Historia wielkiej miłości (6)
Rozdział VI
Szok
Ocknęłam się w łóżku, w swoim pokoju. Przy mnie siedział Thomas i trzymał mnie za rękę. Zobaczył, że się obudziłam i usiadł koło mnie na łóżku.
- Jak się czujesz? - patrzył na mnie z troską
- Chyba dobrze. Ale co się stało?
- Zemdlałaś kochanie. Ale przed tym krzykłaś. Twoje słowa na wszystkich wywarły zdziwienie.
Patrzyłam na Toma i pomału przypominałam sobie, co takiego się zdarzyło.
- Gdzie jest Emiliano! muszę natychmiast z nim rozmawiać
- Amando tu nie ma żadnego Emiliano - nie wierzyłam w to co do mnie mówił - wykrzaczyłaś te słowa o Emiliano, ale to nie on. Kochanie, on nie żyje.
- Thomas, wyjdź stąd natychmiast - siedział i nie ruszał się - spieprzaj stąd Thomas!
Wstał, chciał coś powiedzieć, ale pokazałam mu ręką żeby się wynosił.
Zostałam sama i nie wiedziałam czy to wszystko jest prawdą czy kłamstwem. A może ten facet, jak dobrze pamiętam Dominic, jest łudząco podobny do Emiliano. Ale nie, ja wiem, że to on. Widziałam jego ból i strach w oczach. To musi być Emiliano.
Miłość jak się narodziła między nami była prawdziwa, ale dlaczego tak mnie oszukał, tak bardzo mnie skrzywdził. Tyle straciłam, jego i dziecko, a teraz stanął przede mną żywy. Czemu się nic nie odezwał, tylko zostawił mnie w cierpieniu i bólu? Muszę się tego wszystkiego dowiedzieć i to jak najszybciej.
Wstałam z łózka i poszłam do łazienki,żeby się odświeżyć i przebrać. Trochę mi się kręciło w głowie, ale ja to miałam gdzieś. Musiałam jak najszybciej zejść na dół, żeby z " Dominiciem" porozmawiać.
Za oknem już się ściemniało, nawet nie wiedziałam, która jest godzina, ale to było teraz mało ważne.
Kiedy byłam już gotowa, zeszłam na dół. W jadalni nie było nikogo, więc poszłam do pokoju, w którym były otwarte drzwi. Zajrzałam do środka. Na kanapie siedział Tom, a na fotelu Steven. Kiedy mnie zobaczyli obydwoje zerwali się na równe nogi. Thomas doleciał do mnie i złapał mnie pod ramie, prowadząc do kanapy. Usiadłam i z bladym uśmiechem zwróciłam się do Stevena.
- Przepraszam za swoje zachowanie, ale twój pracownik kogoś mi bardzo przypomina - Steven wstał i podszedł do mnie.
- Amando, nie musisz przepraszać. Thomas mi wszystko powiedział i bardzo mi przykro z tego powodu - dotknął mojej dłoni i ją poklepał - Rozmawiałem z Dominiciem i powiedział, że widzi ciebie pierwszy raz w życiu. Po prosił mnie, żebym przeprosił ciebie w jego imieniu, że przez nie go wróciłaś do bolesnych wspomnień. Jutro przyjedzie i chciałby z tobą porozmawiać i przeprosić osobiście.
- Oczywiście, że nie mam nic przeciwko porozmawiania z nim - wiedziałam, że nie przyzna się do tego, że mnie zna. To było do przewidzenia, ale jak jutro się zjawi to będzie musiał mi wszystko wyśpiewać. Nie dam się tak łatwo zbyć.
- Mogę ci zadać pytanie? - skierowałam się do Stevena
- Oczywiście, że możesz i pytaj śmiało - posłał mi swój ciepły uśmiech.
- Wiem, że to nie moja sprawa, ale powiedź mi ile czasu znasz Dominica - spojrzałam na nie go, wyczekując odpowiedzi - jeśli nie chcesz to nie odpowiadaj.
- Amando, myślałem dokładnie kiedy się poznałem z Dominiciem. Jak mnie moja pamięć nie zawodzi, to ponad dwa lata się znamy. Dominic to mój najlepszy pracownik - na tą myśl sam się uśmiechnął pod nosem - kiedy go poznałem, nie miał nic. Szkoda mi się go zrobiło i wziąłem Dominica pod swoje skrzydła. Nie żałuje, bo okazał się lojalnym przyjacielem i pracownikiem.
- Dziękuje za odpowiedź - posłałam mu swój uroczy uśmiech - w tych czasach teraz trudno o lojalnych pracowników, a przede wszystkim przyjaciół - Tom patrzył na mnie uważnie. Chwycił mnie za rękę i zapytał.
- Kochanie. na pewno jesteś głodna.
- Tak, jestem głodna.
- Jeśli Steven nie masz nic przeciwko, to zaprowadzę Amandę do kuchni by coś zjadła.
- Oczywiście, w końcu niech zbiera siły na jutrzejszą pracę, bo od rana zaczynamy - uśmiechnął się i usiadł na fotelu.
Nie chciałam już dzisiaj wracać do tematu Dominica, Thomas musiał to wyczuć i o nic mnie nie pytał.
Zeszliśmy do kuchni, nikogo w niej nie było, więc Tom zajął się szykowaniem jedzenia dla mnie. Thomas był cudownym przyjacielem i dobrym człowiekiem. Źle się czułam z tym, że tak go u siebie w pokoju potraktowałam.
- Słuchaj Tom, chciałam ciebie bardzo przeprosić za swoje zachowanie. Zachowałam się jak podła świnia. Przepraszam cię bardzo - Tom odłożył warzywa i podszedł do mnie. Uniósł mój podbródek do góry, tak żebym spojrzała na nie go. Nasz wzrok się spotkał, Thomas zbliżył swoje usta do moich i mnie pocałował.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałem porozmawiać z twoją narzeczoną - Dominic stanął przed nami, a mnie mowę odjęło - chyba nie masz nic przeciwko Thomas ? - gdyby wzrok mógł zabijać to Tom by już nie żył.
- Oczywiście, że możecie porozmawiać - spojrzał na mnie zdenerwowany. Podszedł i mnie pocałował w policzek.
Kiedy wyszedł Dominic się odezwał rozkazującym tonem.
- Chodź ze mną.
Tak jak chciał poszłam za nim. Prowadził mnie do małej altanki w ogrodzie.
- A teraz usiądź i mnie posłuchaj, bo drugi raz nie będę powtarzał - stałam i wpatrywałam się w nie go otępiała. Jak on może odzywać się do mnie takim tonem. Co się z nim stało? Nie poznaje go.
- Hola, hola. Nie jestem pieskiem tresowanym, żeby mi rozkazywać - nie dokończyłam swojej wypowiedzi, bo przerwał mi Emiliano vel Dominic.
- Mam ci tylko jedno do powiedzenia Amando i radzę ci żebyś mnie posłuchała. Musisz wyjechać do Nowego Yorku, do domu. Tam jest twoje miejsce, a nie tu. Steven jest bardzo niebezpieczny, a ja nie chcę żeby coś ci się stało - on ma mi czelność mówić co ja mam robić? Nie doczekanie.
- Słuchaj mnie, nie wiem jak ci tam na imię czy Emiliano czy Dominic. Nie masz prawa rządzić mną i nakazywać mi co mam robić, a czego nie. Jak śmiesz tak do mnie mówić, po tym wszystkim co mi zrobiłeś, jak mnie zraniłeś.
- Słuchaj mnie mała, nie wiem co ty sobie wbiłaś do tej swojej pięknej główki, ale mylisz mnie z kimś.
- A teraz ty mnie posłuchaj, bo nie będę powtarzać. Przez twoją sfingowaną śmierć, straciłam dziecko - podszedł do mnie bliżej i złapał mnie za ramiona i wrzasnął.
- Jak straciłaś dziecko?! Ja pierdolę, nigdy sobie tego nie wybaczę. Tak bardzo ciebie przepraszam Ami... - urwał i usiadł na ławce. Rękami zakrył sobie twarz i zaczął płakać. Coś gadał pod nosem, że nie wybaczy sobie, że to wszystko przez ten pieprzony wypadek, że on nie chciał, że nie wiedział...
- Emiliano, przestań płakać i wytłumacz mi do cholery dlaczego to zrobiłeś - stanęłam na przeciwko nie go i złapałam za dłonie. Podniósł głowę i spojrzał na mnie. Jego twarz była cała zapłakana, oczy zaczerwienione. Złapał mnie mocniej za ręce i zaczął mówić
- Emi nie mogę ci powiedzieć, nie chcę żeby coś ci się stało - przerwał na chwilę, wstał i mnie przytulił - Amando, nigdy bym nie przypuszczał, że ciebie, w tym cholernym miejscu spotkam. Proszę cię wyjedź stąd. Boję się o ciebie - patrzył na mnie z tęsknotą w oczach, łzy się na nowo nasiliły. Objął mnie znowu i tym razem zaczął całować. Chciałam go odepchnąć, ale nie mogłam. Tak bardzo za nim tęskniłam i tak bardzo kochałam. Nagle on sam się oderwał ode mnie.
- Kurwa ! Amando ty masz narzeczonego... - miał na twarzy przygnębiający smutek i złość - szybko się pocieszyłaś - no i nie wytrzymałam. Doszłam i strzeliłam go w ten bezczelny pysk. Jak on może tak mówić.
- Ty mnie śmiesz pouczać? ty, który tak bardzo mnie oszukał. Ja w przeciwieństwie do ciebie żyję - odwróciłam się i chciałam odejść, ale wróciłam i powiedziałam do nie go - Przy tobie zawsze czułam się bezpiecznie, zawsze mogłam się do ciebie przytulić i powiedzieć, że cię tak bardzo
kocham - do moich oczu napłynęły łzy - Ty zawsze mi odpowiadałeś, że bezemnie nie możesz żyć, że jestem dla ciebie wszystkim co najcenniejsze... - spojrzałam na nie go przez łzy i dodałam - Odszedłeś... teraz wiem, że nie mam takiej osoby już na świecie - odwróciłam się i ruszyłam w stronę domu. Rozpłakałam się już całkowicie.
- Ami, proszę cię, poczekaj. Pozwól mi sobie wszystko wyjaśnić. Błagam cię.
- Sądzisz, że mamy jeszcze o czym rozmawiać?
- Tak mamy, ale nie tu. Spotkajmy się jutro tu o północy, kiedy będą już wszyscy spać. Ja tu i tak jutro zostaje na noc.
- Zgoda, w końcu należą mi się wyjaśnienia - odwróciłam się i ruszyłam do drzwi i gdy wchodziłam do domu usłyszałam.
- Amando, zawsze ciebie kochałem i kochać będę zawsze. Nie było dnia bym o tobie nie myślał. Chciałem to wszystko rzucić, ale nie mogę - kiedy wydawało mi się, że skończył, co było mylne, zaraz dodał - tylko błagam cię na wszystko, nie wychodź za Thomasa... - nie odpowiedziałam nic tylko weszłam do domu...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania