Poprzednie częściHistoria wielkiej miłości (1)
Pokaż listęUkryj listę

Historia lubi się powtarzać - Rozdział 25

Siedziałam na łóżku i przyglądałam się swojej dłoni, na którym lśnił piękny, złoty pierścionek z jasno różowym brylantem. Jedynie mogłam się domyślać ceny, jaką Ax za niego zapłacił.

Ten wieczór był bardzo szalony. Mój narzeczony był taki szczęśliwy i radosny. Szkoda, że nie zawsze taki był. Patrzyłam na Axela i nie wierzyłam, w to co się stało.

Rodzice nam gratulowali i życzyli wytrwałości w narzeczeństwie. Postawili mi warunek, że muszę zaliczyć wszystkie egzaminy przed ślubem i zdobyć dyplom. Miałam na to dwa miesiące, gdyż udało mi się o jeden miesiąc przedłużyć czas do ślubu. Ustaliliśmy, że w tygodniu nie będziemy się wyrywać, a weekendy mieliśmy spędzać razem. Nie podobał się taki plan Andersonowi, ale po godzinnym tłumaczeniu zrozumiał.

 

Musiałam się nieźle przyłożyć, by zdać egzaminy przed ślubem. Oczywiście, Ax miał wyznaczyć datę ślubu i wynająć ludzi do zorganizowania wesela, ja nie miałam nic do gadania. Do tego wszystkiego moja mama się dołączyła i zostałam przegłosowana.

 

Zegarek wskazywał północ. Zeszłam z łóżka i wzięłam telefon w rękę. Wyszukałam imię przyjaciela. Po piątym sygnale odebrał.

 

- Martina? Stało się coś, że tak późno dzwonisz? - Jack był zmartwiony.

 

- Mogę do ciebie przyjechać? - nie wiadomo skąd, łzy popłynęły mi po twarzy.

 

- Skarbie, czekam na ciebie.

 

- Dzięki Jack. Zaraz będę - zakończyłam połączenie.

 

Chwyciłam torebkę i po cichu zeszłam na dół. Zabrałam kluczyki do BMW, który został u mnie i pojechałam do przyjaciela. Drogę pokonałam, w krótkim czasie. Za parkowałam auto, a drzwi otworzył mi Jack. Wysiadłam i rzuciłam mu się w ramiona płacząc.

 

- Już dobrze skarbie - tulił mnie do siebie i głaskał po głowie - Chodź do środka - objął mnie i poprowadził do domu.

 

- A gdzie rodzice? - zapytałam chlipiąc.

 

- Wyjechali do Australii, więc jesteśmy sami i nikt nie będzie nam przeszkadzał - poczułam ulgę, bo nie miałam zamiaru, by ktoś inny oglądał mnie w takim stanie - Chcesz herbaty?

 

- A nie masz czegoś mocniejszego? - chciałam w jakiś sposób ukoić swoje ciało i umysł.

 

- Oczywiście. Już przynoszę - oddalił się w głąb pokoju barowego i po chwili wynurzył się z butelką wina i whisky oraz z dwoma szklaneczkami - Co pijemy?

 

- Najpierw wino - złapałam za szkło, w które Jack wlewał czerwony trunek.

 

- Powiesz mi co się stało? - usiedliśmy wygodnie na sofie w wielkim i jasnym salonie.

 

- Niby nic, ale wydaje mi się, że popełniam błąd - jak to nic? Odezwała się moja podświadomość - W gruncie rzeczy, to wiele się wydarzyło i nie potrafię się z tym wszystkim uporać.

 

- Skarbie, po to tu jestem, aby służyć ci radą i wsparciem - spojrzałam na niego przez łzy.

 

- Axel mi się dziś oświadczył i to przy rodzicach.

 

- Wow! Ale jazda. Moje gratulacje skarbie. Pokaż pierścionek - podałam mu dłoń. Oczy ze zdziwienia, prawie wyszły mu z oczodołów. Nie mogłam inaczej zareagować jak śmiechem. Zabrałam rękę i dolałam sobie wina.

 

- Dzięki wariacie.

 

- To z tym masz problem? - Wskazał na pierścionek.

 

- Też, ale to nie wszystko.

 

- Zamieniam się w słuch - przechyliłam płyn i dolałam kolejną partię procentu.

 

Opowiedziałam mu o Marcusie, o tym jaki jest agresywny Ax w stosunku do mnie. Zataiłam przed przyjacielem przeszłość narzeczonego.

 

- Powiedz mi, czy dobrze zrobiłam godząc się? A co jeśli on mnie uderzy, albo co gorsza zrobi mi większą krzywdę? A jeśli Marcus okaże się groźnym przestępcą? - poczułam drobną ulgę po opowiedzeniu, tego co mnie dręczyło. Jack siedział i najwidoczniej analizował w głowie całą moją opowieść, bo nie odzywał się nic przez dłuższą chwilę - Powiesz coś w końcu?

 

- Kolejny raz mnie zaskoczyłaś - otworzył butelkę whisky, bo wino całe wypiłam. Nalał nam po połowie szklaneczki i zaczął kontynuować - Na twoim miejscu miałbym zbyt duże wątpliwości. Sprawdził bym tego Marcusa i upewnił się czy nie zrobi tobie krzywdy. A co do furii Axela, to jest sprawa niebezpieczna i zagrażająca twojemu zdrowiu. Wiem, że kochasz go, tak jak on ciebie, ale nie śpiesz się i przemyśl to na spokojnie. Wyjedź na kilka dni, by on nie wiedziała gdzie. Daj sobie czasu - słuchałam go z uwagą i przemyślałam każde słowo. Pomysł z wyjazdem był dobry, ale czy aby na pewno dobry? I gdzie niby miałabym się udać i to sama. A Marcus? To zwykły gangster i chciał za wszelką cenę zniszczyć Axa, a ja mogłabym na tym ucierpieć.

 

Axel

 

Od naszych zaręczyn minęły dwa dni, a ja nie mogłem nawet przytulić mojej narzeczonej. Zostały nam rozmowy i sms - y. Za chciało jej się spotkań w weekendy, ale uszanowałem jej decyzję. Miała wiele materiału do nauczenia i nie chciałem, by przeze mnie zawaliła ostatnie egzaminy.

 

Jaki ja byłem szczęśliwy, gdy zgodziła się zostać moją żoną. Była taka piękna ze łzami w oczach, kiedy wkładałem jej pierścionek na palec. Nie zapomnę tej chwili do końca życia. Marzyłam wtedy, by porwać ją w swoje ramiona i tulić do siebie. Taka niewinna i delikatna kobietka, potrafiła mnie zmienić. Byłem najbardziej szczęśliwym i najbardziej zakochanym facetem na świecie.

 

- Ax - do gabinetu wszedł Henry.

 

- O co chodzi?

 

- Tak jak chciałeś - rzucił mi na biurko dużą kopertę. Otworzyłem ją i wyjąłem zdjęcia, na którym był Marcus i jego szef Falcon. Fotografię przedstawiały ich sprzedających nielegalną broń i to jeszcze na moim terenie. Tak nie mogło być.

 

- Weź te zdjęcia podrzuć na komendę - odrzuciłem je w jego stronę - Coś jeszcze masz?

 

- Na razie to wszystko szefie - odwrócił się i wyszedł.

 

Siedziałem w swoim skórzanym fotelu i wypełniałem papiery. Miałem już dosyć. Koniecznie musiałem usłyszeć głos mojego aniołka. Od naszej ostatniej rozmowy minęły dwie godziny. Wybrałem jej numer i czekałem jak odbierze. Kiedy usłyszałem szósty sygnał, rozłączyłem się. Zadzwoniłem kolejny i kolejny raz. Nie odbierała. To nie było podobne do niej. Wstałem i ruszyłem do wyjścia, ale jeszcze przed wyjściem zadzwoniłem raz jeszcze. Tym razem poczta głosowa się włączyła. Co jest do cholery! Zaczynałem się wkurwiać. Wsiadłem do wozu i ruszyłem wprost pod dom mojej narzeczonej. Wjechałem na podjazd i wyskoczyłem z samochodu. Zadzwoniłem dzwonkiem do jej drzwi, otworzyła Amanda.

 

- Jest Martina? - zapytałem zdenerwowany.

 

- Nie ma jej. Pojechała do ciebie z jakieś dwie godziny temu, a co nie dojechała? - była zdziwiona.

 

- Nie. Kurwa! - zdenerwowanie powiększało się we mnie.

 

- Wejdź, a ja zadzwonię do niej - weszliśmy do środka. Amanda wybiła numer do córki, ale nie odebrała - Jest poza zasięgiem.

 

- Coś musiało się stać - wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Henriego - Namierz mi telefon Martiny i to szybko - rozłączyłem się

 

- Dzwonie do Dominica.

 

AMANDA

 

- Dominic, Martina zaginęła.

 

- Słucham? Jak zaginęła? - mąż był wzburzony.

 

- Dwie godziny temu pojechała do Axela, on przyjechał do nas, a jej nie ma. Telefon ma poza zasięgiem. Dominic martwię się - byłam roztrzęsiona. A jeśli coś jej się stało?

 

- Zaraz będę - rozłączył się. Wybrałam ponownie numer córki, ale było to samo.

 

- Zadzwonię do Jacka, może jest u niego - w duchu modliłam się, żeby tam była. Nigdy nie wyłączała telefonu i zawsze mnie powiadamiała dokąd jedzie - Jack? Czy jest u ciebie Martina?

 

- Nie, a coś się stało? - zaczęłam płakać.

 

- Nie wiem... Nie ma z nią żadnego kontaktu - płacz przerodził się w histerię.

 

- A u Axela jej nie ma?

 

- On jest tu, a jej nie ma, telefon ma wyłączony - telefon zabrał mi Ax.

 

- Jack, tu Axel. Miałeś jakiś kontakt dzisiaj z nią? ... Jakby się odezwała do ciebie to daj znać... Dobra... Ok... Cześć - usiadłam na kanapie i płakałam. Dlaczego moja malutka córeczka się nie odzywa? Co mogło się stać, że milczała? Odchodziłam od zmysłów.

 

- A jeśli coś jej się stało? - spojrzałam na chodzącego i nerwowego Axela.

 

- Nawet tak nie myśl, rozumiesz? Wszystko będzie dobrze - usiadł koło mnie. Zabrzęczał jego telefon.

 

AXEL

 

- Namierzyłeś ją? - miałem nadzieję, że wiedział gdzie ona jest.

 

- Telefon został namierzony blisko twojego domu. Wysłałem dwóch ludzi by to sprawdzili - chciałem usłyszeć, że jest cała i zdrowa - Telefon leżał rozbity w krzakach, obok twojego Bmw. Po Martinie ani śladu.

 

- Kurwa! Szukajcie jej - wrzeszczałem jak opętany.

 

- Jest jeszcze jedno - jego głos był inny.

 

- Mów! - nalegałem, by się streszczał.

 

- Znaleźliśmy wiadomość, zapisaną na kawałku papieru. Ax, Marcus ją porwał - zamarłem, a serce przestało mi na chwilę bić.

 

- Namierzyliście go?

 

- Nie da się Ax.

 

- Znajdźcie go jak najszybciej i przyprowadźcie mi tego skurwysyna żywego - Amanda stała i mi się przyglądała z wystraszonym wzrokiem.

 

- Gdzie ona jest? - miałem już odpowiedzieć, kiedy do domu wszedł Dominic.

 

- Znalazła się? - od progu zapytał.

 

- Dominic... Wasza córka została porwana - stanęli jak posągi. Jedynie patrzyli to na mnie to na siebie.

 

- Co ty znowu kurwa zrobiłeś! - matka Martiny krzyczała i biła pięściami w męża.

 

- Nic nie zrobiłem. Przecież wiesz, że nie bawię się już w to - o czym oni mówili?

 

- Moi ludzie szukają tego gangstera - odezwałem się w końcu, by przerwać jej oczernianie Dominica.

 

- Znasz go?! - zapytał rozkazująco mężczyzna.

 

- Znam i to nawet dobrze. Znajdziemy go i ...

 

- Nie pierdol mi tu głupot. Za młody jesteś, aby bawić się w gangsterkę - gdyby on tylko wiedział jak ja się na tym doskonale znałem.

 

- A ty za to wiesz jak się zabrać za to, tak?

 

- Żebyś wiedział. W L.A byłem szefem mafii i wiem jak to się załatwia - nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem. Mój przyszły teść był mafiozą?

 

- Dominic! - wrzasnęła Amanda - Nie to jest teraz ważne. Szukaj naszej córki.

 

- Jedź do rodziców i nie ruszaj się od nich. Ja z Axelem znajdziemy ją, ale wpierw muszę ściągnąć Stevena i ludzi - zniknął za drzwiami gabinetu.

 

Wiedziałem jaki jest Marcus i wiedziałem, że jeżeli w ciągu dwudziestu czterech godzin, nie znajdziemy mojego aniołka, to on ją gdzieś wywiezie. Nie mogłem na to pozwolić. Zniszczę go i zabiję.

 

Wybiłem numer do tego śmiecia. O dziwo, po trzech sygnałach odebrał.

 

- Witaj przyjacielu - jego uśmiechnięty i zadowolony głos, doprowadzał mnie do euforii.

 

- Gdzie ona jest!?

 

- Nie martw się, jest bezpieczna i jak na razie nic jej się nie stało.

 

- Zajebię cię, jeśli coś jej zrobisz! - do salonu wszedł Dominic.

 

- Nie strasz mnie przyjacielu. Mieliśmy układ, a ty go nie dotrzymałeś, więc sam sobie wziąłem nagrodę pocieszenia - zaśmiał się diabelsko.

 

- Daj mi ją do telefonu - nie odpowiedział nic, tylko się śmiał - Kurwa! Nie żyjesz - rozłączyłem się.

 

- Wiesz gdzie on jest teraz?

 

- Jedynie się domyślam.

 

- To jedziemy. Jak masz ludzi to ich bierz. Nikt nie skrzywdzi mojej córki - facet był naprawdę zdeterminowany tak jak i ja.

 

- Musimy wziąć broń.

 

- To ruszamy - wsiedliśmy do mojego samochodu i pojechaliśmy w stronę mojej dawnej siedziby.

 

Po drodze wykonałem kilka telefonów z przekazaniem informacji, że zbieramy się na akcję. W tym czasie zadzwonił Henry, że Marcus jest w opuszczonym magazynie i z ogromną i nieźle uzbrojoną obstawą. Podobna jakaś ruska mafia przyłączyła się do niego.

 

Po dojechaniu na miejsce, moi ludzie zebrali się i czekali na plan. Nawet nie przypuszczałem, że miałem aż tylu ludzi. Jeden z moich starych członków ekipy, wytłumaczył mi, że to Henry ich sprowadził z różnych jednostek wojskowych. Każdy z nich był w podobnej sytuacji co on i nie zależało im na życiu i krzywdzeniu nie winnych osób. Podobno wybrał najlepszych z najlepszych. Między innymi byli saperzy, ludzie zajmujący się robieniem ładunków wybuchowych, mistrzowie w sztukach walki, snajperzy i wielu innych.

 

Plotki szybko się rozniosły po świecie gangsterki i pozjeżdżało się kilka innych ekip z całego miasta i okolic. Nie przypuszczałbym, że tyle ludzi nienawidzi Marcusa i jego mafii. Każdy ze zebranych życzył mu śmierci. Teraz byłem pewny, że z taką watahą zdołamy odbić moją ukochaną narzeczoną.

 

Po kilku godzinach spędzonych nad planowaniem i obserwowaniu dziupli porywacza, dołączyli ludzie Dominica z jego bratem Stevenem. Kto by przypuszczał, że będę w jednej drużynie ze swoim teściem. Podbiegł do mnie Henry.

 

- Marcus dzwoni - wyrwałem mu telefon.

 

- Czego! - odebrałem połączenie.

 

- Axel, nie rób nic głupie, błagam - to była Martina.

 

- Aniołku? Uwolnimy ciebie.

 

- Nie mogę gadać. Ukradłam komórkę Marcusowi. Trzymają mnie w jakimś magazynie, jest ciemno i ... - usłyszałem krzyk Martiny i jakiś huk.

 

- Twoja narzeczona jest bardzo sprytna i dlatego zostanie ukarana - nie zdążyłem nic powiedzieć, bo ten skurwiel się rozłączył.

 

- Chłopaki! Ruszać dupę. Jedziemy zabić tego chuja jebanego - ludzie zaczęli się zbierać i wsiadać do furgonetek. Nigdy nikogo nie zabiłem, ale jego zajebię jak świnie. Nie podaruję mu tego.

 

 

Kochani. Wiem, że rzadko dodaje ostatnio rozdziały, ale uwierzcie mi, że nie mam kiedy pisać.

 

Jeśli chodzi o rozdział, to nie wiem czy mi dobrze wyszedł. Nie jestem dobra w pisaniu takich akcji, ale mam nadzieję, że się spodoba. Czekam na wasze opinie.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Lucy <3 21.10.2015
    Jest dobrze :D
  • Szalona123 21.10.2015
    Fajny! A gdzie druga część? Miały być dwie dlatego pytam Pozdrawiam
  • kesi 21.10.2015
    Wiem, że miałam dodać dwa rozdziały, ale dziecko mam chore i nie wyrobiłam się. Wybacz.
  • Szalona123 21.10.2015
    Spokojnie, najważniejsze jest w tym przypadku zdrowie dziecka. I tak rozdział jest genialny. Trzymaj się :D
  • Holly2004 22.10.2015
    Super, 5 ;)
  • Rebley 22.10.2015
    Jeśli ty mówisz, że nie umiesz pisać takich akcji, to ja święty Mikołaj jestem. 5
  • kesi 22.10.2015
    Dziewczyny, dziękuję wam za miłe komentarze. Jesteście niesamowite
  • Szalona123 23.10.2015
    I jak tam z kolejną częścią, kiedy może się ukazać?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania