nie miałem siły aby żyć dalej bez mojej Amandy. Wiedziałem, że mam jeszcze dla kogo żyć - dla mojej córki - ale siła odejścia z tego świata i połączenie się z nią w jedność, była silniejsza. Ulewa moczyła mnie całego. Siły mnie opuściły i padłem przed jej grobem na kolana. Zerwała się burza, pioruny waliły całą swą siłą, błyskawice rozświetlały całe niebo, jak fajerwerki. Położyłem róże na kupce ziemi - To dla ciebie kochanie, białe róże. Byłaś tak samo nieskazitelna jak one, czysta i piękna. Kocham cię całym sercem. Mam nadzieję, że tam gdzieś w górze się spotkamy i być może znów będziemy szczęśliwi - Z kieszeni płaszcza wyjąłem pistolet. Odblokowałem go i wymierzyłem lufę w skroń - Nie daje rady żyć bez ciebie. To ty byłaś wszystkim i dzięki tobie żyłem. Kocham cię Amando - pociągnąłem za spust i w tym momencie usłyszałem jej melodyjny głos wołający moje imię Dominic, Dominic!

 

Ocknąłem się spocony z koszmarnego snu.

 

- Kurwa - zakląłem pod nosem - To wszystko było takie realistyczne - powiedziałem sam do siebie.

 

Wyprostowałem się i stanąłem przy łóżku nie przytomnej Amandy. Leżała w śpiączce już od pięciu tygodni. Lekarze wprowadzili ją w śpiączkę farmakologiczną, by jej organizm nabierał sił. Ten pomysł okazał się dobry, gdyż wyniki badań z tygodnia na tydzień się polepszały. Dziś mieli ją wybudzać, ale jeszcze ostatnie badania miały wykazać czy mogą tą zrobić.

 

- Dominicu? - usłyszałem głos Margaret - idź do domu, prześpij się, a ja posiedzę przy niej.

 

- Dzięki, ale nie mogę jej już opuścić - patrzyła na mnie ze smutkiem. Wiedziała, że obwiniam się o to co się stało.

 

- Synu, to nie twoja wina. Nie możesz się cały czas obwiniać za to co się stało. To ty ją znalazłeś i to ty uratowałeś życie mojej córce - ścisnęła moje ramie - Nigdy ci tego nie zapomnę - złapałem jej dłoń i poklepałem.

 

- Dziękuje za słowa otuchy. Mam prośbę. Posiedź z nią przez 10 minut, ja muszę tylko coś załatwić.

 

- Oczywiście.

 

- Jeśliby się ...

 

- Tak wiem - uśmiechnęła się - Zadzwonię od razu.

 

- Dzięki Margaret - wyszedłem zamknąwszy za sobą drzwi.

 

Musiałem wyjść na powietrze, aby zapalić. Odkąd Amanda leży nie przytomna, nikotyna stała się moim ukojeniem i niestety nałogiem. Obiecałem sobie, że jak się obudzi to rzucę to cholerstwo w diabły.

 

- Panie Dorian, proszę przyjść do mojego gabinetu jak już się pan dotleni - zwrócił się lekarz z głupim uśmieszkiem na twarzy.

 

- Zaraz przyjdę - doktor Janson odwrócił się i wyszedł. Pociągnąłem jeszcze z cztery buchy i udałem się do gabinetu. Zapukałem i usłyszałem - proszę - wszedłem do środka.

 

- O czym pan chciał ze mną rozmawiać?

 

- Odebrałem ostatnie badania pani Sting i muszę powiedzieć, że jej organizm w dziewięćdziesięciu procentach, wrócił do normalnego funkcjonowania.

 

- To chyba dobrze? Będziecie ją dziś wybudzać?

 

- Doskonale. Gdzieś za dwie godziny się zbierzemy i zaczniemy wybudzanie.

 

- Nawet pan nie wie, jak się cieszę.

 

- Domyślam się, ale ostrzegam od razu, że nie zawsze pacjent się wybudza. Nieraz trzeba mieć cierpliwość, bo wszystko będzie zależało od pańskiej narzeczonej - nie podobało mi się to co usłyszałem.

 

- Będę czekał tyle ile trzeba - pożegnałem się i wyszedłem.

 

Wróciłem do pokoju Amandy, jej mama nadal siedziała przy niej i trzymała ją za rękę.

 

- Rozmawiałem z lekarzem - odwróciła się w moją stronę - Będą ją wybudzać.

 

- Tak bardzo się cieszę - objęła mnie.

 

- Teraz idź do hotelu i odpocznij. Zadzwonię jak przyjdą lekarze - pocałowałem ją w policzek.

 

- Dobrze Dominicu, akurat pójdę na spacer z Martiną.

 

- Ucałuj mojego szkraba ode mnie i Amandy.

 

- Z pewnością tak zrobię - ucałowała Amandę i opuściła pokój.

 

Znów siedziałem sam z moją kobietą. Jej twarz już nie była taka blada i sina. Oczywiście pozostały jej blizny na policzku, wardze i brwi, ale przecież to wszytko się nie liczyło. Ważniejsze było to, by się Amanda, w końcu obudziła i wróciła do nas. Każdy jej potrzebował, a najbardziej nasza córka. Codziennie się wypytywała o mamę i pytała kiedy się obudzi. Tłumaczyłem Martinie, że mamusia jest na razie zbyt chora, by mogła się obudzić, ale kiedy już będzie zdrowa to wycałuje aniołka. Jej drobna twarzyczka na te słowa uśmiechała się. Musiałem przyznać, że mieliśmy wspaniałą i mądrą córkę, a Amanda była doskonałą matką i podziwiałem ją za to, że wychowała Martinę na inteligentną dziewczynkę.

 

Patrzyłem na Amandę i prosiłem, by się obudziła i spojrzała na mnie tymi swoimi kocimi oczami. Brakowało mi jej śmiechu, spojrzenia, ciepła, czułości, po prostu wszystkiego co było z nią związane.

 

Opowiadałem Amandzie naszą historię, historię wielkiej miłości, w której musieliśmy walczyć o miłość. To ja byłem największym głupcem i raniłem ukochaną osobę najbardziej. Teraz miało być inaczej. Miała być tylko wielka i szczęśliwa miłość, aż po grób i to chciałem przyrzec Amandzie w kościele i przed Bogiem.

 

Rozdział nie sprawdzony, więc za wszelką nie dogodność bardzo przepraszam i mam nadzieję, że początek rozdziału was nie przestraszył :-) Pozdrawiam

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Luna 27.08.2015
    Mnie początek bardzo przestraszył. Już myślałam że to prawda a nie tylko sen.
  • Holly2004 27.08.2015
    Już zaczynałam płakać, ale kiedy przeczytałam, że to tylko sen, skakałam z radości :) 5 ;)
  • kesi 27.08.2015
    Jutro wrzucę nowy rozdział dziewczyny.
  • Szalona123 27.08.2015
    Gdy przeczytałam początek tej części to rozpłakałam się i płakałam dobre 10 minut pewnie dopiero potem odważyłam się i przeczytałam dalsze losy bohaterów, po przeczytaniu tej części stwierdzam że ta historia musi sie dobrze zakończyć bo nie dam rady opanować łez smutku, chce tylko nieopanować łez zachwytu i szczęścia że tak pięknie sie to skończyło.
  • kesi 27.08.2015
    Na początku chciałam by sen był rzeczywistością, ale nie potrafiłam brnąć dalej. Za duży smutek mnie ogarnął.
  • Rebley 27.08.2015
    A moja początkowa rekacja-nie nie dlaczego? Później chciałam zobaczyć czy na końcu napisałaś koniec noo i wtedy ukazały mi się słowa Ze snu...
  • Luna 28.08.2015
    Niewiem który raz już to czytam ale dalej mam wrażenie że wybralas ta wersję gdzie amanda umiera
  • kesi 28.08.2015
    Luna przekonasz się. Mam nadzieję, że dziś uda mi się dodać rozdział
  • Luna 28.08.2015
    Ja też mam nadzieję
  • Holly2004 28.08.2015
    Czekam ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania