Poprzednie częściHistoria wielkiej miłości (1)
Pokaż listęUkryj listę

Historia wielkiej miłości - część 2 - Rozdział 12

Wybaczcie, że wczoraj nie dodałam, a dziś, że późno. Niestety nie miałam czasu, by dokończyć rozdział.

Dziś kolejny nudny moment, ale obiecuje, że pomału zacznie się coś dziać, ale co to wam nie powiem. Pozdrawiam i życzę miłego czytania. Pierwszy wers to tekst piosenki PINK - TRY , który dał mi pomysł na następny rozdział :-)

 

Gdy jest pożądanie

Wtedy płomień bucha w nas

Każdy płomień pali

Więc oparzysz się choć raz

Lecz samo oparzenie

Nie odbierze życia nam

Spróbuj więc powstać

 

 

Dojechaliśmy w końcu do domu. Martina nie odklejała się od taty. Nawet musiał usiąść z tyłu, razem z nią. Rozmawiali ze sobą, jakby tej przerwy nie było. Cieszyło mnie, że nie ma między nimi żadnej bariery. Za to Michael nie odezwał się przez całą drogę. Martwiłam się jego samopoczuciem.

 

- Michael? - dotknęłam jego dłoni - Nie martw się. Zobaczysz, że wszystko się ułoży i będziecie jeszcze szczęśliwi - odwrócił głowę i spojrzał na mnie.

 

- Amando wierzysz w to? Bo ja nie - był bardzo zrezygnowany.

 

- Nie możesz w taki sposób podchodzić. Musisz wierzyć w siebie i w swoje uczucia - radziłam mu, na własnym przykładzie.

 

- Chciałbym wierzyć w to, co mówisz - spojrzał ostatni raz na mnie i wyszedł z auta.

 

- Mamusiu, a wieś zie tatuś ma blata? - aniołek był bardzo rozradowany.

 

- Wiem kochanie.

 

- A jego blat ma bliziaki.

 

- Skarbie, nie bliziaki, tylko bliźniaki. Ma synka Adama i córkę Lili - biedactwo nie mogło się wysłowić.

 

- A moziemy jechać do nich? Plosie mamuś - zrobiła błagalne oczka.

 

- Obiecuję, że jak wyzdrowiejesz to odwiedzimy ich - na jej drobnej twarzyczce, ukazał się uśmiech. Miała identyczny uśmiech jak Dominic. Podbiegła do taty i krzyczała radośnie, że pojedziemy do jego brata.

 

Chłopaki wzięli bagaże i weszliśmy do domu. Emmy oczywiście nie było, bo pracowała. Pokazałam Michaelowi pokój, który znajdował się obok Emi.

To było jedyne wolne pomieszczenie i chyba, przyjaciółka nie będzie miała mi tego za złe. Dominic zostawił nasze bagaże w sypialni i oczywiście, Martina pociągnęła go do swojego pokoju.

 

- Zrobię jakiś obiad - powiedziałam głośniej do chłopaków.

 

- Ok - odpowiedzieli obydwoje równo.

 

Zeszłam na dół do kuchni i zajrzałam do lodówki, w której było naszykowane, pieczone mięso, na którym była przyczepiona kartka.

 

Amando.

 

Wiem, że nie będziesz miała za dużo czasu na zrobienie obiadu, więc upiekłam wczoraj cielęcinę. Podgrzej ją, a w garnku na kuchence, masz obrane warzywa, tylko musisz ugotować.

 

Życzę smacznego.

 

P:s. Przepraszam za naszą, ostatnią rozmowę. Twoja przyjaciółka.

 

Kochana Emma.

Nie sądziłam, że tak bardzo mi tej szalonej dziewczyny brakuje. Może powinnam zadzwonić do niej i powiedzieć, że Michael tu jest. Z jednej strony, powinnam była zadzwonić, ale z drugiej strony, ona by nie wróciła do domu i być może, zaprzepaściła by swoją szansę.

Wstawiłam warzywa, mięso włożyłam do piekarnika i zaczęłam szykować puree. Kiedy wszystko było już gotowe i naszykowane na stole, zawołałam chłopaków i Martinę, by zeszli na dół. Kiedy zobaczyłam tych dwóch, dorosłych facetów z wymalowanymi wyrokami na twarzy, padłam ze śmiechu. Dominic miał na czole kwiatki, a Michael na polikach zygzaki. Nie mogłam powstrzymać się ze śmiechu, a ich urażone miny, jeszcze bardziej mnie roześmiały.

 

- Co tak rżysz? - usłyszałam głos Emmy, która właśnie weszła do jadalni. Podeszłam do przyjaciółki i mocno ją uściskałam - Chcesz mi kości połamać? - za śmiała się, ale kiedy spojrzała w stronę chłopaków, mina jej zrzedła.

 

- Tak się cieszę, że jesteś wcześniej - chciałam zwrócić jej uwagę na sobie.

 

- Chciałam zrobić tobie niespodziankę, ale gdybym wiedziała, że ten pan tu będzie, to bym pojechała do Denisa.

 

- Nie złość się - powiedziałam - Siadajmy do stołu, bo wszystko wystygnie.

 

- Witaj Emmo - przywitał się Domi.

 

- Cześć łotrze - przyjaciółki głos nie był wcale miły - Ładne kwiatki.

 

- Mnie też się podobają - uśmiechnął się.

 

- A ze mną się nie przywitasz? - odezwał się spięty Michael.

 

- Ooo?! Niech wielmożny pan, będzie tak łaskawy i mi wybacz, lecz nie zauważyłam, iż nie zwróciłam uwagi na pana - usiadła do stołu i nalała sobie wody.

 

- Wiesz co? Nie będę więcej odzywał się do ciebie - wstał od stołu - Nawet nie chcesz usłyszeć tego co mam ci do powiedzenia.

 

- I bardzo dobrze! Przez trzy lata milczałeś, to milcz i teraz - ona także wstała od stołu. Mierzyli siebie wzrokiem, jakby stali na polu walki.

 

- Wiesz, że jesteś piękna jak się złościsz? - podszedł do niej bliżej.

 

- Wal się dupku - spojrzałam na Dominica i po cichu wycofaliśmy się do kuchni, by po kryjomu przyglądać się ich rozmowie.

 

- Ok, będę się walić, ale jedynie z tobą - śmiać mi się chciało, z tej dwójki.

 

- Chyba w twoich snach.

 

- W snach robię to codziennie.

 

- Jesteś pojebany, Michael. Idź się lecz - odwróciła się na pięcie i poszła na górę. Dominic wyszedł z kuchni i poklepał przyjaciela po plecach.

 

- Nie martw się, przejdzie jej.

 

- Być może, ale taki pewny nie jestem - on również poszedł na górę. Po chwili na dół zeszła Martina.

 

- Mami, ciem ama. Bunio głodny - rączką głaskała brzuszek. Zjadła warzywa i położyłam ją spać.

 

***

 

Sytuacja po między Emmą, a Szramą była tragiczna. Ciągle się wyzywali i skakali sobie do oczu.

Czy tak ciężko było im na spokojnie porozmawiać? No cóż, byli dorośli, więc ich sprawa.

 

Od powrotu do domu minęły dwa dni. Jutro mieliśmy poznać termin zabiegu. Strach zjadał mnie od środka. Bałam się, że coś może pójdzie nie tak, że może coś się stać. Złe myśli próbowałam odganiać z głowy, ale one wciąż wracały.

Do tego wszystkiego, jeszcze był Paul. Dzwoniłam do niego, lecz nie odbierał. Postanowiłam złożyć mu wizytę w szpitalu. Dominicowi nic nie powiedziałam, gdzie jadę.

 

- Ja muszę coś załatwić, a ty za opiekuj się naszą córką.

 

- Gdzie jedziesz? - zapytał się.

 

- Do sklepu.

 

- Przecież wszystko jest, to po co jedziesz? - wiercił mi dziurę w brzuchu.

 

- O jeju Dominic, potrzebuję czegoś i tyle - zabrałam kluczyki i wyszłam. Boże, ale on jest wścibski. Wszystko chciałby wiedzieć. Powiem mu później jak wszystko z Paulem załatwię. On też o wszystkim mi od razu nie mówi.

Włożyłam kluczyk do stacyjki i odpaliłam wóz. Od domu do szpitala, miałam jakieś 10 minut drogi. Miałam szczęście, że ruch był mały, to w miarę szybko do jechałam na miejsce. Wysiadłam i skierowałam się do wejścia. Poszłam korytarzem, prosto do gabinetu Paula. Musiałam poczekać chwilę, jak przyjmie wszystkich pacjentów. I tak minęła mi godzina. Myślałam nad tym co powiem Paulowi, w końcu nie zasługiwał na kłamstwa, ale przecież niczego mu nie obiecywałam. Ten cały związek, to była jedna, wielka farsa. Nigdy nie wiązałam z nim planów na przyszłość. Nie był mi obojętny, ale traktowałam Paula, jak przyjaciela i dobrze o tym wiedział.

Wreszcie wyszedł ostatni pacjent. Wstałam z nie wygodnego krzesła i zapukałam.

 

- Proszę - usłyszałam i weszłam do środka.

 

- Witaj Paul - mężczyzna spojrzał się w moją stronę, zdziwiony.

 

- Po co przyszłaś? - widać było, że jest bardzo zły i rozczarowany.

 

- Dzwoniłam, ale nie odbierałeś. Dlatego tu jestem, by z tobą porozmawiać.

 

- Skoro nie odbierałem, to powinnaś domyślić się, że nie mam ochoty na rozmowę, zwłaszcza z tobą - jego głos był bardzo nieprzyjemny i uniesiony.

 

- Należą się tobie wyjaśnienia - usiadłam naprzeciwko niego - Nie chce stracić przyjaciela - taka była prawda.

 

- Tylko tym dla ciebie byłem? - wstał i podszedł do mnie - Wolisz tego bydlaka, który wyrządził ci tyle krzywdy, niż mężczyznę, który kocha ciebie i twoją córkę? - wiem, że zranię go bardzo, mówiąc prawdę w oczy. Jego ból, również ranił mnie.

 

- Paul... - dotknęłam jego dłoni - Ja go kocham i to bardzo. Wiedziałeś, że nie obiecywałam tobie niczego, że między nami do niczego nie zaszło. Cała nasza znajomość, była czysto przyjacielska - wstałam i ruszyłam ku drzwiom.

 

- Amando, ja ciebie kocham i będę walczył o was, nie poddam się - otworzyłam drzwi i na odchodne powiedziałam.

 

- Nic to nie zmieni, ja pragnę tylko Dominica - zamknęłam drzwi i poszłam do samochodu. Usiadłam i rozmyślałam nad ostatnimi słowami Paula. A co będzie, jeśli on będzie chciał zniszczyć mój związek z Dominiciem? Albo powie mu coś, co nie jest prawdą? Znam Paula i wiem, że tego by nie zrobił, ale znowu mam tą świadomość, że człowiek zakochany, jest zdolny do wszystkiego. Musiałam być czujna i chciałam jak najszybciej porozmawiać z Dominiciem. Odpaliłam auto i ruszyłam w stronę domu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (14)

  • Rebley 06.08.2015
    Kocham to opowiadanie i czekam na więcej 5
  • kesi 06.08.2015
    Mam zamiar wziąć się zaraz za pisanie następnego rozdziału, by mi nie uciekły pomysły.
  • kesi 07.08.2015
    Dziś koło 17 wystawie kolejny rozdział.
  • Holly2004 07.08.2015
    Czekam z niecierpliwością
  • Holly2004 07.08.2015
    Życzę weny :)
  • kesi 07.08.2015
    Wena jest, tylko brak czasu na pisanie. Wykorzystuje każdą wolną chwilę, by pisać.
  • Rebley 07.08.2015
    Powodzenia i zapraszam do mnie
  • Karina25 07.08.2015
    Jak zawsze 5 :) O 17 jestem i czytam
  • kesi 07.08.2015
    Jeszcze około godzinki i zakończę rozdział :-) Mam nadzieję, że się wam spodoba.
  • Holly2004 07.08.2015
    Czekamy ;)
  • kesi 07.08.2015
    Cholercia, będzie małe opóźnienie. Tak się rozpisałam, że nie mogę zakończyć rozdziału, a na dwie części nie bardzo jest go podzielić. Jeszcze około 25 minut i będzie.
  • Holly2004 07.08.2015
    A ja już zaglądam czy nie ma następnego :) Spokojnie, nie spiesz się ;) Poczekamy :)
  • kesi 07.08.2015
    Jeszcze momento i będzie. Ostrzegam od razu, że nie będzie taki delikatny ;)
  • Rebley 07.08.2015
    Yeah

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania