Poprzednie częściHistoria wielkiej miłości (1)
Pokaż listęUkryj listę

Historia wielkiej miłości (11)

Rozdział XI

 

Dominic

 

Z perspektywy Emiliano.

 

Byłem na spotkaniu, kiedy zadzwonił do mnie Steven.

- Kurwa stary, Thomas porwał Amandę - wstałem z krzesła i wyszedłem.

- Jak mogłeś do tego doprowadzić, przecież prosiłem ciebie żebyś na nią uważał. Kurwa Steven... chociaż twoi ludzie namierzyli tego skurwiela - wsiadłem do swojego Astona Martina i ruszyłem do Stevena.

- Pracują nad tym. Kurwa Dominic dorwiemy go. To tylko kwestia godzin.

- A jeśli on współpracuje z tym skurwielem Prestonem, to wiesz ile możemy stracić naszych ludzi?

- Wszystko sprawdzamy. I nie martw się, nasi ludzie są najlepsi.

- Dobra, ja nie długo będę.

Rozłączyłem się i jechałem jak szalony. Ja pierdole, czemu jej nie chroniłem lepiej i czemu ją cały czas okłamywałem. Teraz to nie ważne. Najważniejsze, żeby nic jej się nie stało. Tak bardzo ja kochałem. Z moich rozmyślań wyrwał mnie telefon.

- Słucham - powiedziałem sucho.

- Chcesz uratować swoją laleczkę, to na jutro wiesz co masz przygotować.

- Ty chory skurwielu, jeśli chociaż spadnie jej jeden włos z głowy to ciebie zabije.

- Nie strasz mnie Dorian. Jutro zadzwonię - i się rozłączył.

Tak w ogóle to nazywam się Dominic Dorian i jestem szefem mafii. Teraz wiecie dlaczego nie mogłem powiedzieć prawdy Amandzie. Ona by mnie z nienawidziła, więc musiałem ją tak cholernie skrzywdzić.

Teraz Preston chce ode mnie i od mojego brata listę naszych klientów.

W końcu dojechałem do willi mojego brata Stevena. Wpadłem do jego gabinetu.

- Słuchaj Steven - mój brat poderwał się na równe nogi - Zbieraj ludzi i jedziemy do Prestona, to ten chuj Amandę ma.

- Skąd o tym wiesz.

- Sam do mnie zadzwonił.

- Masz jeszcze numer do Szramy - zapytał. Kurwa, że ja sam na to nie wpadłem.

- Tak mam, zaraz do nie go zadzwonię.

Wziąłem telefon i wybrałem numer do mojego dawnego przyjaciela. Po czterech sygnałach odebrał.

- Czego chcesz Dorian - powiedział nie miłym tonem.

- Wiem, że twój szef przetrzymuje moją kobietę.

- I co z tego, to nie moja sprawa - odpowiedział.

- Kurwa, Michael kiedyś się przyjaźniliśmy. Wiesz o tym, że wynagrodzę ciebie za twoją pomoc.

- Wiem, co mam zrobić - ucieszyłem się, że jednak jest wstanie mi pomóc.

- Wyślij mi wszystkie potrzebne materiały terenu Prestona i gdzie stoi jego obstawa - zamilkłem na chwilę - Powiedz mi, jak ona się czuje?

- Dominic, lepiej nie pytaj. Musisz dorwać tego chuja Thomasa i musi za to zapłacić - czułem, że mojej Amandzie stała się krzywda.

- Pracuję nad tym - na koniec dodałem - Dziękuję Michael, na pewno tego nie pożałujesz - i się rozłączyłem.

- Znaleźli Thomasa? - spojrzałem na brata.

- Jeszcze nie, ale sprawdzają wszędzie - brat podszedł i dotknął mojego ramienia - nie martw się, wszystko będzie dobrze.

- Musi być, Steven.

- Czemu ty kutasie odszedłeś od takiej cudownej dziewczyny. Przecież ty ją kochasz jak nigdy żadnej.

- Zamknij się, Steven. Ty nic nie wiesz - usiadłem na sofie i opuściłem głowę, zasłaniając dłońmi twarz- Ja jestem potworem Steven - brat podszedł i usiadł obok mnie.

- Co ty gadasz Dominic. Kochasz ją i musisz jej powiedzieć prawdę.

- Ty nadal nic nie rozumiesz - Spojrzałem na nie go - przeze mnie Amanda straciła moje dziecko. Jestem pierdolonym mordercą. Jak ona może kochać mnie nadal, takiego człowieka jakim jestem - znów opuściłem głowę.

- Ale ty jesteś pojebany. Pamiętasz jak poznałem swoją Keith? - podniosłem na nie go wzrok.

- Pamiętam i sądzisz, że ja też mam szansę na wybaczenie i na okazywaniu jej na każdym kroku jak bardzo ją kocham i potrzebuję?

- Ty jesteś naprawdę jebnięty stary. Przecież ona ci z czasem wybaczy, bo cię kocha palancie - Steven wstał i strzelił mi w plecy ręką - rusz w końcu dupę. Trzeba ratować twoją kobietę - uśmiechnął się do mnie i wyszedł z biura.

Musiałem przyznać rację mojemu starszemu bratu. On sam walczył o swoją miłość i zdobył Keith, która jest przy nim od dziesięciu lat, mają cudowne ośmioletnie bliźniaki Adama i Lili. Jeśli Keith mu wybaczyła to może i ja będę miał to szczęście.

Wstałem i wyszedłem. Przed domem stała już trzydziesto-osobowa ekipa. Byli to doskonale wyćwiczeni ludzie, którzy już od przeszło sześciu lat pracowali dla mnie i dla Stevena. Takich ludzi mogłaby nam pozazdrościć nie jedna anty brygadówka. Zaczęło się ściemniać. Wszedłem do biura i wydrukowałem wszystkie plany przesłane przez Michaela. Jednak to jest nadal dobry przyjaciel.

- Słuchajcie chłopaki - odezwałem się do ekipy - tu macie plany całej posiadłości Prestona. Macie godzinę na przygotowanie planu.

Poszedłem do pokoju Thomasa, ale nie było śladu po jego obecności. Wszystkie jego rzeczy znikły. Jak to kurwa było możliwe. Musiał zaplanować wszystko doskonale. Wyszedłem i ruszyłem w stronę pokoju Amandy. Na szczęście jej rzeczy były.

- Dominic zejdź na dół - zawołał Steven.

Zamknąłem drzwi i zszedłem na dół. Wszyscy siedzieli w jadalni.

- I co chłopaki, macie plan? - zapytałem.

- Tak szefie, potrzebujemy trochę więcej broni i gazu łzawiącego oraz świec dymnych i jeśli to nie problem to parę lasek dynamitu.

Wstałem, wbiłem kod w panelu między regałem na książki, a ścianą. W jednym momencie, ściana się odsunęła i ukazał się pokój z asortymentem broni.

- Bierzcie wszystko co jest wam potrzebne.

 

Chłopaki ruszyli i wzięli to co było im potrzebne. Ja ze Stevenem też wzięliśmy broń i ruszyliśmy do posiadłości Prestona.

Wziąłem w ręce telefon i wykręciłem numer.

- Tak szefie - odezwał się głos po drugiej stronie.

- Słuchaj Bob, masz być w pogotowiu, więc przygotuj samolot.

- Tak jest panie Dorianie.

- Dam ci znać jak będę w pobliżu - i się rozłączyłem.

 

Odezwał się Steven.

- Gdzie chcesz ją zabrać?

- Do mojej posiadłości w Malibu.

Muszę z nią pobyć i przekonać Amandę do siebie - spojrzałem na brata i dodałem - jeśli będzie chciała żebym zmienił swoje życie to zrobię to, a ty przejmiesz " nasz rodzinny interes" - Steven spojrzał się na mnie z wielkim zdziwieniem i zaskoczeniem.

- Ty musisz ją zajebiście kochać stary. Nie pozwól jej odejść od siebie.

- Nigdy jej na to nie pozwolę - Amanda była dla mnie najważniejsza.

Zadzwonił mój telefon.

- Tak Michael - brat spojrzał na mnie zaciekawiony.

- Śpiesz się Dorian, bo Preston chcę ja za godzinę wywieść.

- Zaraz będziemy na miejscu. Jeszcze raz dziękuję.

- Nie ma sprawy. .. Masz cholerne szczęście i dobrze wiesz, że nie zasłużyłeś na taką kobietę.

- Wiem - Szrama się rozłączył.

I pomyśleć, ze to przeze mnie ma tą szramę na twarzy.

W końcu dojechaliśmy na miejsce.

Moja brygada się rozłączyła na wszystkie strony. Ośmiu pobiegło pod ogrodzenie żeby namierzyć ludzi Prestona. Następni pobiegli pod bramę by ją wysadzić. Akcja toczyła się jak na filmie. Kiedy teren był już czysty wszedłem do domu Prestona. Oczywiście Steven kazał mi tego jeszcze nie robić bez zgody któregoś z moich ludzi, ale nie mogłem już stać bezczynnie. Niestety Preston na mnie czekał i mierzył do mnie z broni. W jednej sekundzie wytraciłem mu broń nogą i zaczęliśmy się bić. Raz on oberwał, raz ja. Preston złapał broń i chciał strzelić. Doleciałem do nie go i zaczęliśmy się szarpać. W końcu broń wystrzeliła. Preston padł na ziemię. Nie żył, bo kula trafiła go prosto w serce. Zjawił się Szrama. Krzyknąłem do nie go i do jednego z moich ludzi by zabrali Amandę. Zadzwoniłem do Stevena by podjechał samochodem.

Kiedy zobaczyłem jak mój człowiek znosi nieprzytomną Amandę serce mi pękło. Była cała pobita, jej twarz była w trzech miejscach rozcięta. Co ten skurwysyn jej zrobił.

Zwróciłem się do Michaela.

- Czemu ona jest nieprzytomna?

- Podałem jej środek usypiający, rano się obudzi - Michael był lekarzem, który zszedł na złą drogę i pracował dla Prestona.

- Dzięki, stary.

- Nie ma sprawy.

- Czy w zaistniałej sytuacji, chcesz pracować znowu dla mnie - w końcu z Michaelem dużo przeszliśmy razem.

- Teraz chyba nie mam wyboru.

- To jedziesz z nami do Malibu.

 

Zabrałem Amandę z rąk mojego człowieka i usiadłem z nią z tyłu w samochodzie. Steven kierował, a Michael siedział obok mojego brat. Jechaliśmy na prywatne lotnisko. Zadzwoniłem do Boba, że jedziemy. Chłopaki musieli uporządkować cały ten bałagan, żeby nie podejrzewali mnie, ani mojej rodziny.

 

Dojechaliśmy na miejsce. Położyłem Amandę w sypialni, a sam wziąłem sobie whisky i nalałem też Michaelowi.

- Chciałem ci jeszcze raz podziękować - powiedziałem do Szramy i podałem mu szklaneczkę.

- Kiedyś ty mi pomogłeś uratować Marine, więc teraz ja tobie pomogłem. Dług oddany - spojrzał na mnie, jego oczy były bez żadnego wyrazu. Zmienił się bardzo odkąd Marina nie żyła - ale nie mogę ci darować tego, że przez ciebie jestem oszpecony.

- Przecież wiesz, że to była pomyłka, nie wiedziałem, że to ty.

- Wiem o tym. Zresztą nie wracajmy do tego. Najważniejsze jest teraz to by Amanda doszła do siebie - przechylił szklaneczkę - widziałeś w jaki sposób ten złamas ją potraktował. Na szczęście jej nie zgwałcił.

Kiedy to usłyszałem kamień spadł mi z serca.

- Nie wiem jak ci się odwdzięczyć.

- Już to zrobiłeś, zabiłeś tego pojeba.

- Kiedy Amanda się wybudzi?

- Rano powinna odzyskiwać świadomość.

- Ja pójdę do niej.

Wstałem, podeszłem do Szramy i dotknąłem jego ranienia.

- Dzięki Michael - i zwróciłem się w stronę sypialni.

Amanda leżała nie przytomna i wyglądała na taką spokojną. Była taka piękne, nawet jej rozcięcia i siniaki nie odbierały jej urody.

- Skarbie, nawet nie wiesz jak ja bardzo ciebie kocham i ile bym dał, żeby cofnąć czas i wyjawić ci wtedy całą prawdę. Ale teraz obiecuję ci, że wszystko powiem jak na spowiedzi. Wynagrodzę ci całe zło, które spotkało ciebie przeze mnie - złapałem ją za dłoń. Była taka delikatna i zimna. Przykryłem ją bardziej kocem i położyłem się obok niej żeby ją ogrzać swoim ciałem.

Samolot wylądował, czekał już na nas samochód z szoferem. Po godzinie dojechaliśmy na miejsce.Było już widno. Zbliżała się godzina siódma.

Przed wejściem czekała na nas moja gospodyni.

- Witam panie Dorianie - na jej twarzy ukazał się promienny uśmiech.

- Dzień dobry Helen - podeszłem i pocałowałem ją w pulchny policzek. Helen była kobietą po pięćdziesiątce, o ciepłym sercu. Nie wyobrażam sobie tego miejsca bez niej - czy główna sypialnia jest już gotowa?

- Oczywiście.

Wziąłem Amandę na ręce i zaniosłem ją na górę do sypialni.

Położyłem ją na łóżku i rozebrałem. Przeżyłem szok zobaczywszy jej ciało. Wyglądało gorzej niż jej twarz.

- Nie martw się kochanie, za parę dni wrócisz do zdrowia. Ja już o to zadbam - przykryłem ją kołdrą i pocałowałem Amandę w czoło i wyszedłem. Skierowałem się na taras i wyjąłem paczkę papierosów. Wziąłem jednego i podpaliłem. Usiadłem wygodnie i rozkoszowałem się każdym zaciągnięciem.

- Od kiedy ty znowu palisz - usłyszałem za plecami głos mojego przyjaciela.

Zaśmiałem się szczerze.

- Odkąd odszedłem od Amandy -

Michael usiadł na przeciwko mnie i też podpalił papierosa.

- To ja ci po towarzysze - na jego twarzy pokazał się uśmiech - Jak za dawnych lat, co Dorian?

- Żebyś wiedział - Spojrzałem na nie go i powiedziałem - cieszę się, że wróciłeś.

- Ja również.

Usłyszeliśmy krzyki Amandy. Obydwoje zerwaliśmy się na równe nogi i biegiem ruszyliśmy w stronę sypialni. Otworzyłem drzwi i wziąłem Amandę w objęcia.

- Ćśśś, już wszystko dobrze skarbie, jesteś już bezpieczna - kołysałem ją w swoich ramionach i całowałem po głowie.

Spojrzała na mnie tymi swoimi zielonymi i zapłakanymi oczami.

- Emiliano, tak się cieszę, że jesteś przy mnie... Tak się bałam, że więcej ciebie już nie zobaczę - wtuliła się we mnie mocno.

Szrama wyszedł i zostawił nas samych.

- Ami już wszystko dobrze, jestem tu z tobą i już nigdy ciebie nie zostawię. Kocham cię - szepnąłem jej przy uchu. Tak bardzo chciałem ją pocałować, ale za bardzo bym jej bólu sprawił, więc tuliłem ją do siebie.

- Ale jak ty mnie uratowałeś Emiliano - na to pytanie nie mogłem jeszcze odpowiedzieć.

- Porozmawiamy kochanie jutro - pocałowałem ją w szyję - na pewno jesteś głodna.

- Oj tak i to bardzo.

- Zaraz każe Helen przygotować ci śniadanie, a teraz odpoczywaj. Ja zaraz wrócę - wstałem z łóżka i skierowałem się w stronę drzwi.

- A gdzie my jesteśmy - spojrzała na mnie. Odwróciłem się w jej stronę i powiedziałem prawdę.

- W Malibu, w mojej posiadłości - i wyszedłem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Luna 29.06.2015
    Kiedy mogę spodziewać się kolejnej części???
  • kesi 29.06.2015
    Obiecuję, że jutro dodam nowy rozdział
  • Karina25 29.06.2015
    Super się czyta. Czekam na kolejny rozdział.
  • kesi 29.06.2015
    Dzięki :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania