Poprzednie częściHistoria wielkiej miłości (1)
Pokaż listęUkryj listę

Historia wielkiej miłości - część 2 - Rozdział 14

Spraw bym czuł ciepło, spraw bym czuł chłód.

To jest wpisane w naszą historię, to jest wypisane na ścianach.

To jest nasza decyzja, wstajemy i upadamy.

Tańcząc w blasku księżyca, czyż nie mamy tego wszystkiego?

 

 

Po tak upojnej nocy, nie miałam siły wstać. Dominic jeszcze spał, tuląc mnie do siebie. Do pokoju wpadła Martina, wskakując na tatę.

 

- Pola wśtawać - skakała po łóżku - Tata, ja jetem głodna - Dominic otworzył oczy i zaczął łaskotać naszą córkę. Aniołek śmiał się w głos.

 

- Ty mały łobuziaku, nie dasz tacie spać? - wygłupiali się dalej, a ja wstałam i chciałam iść zrobić śniadanie - Kochanie! Mama nam ucieka. Atakujemy! - moje dwa szczęścia, dopadł mnie aniołek, który w jednej chwili, już na mnie siedział. Patrzyłam na uradowaną twarzyczkę mojej córeczki. Jeszcze nigdy nie widziałam tak jej roześmianej i szczęśliwej, jak teraz. To była jedna z najszczęśliwszy chwil w życiu.

Gdy skończyli się nade mną pastwić, zziajana wstałam z łóżka. - Co moi kochani zjedli, by na śniadanie?

 

- Naleśniki z bitą śmietaną! - razem wykrzyknęli. Na samą myśl o śmietance, wypieki wyskoczyły mi na twarzy. Oczywiście Dominicowi nie uszło to uwadze, uśmiechnął się do mnie, posyłając mi w powietrzu buziaka.

 

- Niech wam będzie - wyszłam i skierowałam się do kuchni, aby przyszykować śniadanie. Gdy już kończyłam zadzwonił telefon. Wytarłam ręce i odebrałam. Nie zdążyłam się odezwać, bo osoba po drugiej stronie mnie wyprzedziła.

 

- Amando, jutro musicie się zjawić z samego rana w szpitalu - powiedział Paul.

 

- Czy coś się stało?

 

- Martin chcę wykonać dodatkowe badania, gdyż za trzy dni ma nastąpić zabieg.

 

- Dobrze, będziemy na pewno - Paul się rozłączył, a ja wróciłam do dalszego smażenia.

 

Rozmyślałam na temat całego tego zabiegu. Bałam się, że mogłoby pójść coś nie tak. Co by się stało, gdyby pobranie szpiku od Dominica miałoby skutki uboczne? Albo gdyby się u Martiny nie przyjął,bo przecież możliwe to było. Próbowałam przy córce i Dominicu zachowywać pozory, że nie martwię się. Wiedziałam, że potrzebują ode mnie wsparcia psychicznego i nie myślenia o danym dniu. Do dnia zabiegu, stawałam na głowie żeby nie myśleć o tym, lecz to było wręcz nie możliwe. Każda jedna myśl kierowałam mnie do analizowania, ale wierzyłam, że będzie wszystko dobrze, że stworzymy cudowną i kochającą się rodzinę. Bóg nie mógłby być tak okrutny, by odebrać mi kogoś, kogo kochałam całym sercem.

 

- Mamu, sią juź naleśniki? - z rozmyśleń wyrwał mnie głosik mojej malutkiej córeczki, która siedziała na barana u taty. Ich widok tak szczęśliwych, zawsze mnie rozczulał, ale dziś jakoś bardziej się rozmiękczyłam i łzy popłynęły po moich policzkach. Odwróciłam się szybko, by żadne z nich nie zauważyło łez. Otarłam oczy i twarz dłońmi.

 

- Właśnie miałam was wołać na śniadanie. Siadajcie - postawiłam talerz z naleśnikami, obok w miseczce była bita śmietana, a w buteleczce sos truskawkowy. Wzięłam szklanki i nalałam do nich, soku pomarańczowego i postawiłam przed Martiną i Dominiciem.

 

- Śniadanie wygląda bardzo apetycznie - stwierdził Domi,

 

- Starałam się jak mogłam - posłałam im uśmiech i zajęłam się robieniem kawy. Rzucałam spojrzenia w stronę tatusia i córeczki i upajałam się ich miłością do siebie i szczęściem. Dominic próbował nadrabiać stracony czas z Martiną, ale przecież to nie odzwierciedli jej pierwszego uśmiechu, gaworzenia, kroczku czy też pierwszego słowa. Tak wiele stracił przez te trzy lata i doskonale zdaje on sobie z tego sprawę. Przecież nikt nie zmuszał go, by odszedł i zostawił nas.

 

- A ty kochanie nie jesz? - spojrzałam się na Dominica i pokiwałam przecząco głową - Dlaczego? Stało się coś? - wstał od stołu, gdy nie odpowiadałam jemu na pytania i podszedł do mnie, łapiąc mnie w pasie i tuląc do siebie - Jesteś jakaś dziwna, maleńka. Mów, co się dzieje - był bardzo zaniepokojony.

 

- Dzwonił Paul... - podniosłam głowę aby spojrzeć na niego - Jutro musimy jechać z rana na jakieś dodatkowe badania, które zlecił Martin - przytulił mnie jeszcze mocniej do siebie i pocałował mój policzek.

 

- Tym się tak zmartwiłaś?

 

- A ty nie?

 

- Nie, przecież Martin uprzedzał mnie, że przed zabiegiem będzie chciał powtórzyć i zlecić nowe badania.

 

- Faktycznie, zapomniałam - Martina powiedziała, że leci oglądać bajki i znikła w salonie - Nie boisz się, że może coś pójść nie tak? - opuściłam wzrok, by nie mógł dostrzec mojego strachu.

 

- Kochanie? - złapał mnie dłońmi za poliki - Spójrz na mnie - powiedział ze spokojem. Podniosłam wzrok na Dominica, a on nachylił się nade mną i pocałował mnie delikatnie, ale za to bardzo namiętnie - Nie boję się, a wiesz dlaczego?

 

- Nie wiem.

 

- Dlatego, że mam twoją miłość i wiem, że Bóg nie odbierze mi żadnej mojej kobietki, bo kocham je nad życie - ponownie wbił się w moje usta i całował tak delikatnie i tak rozkosznie, że kolana mi się ugięły - Och ty mój kochana wariatko - skubnął płatek mego ucha. po którym przeszedły mnie ciarki.

 

- Jak powiedziałeś? - udałam obrażoną.

 

- Wariatko, przecież ja jestem twoim ciołkiem, maleńka - zaczął dźwięcznie się śmiać.

 

- Jesteś okrutny - dostał sójkę w bok.

 

- Aaałłłaaajjj ! - krzyknął, upadając na kolana - Moja kobieta mnie bije - złapał mnie za nogi i przyciągnął do siebie - Wybacz mi pani, moje niestosowne zachowanie. Obiecuje poprawę, tylko nie wymierzaj mi kary - zrobił minę zbitego psa i zaczął całować mnie po gołych udach.

 

- Jeśli nie przestaniesz, to wymierzę ci taką karę, że będziesz krzyczał, prosząc o litość - Domi ponownie wybuchł śmiechem, wstając z kolan.

 

- Czy masz podobną karę do ostatniej?

 

- A nawet jeśli, to nie myśl, że byłabym teraz taka łagodna - odwróciłam się i wzięłam filiżankę z zimną już kawą.

 

- To ja moja pani, dobrowolnie poddaję się każe - wyjął moją kawę z rąk i przycisnął do szafki. Czułam jak jego kroczę zrobiło się twardsze.

 

- Ty napaleńcu jeden - pocałowałam Dominica w szyję - Do tego służą już nam tylko noce.

 

- Wiem maleńka, ale nie dzisiejsza, bo wiesz, że muszę być sprawny na jutrzejsze badania - kąsnął moją szyję - Ale następnej nocy, jestem cały twój.

 

- Trzymam ciebie za słowo.

 

Reszta dnia minęła nam na spacerze i robieniu zakupów. Martina była trochę marudna, widocznie jej organizm robił się coraz słabszy. Widać było, że szybciej się męczy i nie ma już takiego apetytu jak parę dni temu. Zamartwiałam się o nią i z dnia na dzień, mocniej się troszczyłam o mojego aniołka. Za to Dominic wykazywał się jako ojciec i jako partner życiowy. W ciągu tych kilku dni, poznałam go na nowo. Dopatrzyłam się więcej zalet, ale nadal był uparty i stawiał na swoim. Kochałam go ponad życie i nie miałam już wątpliwości czy wybaczając, dobrze zrobiłam. Odzyskałam swoją miłość, a moje dziecko ojca. Jednak marzenia potrafią się spełniać i miałam nadzieję, że reszta też się spełni i wszystko zakończy się w rodzinnej idylli.

 

 

Przepraszam, że długo nie dodawałam rozdziału, ale trochę musiałam urlopu wykorzystać i wyjechać z córką na parę dni. Rozdział wydaje mi się nudny, ale od następnych zacznie się pomału coś dziać. Pozdrawiam was.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Holly2004 16.08.2015
    Cudownie, jak zawsze :) 5 ;)
  • Rebley 16.08.2015
    Jeeej nowy rozdział-moja reakcja. 5555555 *_*
  • kesi 17.08.2015
    Dziękuję dziewczyny :-)
  • Luna 18.08.2015
    Z czego ten początek?
  • kesi 18.08.2015
    Z piosenki lost frequencies - reality
  • kesi 18.08.2015
    Z piosenki lost frequencies - reality
  • Karina25 18.08.2015
    Wcale nie nudny rozdział. Zostawiam 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania