Poprzednie częściHistoria wielkiej miłości (1)
Pokaż listęUkryj listę

Historia wielkiej miłości - część 2 - Rozdział 8

Wybaczcie, że rozdział 7 i 8 jest po części powtórką z poprzednich, ale chciałam pokazać Dominica od drugiej strony i to co on czuję.

Wiem, że nie jest to najlepsze opowiadanie i nie wciąga tak, jakbym chciała, ale staram się bardzo. Wkładam w to, całe swoje serce i próbuje przekazać, że nie wszystko co w życiu robimy i sądzimy, że jest to dobre dla nas, to nie musi być lepsze dla drugiej osoby. Przez własną głupotę, potrafimy stracić bardzo wiele, nawet miłość swojego życia. Ja taki błąd popełniłam dawno temu i do dziś bardzo żałuję, ale ja już nie mam okazji tego naprawić. Jedynie zostały wspomnienia i uczucie, które na zawsze pozostanie w głębi mojego serca ;-(

 

Bardzo gorąco, dziękuje wszystkim za czytanie. Jesteście wspaniali.

 

 

 

Widziałem jak wysiada z taksówki i kieruje się do wejścia na lotnisko. Nie mogłem jej pozwolić odlecieć. Wysiadłem z auta i szedłem w stronę Ami. Krzyknąłem za nią.

 

- Amando do cholery, poczekaj - po raz kolejny dzisiejszego wieczora, złapałem ją za ramię, ale tym razem trochę mocniej, by mi się nie wyrwała i żeby zwróciła się w moją stronę.

 

- Co ty tu robisz? - wyswobodziła się z mojej ręki.

 

-Jak widać, działam tobie na nerwy - taka była prawda.

 

- Oj żebyś wiedział jak bardzo. Czego chcesz? - jej ton głosu był podniesiony - Jak widzisz, śpieszę się na samolot.

 

- Nigdzie nie polecisz! - teraz to ja krzyczałem

 

- A niby ty mi zabronisz? - zaśmiałem się.

 

- Wracasz ze mną do posiadłości, a za dwa dni polecimy razem - patrzyła na mnie ze zdziwieniem.

 

- Nie ma takiej opcji. Już wystarczająco dużo nie przyjemnych słów wyszło z twoich ust i więcej nie mam zamiaru wysłuchiwać - chciała odejść, ale ponownie ją złapałem.

 

- Mamy wiele do obgadania, nie sądzisz? - była zdenerwowana i zmęczona całą tą sytuacją.

 

W końcu, moje słowa dotarły do niej i zgodziła się jechać ze mną do posiadłości. Była pewna, że wracamy do Keith, ale ja miałem inny plan. Pragnąłem zabrać ją do domu, który kupiłem z myślą o niej i o mojej córce. To dla moich ukochanych kobietek, zakupiłem tak duży dom, z ogromnym ogrodem, by Amanda mogła zaprojektować jakąś część dla naszego, małego szczęścia. Ale teraz nie było to najważniejsze, tylko żeby mój jedyny skarb wyzdrowiał. Zrobiłbym wszystko, by maleństwo ratować, umarłbym nawet, gdyby miało to jej pomóc.

 

Pragnąłem, by Amanda zajrzała w głąb mojego serca i zobaczyła co się w nim dzieje, jakie skrywam uczucia, cierpienie, ból i miłość. Może wtedy by zrozumiała, że nie zamierzałem i nie zamierzam jej skrzywdzić. Moja miłość była, jest i będzie jak głód, nigdy się nią nie najem, ciągle będzie mi mało. Byłem kiedyś przerażony, tak wielką miłością, ale teraz to jest dla mnie najwspanialsze uczucie i kto nigdy szczerze nie kochał, nigdy się nie dowie, jak to jest. To jest uczucie, którego nie da się opisać słowami.

 

***

 

Kiedy Amanda powiedziała mi, że ma faceta to, aż się we mnie zagotowało. Nie mogłem ścierpieć, że ktoś inny, oprócz mnie ją dotykał. Ona tylko należała do mnie i zresztą powiedziałem jej o tym, ale Ami się to nie spodobało. Naszą kłótnie, przerwał jej dzwoniący telefon. Po rozmowie, zorientowałem się, że rozmawiała z naszą córką. Nie mogłem dłużej wytrzymać i wyrwałem jej telefon z dłoni.

 

- Dzień dobry córeczko - po drugiej stronie zapadła, krótka cisza.

 

- Tatuś? to ti? - pierwszy raz, usłyszałem głosik mojej córeczki. Był taki, ciepły, milutki i uroczy. Czułem, napływające do moich oczu, łzy.

 

- Tak kochanie, to ja, tata . Nie długo z mamą przyjedziemy - Martina aż pisnęła z radości.

 

- Naplawde? tatu, kolasz mnie ciałym selduszkiem - na te słowa wypłynęła mi łza, którą szybko otarłem, by nie zauważyła Amanda.

 

- Tak, kocham ciebie całym sercem - to była najczyściejsza prawdą. Tak bardzo ją kochałem, że moje serce chciało być, przy tej małej istotce.

 

- Mamusie teś kolasz - wiedziałem, że dzieci potrafią zaskakiwać, ale to pytanie mnie zbiło z nóg. Odwróciłem się w stronę kobiety, mojego życia i spojrzałem jej w oczy, mówiąc najszczerszą prawdę.

 

- Mamę też bardzo kocham - kiedy to powiedziałem, Amanda uciekła do łazienki. Widziałem przed zamknięciem drzwi jak łzy leciały po jej polikach. Mnie tak samo wszystko puściło i łzy zaczęły wypływać, jedna po drugiej - Kochanie, jak się czujesz? - martwiłem się o nią.

 

- Na lazie dobzie. Wlaciaj sibko do mnie, bo blakuje mi ciebie, tatusiu - obiecałem Martinie, że za dwa dni będziemy już przy niej. Pożegnałem się z córeczką i rozłączyłem się. Położyłem telefon na łóżku, na którym ja sam usiadłem i zacząłem płakać jak małe dziecko. Zakryłem twarz dłońmi i wyłem. Ocknąłem się, kiedy usłyszałem zamykane drzwi. Zerwałem się z łóżka i nic nie mówiąc, wyszedłem.

 

Wpadłem do gabinetu, w którym siedział Michael. Nalałem sobie szklaneczkę whisky i przechyliłem całość. Brązowy płyn, przyjemnie rozgrzewać mój przełyk. Poczułem się trochę lepiej.

 

- Tylko nie mów mi, że znów zaczynasz pić, bo już nie wytrzymam - słyszałem powagę w głosie mojego przyjaciela.

 

- Nie martw się, nie zaczynam - przerwałem na chwilę - Własnie rozmawiałem z moją córką - usiadłem ciężko na fotelu.

 

- Bardzo się cieszę - uśmiechnął się do mnie - I jakie wrażenia?

 

- Człowieku, to jest niesamowita, mała istotka - byłem dumny, że mam taką mądrą i dzielną córkę - Usłyszałem pierwszy raz, z ust mojego dziecka TATUŚ. Wiesz jak ja się wtedy poczułem cudownie? Tak bardzo ją kocham, a ona mnie - wstałem i nalałem jeszcze jedną szklaneczkę, brązowego płynu.

 

- Fajnie, widzieć ciebie takiego szczęśliwego - podszedł do mnie i zabrał mi szklankę, której zawartość sam wychylił - poklepał mnie po plecach - Tym razem, nie zmarnuj tego, stary - nie miałem takiego zamiaru. Wiedziałem, że będzie ciężko to wszystko naprawić, ale nie poddam się i zawalczę o szczęście.

 

- Nie będzie mnie na kolacji - musiałem pojechać do Dylana, obgadać cały zabieg. Chciałem mieć pewność, że wszystko się uda.

 

- A gdzie ty się wybierasz? - pytał zaciekawiony przyjaciel.

 

- Jadę do Dylana. Przekaż Amandzie, żeby poczekała na mnie u siebie w pokoju.

 

- Dobrze Dorian - Michael wyszedł z gabinetu.

 

Zadzwoniłem do mojego, starego przyjaciela by uprzedzić go, że przyjadę.

 

Dylan ucieszył się z mojego przyjazdu, ale po tym co opowiedziałem mu o moje córce, zaszokowało go. Po pierwsze - nie wiedział, że mam córkę - Po drugie - stwierdził, że białaczka u tak małego dziecka, bardzo rzadko daje się wyleczyć - Po trzecie - obiecał mi, że sprowadzi najlepszych specjalistów, by ponownie przebadać Martinę i ratować jej życie.

 

Wracając od Dylana, wstąpiłem do baru. Musiałem napić się, żeby w jakiś sposób zmniejszyć swój ból. Wypiłem pięć szklaneczek whisky, poczułem się już trochę pijany. Koleś, który siedział koło mnie, palił fajki. Dawno temu paliłem, ale teraz poczułem ogromną ochotę zaciągnąć się dymem. Facet bez problemu poczęstował mnie papierosem. Pierwsze zaciągnięcie, a świat zaczął mi wirować. Drugie i trzecie zaciągnięcie, to samo, ale już następne dało ukojenie i przyjemność z nikotyny. Jednak, nie chciałem wracać do starego nałogu, to by była następna głupota w moim życiu. Wypiłem jeszcze jedną whisky i opuściłem bar. Wsiadłem do wozu i wróciłem do domu. W salonie nikogo nie zastałem, Michael siedział jak zwykle w gabinecie i wpatrywał się w zdjęcia Emmy. Następna zraniona osoba, przez moją głupotę. Widać było, że on nadal ją kocha.

 

- Wróciłem - powiedziałem zaciągając głos.

 

- Kurwa Dominic, piłeś? - przyjaciel zamknął laptop i walnął pięścią o biurko.

 

- Musiałem. Amanda u siebie?

 

- Nie wiem. Prawie kolacji nie tknęła i kazała ci przekazać, że nie będzie na ciebie czekała.

 

- Ja wcale nie potrzebuje jej pozwolenia, by wejść do jej pokoju - ona należała do mnie, a poza tym to był mój dom i mogłem przebywać, tam gdzie chciałem.

 

Wyszedłem z gabinetu i od razu skierowałem się na pierwsze piętro, do pokoju Amandy. Otworzyłem drzwi bez pukania. Nocna lampka była zapalona i zobaczyłem śpiącą Ami na łóżku w ubraniu. Podszedłem bliżej, spała tak spokojnie, włosy miała rozrzucone na kocu. Nie mogłem się powstrzymać i postanowiłem ją rozebrać i położyć przyzwoicie spać. Żaden mój ruch nie zdołał jej obudzić, co mi bardzo odpowiadało, bo mogłem podziwiać jej piękne ciało. Kiedy widziałem ją ostatnio, to nie była taka chuda jak teraz. Niestety, choroba Martiny i moje zniknięcie, wykończyło ją do reszty. Obiecałem, że wszystko się zmieni, że będziemy szczęśliwi z poprawy zdrowia, naszej kochanej córeczki. Odszedłem od łóżka i wpadłem na coś, prawie się przewracając. Była to walizka Amandy. Dobrze, że paliła się lampka, bo zauważyłem, że coś z niej wypadło. Schyliłem się i podniosłem - jak się okazało - zdjęcie. Zdjęcie mojej córki. Była tak samo piękna jak jej mama. Miała kręcone włosy, do ramionek, piękne błękitne i mądre oczy - oczywiście po tatusiu - była szczuplutka, jej uśmiech był identyczny jak mój. Jednym słowem mówiąc, ideał. Była naprawdę słodka i cudowna, tak bardzo pragnąłem ją przytulić do siebie i nadrobić stracony czas. Tyle mnie ominęło, pierwszy uśmiech, pierwsze słowo, pierwsze stawiane kroki, wszystko co było piękne, straciłem przez swój upór i głupotę. Nigdy sobie nie wybaczę, że dwie najukochańsze kobietki, zostawiłem. Pocałowałem zdjęcie, mojego szczęścia i odłożyłem je z powrotem do bagażu. Usiadłem na łóżku i myślałem patrząc na śpiącą Amandę. Naglę przestraszyłem się jej krzyku.

 

- Co ty tu do cholery robisz? - nadal miałem wzrok utkwiony w nią.Wstała z łóżka, ale zaraz się zorientowała , że jest w samej bieliźnie i wróciła z powrotem do łóżka, naciągając na siebie koc.

 

- Nigdy się mnie nie wstydziłaś. Nie musisz się zakrywać. Znam twoje ciało na pamięć - założę się, że w tym momencie wyskoczyły jej rumieńce na twarzy.

 

- Nie zmieniaj tematu. Co tu robisz? - nie mogłem wytrzymać i przelazłem na czworakach po łóżku, by być blisko niej.

 

- Jestem u siebie w domu i mogę być tam gdzie zechcę, maleńka - jeszcze do końca nie wytrzeźwiałem, co sprawiło, że byłem jeszcze bardziej szczery.

 

- Ty palisz? - ale była zdziwiona.

 

- Nie palę, ale dziś musiałem - przybliżyłem się do niej.

 

- Dominic nie przybliżaj się do mnie.

 

- No tak, panna Amanda Sting ma faceta. Bla bla bla - zacząłem się śmiać.

 

- A żebyś wiedział Dorian - nie podobała mi się jej postawa.

 

- Już ci powiedziałem, że jesteś tylko moja i żaden fiut, nie ma prawa ciebie dotknąć, bo tylko ja to mogę robić - zerwałem, jednym pociągnięciem z niej koc - Jesteś taka piękna, maleńka - moja ręka dotykała jej ciała. Czułem jak cała sztywnieje, a potwierdzenie przełykania śliny, bardziej mnie w tym przekonaniu utwierdził - Miło wiedzieć, że nie jesteś obojętna na mój dotyk - byłem tak podniecony, że nie mogłem już dłużej wytrzymać i przyciągnąłem Amandę do siebie tak, bym mógł nad nią górować.

 

- Dominic, proszę - jej cichy szept, ogarnął mnie przyjemny dreszcz.

 

- O co mnie prosisz, Amando? - zapytałem i zbliżyłem usta, do jej warg. Tyle czasu, pragnąłem wbić się w te usta i teraz miałem tą szansę. Kiedy ona była gotowa na oddanie pocałunku, ja przerwałem - Tego właśnie chciałaś, maleńka?

 

- Tak, tego pragnęłam i pragnę - jej postawa mnie, zdziwiła. Przejęła inicjatywę i zaczęła mnie całować. Nie mogłem pozwolić, by to kobieta miała przewagę na nade mną. Musiałem sprawić, by Amanda zagrała w moją grę, w której nagrodą główną jest szczęście i miłość po grób. Zacząłem całować jej ciało, na nowo poczułem smak skóry, który był dla mnie jak narkotyk. Amanda bardzo mnie pragnęła, zaczęła mnie szybko rozbierać, co bardzo mnie cieszyło i zaskoczyło. Rzadko kiedy była, tak odważna i bezpośrednia.

 

- Och maleńka, nawet nie wiesz jak ja ciebie pragnę - nie wiem kto wymyślił, dół bielizny, który składał się ze sznurków. Zerwałem jej z ciała stringi i uwolniłem cudowne i jędrne piersi. Nie bardzo spodobało się rwanie Ami majtek - Zawsze uważałem, że po to właśnie wymyślili, majtki na sznurku, by je zrywać z kobiety - zacząłem się śmiać, co jeszcze bardziej ją chyba zezłościło.

 

- To były moje ulubione.

 

- Jutro kupię ci takich z dziesięć - mogłem kupować jej bieliznę, tylko po to by ją z niej zrywać.

 

Zresztą, nie teraz w głowie miałem rozmowy o bieliźnie, a smakowanie i rozkoszowanie się Amandy ciałem. Kochałem drażnić zębami jej, stwardniałe sutki, wiedziałem że ją to jeszcze bardziej pobudzi. Kiedy tylko dłonią zjechałem, między uda mojej kobiety i zacząłem drażnić jej łechtaczkę, Ami osiągnęła orgazm. Jej głos był taki podniecony, kiedy krzyczała moje imię.

 

- Tak maleńka, uwielbiam kiedy jesteś w takim stanie - ja również byłem między nogami, bardzo podniecony i zajebiście twardy. Nie mogłem już dłużej wytrzymać, bo jeszcze chwila i by mi jądra eksplodowały. Jednym szybkim ruchem, wszedłem w nią do samego końca. Ja pierdolę, jaka ona była ciasna i cholernie mokra. To była cipka, która idealnie pasowała do mojego penisa. Uwielbiała mojego fiuta, tak samo jak ja jej cipkę. Ami krzyczała dźwięcznie z rozkoszy.

 

- O tak maleńka, lubisz to tak samo jak ja - pragnąłem jeszcze bardziej się w niej zagłębić. Wyszedłem z niej szybko, aby zmienić pozycję - A teraz wypnij mi, tą swoją cudną dupę i się ostro zabawimy - moja kobieta, posłusznie wypięła mi się, co spowodowało, że poczułem ogromną ochotę wymierzyć jej klapsa. Zrobiłem to, a Amanda pisnęła zaskoczona - Właśnie tak, maleńka. Wypinaj się ostro, bym mógł zagłębiać się w tobie po samą nasadę - wepchnąłem swojego fiuta, w jej ciasną szparę tak głęboko, że moje jądra obiły się o jej tyłeczek. O kurwa! Ale uczucie. Chciałbym tak całe dnie spędzać w jej cipce. To jest raj dla mojego penisa. Moje ruchy, zacząłem przyśpieszać i co jakiś czas dawałem jej klapsa. Czułem jak jej cipka się zwęża, a oddech coraz bardziej przyśpiesza - A teraz moja maleńka, dojdź dla mnie, krzycząc moje imię - Amanda zaraz osiągnęła orgazm, który zawładnął jej całym ciałem. Krzyczała moje imię, z wielkim uwielbieniem. Nie powstrzymywałem się już dłużej i sam wybuchłem, w jej gorącym wnętrzu. Wyczerpani, padliśmy na łóżko i zacząłem tulić mocno, moją ukochaną, Amandę.

 

- Udusisz mnie - moja kobieta, była uradowana.

 

- Nigdy, za bardzo ciebie kocham -jakoś dziwnie się zaczęła zachowywać, kiedy powiedziałem te dwa słowa. Wyrwała się z moich objęć i chciała wstać z łóżka - A gdzie to się wybierasz? Wracaj tu do mnie - w ostatniej chwili, złapałem ją za rękę.

 

- Dominic, puść mnie - co ja takiego powiedziałem, że złościła się na mnie?

 

- Już nigdy ciebie nie puszczę - taka była prawda, ale wiem, że na zaufanie, będę musiał długo pracować.

 

- Między nami już nic nie będzie - czy ja do kurwy nędzy, dobrze usłyszałem?

 

- Co ty powiedziałaś? - nie mogłem wytrzymać i zacząłem krzyczeć na nią. Nie patrzyła na mnie, więc złapałem jej nadgarstki.

 

- To co usłyszałeś! - teraz ona wydzierała się na mnie.

 

- Kurwa! a to co właśnie się zdarzyło między nami, to jak nazwiesz? - mój gniew, nie miał końca. Jak ona mogła powiedzieć takie słowa - Też kurwa nic! Odpowiedz Amando! - była przestraszona, ale nie chciałem by się tak czuła.

 

- Mam ważniejsze problemy, niż zastanawiać się nad tym, co zaszło między nami - wiedziałem, że mówi o naszej córce, ale na ten temat, chciałem porozmawiać jutro i opowiedzieć jej wszystko. Teraz pragnąłem cieszyć się jej obecnością i smakiem ciała. Przyciągnąłem ją do siebie i przewróciłem na plecy.

 

- Zaraz ci udowodnię, jak ty bardzo mnie kochasz - było widać na jej twarzy, wypisane uczucia do mnie. Mogłem czytać w niej, jak w otwartej księdze. Nigdy nie mogła ukryć swojej miłości do mojej osoby. Ja kochałem ją, a ona kochała mnie. Teraz pokaże Amandzie, że jesteśmy dla siebie stworzeni i nic, ani nikt nie może tego zniszczyć.

 

Moje pocałunki były bardzo zachłanne i gdybym mógł, to bym ją całą połknął. Pieściłem Amandę, zawsze delikatnie, ale teraz pragnąłem pokazać, że istnieje inny rodzaj miłości, okazywanej na różne sposoby.

 

Kiedy skończyliśmy po kilku razach, słodkiego i ostrego pieprzenia, wyczerpani zasnęliśmy w tuleni w siebie.

 

***

 

Ze snu wybudził mnie telefon. Amanda zerwała się z łóżka i odebrała. Nie chciałem, by wiedziała, że już nie śpię. Dzwonił do niej ten skurwiel, na samą myśl o nim, chętnie bym go udusił własnymi rękoma. Przywitała się z Paulem i udała się do łazienki. Usiadłem na łóżku, przeczesałem włosy dłonią i czekałem kiedy ona wejdzie z powrotem do pokoju. Minęło 15 minut, ale ona nie wychodziła, zacząłem się martwić, bo pamiętam doskonale dzień, w którym zemdlała i była nie przytomna. Wstałem i złapałem za klamkę, ale były zamknięte.

 

- Amando, jesteś tam? - dobijałem się ostro, już prawie miałem wyważać drzwi, kiedy otworzyła - Z kim rozmawiałaś? - jaki byłem zły na ten cholerny telefon. Oparłem się o drzwi i czekałem na jej odpowiedz.

 

- Z nikim nie rozmawiałam.

 

- Dlaczego mnie kłamiesz? - nie rozumiałem jej. Po co te kłamstwa.

 

- Mówiłam, sama do siebie.

 

- Sama sobie gadałaś, że jutro wracamy? - chętnie bym nią potrząsnął i sprowadził ją na ziemie. Podszedłem do niej i złapałem ją , mocno w pasie

 

- Rozmawiałam z Paulem - czyżby czuła się źle z tym, że z tym patałachem, rozmawiała.

 

- Musisz zakończyć tą znajomość - nie było innego wyjścia, bo inaczej ja się jego pozbędę

 

- Nic nie muszę - była zdziwiona moimi słowami i zaczęła się wyrywać.

 

- Mówiłem ci, że należysz tylko do mnie.

 

- Ja należę, tylko sama do siebie i do mojej córki - na samą myśl o Martinie, cała złość mi minęła.

 

- Chcę ciebie odzyskać, Amando - chciałem to wszystko naprawić i założyć z nią rodzinę. Pocałowałem jej, delikatne i miękkie usta - Skrzywdziłem ciebie, po raz drugi, ale to było dla waszego dobra - jak można wytłumaczyć czyn, który jest spowodowany troską, o ukochaną osobę.

 

- Co ty Dominic pieprzysz?! Ja dziękuję za takie dobro. Nie masz pojęcia o mojej kondycji umysłowej. Zniszczyłeś mnie, a teraz mówisz, że chcesz mnie odzyskać? - czy ja zawszę, muszę robić coś nie tak? Dlaczego, nie potrafiła mnie zrozumieć i spróbować mi wybaczyć. Zresztą, nie mogłem nikogo, do niczego zmusić.

 

- Stop! - wydarłem się - Odkąd odszedłem od ciebie, żaden kutas nie zrobił ci krzywdy- stała i wpatrywała się we mnie - Wtedy, gdy Alex ciebie, poważnie postrzelił, myślałem że umrę. Moje życie bez ciebie, nie miałoby sensu - nie wiedziałem jak mam ubrać słowa, w to co czułem i myślałem.

 

- Przez trzy cholerne lata, jakoś dałeś radę żyć! - i znowu dostałem opierdziel na wypowiedziane słowa.

 

- Zapytaj Michaela, co się ze mną działo - zwolniłem uścisk i odszedłem od niej, przechadzając się po pokoju - Nie mogłem spać, a tym bardziej jeść - przeczesałem ręką, włosy - Przez pierwsze sześć miesięcy, moim najlepszym przyjacielem był alkohol - przerwała mi.

 

- Dominic, nie interesuje mnie twoje cierpienie. Dla mnie najważniejsze jest życie Martiny - zrozumiałem, że w tym czasie, najważniejsza była walka z chorobą, naszej córki. Nie mogłem użalać się nad własnymi błędami i debilizmem.

 

- Jutro rano wylatujemy, razem z Dylanem. On przeprowadzi cały zabieg - powiedziałem i podeszłem do niej - Nie oczekuj ode mnie, że zniknę z życia mojej córki. Już i tak za dużo straciłem, przez swoją głupotę - stała i myślała nad moimi słowami. Pocałowałem ją w usta i opuściłem pokój Amandy.

 

Za głupotę i za złe przemyślenia, trzeba płacić. A ja wszystko straciłem, to co kochałem i dzięki kobietą mojego życia, mogłem być najszczęśliwszym człowiekiem, stąpającym po ziemi.

 

Czy będzie mi dane odzyskać utraconą miłość? Wierzę w to, że się uda. Będę walczył o miłość, bo bez niej nie potrafiłbym żyć.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Karina25 27.07.2015
    Niestety, przez własne, nie przemyślane błędy tracimy zbyt wiele. Nie którym los daje następną szansę, a nie którzy jej nie dostają. Ja zawsze sobie tłumaczę, że widocznie tak musiało być. Co do twojego opowiadania, to ja jestem zachwycona i na każdy rozdział czekam z utęsknieniem. Pisz, pisz i jeszcze raz pisz, bo to wciąga ja chipsy przed telewizorem :-) Pozdrawiam.
  • kesi 27.07.2015
    Człowiek jak jest młody, to jest głupi. Ale cóż, takie życie :-) Dzięki KARINA za miłe i podbudowujące słowa. Jesteś cudowna.
  • kesi 27.07.2015
    Człowiek jak jest młody, to jest głupi. Ale cóż, takie życie :-) Dzięki KARINA za miłe i podbudowujące słowa. Jesteś cudowna.
  • Gosia 27.07.2015
    Haha witam ponownie >:D po godzinach pełnych tęsknoty do tego opowiadania, ciesze sie jak dziecko z lizaka! Ale jak mam być szczera to szkoda, że rozdział podobny do poprzedniego. Za to rozumiem, że chciałaś nam przedstawić tą sytuacje z 2 różnych perspektyw i w sumie to dobrze, bo tak to chyba trzymałabym bardziej jedną ze stron a jednak... :D człowiek wie, że obydwoje przeżywają to inaczej. Naprawdę zżera mnie ciekawość co do tego jak dalej potoczą sie losy naszych bohaterów. Ciekawe co bd dalej z Paulem i Dominikiem. WENY i WSPANIAŁEJ POGODY :D bo nieraz jak nie dopisuje to nic sie człowiekowi nie chce :c przesyłam ciepłe uśmiechy, które miałam podczas czytania twojej twórczości c:
    Czekam na kolejne ;D
  • kesi 27.07.2015
    Gosiu, więcej już nie będzie powtórzeń. Teraz będę od razu pisać z perspektywy ich obojga. Sama jestem ciekawa, jak to wszystko się potoczy, bo zaczynając pisać nowy rozdział, dopiero wtedy rodzi się w mojej głowie pomysł. Wtedy siedzę i piszę, póki nie skończę. Chociaż przy mojej córce, to nie raz bywa ciężko.
    Niezmiernie jestem ci wdzięczna za twoje, tak bardzo miłe komentarze :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania