Poprzednie częściHistoria wielkiej miłości (1)
Pokaż listęUkryj listę

Historia wielkiej miłości - część 2 - Rozdział 27

I kiedy patrzę w Twoje oczy

Mam przed oczami całe moje życie

I już nie uciekam

Bo już wiem, że jestem w domu

Z każdym biciem mojego serca

Całkowicie oddaję Ci moją miłość

Moje Kochanie, obiecuję Ci to

 

AMANDA

 

Obudziłam się, ciemność nadal mnie ogarniała. Czy już nigdy nie miałam zobaczyć mojej córki, ani Dominica, piękna tego świata, moich ukochanych ogrodów, bliskich? to był cios poniżej pasa. Chciałam się podnieść z łóżka, ale jakieś dłonie złapały mnie i oparły z powrotem o łóżko.

 

- Kto tu jest? - nie czułam się dobrze, nie wiedząc kto jest ze mną.

 

- To ja, Dominic - jego głos był cichy i przygnębiony.

 

- Tak się cieszę, że tu jesteś - wyciągłam ku niemu ręce. On natychmiastowo je złapał i przyłożył do swej twarz.

 

- Maleńka taki jestem szczęśliwy, że mnie pamiętasz - czułam, że mówi przez łzy. On nigdy nie płakał.

 

- Pamiętam ciebie - wtuliłam się w jego ciepło - Wszystko pamiętam, ale... Ale Dominic, ja nic nie widzę - pogłaskał mnie po głowie.

 

- Maleńka, masz zabandażowane oczy i dlatego nic nie widzisz - ucichł na chwilę - Spałaś dwa dni po tym jak się wybudziłaś - dłonie Dominica spoczęły na mojej twarzy i poczułam jego ciepłe i słodkie usta na swoich. Bardzo brakowało mi tego rodzaju uczucia - Idę po lekarza żeby zdjęli ten cholerny bandaż, bo pragnę patrzeć w twoje oczy - ucałował mnie w czoło i usłyszałam jak drzwi się otwierają.

 

Siedziałam na łóżku i dotykałam swojej twarzy. Pod dłońmi czułam jakieś blizny i strupy. Byłam ciekawa jak wyglądała moja twarz. Wspomnienia o porwaniu, wróciły. Pamiętam jak uciekałam, jak krwawiłam i jak cholernie się bałam. Serce łomotało jak szalone, oddech przyśpieszył, ręce miałam spocone. Przed oczami miałam las, w którym ugrzęzła mi noga, czułam jak skóra na łydce mi się rozrywała i jak czerwona ciecz wyciekała z niej i z ramienia. Na wprost mnie stał Thomas i koszmar się urywa. Chciałam się dowiedzieć jak się tu znalazłam i jak Dominic mnie znalazł.

 

- Dzień dobry Amando - usłyszałam znajomy głos lekarza - Jak się czujesz?

 

- Chyba dobrze, nie wspominając o tym, że nic nie widzę.

 

- Zaraz przyjdzie pielęgniarka i zdejmiemy opatrunek. Powinno być już dobrze - usłyszałam damski głos i dotyk na mej twarzy. Zlękłam się.

 

- Niech się pani nie boi - przemówiła kobieta - Jestem Cristina i zdejmę pani bandaże - uspokoiłam swój lęk i wyczekiwałam chwili odsłonięcia oczu. W myślach błagałam Boga, by mi zwrócił mój wzrok.

 

- Jeszcze jedna warstwa Amando - czule powiedział Domi i złapała mnie za dłoń - Wszystko będzie dobrze.

 

- Mam taką nadzieję.

 

- Kiedy powiem byś otworzyła oczy to zrób to - lekarz ponownie przemówił - Jesteś na to gotowa?

 

- Jak nigdy w życiu - lekko się uśmiechnęłam, a Dominic mocniej ścisnął mą dłoń.

 

- Amando otwórz oczy - bałam się, że nawet jak je otworzę, to nic się nie zmieni i ciemność na zawsze zagościła w moim życiu - Nie bój się - zebrałam w sobie siłę i pomału zaczęłam unosić powieki. Zaczęłam nerwowo mrugać. Ciemność się rozjaśniała, ale obraz był rozmazany, kształty się zlewały. Oczy zrobiły się mokre i zaczęły łzawić, a drobne łzy wydobywały się z pod powiek.

 

- Maleńka powiedz coś? - głos mojego mężczyzny był przejęty. Zwróciłam głowę w jego stronę i ręką dotknęłam jego policzka - Powiedz mi, że widzisz - całował rękę, którą dotykałam twarzy. Kilka razy zamrugałam i obraz zaczął przybierać prawidłowy obraz. Jeszcze nie wszystko było tak jak trzeba, ale widziałam. Ja naprawdę widziałam. W myślach podziękowałam Bogu.

 

- Amando widzisz? - zwrócił się lekarz. Głowę zwróciłam tym razem w jego stronę.

 

- Nie wiem jak to powiedzieć, ale ja widzę - uradowana uśmiechnęłam się - Obrazy są jeszcze zamazane, ale ja widzę - przytuliłam się do Dominica i łzy szczęścia moczyły jego koszulkę.

 

- To normalne, że wzrok jest jeszcze otępiały, ale to kwestia kilkunastu minut.

 

- Jak ja mam panu dziękować za uratowanie wzroku?

 

- To raczej powinnaś dziękować swojemu narzeczonemu, za uratowanie życia. Zostawię was teraz samych, ale za godzinę wrócę i musimy wykonać jeszcze kilka badań i jak dobrze pójdzie to jutro wyjdziesz do domu.

 

- A nie mogłabym dzisiaj? - dopiero co się obudziłam w tym pomieszczeniu, ale miałam już dosyć szpitali i tego dziwnego zapachu.

 

- Wolałbym żebyś jeszcze na jedną noc została. Dopiero co wróciłaś do świata żywych kobieto - posłał mi uśmiech i opuścił mój pokój.

 

- Doktor Janson ma rację. Byłaś w śpiące przez sześć tygodni - jego głos ucichł, a cierpienie wymalowało się na twarzy.

 

- Powiedz mi, co się stało, jak mnie znalazłeś? - musiałam się tego dowiedzieć. Dominic spojrzał się na mnie smutny.

 

DOMINIC

 

W głowie szukałem odpowiednich słów, jak jej to wszystko łagodnie opowiedzieć. Zresztą nie był to najodpowiedniejszy moment na tak poważną rozmowę. Przecież ona dopiero co wróciła z daleka. A jeśli to co jej powiem będzie miało jakiś wpływ na jej stan zdrowia? Nie chciałem tego.

 

- Maleńka porozmawiamy na ten temat za kilka dni - nie była moją odpowiedzią zachwycona.

 

- Jak zawsze, uparty osioł z ciebie - nie mogłem na te słowa się nie uśmiechnąć. Jak ja tęskniłem za jej ciętym językiem.

 

- Dla ciebie mogę być wszystkim czym tylko chcesz - złapałem jej twarz i zacząłem smakować jej usta. Tak bardzo mi brakowało ich smaku i tej cudownej rozkoszy. Mógłbym zatapiać się w nich non stop. Amanda objęła mnie za szyję i przybliżyła mnie bardziej do siebie. Jej dłonie wędrowały po moim ciele, jakby pierwszy raz wyruszyły w podróż po mym torsie, plecach i ramionach. Jej dotyk był dla mnie jak narkotyk, bez którego nie mogłem wytrzymać. Moja męskość zaczęła się wyraźnie unosić do góry. Oderwałem się od niej, bo jeszcze chwila, a musiałbym ją na łóżku szpitalnym posiąść, a raczej nie byłoby to mądre.

 

- Maleńka musimy się uspokoić - Amanda zrobiła urażoną minkę - Zobacz co twój dotyk ze mną wyprawia - położyłem jej dłoń na swoim rozporku, który był nabrzmiały. Moja narzeczona tylko się uśmiechnęła, przyciągnęła ponownie do siebie i wbiła te swoje malinowe usta w moje. Jej język pieścił moje podniebienie, przygryzała moją dolną wargę i ssała. I jak ja mogłem myśleć racjonalnie. Nie potrafiłem rąk utrzymać z dala od niej i wsunąłem lewą rękę pod jej szpitalną koszulę i dotknąłem jej piersi. Brodawka pod naciskiem kciuka zrobiła się twarda, jej oddech przyśpieszył i wyrwał się z jej ust pojedyncze westchnienie. Całowałem jej szyję, lekko przygryzałem płatek ucha, podwinąłem koszulę i usta przyssałem do jej rozgrzanej piersi. Amanda wiła się z rokoszy, którą jej sprawiałem.

 

- Pragnę cię Dominicu - jej słowa napędzały mnie do dalszych pieszczot - Kochaj się ze mną - cholera, niczego innego nie pragnąłem jak się w niej zagłębić.

 

- Maleńka, a jeśli ktoś wejdzie? Nie chcę by ktoś ciebie widział nagą - jej dłoń zaczęła rozpinać rozporek.

 

- Nie interesuje mnie to, ja muszę mieć ciebie w sobie i to teraz - jej zgrabne ruchy uwolniły moją męskość na wolność, która stała jak dąb. Pieściła go, a mnie przechodziły ciarki z podniecenia. Już tak dawno nie czułem tej przyjemności.

 

- Pierdolę to! - poderwałem ją do góry, Ami oplotła mnie nogami w pasie i otworzyłem drzwi od łazienki, oparłem jej plecy o ścianę i naparłem na nią. Jej jęk rozszedł się po małym pomieszczeniu. Starałem się być delikatny, ale ona sama napierała biodrami na mnie z całych sił ciągnąc za moje przydługie już włosy. Nasze usta pożerały się nawzajem - Jesteś taka ciasna i rozkoszna, moja maleńka - wbijałem się w nią coraz szybciej i mocniej. Czułem zbliżający się orgazm Ami - Dojdź maleńka. Kiedy dochodzisz, twoja cipka cudownie się zaciska na moim penisie - jęczała w moją szyję. Jej rozkosz była taka niepowtarzalna. Krzyknęła w narastającej ekstazie i jej orgazm rozszedł się po jej ciele. Ja już dłużej też nie mogłem się powstrzymywać i po czwartym wbiciu, zalałem jej wnętrze.

 

- Kochani, gdzie wy jesteście - usłyszałem głos Jansona. Szybko posadziłem Amandę na toalecie i zapiąłem rozporek.

 

- Jesteśmy w łazience, zaraz wychodzimy - uśmiechnąłem się do mojej kobiety, a jej policzki pokryły słodkie rumieńce - Jesteś szalona maleńka - pocałowałem ostatni raz jej usta i wyniosłem ją na rękach z łazienki i położyłem wygodnie na łóżku.

 

- Nie kręci ci się w głowie jak wstałaś? - zapytał Janson. Amanda zaprzeczyła kręceniem głowy - Wzrok już jest normalny?

 

- Tak - odpowiedziała z drżącym głosem.

 

- Skoro tak to zabieram ciebie na badania i jeśli wszystko będzie dobrze to możesz wracać do domu, ale z podróżą jeszcze bym się wstrzymał. A ty - wskazał na mnie - Zachowałeś się nie odpowiedzialnie.

 

- A co ja takiego zrobiłem?

 

- Chodzi o waszą córkę. Jak mogłeś ją przyprowadzić po przeszczepie do szpitala, gdzie jest pełno bakterii. Mogłeś narazić jej zdrowie - rzeczywiście nie pomyślałem o tym, ale na szczęście nic się nie stało i była krótko w szpitalu.

 

- Wiem, ale nie pomyślałem o tym - Amanda patrzyła na mnie groźnym wzrokiem.

 

- Nie rób więcej takich, nieprzemyślanych rzeczy - pogroził mi palcem i wywiózł Amandę na wózku.

 

Opuściłem sale i wyszedłem na powietrze, by dotlenić płuca nikotyną. Zadzwoniłem do Margaret i opowiedziałem jej o wszystkim, w dali było słychać radosny głos mojego szkraba. I pomyśleć, że moglibyśmy stąd wyjść i opuścili raz na zawsze te mury.

 

 

 

KOCHANI JESZCZE JEDEN ROZDZIAŁ I EPILOG.

 

KOLEJNY ROZDZIAŁ JUTRO.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Rebley 29.08.2015
    Suuuper 5
  • kesi 29.08.2015
    Jak zawsze bardzo dziękuje :-)
  • Holly2004 29.08.2015
    5555555555 :) Nie mogę się doczekać dalszego ciągu! :D
  • kesi 29.08.2015
    Dalszy ciąg się już piszę. Chciałabym jutro dodać ostatni rozdział i epilog i mieć już to za sobą. Postaram się pomyśleć nad kolejną częścią.
  • Szalona123 29.08.2015
    Cudowne! Czekam już na jutro!
  • kesi 29.08.2015
    Mam nadzieję, że nie zawiodę końcem.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania