Poprzednie częściHistoria wielkiej miłości (1)
Pokaż listęUkryj listę

Historia wielkiej miłości - część 2 - Rozdział 7

Ze snu wybudził mnie dźwięk telefonu. Odebrałam bez patrzenia, kto dzwonił.

 

- Amanda Sting, słucham.

 

- Witaj kochanie - po drugiej stronie, odezwał się Paul - Obudziłem cię?

 

- Cześć Paul - powiedziałam ciszej, by nie obudzić Dominica. Wstałam i udałam się do łazienki - Właśnie się obudziłam.

 

- Znalazłaś go? - słyszałam w jego głosie, nutkę zazdrości.

 

- Tak. Jestem u niego.

 

- Jak to u niego? Miałaś być u Keith - czułam, że jest zdenerwowany.

 

- Jutro będziemy w Nowym Jorku - szybko zmieniłam temat.

 

- Cieszę się, bo bardzo za tobą tęsknię.

 

 

- Wiem - nie miałam ochoty na dalszy rozwój, prowadzonej rozmowy - Przepraszam cię, ale muszę kończyć. Odezwę się później - chciałam się rozłączyć, ale Paul się odezwał.

 

- Chyba nie zostawisz mnie, dla tego palanta? - jego pytanie mnie zaskoczyło.

 

- Porozmawiamy później. Cześć Paul - szybko się rozłączyłam. Usiadłam na kancie wanny i wpatrywałam się, w swoje odbicie. Moja twarz przybrała rumieńców, oczy odzyskały swój blask, a ja? No właśnie ja, czułam się, prawie doskonale. Miałam cholerne wyrzuty sumienia, bo zdradziłam człowieka, z którym byłam. Przecież ja nie kochałam Paula. To po co z nim jesteś? skoro kochasz Dominica. Szeptała mi, moja podświadomość. Miałam zakończyć, swój związek, bo krzywdziłam człowieka, który bardzo mi pomógł.

 

- Cholera, zacznij coś robić - powiedziałam sama do siebie.

 

- Amando, jesteś tam? - Domi, dobijał się do łazienki. Wstałam i otworzyłam drzwi - Z kim rozmawiałaś? - stał oparty o framugę. Uwielbiałam, kiedy był zaspany i potargany.

 

- Z nikim nie rozmawiałam.

 

- Dlaczego mnie kłamiesz? - skąd mógł wiedzieć, że kłamie.

 

- Mówiłam, sama do siebie - mówiłam przecież prawdę.

 

- Sama sobie gadałaś, że jutro wracamy? - podszedł bliżej i złapał mnie w pasie.

 

- Rozmawiałam z Paulem - mówiłam cicho, nie patrząc na niego.

 

- Musisz zakończyć tą znajomość.

 

- Nic nie muszę - próbowałam się wyswobodzić z jego objęcia.

 

- Mówiłem ci, że należysz tylko do mnie - jego pewność siebie, nie miała granic.

 

- Ja należę, tylko sama do siebie i do mojej córki - Dominic spojrzał się na mnie, z łagodnym spojrzeniem.

 

- Chcę ciebie odzyskać, Amando - pocałował lekko moje usta - Skrzywdziłem ciebie, po raz drugi, ale to było dla waszego dobra.

 

- Co ty Dominic pieprzysz?! Ja dziękuję za takie dobro. Nie masz pojęcia o mojej kondycji umysłowej. Zniszczyłeś mnie, a teraz mówisz, że chcesz mnie odzyskać? - krzyczałam na niego i próbowałam się wyrwać.

 

- Stop! - teraz to on krzyczał - Odkąd odszedłem od ciebie, żaden kutas nie zrobił ci krzywdy - tu miał rację, nikt mi nie groził. Przecież, gdy dwoje ludzi siebie kocha, próbuje przezwyciężać wszystkie trudności - Wtedy, gdy Alex ciebie, poważnie postrzelił, myślałem że umrę. Moje życie bez ciebie, nie miałoby sensu.

 

- Przez trzy cholerne lata, jakoś dałeś radę żyć! - nie mogłam pozwolić sobie, na dalsze okłamywanie.

 

- Zapytaj Michaela, co się ze mną działo - puścił mnie i zaczął chodzić, po pokoju - Nie mogłem spać, a tym bardziej jeść - przeczesał nerwowo włosy - Przez pierwsze sześć miesięcy, moim najlepszym przyjacielem był alkohol.

 

- Dominic, nie interesuje mnie twoje cierpienie. Dla mnie najważniejsze jest życie Martiny - Domi stanął i patrzył na mnie z wielkim bólem, wymalowanym na twarzy.

 

- Jutro rano wylatujemy, razem z Dylanem. On przeprowadzi cały zabieg - zrobił kilka kroków w moją stronę - Nie oczekuj ode mnie, że zniknę z życia mojej córki. Już i tak za dużo straciłem, przez swoją głupotę - ucałował mnie w czoło i wyszedł. Zostawiając mnie samą, z moimi myślami.

 

DOMINIC

 

TRZY LATA WSTECZ

 

 

Kiedy byłem pewny, że Amandzie i dziecku nie zagraża już niebezpieczeństwo, postanowiłem zniknąć. Nie mogłem znieść tego, że ciągle działa się krzywda kobiecie, którą kocham całym sobą. Musiałem wyjechać i zamknąć wiele spraw, by nikt nie mógł mnie odnaleźć. Wiedziałem, że źle robię, ale nie mogłem postąpić inaczej.

 

- Michael, ja muszę wyjechać i zostawić Amandę - Szrama stał i nie wierzył w to co mówię.

 

- Czy ty siebie słyszysz?

 

- Tak - wziąłem do ręki szklaneczkę z wypełnionym, alkoholem.

 

- Kurwa Dominic, nie długo zostaniesz ojcem, a ty chcesz Ami zostawić samą?

 

- Czy ty nie widzisz, że przeze mnie dzieje się jej krzywda? Ja tego nie wytrzymam - opróżniłem szklankę.

 

- Nie rozumiem ciebie. Ona jest bardziej bezpieczna z tobą, niż bez ciebie - Michael nie potrafił mnie zrozumieć.

 

- Zadzwoń i niech podstawią helikopter. Trzeba dziewczyny odstawić do domu - spojrzałem na swojego przyjaciela - Ty możesz razem Emmą wrócić.

 

- Nie zostawię ciebie. Na tym polega przyjaźń i miłość, ale ty tego nie rozumiesz, bo myślisz sam o sobie - odwrócił się na pięcie i wyszedł. Słyszałem jak rozmawiał z Emi.

 

Kolejny raz zawiodę i skrzywdzę moją ukochaną, ale dla nas nie ma przyszłości. Ważniejsze jest życie Amandy i dziecka, niż być z nimi i ich krzywdzić. Niestety, od przeszłości nie da się uciec.

 

Zmieniłem numer telefonu, sprzedałem swoją posiadłość w Malibu i razem z Michaelem wyjechaliśmy do Australii. Kupiłem tam dom i piłem. Piłem na umór, nic poza procentami dla mnie nie istniało. Nie miałem kontaktu z bratem, odciąłem się od całego świata. Michael, próbował przemówić mi do rozsądku, ale ja nie słuchałem i krzyczałem na niego.

 

- Nie twój zasrany interes. Możesz wrócić i dać mi kurwa, święty spokój - rozbiłem pustą butelkę o ścianę.

 

-Wiesz co Domi?

 

- Nie masz prawa mówić tak do mnie ... Tylko Amanda mogła, tak zdrobniać moje imię - już dawno nie słyszałem, tak wypowiedzianego imienia.

 

Ból w sercu na nowo się otworzył. Alkohol, nie pomagał mi w zapomnieniu. Widziałem jej uśmiechniętą twarz, która była wypełniona miłością. Ona była taka piękna, taka wspaniała i jedyna. Tak bardzo za nią tęskniłem i tak bardzo jej potrzebowałem. Boże, co ja zrobiłem najlepszego! Zostawiłem swojego anioła, moją przyszłość, moje życie, moją miłość. Pragnąłem wzbić się wysoko, poczuć się wolnym, od tego kurewskiego życia. Nie potrafiłem sobie z tym wszystkim poradzić. Czy ja naprawdę byłem taki ślepy i głupi? Czy po prostu obleciał mnie strach? Nie wiedziałem,co mam począć ze sobą. Ja, kurwa silny facet, zachowywałem się jak baba.

 

- Dominic, weź się w garść - przywrócił mnie do rzeczywistości Michael - Czy ty nie widzisz, jak niszczysz siebie? Czy to jest normalne zachowanie, dorosłego i poważnego mężczyzny? - jego ton był podniesiony, a zarazem łagodny - Człowieku, jesteś ojcem i zrób coś żebyś nie stracił, najlepszych lat z życia swojego dziecka. Ja na twoim miejscu zrobiłbym wszystko, by posiadać tyle szczęścia co ty, ale przecież wielki Dorian, ma to w głęboko w dupie - wiedziałem, że ma rację, ale nie mogłem jeszcze stanąć, ponownie na drodze Amandzie. Najpierw musiałem uporać się ze swoimi problemami, zakończyć zabawę w gangstera i zamknąć swoją przeszłość, raz na zawsze.

 

- Masz rację, przyjacielu - poklepałem go po ramieniu - Ale i tak potrzebuje czasu na zrobienie porządku, w swoim życiu - wyszedłem z gabinetu i poszedłem do pokoju, spać.

 

TERAŹNIEJSZOŚĆ

 

To już prawie trzy lata, odkąd nie widziałem Amandy. Tęsknota zamiast się zmniejszać, to przybierała na sile. Już nie byłem takim mężczyzną jak kiedyś, teraz zostało po nim wspomnienie i cień. W końcu udało mi się namówić Stevena, do tego by zajął się tym, czego ja już nie chciałem robić. Chociaż i tak, przeszłość nigdy mnie nie zostawi. Po trzech, długich latach, wracam w końcu do rodzinnego domu. Spotkam się z moją rodziną. Na samą myśl się cieszyłem, że zobaczę swoich bratanków i Keith. Kiedyś chciała mi coś wspomnieć o Amandzie, ale jej nie pozwoliłem. Nie byłem na to gotowy, a teraz sam już nie wiedziałem czego chcę. To za długi czas, by coś zdołać naprawić. Zresztą , zrobiłem się bardzo zgorzkniały i obojętny na całą tą sprawę. Potrzebowałem chyba psychologa, bo nie mogłem pozwolić sam sobie, żyć.

 

Spotkanie ze Stevenem i Keith, po tak długim czasie, było czymś, co było mi bardzo potrzebne. Dzieciaki urosły, Adaś zrobił się jeszcze bardziej mądrzejszy, a Lili była delikatną i inteligentną dziewczynką. Pomyśleć, że ja też mam dziecko, którego nigdy nie widziałem i chyba nie będzie mi to dane. Nie pocieszyłem się za długo, towarzystwem dzieci i mojej bratowej, ponieważ wyjeżdżali na jakiś obóz sportowy, a za to Keith miała jakieś sprawy do załatwienia. Steven też chciał gdzieś jechać, ale ja jakoś nie miałem ochoty i zostaliśmy w domu. Musiałem podpisać jakieś papiery, które nie mogły już więcej czekać. Rozmowa z bratem, wydawała mi się jakaś dziwna. Czasami nie mogłem zrozumieć tego, co on do mnie mówi. Wspominał mi coś o Amandzie, że przestała się odzywać do Keith, a ona nad tym bardzo ubolewa. Jednak nie tylko ja, chciałem się odseparować od osób, na którym zależało nam. Człowiek jest cholerną zagadką i nikt nie wiem, co w nim siedzi.

 

- Przyjechała Keith - mój brat, był bardzo zadowolony z powrotu swojej żony, jakby nie było jej z tydzień czasu - Wybacz brat, ale idę przywitać się - powiedział i wyszedł. Coś mi tu nie pasowało. Wstałem z fotela i skierowałem się w stronę salonu. O moje uszy, obiło się imię Amandy. Czyżby ona tu była? Nie, to niemożliwe, mój brat by mi tego nie zrobił. Stanąłem w salonie przy schodach, prowadzących na górę. Moim oczom, ukazała się kobieta, ale to nie była ta dziewczyną, którą tak bardzo kochałem. Ona była inna, taka nie obecna, smutek miała wypisany na twarzy, która była wychudzona i szara. Nie było tego cudnego blasku w jej oczach, wyglądała tak jakby była chora. Jej wzrok spotkał się z moim, przez kilka sekund staliśmy, wpatrując się w siebie. Amanda odezwała się pierwsza.

 

- Witaj Dominicu - jej głos nic się nie zmienił. Podszedłem bliżej brata.

 

- Co ona tu robi? - nie wiem czemu byłem taki arogancki w stosunku do niej.

 

- Ona to ma imię, jakbyś nie wiedział - jak mi brakowało jej pyskowania.

 

- Po co tu przyjechałaś? - patrzyłem jej, prosto w oczy. Byłem ciekawy, po co ona tu się zjawiła. Nie była zaskoczona moją obecnością, więc wiedziała, że będę.

 

- Dominic uspokój się - wtrącił się Steven, sam nie wiem po co. Ani on, ani Keith nie poinformowali mnie, że przyjeżdża Amanda. Gdybym wiedział, że będzie, to bym wcale nie wracał.

 

- Jeśli ona tu zostaje, to sorry brat, ale ja za dwa dni wyjeżdżam - pragnąłem zostać i naprawić naszą relację, ale jej mina mówiła mi, że nie mam o co już walczyć.

 

- Ty chory skurwysynu, jak możesz być tak żałosny? - o cholera, rzadko kiedy, widziałem Amandę w takich nerwach - Nawet nie zapytasz się, jak miewa się twoja córka? - Boże, ja miałem córkę! radowałem się w myślach. Jednak sprawdziło się, to co mi kiedyś Ami opowiadała o swoim śnie. Podszedłem bliżej niej, czułem jej złość, która wychodziła na jej twarzy. Nie chciałem, na nowo jej krzywdzić i żałuje, że swoją szanse zaprzepaściłem. Postanowiłem, na nowo zniknąć z jej życia.

 

- Teraz mnie posłuchaj, bo powiem to tylko raz - starałem się, mówić pewnie i z nerwami - w twoim życiu ja nie istnieję i lepiej żeby się to nie zmieniło - dotknąłem jej, gorącego policzka - Idź do lekarza, bo wyglądasz okropnie - martwiłem się jej stanem, bo naprawdę wyglądała źle. Odwróciłem się w stronę gabinetu.

 

- Wiesz co Dominic? Dla mnie już dawno umarłeś i z całego serca tobą gardzę, ale tu nie chodzi o ciebie ani o mnie - zatrzymałem się przy schodach i nie próbowałem się odwracać, by nie widzieć jej złości i pogardy - Jestem tu tylko i wyłącznie ze względu na naszą córkę, która umiera - jak to kurwa, umiera? To nie może być prawdą. Za plecami usłyszałem, głośny trzask zamykanych drzwi. Odwróciłem się i zobaczyłem, że jej nie ma. Usiadłem na schodach i nie wierzyłem w to, co się działo.

 

- Idź za nią, ty skończony dupku - krzyczała na mnie Keith - Ona i Martina, bardzo ciebie potrzebują - byłem tak zdenerwowany, że nogi odmawiały mi posłuszeństwa - Twoja córka umiera, ma białaczkę - jej słowa, podziałały na mnie, jak kubeł zimnej wody.

 

- Czemu nic mi nie powiedzieliście, do cholery - zacząłem krzyczeć - Ja pierdole, mój rodzony brat nic mi nie powiedział.

 

- Amanda mi zabroniła - odezwała się moja bratowa - Przez to się pokłóciłyśmy, bo chciałam powiedzieć tobie prawdę - zobaczyłem w jej oczach łzy.

 

Wybiegłem szybko z domu i pobiegłem za Amandą. Było ciemno, zaczął padać deszcz i zbliżała się burza. Nie wiedziałem, w którą stronę poszła. Wyostrzyłem wzrok i dostrzegłem jej mizerną posturę. Podszedłem, szybkim krokiem w jej stronę i złapałem ją ramię.

 

- Dlaczego nie pozwoliłaś powiedzieć Keith o mojej córce? Jesteś nieodpowiedzialną matką, przez ciebie ona teraz cierpi - byłem tak kurewsko, zdenerwowany na nią. Nie zważałem na jej łzy, ani na ból, który był w jej oczach.

 

- Ty pojebany człowieku, jak możesz mi mówić coś o czym nie masz zielonego pojęcia - wyrwała się z mojego uścisku. Na jej twarzy była wymalowana złość i pogarda.

 

- A ty uważasz się za lepszą? Zamiast dziecko ratować, to wolałaś się unieść honorem. I ty siebie nazywasz matką? - ledwo wypowiedziałem te słowa i już ich żałowałem. Amanda z całej siły, uderzyła mnie w twarz i przyznaję się, bo mi się należało - - Nie masz prawa mnie oceniać i bardzo żałuję, że tu przyjechałam i powiedziałam ci o Martinie - w tym momencie podjechała taksówka. Nie mogłem jej pozwolić odjechać, ale nie miałem odwagi niczego jej powiedzieć, a tym bardziej jej zatrzymać - Nigdy tak bardzo ciebie nienawidziłam jak teraz, dla mnie nie istniejesz, umarłeś. Nie jesteś tym Dominiciem, którego kiedyś kochałam i podziwiałam. Jesteś chorym kutasem, bez jakichkolwiek uczuć. Żegnaj - wykrzyczała mi w twarz, bardzo ostre słowa i odjechała. Dlaczego, całe nasze spotkanie, po takiej długiej przerwie, zakończyło się w taki sposób. Stałem i wpatrywałem się w zanikające, czerwone światła samochodu.

- Dominic, bierz auto i jedź za nią - usłyszałem słowa mojego brata. Rzucił mi kluczyki od samochodu, którym podjechał. Wsiadłem i odjechałem, goniąc kobietę, którą kocham najmocniej na świecie i , z którą mam córkę. Zrobię wszystko, by ją uratować, zwołam najlepszych lekarzy, nie zważając na żadne pieniądze. Moja córka mnie potrzebuje, tak samo jak ja jej.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Karina25 26.07.2015
    Cudownie, jak zawsze
  • Gosia 27.07.2015
    To opowiadanie jest naprawdę wspaniałe... przeczytałam wszystkie części wczoraj i jestem pod wrażeniem! wyczekuje z niecierpliwością następnych rozdziałów :) pisz !!! życzę weny
  • kesi 27.07.2015
    Dziękuję Gosiu, za miłe słowa. Wiele to dla mnie znaczy i bardziej podnosi na duchu. Piszę już następny rozdział, ale dziś już go nie skończę. Dodam po południu. Pozdrawiam.
  • Luna 27.07.2015
    Piszesz opowiadanie śledzę od dawna i nie mogę się doczekać kolejnej części. Zachęcam Cię również do przeczytania mojego opowiadania "Czy to boli?".
  • kesi 27.07.2015
    Na pewno LUNA zacznę czytać. Jak zwykle dziękuję za miłe słowa.
  • Luna 27.07.2015
    Nie ma za co:D
  • Luna 27.07.2015
    Czekam na kolejną część...
  • kesi 27.07.2015
    Następny rozdział będzie dzisiaj :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania