Poprzednie częściHistoria wielkiej miłości (1)
Pokaż listęUkryj listę

Historia wielkiej miłości (14)

Rozdział XIV

 

Zaskoczenie

 

 

DOMINIC

 

Śniadanie mijało nam w wesołej atmosferze. Już dawno Amandy nie widziałem takiej wesołej i chyba szczęśliwej. Nagle zerwała się od stołu i wybiegła. Nie czekając ani sekundy dłużej pobiegłem za nią, ale niestety drzwi od łazienki zamknęła mi przed nosem.

- Amando co się dzieję - dobijałem się do drzwi, bo wiedziałem, że coś jest nie tak.

- Nic się nie dzieje, odejdź stąd - powiedziała dławiącym się głosie.

- Otwórz - usłyszałem jak wymiotuje - otwórz, bo wyjebię drzwi - byłem wkurwiony, bo moja kobieta źle się czuła.

- Zaraz wyjdę Domi, wszystko jest ok - dlaczego ona mnie kłamie.

- Dlaczego ja ci nie wierzę, Amando - usłyszałem jak przekręca zamek. Automatycznie nacisnąłem klamkę. Moja Ami była blada i zaczęła osuwać się w moje ramiona - Kurwa, Amando co ci jest - i straciła przytomność.

- Michael, dzwoń po lekarza. Ma tu być za pięć minut - Szrama stanął i zaczął sprawdzać tętno.

- Chyba kolego zapomniałeś, że ja jestem lekarzem - z tego wszystkiego zapomniałem, że Michael jest lekarzem. I pomyśleć, że jeszcze cztery lata temu biły się o nie go wszystkie prywatne kliniki, ale wybrał tą ciemniejszą stronę.

- Zanieś ją do pokoju, a ja wezmę swoją teczkę - skierowałem się w stronę swojej sypialni i położyłem Amandę na moim łóżku. Jej nogi uniosłem wyżej i oparłem na stosie poduszek. W tym momencie wszedł Michael.

Zajrzał jej w oczy, sprawdził ciśnienie, które było bardzo niskie. Dotknął jej czoło i policzków, była cała rozpalona.

- Dominic, przynieś dużo lodu w woreczkach i mokre ręczniki - pobiegłem do kuchni, wziąłem cały lód jaki był w zamrażalniku i wrzuciłem do wiaderka, które stało na blacie. Wpadłem do łazienki, wyjąłem ręczniki i je namoczyłem.

Podałem wszystko Michaelowi.

- Co jej jest - zapytałem zdenerwowany.

- Amanda jest bardzo osłabiona i ma cholernie wysoką temperaturę. Tu masz zapisane co masz kupić - podał mi kartkę i dwie recepty - rusz się stary, trzeba pomóc twojej kobiecie - ruszyłem biegiem do wozu i z piskim opon ruszyłem do pierwszej lepszej apteki. Jechałem tak z trzydzieści minut jak w końcu dotarłem do miejsca. Kupiłem wszystko i ruszyłem do domu.

Amanda nadal leżał nieprzytomna, jej twarz była nadal blada, ale już nie tak bardzo jak ją zostawiłem.

- Masz wszystko co chciałem - zapytał Szrama.

- Tak, wszystko - i podałem torbę Michaelowi.

Zrobił jej jakiś zastrzyk, a drugą strzykawką pobrał jej krew.

- Zadzwoń do tego swojego lekarza, a najlepiej pojedź i niech na cito zrobi padanie krwi. Muszę mieć te wyniki dzisiaj, więc staraj się.

- Czemu ona tak źle wygląda?

- Jest bardzo słaba, może to być jakiś cholerny wirus.

- Opiekuj się Amandą.

- Nie martw się stary, wszystko będzie dobrze.

 

Zadzwoniłem do doktora Dylana Westa, przyjaciela moich rodziców.

- Witaj Dominicu. Czy coś się stało, że dzwonisz - zapytał.

- Dylan potrzebuję jak najszybciej zrobić badanie krwi.

- A co ci tak śpieszno, chory jesteś - powiedział z troską.

- Nie ja, tylko moja dziewczyna i muszę mieć wyniki na dzisiaj. Czy da radę?

- Wiesz, że dla ciebie to zrobię.

- Za piętnaście minut jestem.

 

Jechałem tak szybko, że dojechałem w krótszym czasie. Dylan już czekał na mnie. Zabrał ode mnie krew i skierował się do laboratorium.

Siedziałem w jego gabinecie i prosiłem Boga w myślach, żeby Amandzie nic nie było. Już wystarczająco wycierpiała odkąd pojawiłem się ponownie w jej życiu. Moje myśli przerwał mi Dylan.

- Zleciłem już zrobienie badań, ale wyniki będą gdzieś za trzy godziny.

- Dzięki Dylan, jestem twoim dłużnikiem.

- Dominic, wiesz przecież, że jesteś dla mnie jak syn, którego nigdy nie miałem - wstał i dotknął mojego ramienia.

- Wiem - poklepałem go po dłoni, którą trzymał na moim ramieniu.

- Co się dzieje z twoją dziewczyną?

- Nie wiem, rano była taka radosna, a później zerwała się i uciekła do łazienki. Wymiotowała, a później zemdlała. Ma wysoką temperaturę i jest blada.

- Kto się nią zajmuje.

- Pamiętasz Michaela?

- Oczywiście. Nie martw się Dominic, jest w dobrych rękach - przerwał na chwilę i spojrzał na mnie - a może Amanda jest w ciąży? - patrzyłem na nie go zszokowany. Amanda w ciąży? Cholera chyba nie. Nawet nie zapytałem jej czy się zabezpiecza. Czy miałbym na nowo zostać ojcem? Swoje pierwsze dziecko zabiłem. Aż na samą myśl na to wspomnienie serce mi pękało z bólu. Czy Bóg dałby nam szansę na stworzenie rodziny?

- Nie wiem Dylan. Jest taka możliwość, ale nie wiem.

- Kochasz ją - nie spodziewałem się takiego pytania.

- Uwierz mi, że kocham ją bardziej niż życie. Zrobiłbym dla niej wszystko.

- Uuu, pan wiecznie skaczący z kwiatka na kwiatek zakochał się - jego uśmiech był bardzo szeroki i szczery.

- Nie przesadzaj, to było ponad trzy lata temu - zrobiłem pauzę - Teraz jestem innym człowiekiem.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę. A jak twoja panna się nazywa.

- Amanda Sting i jest projektantką ogrodów.

- Super, że w końcu się zakochałeś. Miło patrzeć na ciebie, kiedy po tym wszystkim co przeszedłeś, jesteś szczęśliwy.

- Amanda jest moim lekarstwem na całe życie.

 

Nie wiadomo kiedy minęło ponad trzy godziny. Dylan został poproszony do laboratorium.

Zadzwoniłem do Michaela zapytać się czy Amanda odzyskała przytomność.

- Stary, jeszcze nie. Najważniejsze, ze gorączka zeszła, a ciśnienie wróciło do normy.

- Dzięki przyjacielu.

- Nie ma sprawy, w końcu to mój zawód i obowiązek - Szrama naprawdę jest prawdziwym przyjacielem. Mam u nie go dług wdzięczności - Masz już wyniki badań?

- Dylan właśnie poszedł do laboratorium.

- Dobra. To czekam - rozłączył się.

 

Amanda

 

Byłam gdzieś na łące. Niebo było tak pięknie błękitne. Jeszcze nigdy nie widziałam takiego błękitu. Wokół mnie rosło pełno maków. Ptaki pięknie śpiewały. Czułam się taka wolna i bezpieczna. Wiatr rozwiewał moje włosy, słońce ogrzewało mi twarz. Szłam przed siebie polaną, koło mnie latało pełno różnokolorowych motyli. Nagle nie wiadomo skąd na niebie zebrały się czarne chmury, błyskawice rozcinały całe niebo. Teraz już nie czułam się bezpieczna, teraz się bałam. Nie miałam gdzie się skryć. Ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął. Przestraszona spojrzałam na postać, za którą biegłam w głąb gęstego lasu. Była to mała dziewczynka. Na oko miała 7 lat, była drobną brunetką o długich kręconych włosach, które były takie same jak moje. Wciągnęła mnie do jakieś starej chaty. W rogu był rozpalony kominek, a na nim pełno różnych ziół, które się suszyły. Na środku stał duży, stary, drewniany stół z czterema krzesłami. Na środku stołu stał wazon, a w nim było pełno maków. W środku pomieszczenia było ciemno. Deszcz mocno pukał o szyby, drzewa kołysały się na wietrze na tyle mocno, że gięły się do polowy.

- Siadaj Amando - odezwała się do mnie dziewczynka. Czułam się tak jakbym była w chacie wiedzmy. Usiadłam tak jak chciała ta drobna brunetka.

- Kim jesteś? - zapytałam.

- Amando, czy nie widzisz podobieństwa do siebie i Dominica? - odpowiedziała pytaniem i uśmiechnęła się do mnie.

Patrzyłam na nią z zaciekawieniem. Faktycznie, włosy miała identyczne jak moje, oczy jej były tak niebieskie jak u Dominica. Figurą przypominała także mnie. I ten uśmiech, który znałam. Był taki sam jak Dominica.

- Widzę podobieństwo. Kim jesteś?

- Waszą przyszłością. Jestem waszym dzieckiem, mamo - nagle piorun walnął w chatę. W jednym momencie pomieszczenie stanęło w płomieniach. Wzrokiem szukałam dziewczynki, ale nigdzie jej nie widziałam.

- Jak masz na imię - krzyknęłam.

- Martina, już nie długo będę z wami - w tym momencie paląca belka upadła na mnie.

 

Moje ciało przeszywał gorąc. Gdzieś z oddali słyszałam głos Dominica, który mnie wołał. Tak bardzo chciałam otworzyć oczy, ale nie mogłam. Skóra mnie paliła, pot leciał mi po ciele. Cholera co się ze mną dzieje. Już dłużej nie wytrzymam tego gorąca. Moja podświadomość krzyczała, ciało stawiało opór. Amando otwórz oczy. Dominic nadal coś do mnie mówił. Czułam jak trzyma moją dłoń. Niech te moje cholerne oczy się otworzą. Wtedy przed moimi oczami ukazała się postać tej małej dziewczynki.

 

- Bądź dzielna Amando, odpręż się, a sen sam odejdzie - jej postać zanikała.

 

- Poczekaj, nie zostawiaj mnie samej - krzyczałam.

 

- Nie jesteś sama Amando ... Otwórz oczy, a wszystko będzie dobrze ... Zaufaj swojemu sercu Amando - dziewczynka znikła całkowicie.

 

Czułam jak dłoń Dominica gładzi moją. Śpiewał mi słowa mojej ukochanej piosenki Time For Miracle's Adama Lamberta .

 

Jest późno w nocy i nie mogę spać

Tęsknota za Tobą pogrąża mnie w otchłani

O, nie mogę oddychać myśląc o Twoim uśmiechu

 

Nie mogę zapomnieć żadnego z pocałunków

To bolące serce nie jest jeszcze złamane

O, Boże marzę, by móc Cię zobaczyć

Bo wiem, że ten płomień nie umarł

Więc nic nie może powstrzymać mnie od próbowania

 

Kochanie wiesz to,

Może to czas na cuda

Bo ja nie przekreślam miłości

Ty wiesz to

Może to czas na cuda

Bo ja nie przekreślam miłości

Nie, ja nie przekreślam nas

 

Ja po prostu chcę być z Tobą

Bo życie jest tak ciężkie

Kiedy wszystko co wiem jest uwięzione w Twoich oczach

 

Przyszłość, której nie mogę zapomnieć

To bolące serce nie jest jeszcze złamane

O, Boże marzę, by móc Cię zobaczyć

Bo wiem, że ten płomień nie umarł

Więc nic nie może powstrzymać mnie od próbowania

 

Kochanie wiesz to,

Może to czas na cuda

Bo ja nie przekreślam miłości

Ty wiesz to

Może to czas na cuda

Bo ja nie przekreślam miłości

Nie, ja nie przekreślam nas

 

Kochanie, czy możesz to poczuć

Ty wiesz, że ja słyszę to

Więc czy możesz to poczuć, to poczuć

 

Wiesz, że to jest czas...

 

Kochanie wiesz to,

Może to czas na cuda

Bo ja nie przekreślam miłości

Ty wiesz to

Może to czas na cuda

Bo ja nie przekreślam miłości

Nie, ja nie przekreślam miłości

 

Nigdy nie słyszałam jak Dominic śpiewa. Jego głos dał mi na tyle siły, że otworzyłam oczy. Tak pięknie śpiewał, że nie chciałam mu przerywać. Światło tak bardzo mnie raziło. Mój kochany kiedy zobaczył, że mam otwarte oczy, jednym ruchem już był koło mnie.

 

- Kochanie tak się cieszę, że w końcu się obudziłaś, tak się martwiłem o ciebie - w jego oczach były łzy.

 

- Jak długo spałam - zapytałam.

 

- Prawie cztery dni - o cholera tak długo błądziłam w tym śnie - Jak się czujesz? coś ciebie boli?

 

- Kochanie przestań zadawać mi tyle pytań - gładziłam jego dłoń - Teraz już jest wszystko dobrze - uśmiechnęłam się - Mam ciebie i nic już nas nie rozłączy, bo takiej miłości jak nasza nigdzie nie ma - Dominic uklęknął przy łóżku i pocałował moje wgłębienie pod szyją - Nie wiedziałam, że tak potrafisz pięknie śpiewać - ucałowałam jego dłoń.

 

- Widzisz kochanie co miłość wyprawia z człowiekiem - puścił mi oczko.

 

- Teraz będziesz miał przechlapane Domi.

 

- A to czemu Ami?

 

- Bo będziesz musiał mi teraz śpiewać - zaczęliśmy się śmiać razem.

 

- Dla ciebie kochanie wszystko, bo kocham ciebie jak wariat - na te słowa mnie pocałował.

 

Jestem ciekawa jak zareaguje na wiadomość o dziecku. Czy będzie tak samo szczęśliwy jak wtedy podczas naszej ostatniej rozmowy, czy może znowu ucieknie i mnie zostawi? A jeżeli mój sen był tylko snem nic nie znaczącym? Może moja podświadomość robi mi psikusa? Ale nie, ja wiem, że ta dziewczynka Martina za parę miesięcy narodzi się. Tak bardzo się cieszę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Luna 01.07.2015
    Piszesz bardzo ciekawe opowiadania a ja je czytam z przyjemnością
  • kesi 01.07.2015
    Miło mi, że podoba się tobie. Napisałam rozdział, a nawet go nie sprawdziłam. Jak coś to sorry za błędy
  • Karina25 01.07.2015
    Super. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania